sobota, 30 czerwca 2018

Karma czy prawo natualne?


Czy kiedyś ktoś Was skrzywdził? Gupie pytanie? Retoryczne raczej, bo każdemu ktoś, kiedyś sklepał doopę za niewinność, za bycie jeno. Niesprawiedliwe potraktował, osądził? Z premedytacją? Znamy to wszyscy.
I czasem, choćbyśmy nie wiem jak, na ile dostępnych nam sposobów analizowali sytuację, nie widzimy naszej winy. A jednak. Jest jeden potężny, przepotężny feler. Nasze działanie lub jego brak, nasz charakter, istność - mimo braku jakiejkolwiek przemocy z naszej strony, wywołuje agresję, burzę niepowstrzymanej nienawiści początkowo ukrytej, tłumionej.
Pomijam tak powszechny, drzewiej nieznany, okres burzy i naporu okresu dojrzewania i nazad. Przekwitania. W obu okresach odwala totalnie i różnie się to manifestuje.
Zastanawiam się ot tak. Niewymuszenie. Czy można jednostronnie przejść nad wadami u człeka, którego chwilę wcześniej uwielbialiśmy, do nienawiści, agresji? Czy tak szybko mija kres zauroczenia? Co takiego musi się stać by to się zadziało? u mnie naiwność, że nie będzie źle, że przecież nie będzie pić itd. Że ojciec nie może - co za głupie założenie - wypiąć się na własne dziecko? Że że że     jest tego tyle ilu ludzi.
Co brać lub nie brać pod uwagę? To zagadka.
 skąd bierze się brak obiektywizmu w efekcie skutkujący krzywdą lub poczuciem krzywdy.
Krzywda zaś lub jej odczuwanie wywołują konkretne emocje, słowa.   w skrajnych przypadkach agresję fizyczną.
Często zdarza się tak, że osoba kzywdząca, sama doznaje jakiejś szkody, uszczerbku. Czy to materialnej czy fizycznej.  wtedy w ostatnich latach z satysfakcją lub i bez, mówimy - karma.
Czy to ma sens?
Nie wolno skrzywdzić ciężarnej bo myszy lub mole się zalęgną. Taka wiedza pokutuje.
Nie wolno odmówić bycia chrzestnym.
Nie bierz od nikogo butów czy zegarka - koniec znajomości. itd itp
Tu z kolei zdarzenia są powiązane z konkretami.
Czy wspólna pasja i udany sex to wystarczające podstawy do trwałości małżeństwa?
Tysiące pytań i żadnych konkretów.

Byłam na półrocznej terapii. coś tam w głowie zostało.  procentuje. i choć założenie było inne otwiera mnie na świat. w inny, bardziej dojrzały sposób. ale to jest proces. to musi trwać.
Pracuję wśród ojczenaszów. Są normalnymi ludźmi a jednak innymi.   choćby przez to, że żyją sami w niewielkiej społeczności. Są tak  i tu i tam. W świecie fizycznym i duchowym.
Tolerancja dla drugiego, dla jego odmienności to jest to czego się trońkę tu nauczyłam i uczę. Akcepacji. Bez względu.
Cierpliwości. 
Czasem słyszałam - weź to jako swój krzyż. Tak wysoko jeszcze nie wzniosłam się by pewne rzeczy z pokorą przyjmować. I nie chodzi tu  relacje z ojcami. Nieważne.
Są rzeczy, jawna niesprawiedliwość, która nie pozwala milczeć. I to jest chyba ten moment kiedy trzeba rozmawiać. Dużo  intensywnie. Przegadać sprawę do dna. Czasem to mie pomaga i co?
Co dalej?
Czasem we wspólnym życiu zdarzają się rzeczy, których nie jesteśmy w sanie akceptować. Nie jesteśmy, takie mamy w danym momencie wrażenie. Bo nie tak miało być.
Przecież partner nie może być np sangwinikiem czy np cholerykiem? Nie. Nie może. Bo mamy, mieliśmy inne wyobrażenie. Musi być echem nas samych? Wiernym odbiciem myśli i pragnień? To przecież nierealne przy zderzeniu osobowości z różnych domów, kultur, regionów. Jak w takim razie trwają małżeństw mieszane? czy dochodzi  fascynacja odmiennością na wielu płaszczyznach? Jak pogodzić inną tradycję? Jak zaakceptować słabość, potrzebę zachowania kawałka swojego świata? Czy można być z kimś kogo nie ma? Jest ale go nie ma? Widzisz, czujesz ale jest poza. Jest inaczej. Ma inne potrzeby. A to w danej chwili jest niezależne od niego.
Czy musisz zawsze nadążać za partnerem?
Czy życie w parze musi być tak skomplikowane? Przecież jest miłość do cholery czy jej nie ma? czy jesteś pracodawcą, że wymagasz zamiast kochać i być?



Sobota imieniny kota?

I już po. Po poranku, gdy soki kręciłam, pichciłam i namaczałam się. I cudo nad cudami, namaszczałam się!!!! Ja!!!!
W końcu znalazłam cudo, które w 100/ naturalne ;) namaszczam się, bo  moja skóra jakby wyschła przez te upały. Genialność produktu polega na zerowym filmie na skórze. Wchłania się cudownie.  na oblicze, lekko poradlone, również znalazłam. Olejek z awokado. Nic to, że lśnię jak nowy lakier na lamborgini, nic to. Jest dobrze. Nie duszę się twarzą, nic nie piecze, nie ściąga. Musiałam, musiałam coś koniecznie zacząć stosować, bo znów zaczynało mi się coś dziać na twarzy. A było już tak dobrze.
Wiecie co  wymyśliłam zamiast mydła? Usiądźcie lepiej! Płyn do higieny intymnej z kwasem mlekowym.  i było dobrze. Dla Młądej najlepiej - w końcu zagoiły się rany na dłoniach. Zagoiły  i znów się robią. Bo szampon. Najlepsiejszy jak dla  Niej - w końcu prawie spokój ze skórą głowy, ale mycie nim kasuje ręce. O jakżem szczęśliwa - wracamy do czasów niemowlęcych .
Generalnie albo coś we wodzie albo we mnie nie tak. Stawiam na siebie. Przepraszam, ale nawet doopy nie mam czym umyć. Wszystko mi wyżera okolice bikini. W związku z tym planuję nabycie bidetu. Trudno! Pińcet razy dziennie nie będę brała prysznica. Bo niestety, tam tylko woda.
A poza moją doopą parę rzeczy się zadziało.

Święcenia mieliśmy. W parafii a potem kinderbal dla gości i vipów. Był Nycz i  Prowincjał i cała masa luda. Było gwarno, wielojęzycznie ale bez zadęcia. Normalnie  i krótko. Bo i po co długo? A tera siedzę. Pożarłam czereśnie, kukurydzki. na obiad nie bardzo mam chęć, bom na kinderbalu, a raczej przed nażarła się. trzeba sprawdzić czy dania smaczne, prawda? Żeby plamy przed gośćmi nie było. Więc pomijając paluszki słone, chrupałam grzanki. Oczywiście gluten, więc od razu wzdęcie. No i ciastuszka trzeba było skosztować. Pyśne! Gluten i laktoza. W promocji pierdzioszki.
Dobra dobra. Na przyjęciu łakomstwo, ale wczoraj powrót do przeszłości.
Kiedyś, wieki temu, gdy mać jeszcze pracowała  przynosiła z labo kilogramy białego sera, wymyśliłam jajecznicę z białym serem  i pomidorami. Zrobiłam powtórkę wczoraj. Ambrozja mmmmm jakie to dobre. Nawet Młąda się nachęciła o co trudno. Pożarłam wszystko ku szczeremu żalowi w/w. polecam. Jest jeden warunek - ser musi być prawdziwny.

czwartek, 28 czerwca 2018

Bytowanie

Umowę dostałam kolejną do 2020 i miłe, motywujące słowa, że " chcemy, żeby pani dla nas pracowała." To motywuje.
Z pierdół domowych - soki se robię. Najpierw próbowałam dostawką do kenłudzia, finał - pół ściany w różowych zaciekach po soku z buraczków, wibracje, ryk  taki, że pizgłam z rozkoszą do śmieci. Dostawkę oczywiście.
Pogodziłam się ze starą sokowyrzymaczką  i pijam ambrozje. Dla Młądej musi być z pomidorami - inaczej się krzywi i marudzi.
Kenłudzia używam do smufi warzywnego. Dzisiejsze miało kolor i konsystencję krowiej sraczki. Zapach podobny. Ale zaparłam się schudnąć  nawet archanieli mnie nie postzymają. Młądą i  Agulca wygląd i woń odrzuca. 😁
Ciotka nie będzie już operowana. Ma osteoporozę.
Babelot się trzymie a ja w sobotę krótki wypad bach arbeit.
No i zaciesz dziś miałam niemożebny. zadzwonił Marianek. Niemal szeptem poinformował, że sam, swoją inicjatywą dzwoni, że koleżanka małżona nic a nic nie wie o tym. Że chciałby, cobym wpadła do nich na 2 godzinki  wykąpała pieski. Czemu nie, choć te 2 godzinki mnie rozbawiły, albowiem jeden pieseczek to konkret suka nowofundlanda. Pewnie nie wyczesana, nie strzyżona. Drugi wielkości owczarka niemieckiego. Nieco czyli mniejszy.i tu zaczyna się zaciesz. 😂 50zł za oba psy zapłata 😂 żanada' propozycja. Żenada'!

wtorek, 26 czerwca 2018

Umrne

Ten mój Ojciec Prezes doprowadzi mnie do zawału, do szału. normalnie umrne.
Rozmowa z Nim o przedłużeniu umowy to hardcore. Ma poczucie humoru, którego ja nie łapię. Angielski humor to pan pikuś. A jeśli się okaże, że te ojcenasze namówili się hurtem i mnie wkręcali to ja Im pokażę paskudnikom.
No zawału dostanem, a Ten ma zaciesz 😣

poniedziałek, 25 czerwca 2018

Jak to nazwać?

Pomysły ma kler
1. Teologię wprowadzić na świeckie uczelnie.
2.  duchową adopcję piłkarzy.

A o czym nie wiem?
 Serio! To już mnie zaczyna przerażać!!!!!!

niedziela, 24 czerwca 2018

A czy to zakazane?

Wszystko badajcie a co dobre zachowujcie.
A co jest dobre? I da kogo?
Ok. Czytam, no, zdarza mi się. A żem mocno monotematyczna to kręcę się jak pies wokół własnego ogona.
Pisma głębokie i płytsze. zaznaczę od razu, że papierowej prasy od lat  nie tykam. Tv mnie wkurwia, krótko mówiąc już obligatoryjnie.
Szeroko pojęta duchowość mnie kręci acz słowo - teologia - odrzuca. Czemu?
Pierwsze co mnie zdziwiło, to to, że w zasadzie żaden z ojców nic na temat wiary nie mówi. Zero-nul. zdziwiło i rozżaliło. Drugie, pomijając tendencyjne profile katolickie z gronem klakierów, Franciszkowe są tak ewangeliczne, że aż sprawiają odrealnionych. Trzy - https://www.youtube.com/watch?v=DZBl-fjNQNU
To daje do myślenia. rusza tą jedną szarą masę. tudzież publikacje medyczne, naukowe dotyczące np ludzkiego genomu. Szczególnie jednego, który wyskoczył a raczej wskoczył w nasze DNA ponad 10 mln lat temu. I nigdzie go nie ma poza nami. i szansy na to by w wyniku ewolucji zmutował, też nie.
Książki dobre polecam, np o szamanizmie. Np z Małej Biblioteki Religii. jeśli kogo to kręci.
Ja wrzucam na luz. Hamulec zwolniony - zaczyna się jazda bez trzymanki.



Kapie i duje

Mokrość najszła właśnie. i dobrze. od wielu dni zamawiałam deszcz. tygodniowy, spokojny - żeby ziemia się nasyciła a nie, że zlewa co wierzchem poleci. w każdym razie dobra zmiana. Będzie co jeść. Wiem wiem, powinnam płakać że deszcz, cieszyć się że susza, kibicować wszystkim, polakom pluć w twarz.

Dzisiejszy dzień leniwy bałdzo, oj bałdzo. Może to pogoda, może nadmiar jedzonka w brzuszku?
Boć i oglądam fajniusi serial https://www.cda.pl/video/2235171ff, i podjadam, dopycham.
Ano czereśnie na śniadanie, potem zmiksowana kapucha z odrobiną majonezu - sama jest zbyt ostra, potem duszona z kopereczkiem, in tractu rybka, chrupy kukurydziane. a do wieczora daleko :) jednym słowem moja wersja neronienia.

sobota, 23 czerwca 2018

Żyję - nie padłam.

Uprzejmie donoszę, że zakupy poczynione. Zielona pasza głównie. Kapucha, pomierdoły, kuperek i nać. Czereśnie i wiśnie na zupkę. Kartofelki i rybka oraz białe czyli serek, kefiru, śmietana i jogurt oraz flaszka mleka koziego. Oj, czuję już że mam kiszkę!
W końcu nabyłyśmy wózek zakupowy. Przepastny, z ogranicznikami po bokach - to ważne, bo utrzyma zawartość w pionie.
Jajca nabyte i tytuń i hurtowe ilości szpinaku. Ojć, będzie się działo!
Kapustka już pyrkocze, rybka się smaży i gitara :)
Czereśnie kąsnięte. Pyszota!
Upal znik i dobrze, można troszkę odsapnąć. A we wtorek znów nach arbeit i 150 celcjuszów. Przeżyję.
Babelot wyjechał, ciotka coś bąka, że potrzebna jej jakakolwiek pomoc. O co kaman?  Babelot z nią! Służby zastępu chce?
Nic to, choćby się waliło i paliło, tego roku choćby  nawet przepisały na mnie Otwock, ja się nie przeniosę. Muszę mieć czas na siew i zagospodarowanie działki.
Ponoć wszystko ma być moje, buachachacha. Dobry żart! Jak będę na wózku czy o kulach mam zajmować się ruiną?
Bo niestety tu już wymaga mega pracy i jeszcze więcej kasy. A co będzie za kilka lub kilkanaście kat?

piątek, 22 czerwca 2018

Zidiocenia cd

Babelot lat 82 wzion kolejną pożyczkę.
Cel - rynny robić na budynku w którym nikt nie mieszka, na rozpadających się budynkach gospodarczych, a wreszcie siostrze.
Przy okazji pobytu w Wawie zgnoiła znowu Młądą. To są rzeczy nie do odpracowania. Szlag!!!!!

niedziela, 17 czerwca 2018

Jaśmin

http://www.sathyasai.org.pl/sathyasaibaba.php
 (zdjęcie jest ich własnością)

Jakiś czas temu pachniało mi w domu jaśminem. pisałam o tym.
Wczoraj potrzeba ogarnięcia półkowych bałaganów. potrzeba medytacji. oczyszczenia.
Dziś wątek Sai Baby, jakby naturalny ciąg zdarzeń.
Dosłuchałam, że Baba manifestuje się zapachem jaśminu. ok czekam na ciąg dalszy życia.

Ps. W Indiach są Biblioteki Liści Palmowych, gdzie na płytkach spisane są dzieje tysięcy dusz. Ich reinkarnacji. do dziś. z relacji zainteresowanych - wszystko zostało zapisane od początku i realizowane do dnia dzisiejszego. Czyli dzieje się i trwa.


Czekam.

Na zakupy

Pisałam, że w pobliskim kerfurze może z 5 rodzajów polskich warzyw można nabyć?
Że produktów pl jest procentowo mniej niż z innych krajów?
Zamkłam oczy i poszłam do małego, naszego sklepiku. Arbuza mi się zachciało. O fak! Szit! Język mi zdrętwiał po onym.
- gdzie pani widziała polskie arbuzy? - pyta sprzedawca. Generalnie wychodzę na nawiedzoną kretynkę.
Robicie zakupy w megamarketach. Znacie system. Towar-torebusia-wlepa cenowa. Przy kilku-kilkunastu produktach, okazuje się w domu, że jesteśmy posiadaczami pierdyliona plastików.
Pić mi się zachciało, wody mi się zachciało. Mówię Młądej-idę po wodę. Lekko zagotowana oglądam butelki pod kątem oznaczeń. PET, H-cośam, L-cośtam. Ni, ni ma dawnych. Wszędzie PET i cyferki. Wg najnowszych ustaleń najmniej szkodliwe są z numerami 2 i 5. Najmniej szkodliwe a więc mimo wszystko szit. Boć woda nie powinna truć a truje.
Nabyłam we szkle. Cena jak za złoto. Gzie te czasy gdy nabierałam kubkiem wodę ze studni? Czysta, zimna, pyszna.
Na dodatek Młąda postanowiła mnie dobić.
- a paczyłaś na opakowaniu na nabiale?
Popaczyłam. PET.
Wiem, wiem - wczoraj nie zeszłam z drzewa. Można przerobić na polary czy gacie.
Tylko już wieki temu mać pedała, że tłuste + plastik to ee, be, trucizna, krótko mówiąc.
Te para coś tam, te ftalany i inne przenikają do wszystkiego z czym mają kontakt. Co że mleko we szkle, skoro plastikiem leciało. Co że mięsiwo z certyfikatami, skoro zafoliowane.
No i co?
Zadanie jest do wykonania.
Zdrowo karmić młode i od pełzaka uczyć, wbijać w szurpate łebki abc przetrwania.
Pokochać rolników, u nich się zaopatrywać. Tyle. i aż tyle.

piątek, 15 czerwca 2018

Padam

Po ostatnich upałach, nawale roboty - bo to i zastępstwo i swoje dalej ciągnę - padłam. Kicham, prycham, kaszlę  nie zdziwionam. Kilka czynności w dusznym, nieprzewiewnym pokoju  ot ciurkiem cieknie. Za chwilę gdzieś się przeszłam - przeciąg - na plecach lodowaty kompres mokrej koszulki. Usiłuję podciągnąć to pudełko na człeka na jakiś wysokoobrotowy poziom  i więdnę na samą myśl.
Ogarniać trzeba Młądą. Bez względu na wzystko wykopałam do up. Uffff.... Jeden punkt zaliczony. Wczoraj alka by przepisała się do innego lekarza. Uffff... Udało się. Dziś miała pójść po numerek. Zaspała. Czekamy do poniedziałku, a ja będę dzwonić. Może się uda.
Tlf z pracy. Zginął klucz do pokoju. Mać ma nas nawiedzić. PoTomek rozstał się z panną, więc ma zbędne rzeczy do wrzucenia do mnie. Gdzie mam je upchnąć????


Popiszę o trońkę spokoju. Jutro do pracy. Bym chciała odpocząć.

poniedziałek, 11 czerwca 2018

Każdy powiew, choćby leciutko, traktuję jak dar losu, bo nie ma to-tamto, pot ciurkiem ze mnie cieknie. Jak nie skończy się jakimś chorubskiem to będzie cud. Ale cudom pomagamy, pomagamy. Łykamy dobroci i w związku z tym  rano z pieśniom na ust koralu wstajem. Lepiej, po nocce się budzę i hm...okazuje się żem w trakcie modlitwy. To choroba??? :D
W paniom pokojowom się zamieniłam. Ścielę, myję, pucuję, odkurzam. 5 minut takiej aktywności i mokram. Nic, tylko pod prysznic świeżo wypucowany.
Dorobiłam się brewarza :D  jeszcze tylko nauczyć się go obsługiwać. Bo to deko skopmlikowane est.
Tak se myślę, że jakoś bliżej mi do Pan Bucka niż do browara. Do ciszy i samotności, niż towarzystwa. Jakoś tak mi się porobiło.

Okno se pomalowałam i kaloryfer, bo już nie mogłam patrzeć. Jedna część dawno biała z żółtymi mazami, druga blueeee. Teraz jest supcio. Bieluśko, czyściuśko. I znik ohydny brązowy kaloryfer.
Akcja wygrużania in tractu. Poleciały do śmieci stare książeczki dzieciaków co to czekały na ich dzieci. Brzechwa się ostał. Na razie. Współczesne baje i wiersze dla dzieci są wg mnie obrzydliwe. Nie mają rytmu, melodii, morału.
Poleciały jakieś beletrystyki, jakieś książki ogólnorozwojowe - tak bym to określiła. Jakieś vademecum - jedno drugie, trzecie.
Paczę na stojącą półkę - 97 książek. Feng Shui - Lilan Too. Najlepsze pozycje jakie znam. Naturoterapie różnej maści - od ziołolecznictwa, poprzez aromaterapię do resztek reiki i mudr. Poradniki domowe, gospodarcze. A to tylko część.
Kolejne 2 półki na ścianie. Ukochany Kraszewski i Gołubiew. Żeromskiego wysłałabym w  kosmos jak i Dąbrowską, ale gdy tego się pozbyć zniknie dawna, piękna polszczyzna. Może się uda zrealizować plan i część klasyki, przynajmniej część zabezpieczyć. A jak nie to trudno. zostaną hasztagi. A potem epoko pierwotna witaj.
W dawnej szafce kuchennej, gdzie szybkę dawno szlag trafił coś kole 40-tu. Niewiele. Bo i tomiska opasłe. Słowniki, teologia. No i beletrystyka opasła w 5-ciu tomach. o  templariuszach.
Ze 300 książek poszło do ludzi. Trochę żal ale takie życie. Część w czasach bidy do żyda. Trudno.
I paczę na kolejne półki. Groch z kapustą.rachunki, budzik, książeczki, modlitewniki , różańce, zdjęcie ojca, fiksatywa, szklanka z pisadłami, bryłka soli z Wieliczki, aparaty, portfele. Zużyte a szkoda wyrzucić bo niosą w sobie historię. Itd itd  jakoś tak się dzieje, że te pierdółki żyją własnym życiem. Mnożą się. Co przejdę to coś przybywa. A to wszystko przydasie.
No bo jak wyrzucić 40-letni, nie zniszczony, skórzany pasek damski? Szkoda, prawda? A że talię to ja miałam te 15 lat temu to nic. Pracuję nad odzyskaniem. Serio. Brzuszki czyniem, skręty  wygibasy tudzież rowerki - w pozycji horyzontalnej. Zielone żrem, glutenu unikam jak zarazy. Ziemniorów też - mają wysoki indeks glikemiczny. Jest postęp. Spódnica już lata na biodrach, gumkę skróciłam, ale cycki lecą i twarz radleje. Coś za coś. Umrzeć z buźką jak niemowlę mając dziesiątki na karku to obciach. Tak jak faceci z rąsiami jak manekiny. nieskalane pracą. Obrzydliwość.
No bo co powiem Bogu mojemu. Że dni, lata poświęciłam na to co i tak przeminie. na karmienie próżności. I tak wystarczy we mnie pychy by obdzielić gromadkę. Przejmować się takimi pierdołami? Nie ma co się tak stresować życiem. Przed śmiercią się nie ucieknie. Tak jak i nie ma co z ludźmi walczyć. Omijać, zapomnieć. Robić swoje.
Prawda i tak wyjdzie na jaw. Czasem późno, ale może i dobrze.

 mam plan na dalszy remoncik mojego kącika - bo to wicie - 3,5 m2 z lekuchnym naddatkiem, więc nie poszaleję. połowę tego zajmuje łóżko a reszta to " powierzchnia użytkowa ". :DDDDD .
Wicie, tyle tego, że przy małym stoliczku na wdechu przechodzę do okna. I cholipka, zawsze mam boordel.

piątek, 8 czerwca 2018

Ploteczki

Spotykam się czasem na spacerze z byłą nauczycielką Pierworodnej. Jak w maglu, acz nieszkodliwie, wywnętrzamy się w sprawach aktualnie obowiązujących. dziś trafiło na dzieci. Na hurtowe ilości przekąsek na jedno góra tygodniowej wycieczce. Gumy, batony, czekolady, żelki, cukierki, chipsy. Ma-sa-kra! Nawet dziecko prawidłowo prowadzone przez rodziców nie oprze się pokusie. Do tego hektolitry słodkich napojów i obowiązkowa gotówka. Boć progenitura bez niej nie przeżyje!


A terą ze szkolnej ławy. Córkę mam, niepobitą rekordzistkę. Prawie 30 lat wiedzie prym. Pisałam : Jednocześnie kręciła loka palcem, pisała (to co trzeba) drugą ręką, jedną nogą machała, drugą wybijała rytm,  gwizdała- bo uczyła się tej niezwykle przydatnej umiejętności z polaka ew śpiewała. A wyrwana do odpowiedzi zawsze przytomnie odpowiadała. Czego i Wam życzę 😁

niedziela, 3 czerwca 2018

Nie dziel 😉

Niedziel upłynął zacnie. Leniwie. Niemal gnuśnie.
Poranki znacie, więc pominę.
Coś ktoś słyszał o dr Dąbrowskiej? Muszę schudnąć bo fałd tłusty mi się zalągł na brzuchu. I nic dziwnego 😁
Mimo okresu ochronnego postanowiłam zakupać. I tak trafiłyśmy do Galerii.
Prócz zielonego i karasków nabyłyśmy 9 cud świata czyli puree z grochu, również zielonego. Przegenialna rzecz jako zagęstnik do potraw rozmaitych.
Karaski trafiły na patelnię i skończyły w nowej odsłonie. nie w mąku i na olej ino awansowały.
Duszone w sosie pomidorowo-koperkowo-czosnkowym. Delicje i ambrozja. Znikł słodki, mdły smak ryby. Nabrała wyrazistości.  A oto i one in tractu:


sobota, 2 czerwca 2018