czwartek, 31 lipca 2014

Powtarzam jak mantrę:
-będzie chłodniej !
-na bank będzie chłodniej !!
-będzie wiało, mroziło, śniegiem w oczy waliło !!!
-będzie błocko lodowate, breja śniegowa !!!!

To wszystko będzie, więc mimo, że pot ciurkiem mi cieknie po kupsze i  sprawia, że okulary dostają jakiegoś cudownego poślizgu, staram się cieszyć z powszechnego dobra. Czyli ciepełka za free. Bez opłat za gaz, węgiel tudzież brykiety ekologiczne niepalne ;p

Ju

Jaka ja...

Chciałabym i boję się..

Zrobić wypad samojeden, albo samowtór, alibo samotrzeć

W plener, na memłon... pod ten namiot, na ognicho, rybkie, moczenie kija, leżenie do góry dnem, do góry kołami w mokrem

Na grzybów zbieranie, jagód, suszenie ziół itp, itd

Coby dyło romantycznie, naturalnie, przaśnie, dymnie, robaczywo, mokro i sucho

Od czapy i jak trza

Różniście

Stopem, stopą...

środa, 30 lipca 2014

Kufelek czy kielonek?

Wstręt, odraza i wszystko co fe biło z liczka nadobnego mojej podstawowej. Bo kilku młodych ludzi stało na uboczu ciesząc się życiem, śmiejąc się i odpoczywając po pracy. Z nieodłącznym chmielem w łapce. Aż po jednym! Ooooooooo!

Zaczepiona podstawową, ponieważ byli to okoliczni młodzieńcy, podeszłam i usiłowałam nakierować na dom.
- prosze pani, my właśnie wyszliśmy z domu, bo się nie da wytrzymać. Tu wiatr powiewa, jest chłodniej, przyjemniej.
Sensowne, zrozumiałe ale BEZPRAWNE. Bo memłon natury jest miejscem publicznym. Nic to, że ilość alkoholu symboliczna, nic to, że w promieniu 10m każdy z nich miał chatynkę. Prawo surowe, ale prawo!

I tak z lekka zasmucona brakiem praworządności wśród przodowników pracy udałam się ku domowi swemu. Na ławeczce dostrzełam podstawową z Dzieciątkiem. Siedziały i gaworzyły o niestosowności.
Przysiadłam się i ja.
No i oczywiście temacik przewodni, badziew pijący piwo na memłonie. A raczej badziewny alkohol na memłonie.
Pacze na podstawową i pytam, czy jak ktoś wypasioną furą, z koszyczkiem piknikowym i baterią najdroższych alkoholi uda się na memłon to czy jej zdaniem będzie to ok?
Kurcze, uchom nie wierzyłam. Będzie, jak w morde szczeli. Fura, lux % i memłon to nie badziew. To szyk, dryg i amłmazja!

Drżyjcie ochlapusy piwne, żłopiące w swoich domach trunki poniżej kilkuset złotych. Bo jak będziecie popijać % exclusive nawet hurtowo i staniecie się alkoholikami i będziecie znęcać się nad rodzinami w każdy możliwy sposób to wg tej osoby i tak będziecie OK. Boć prominent chlejący napoliona czy wiekowego łyskacza tyż pierze żonę namordnie. Ale pije drogie trunki i jest KUL.

Badziewiaste pije badziewiak bez względu na wykształcenie, a jeszcze na memłonie osiedla?

Z nerw zapaliłam papierosa.
- Co TY robisz? - zaskrzeczało po lewej odpodstawowo.
- palę

Tu podstawowa do mojej, - no wiesz, MÓJ syn by się mnie wstydził jakbym tak robiła.
Młoda zatrzepotała żęskami, widzę że ciśnienie Jej skoczyło, ale grzecznie słucha.

Przeszliśmy, przeszłyśmy na temat "równie" gorący.

Podokiennej fortecy. Już kiedyś pisałam o niej. Taki kawałek naszej małej architektury osiedlowej.
Betonowe ustrojstwo, wlatach 70-80-90-2000-ych miejsce zabaw dla dzieciaków. Betonu nic nie ruszy, a ten był pierwszorzędnego gatunku. Nawet odrobina nie odpadła. Architekt znał moce przerobowe dzieci, wiedział czego użyć.

Dzieci podrosły i siłą rozpędu i przyzwyczajenia zaczęły się inaczej bawić. Przyszło inne pokolenie. Jedni siadali na betonie w celu uzupełnienia chmielu w organizmie, inni szaleli na deskorolkach, jeszcze inne urządzały sobie tu sklepik, salonik, bawiły się w dom. Ciapy i platfusy robiły sobie krzywdę i bywały dla bezpieczeństwa zamykane w domu. Było głośno.
Czas mijał, brać rosła. Pozostali piwomaniacy.
Władza uznała, że należy obrzydzić im to miejsce. Nasadzono krzaków kolczastych, wina co się miało wić i pozostawiono sobie. W tzw międzyczasie zmieniając w papierach, raczej bezprawnie, ale kto by się tym przejmował, funkcję betonowej zabawki. Forteca znikła, zaistniał klomb. Chyba w tym czasie gdy weszły gówno-normy unijne odnośnie piaskownic.
Poskładały się pragnienia kilku nawiedzonych ze zmianą planów osiedlowych i postanowiono przeprowadzić remont, klombu.
Tak, prosz państwa. Remont klombu. Za spółdzielniane pieniądze.
Kwota jakby niemała. Kilkadziesiąt tysięcy.

I jeśli na tym polega gospodarność, że załatwia się prywatne interesy kosztem ogółu, to ja bardzo sori.


Finał piwa na obrzeżach osiedla i fortecy skończył się tym, że nawrzucałam podstawowej od snobów, i im podobnych, ona zaś na zakończenie protekcjonalnie poklepała mnie po nodze:
- rozumiem, że jesteś zwolenniczką chlania na ławeczkach.

Odruch miałam ale się powstrzymałam. I tak jak miałam nadzieję na reaktywację umarłej przyjaźnie, tak już jej nie mam.

Dzięki Ci o Panie, że do tego nie doszło!

wtorek, 29 lipca 2014

Coś? Ktoś?

Parafrazując klasyczkę - moje życie jest przeraźliwie nudne.
Wstaję, kawusie, fajeczki, pętam sie po domu z różną prędkością w zależności od samopoczucia, które w dużej  mierze z kolei zależy od aury. Na 2-3 dni przed ulewą mogłabym czołem gwoździe wbijać w stół gdy przy nim siedzę. Po kilku kawach, zielonej herbacie.
Czerep sam intensywnie grawituje. Kadłub spływa jak galareta. Więc jeśli zdołam przemieszczam się na wyrko i odpływam.
Poczatkowe dni upałów jak i te dalsze, szczególnie po intensywnych opadach, gdy powietrze to gorąca zawiesina walą mnie totalnie. Kilka kroków i wymiękam. Padam na godzinę, podnoszę zewłok, kilka kroków i znów padaczka.
Szczerze zazdroszczę i podziwiam wszystkich którzy są w stanie i pracują w tym skwarze.
I sumienie na dodatek gryzie mnie nienachalnie, ale jednak.
Bo nie zarabiam pieniędzy, nie dokładam się, nie mam zajętego twórczo czasu przez te 8 godzin + dojazdy.
I nie potrafię już rządzić się kasą. Bo ciągle mi nie styka. Mam jakieś durne fanaberie. Np. pierwszy raz w tym sezonie nabyłam jakieś pożeczki( dla Mamy, ona kocha tę kwasicę), kilka brzoskwiń - 4zł kg, kilka jabłek. I po co? Po co? To było gupie. Bo zabrakło na inne potrzeby. I znów pocisnęłam córę. I gupio mi i wstyd. I gryzie mnie i gniecie. Chleb, kasze i woda. Dla mnie. Kto nie pracuje nie żre, nie pije, nie pali.
I w domu też nie szaleję na miotle. W związku z tym wiecznie w niedoborze, wiecznie pożyczkowo. Bóg zapłać za sąsiadów i córki + mać, bo byłoby cienko a raczej nul. Prawie. Bo jednak coś tam zarabiam, ale ... mało, ciągle mało.
Obcykane mam najtańsze pokarmy i potrawy. Umiejętności kulinarne zanikają nie używane. Choć popełniłam wczoraj pychotę. Kaloryczne to było jak nieszczęście, słodko-kwaśne. Ale jakie loble!

A więc:
Nabyte na wyprzedaży 2 kubasy śmietany 18%+cukier+rozpuszczona żelatyna wymiąchane w mikserze. Przelane do pojemnika i wstawione do lodówki stężały w godzinkę. Potem tylko miseczki, galareta+sok żurawinowy i zgon z rozkoszy. O Mamo! ( akcentując jak Merida) - jakie to dobre :)
Zastanawiam się nad innymi wariacjami, bardziej wytrawnymi. Ze względu na pogodę. I na kalorie.
Ciekawe jak wchodziłaby galareta ze śledzia? hi hi hi...


poniedziałek, 28 lipca 2014

Nadzieja

Gupkiem być i nie mieć tego świadomości to nie wstyd.
Ale mieć dostęp do wiedzy w każdej dziedzinie i nie korzystać z tego, to już głupota. Tylko tego czasu mało, mało...

Kolejny raz namądrowałam się telewizorem. Nie przeczę, że może opóźniona jestem, ale lepiej późno niż wcale ;p

Oglądałam na Fokusie dokument. "Doktryna szoku". Znacie?

Pewnie większość zna. Ja nie znałam. Poznałam, obejrzałam, zrozumiałam. (Takie masochistyczne zacięcie mam.) Z chęcią bym jeszcze raz obejrzała i przeczytała. Książka o tym tytule i tamacie jest.

By móc bez emocji przemyśleć. Wyciągnąć wnioski dla siebie. Choć w dzisiejszym świecie, a zresztą nie tylko teraz, ale i drzewiej, tylko stadem można coś zrobić.

Rzecz przygnębiająca. Smutna. Wpisani jesteśmy w te wydarzenia, wpisuje się Ukraina. Chcą wpisać Rosję. Cały świat.

Panie Mikke ja już panu podziękuję, tak jak od dawna mówię to PO. Co z resztą?

Po owocach ich poznamy. SLD też - papappapapa, i całej reszcie..

Jakoś nikt się nie ostał. Bo i po co?


Bleh...


Mocne postanowienie poprawy. Żadnych wiadomości z priv tv. Szkoda czasu. Czas na dokument i sieczkę niezbędną przy zasypianiu.

piątek, 25 lipca 2014

No dobra!

Zastanawiam się od pewnego czasu nad przedziwnym zjawiskiem występujacym ostatnio nagminnie, niegdyś niemal wogóle,a jeśli był-wystąpil, był totalnie tępiony.
Tak jakoś niestylistycznie mi wyszło, wybaczycie towarzysze?
Mam na myśli odpowiedzialność, współczucie ale tym razem w wersji krewniaczej. Boć progenitura, ciotki klotki, wujki, stryjki (Stryjki?) to krewniaki.

Nie pijęż tu do nikogo. I prosz nie brać sobie niczego do serca. To takie czyste, teoretyczne dywagacje. Rozterki duszne i sercowe. A może i jakieś tam czucia. Nie ważne!

Ktoś nie tak dawno rzekł, chyba jakaś osoba prominentna, że jeśli chce się mieć zapewnioną godną starosć, trzeba posiadać dzieci. Bo Zus ma padaczkę.
Ja, ślepo i ledwo widzący kret tej padaczki nie widzę. Widzę za to pnące się ku niebu marmury i mosiądze. Ale jak to kret, pewnie źle widzę lub nic.
Widzieć ja też w okolicach Wesołej podwarszawskiej rezydencję, bo nie wille, nie dom, nie palacyk, jednego z prezesów ZUSU. Życzę kazdemu. Z kortem, basenem, górkami, pierdółkami i co chcecie. Z całego serca.
Cholera!, a może jednak nie, bo to generuje mega koszty.

Żeby dzieci mogły utrzymać starych to po pierwsze primo, muszą chcieć. A z tym chcieć to jest różnie. Po drugi primo, muszą mieć pracę. Po trzecie primo, muszą dobrze zarabiać. Po czwarte primo, praca nie może być wyniszczająca, bo nie styknie siły na obrabianie starego kadłuba. ( Nie należy zapomnieć, że potomek o szlachetnym sercu, zapewne będzie posiadał także własną rodzinę, na którą będzie potrzebował kasy i sił). No tak! Maczugowo to wygląda!

A jak drzewiej bywało? Na przykładzie własnej rodziny, już śp wiem, że rodzice był przy dzieciach. W miarę swoich sił zajmowali się wnukami i domem. I dawało radę.
Dziś w czasach totalnego rozdziału rodzin raczej na to nie ma szans.

A ja na własną progeniturę nie kwekam. Sprzeczamy się czasem, spieramy, strzelamy focha, ale ... nie chodzę głodna, doopki mamy oprane, lecze się. Dajemy radę :)

Sursum corda dzieciaki, sursum corda.  

 

czwartek, 24 lipca 2014

Opowieści różnej treści ;p

Przychodzi baba do spowiedzi i mówi:
-proszę księdza, widzę świętych
-z aureolą dokoła głowy, tak?
-nie, cali świecą
-niemożliwe, tylko głowy, na obrazach tylko głowy maja aureolę.

Swoją droga ciekawe. Głowa święta a reszta nie?

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

W ramach remontu postanowiłam powalczyć o razonans kręgosłupa, wydębić badania na poziom glukozy, i uesgieować środek. Piany na pysku dostanie drka ale trudno. Niestetyż to nfz. W prywatnej przychodni za gotówkę lub na abonament bez problemu. Ja taka zasobna niestetyż nie jestem.

I w ramach niezasobności permanentnie korzystam z przecen w moim Ciufurze. Wszystko 50% taniej i w terminie. Krótkim lub na styk, ale cena robi swoje.
Zachęcona przykładem płynącym z telewizorni postanowiłam targowac się w sklepach. Na razie w jednym, gdzie sprzedawczynie ZAWSZE w celu zaokrąglenia rachunku wciskają rzeczy mało potrzebne w danym momencie.
Np. dziś nabywałam owocki a chcialam domownikom pomidorówkę ze świeżych ugotować. Drogie na razie jak nieszczęście, ale w TYM sklepie akcja obniżkowa MUSI sie udać.
Grzebnęłam w przecenionych. Zajrzałam od dupki strony a tam splesniałe paskudztwo. Więc zdeternimowana siędam po te w normalnej cenie tylko nieco miększe.
"Źyczliwa" ekspedientka rzuca sie pomagać:
- w czym pomóc?
- a 2 kg tych miękkich na zupę poproszę, tylko płacę 2 zł za kg.
Wkracza do akcji szefowa-cwaniara:
-3zł
-2!
-2,5
-2!
Odkłada te co mi już wybrała.
Myśle se; - czekaj zarazo, zaraz cię przerobię (skad mi się ten zmysł handlowy wziun?)
-ej, kochaniutka! biorę kilka produktów w normalnej cenie to na jednym, gorszego gatunku nie spuści pani?
-2,3!
-nie! 2
-no dobrze.
Niby nic a te 2 zł to litr przecenionego, dobrego mleka :)

Kiedyś wytargowałam zniżke 10%. U tej samej, w tym samym sklepie.
Pewnie bym dała sobie spokój, ale zawsze czuję pełne poparcie innych kupujących. Zwłaszcza, że każdy ma trochę dosyć ich natręctwa i wciskania na siłę towaru.

Do boju kochani, do boju! Trzeba się targować, nie dawać wydzierać sobie łatwo ciężko zarobionych pieniędzy!







środa, 23 lipca 2014

Szukanie dziury w całym

Odebrałam wyniki. Dr Google od ręki, ale wymiękłam. Co se będę nerwa szarpała i nerwowała się. Gucio wiem, lekarzem nie jestem. W każdym razie nie ma dramatu. Jakieś drobne ogniska hyperintensywne, cokolwiek by to znaczyło. Podłoże może być różne. Olać!
Jakieś coś niespecyficzne spowodowane ( tak w opisie) - nadciśnieniem tętniczym - nie posiadam, migreną - nie posiadam (?) chyba. W każdym razie nie stwierdzono :p Faktem jest, że proszeczki na ukrwienie dają radę. Czyli z uchem cóś. A o uchu nic nie ma jeno o wyrostku sutkowatym. Też se wymyślili. Sutkowaty pod uchem. Jakiś nieźle pojechany był ten doktorek co wymyślił tę nazwę. Bo mleka z tego nie ma?

W każdym razie ciągnąc wątek i drążąc temt po objawach doszłam do stiopy cukrzycowej. Ciekawe, ciekawe!
Tematu nie oleję bo od dawna mam różne odczucia w kopytach więc pocisnę doktorową jak ją dopadnę. Po coś w końcu jest.
Już latem ubiegłego mówiłam o nieczuciu i innych takich.

Nie ma bata, trochę jestem zaniepokojona. I nie tylko ja. I niekoniecznie chodzi o mnie. Gdzie się nie ruszę to każdemu coś dolega. Tak zatruliśmy Ziemię, siebi, odparami produkcyjnymi i .... ech... szkoda gadać.

Mnie w zasadzie ryba. Bo jakby poważniejsze leczenie to i tak mam z głowy. Zbyt kosztowne. Ale LUBIĘ wiedzieć. Najbardziej o sobie.
Czemu tak, czemu to?

A teraz czas go home poogladać swój czerep rubaszny od środka :)))

wtorek, 22 lipca 2014

TAk masz jak piszesz

No właśnie :_ Zaglądam w statystyki a tam nędza, chudość, padaczko isto.
A dziwić się nie ma czemu, bo piszę raz na tydzień jak się dobrze rozpędzę.
Pisać nie ma za bardzo o czym. Bo pitulitać o lubczyku poema?, ble, nędza, nuuuda.. ścięłam, poszatkowałam i w mrozy paszoł, bo ... bałam się, że przekwitnie kiej tymianek.

Rodzina się deko integruje. Jeśli ma być gorzej to już niech będzie jednak tak jak jest. Znaczy się mła rodzina. Bo teściowej nr II ( t(f)u ) nie liczę jako rodziny jak i jej progenitury. Choć dwoje niepociech od onego posiadam.

O tym jak wykazuje się i jak obficie miłością darzy pospólstwo skrewnione pisać nie będę, bo opadło mi już wszystko. Wierzcie na słowo. Wymiękłam...

Z wieści wiatrem gnanych - moc i power i wchała naszym policiejom. Bohatyry dzielnie walczą z pyskatymi kobietkami. Wszak od dawna wiadomo, że to najlepsza broń kobieca. Mądry facet wysłucha. Mądry nie zaczepi niesłusznie. Nasi policaje niesłusznie czepnęli takie chucherko. Ze 150 w kapelutku. A to wiedomo, najgorsze. Małe, nie widać, ale slychać. Więc się rozjazgotała krzywdą swą. Cóż panowie? A na glebę, a w kajdanki, a za biust ponętny i obfity, a łapę w krocze. Uch, bohatyry, bohatyry!!! I na 48h. O whała bohatyrom w kraju pyrawa.

Ponieważ własnych psów mam po kokardkę, do furii doprowadzają mnie miłośnicy canisów na fb. Wchodzę, paczę, 30, 99, 50 nowych info. Otwieram i..... słowa gromne i nieprzyzwoite cisną mi się ma ust mych korale. 50%, 70% to miłośnicy. Aktywnie walczący na fb o lepszy los zwierzów.. 
W trosce o swój stan psychiczny jak i przyszłe zbawienie ( ;p) wycinam każdego canisomiotnego. Trudno :P

Uś, ssie mnie na myśl o grzybach. Wiję się ze złości, że nie leżę we rzece, w nurcie, nie plawię się kiej wyblakła pijawka w odmętach dorzeczy Wisly. Znów jagody przeszły mi kole nosa.

Ale damy rade kobitki :).

Cycki w górę i do przodu :DDD

piątek, 18 lipca 2014

Łoskot

I po łoskocie. Czyli rezonans zaliczony. Jeno 40 minut w tubie z dźwiękami różnej maści. Od karabinu maszynowego poprzez jakiś udar uliczny. W sumie mineło jak z bicza strzelił. I zanim kobieta rzekła, że już finał, ja wiedziałam. Ale cóż, wszystko co dobre szybko się kończy :p
Metodę znalazłam znakomitą, i mimo wszystko prawie spałam. Chyba jestem skrzywiona i w tej dziedzinie :) bo szpitalnie- lekarsko-przychodnianio(!) dobrze się czuję.
Rzut oka na monitor ujawnił jakąś bialość w okolicy ucha. Jakby nie nowina, aleć zawsze coś. Szczególnie na obrazku.
Pytam kobietę: - co to?
Kobieta: - nic pani nie powiem. Prosze przyjść za 4 dni.
Więc grzecznie poczekam. Jakby było prywatnie to wynik byłby od reki.
Nic to :)

Znów spadł samolot przy pomocy. Który to z kolei w ostatnich miesiącach? Jakby nie było to skutaczny sposób usuwania niewygodnych. Zanim jakiekolwiek wyniki w miarę miarodajne wyjdą to publika się uspokoi, zapomni.
Wot i zuch!





wtorek, 15 lipca 2014

W zasadzie

Niewiele mam do napisania.

Goronc, goronc, goronc... czasem deszcz...


Badania uszne ujawniły ubytki słuchu(?), nie wiem czemu, bo słysze ok, ale maszyna tak mówi. Druga też coś poza normą wykazuje. Co?, a to może dopiero wyjść jakoś dokładniej na piątkowym rezonansie. Bo w końcu po coś on. Biorę leki przeciw chorobie Meniera. Słowo harcerza że jest taka ;p I lepiej mi zdecydowanie, już nie rzuca mną na prostej, nie obijam sie o meble, więc postęp znakomity. Tylko czasem mnie odmóżdża, ale do przezycia :)

A z innej parafii to wprost  " w zachwyt" mnie wprawia kompetencja Police PL. Uszczeliły gościa w szpitalu, kompetentne były wobec czubka z tasakiem. Urrrra!!!!

Nic więcej nie dodam, boc to PL. Milicjanty PRL-lowskie w porównaniu z onymi to GROMiki.

Ze spraw mniej ziemistych to czytam Marię Valtatrę. Mistyczkę. Po prostu ge-nial-ne. Ge-nial-ne.

Z młodych ziemniaków zachciało mi się kopytek. Wiadomo co wyszło - ślimoki rozmokłe, ale zjadliwe.

Na balkonie mam buszszsz  -  lubczyk szaleje, bluszcz sie wije, trawy wypuszczają kwietne pędy, maliny pną sie w górę jak goopie - bez kwiecia niestetyż, ale!, jednom malinę pożarłam. PYYYCHA!!!, nawet ogórek mi wyrósłi kwitnie i ma zawiązki owoców, i tymianek mam, i bazylię, jakieś nędze koperkowe i naciowe, i kwitnie pelasia co cudem jest, bo zwykle ginęła śmiercią tragiczną w podskokach, choć tulałam ją do serca. Czyli sadzić co się da, nie przejmować się z efektu i podlewać. Podlewać!

Syn mi się przelewa, ale to tradycja linii męskiej. TEJ linii męskiej!!! Taka ich widać uroda :/

piątek, 4 lipca 2014

Program minimum

 Rano miło i luzik. Jakiś program podstawowy. Pranko, sagany itp. I wyraj.

A na wyraju ;)


Krótka droga do sklepu i nazad wykonczyła mnie. Słońce praz. Już wolę deszcz i pierony! Leje się toto z wiercha, leje- znaczy się żar i mózg wypala. Ojć, znów głowa boli.

Lepiej już tak:


Zalegać i wykonywać minimum programowe.:0

Rzeczy niezbędne wykonane w 100%. Padając na pysk. Ale się słowo rzekło to i kobyła u płota. ( chyba naprawdę już mimózg wyżarło bo pletę, pletę....)

Postanowiwszy ograniczyć jakąkolwiek działalność fizyczną musiałam się zmobilizować i podyrdać to tu, to tam, żeby program minimum wcielić w życie:


No i proszsz... punkt dowodzenia jest!

W miłych okolicznościach:

 
 To na lewo. Na prawo podobnie ;p

Na lewo popielniczka, na prawo kawa, przed nosem komp i luuuuuzik :))))

Uprzejmie informuję, że chłodnik częściowo pożarty. O innych dobrociach nie wspominam  z racji oczywistych.  Nie ma zasluga ani troska. 

Piesy zalegają, starowinka zrobiona wedle przykazania, młodzinka pozbyła się wstrętnych dodatków. Kot łazi pod domem. Śpijcie spokojnie :)


A mi coś się kłębi w różnościach ale nie ten czas. Musi się poukładać, nabrać mocy. 

W domu izolacja ponieważ Drabeła nie udało się jeszcze wykastrować a Lalka ma cieczkę. Ciężkie życie dla nas i dla nich. aLasia nie rozumie czemu starzy podzieleni. Chodzi i pokwikuje. Jedno to za mało żeby móc dobrze się bawić. Znaczy się używać dowolnie starszych. Szczęściem zmienia już zęby więc będzie mniej bolesna dla obojga. 

Oj tam... kończę już bo smęcę jak Piekarski na mękach.!