wtorek, 3 lipca 2012

6:43

Z logiką u mnie na bakier. Doszłam do takiego wniosku miotając się w nocy na łóżku.

Sytuacja przedstawia się tak: - gdy wystawię głowę za balkon owiewa mnie chłodne powietrze. Pół metra do tyłu - wisi gorąca zawiesina. Rześkie  powietrze zaczyna napływać ok północy. Napotyka nieprzekraczalną, nie wiedzieć czemu barierę okna,  i doopa. Zamiast chłodku w chałupie, dalej jest gorąco.
W tej sytuacji każda średnio inteligentna małpa wybrała by balkon. A ja nie. Uparłam się na spanie w domu. Czas to zmienić.

Zastanawia mnie takie nielogiczne w tej sytuacji zamykanie się w czterech ścianach. Skąd to przywiązanie do zamknięcia? Strach przed świeżym powietrzem czy co? Przed złodziejami. A może przed utratą życia?

Patrzę w okna sąsiadów - szczelnie pozamykane lub lekko uchylone. Obrzydzenie ogarnia mnie na myśl o tym co fruwa w ich mieszkaniach. U mnie od wczesnej wiosny okno uchylone, im cieplej, tym bardziej. A latem wszystko pootwierane na maxa.

Żadnych firanek i zasłon. Nic nie przesłania zieleni drzew. Nikt w okna nie zagląda. Pachną lipy. Tylko łomot samochodów jest męczący. Ale cóż, ta łyżka dziegciu musi być, żeby nie było za dobrze :D

Moje wrony doskonale sprawdzają się w roli budzika. Już od czwartej zaczynają swoje pogawędki. Czasem się kłócą, biją.

Przylatują do resztek ubiegłorocznego gniazda i wspominają. Kraczą w różnych tonacjach. Łypią paciorami w moją stronę jakby chciały się upewnić czy już wstałam. Mówię im: - cześć wrony a one nic. Zero kultury.
Na koniec porannych pogaduszek jedna z nich mówi " kluk " i fruuu odlatują hurtem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz