piątek, 28 grudnia 2012

O święta naiwności

Postanowiłam nieco urozmaicić swoje życie a jednocześnie dokonać czynu zacnego. Znaczy się dokonać adopcji. Problem jest jeden. Odległość. Papiery adopcyjne się wypełniają a ja w dobie miłosierdzia ogólnie panującego jestem w czarnej dupie.

Bo ja oczywiście nie mogę innego psa tulać do serca tylko niemal największego. Nowofundlanda :D

Rozesłałam wici na FB, że poczebny transport. Jak na razie zero odzewu. Obdzwoniłam przychodzących do głowy z tym samym na razie efektem. Jedyna nadzieja w Zięciu. I jego miłosierdziu. Się objawi??? Oby !!!

Transport za free lub nieduża dopłatą. Charytatywnie niemal. Wiem, wariatka jestem :|

Niuniek siedzi w kojcu zwinięty w supełek. Pewnie ...bo ten na szczęście z tych normalnych co to na agresora tylko popaczą, zwiną się w supełek będą czekać na lepsze dni.

Czy Smrodek, Kołtunek i Wujcio Dred trafi do mnie? Bym chciała...

Daje sobie czas .... nie długi...

Powzdychajcie razem ze mną, wesprzyjcie dobra myślą .... może zdarzy się cud?







Słoneczko świeci

Trochę mi już lepiej poranny, przebudzanny sen naprawił mi nastrój..  do szału z kolei doprowadza mnie wynalazek pt laptop na palec. Nie mój szczęściem a Pierworodnej, Ale ma jedną niezaprzeczalną zaletę. Szybko wczytują się strony i nie rwie co chwila połączenia. W każdym razie rozumiem czemu ludzie wola starsze, oswojone rzeczy :D

Wujaszek dotarł w końcu do onkologa. Fura leków przepisana, czekanie godzinami pod gabinetem za nim. Czekanie w pozycji horyzontalnej bo nie miał siły siedzieć. Tydzień na lekach a potem kontrola i na chemię jak będzie w dobrym stanie,

A u nas powolutku. Mój g*** nastrój podłamuje z lekka Pierworodną, Młoda się z kolei dzielnie trzyma. Ma swój świat. I dobrze.

Niejawne majaki przed jawą poranna poskutkowały. Dziurawiec tez swoje zrobił. Wiecie co widziałam? Uliczkę obok szkoły, Niby nic, w zasadzie nic - a poprawiło nastrój. Uliczka sprzed 30 lat, gdy jeszcze rosły za parkanem miniaturowe akacje, świeciło słonce, niebo błękitne, unosił się zapach nagrzanej ziemi.
Stary, dobry świat bez dzisiejszego szaleństwa gdzie nic nie jest pewne, gdzie są ciągłe zmiany. I to właśnie doprowadza mnie do rozstroju nerwowego. Nigdy nie wiesz co spotka cie za chwilę, za rogiem.

W zasadzie wszystkie smakołyki świąteczne pożarte.Trzeba było uzupełnić i powstała micha sałatki jarzynowej. Wszyscy ja kochają.

Iw-dla Mamy życzenia szybkiego powrotu do zdrowia.

czwartek, 27 grudnia 2012

Myśli uwiązane

Wstaję i pierwsza myśl leci do Wujaszka.

Jakby nic innego nie istniało. Przywiązane te myśli. Plączą wszystko. Nic nie ważne.

Przyszły wyniki - w końcu.

Łatwiej powiedzieć gdzie nie ma zmian niż gdzie są.

W zasadzie całym człowiekiem chory.

 Przygnębiająco to wszystko wygląda. Przygnębiająco :(

Wątroba w całości metastatycznie zmieniona. Do wymiany w zasadzie.
Żołądek do wychlastania.

Wujek Google na forach onkologicznych i medycznych mówi, że na ten typ nowotworu zwiększone "szanse" mają osoby, które miały Helicobacteri - 3x. Osoby po częściowej resekcji żołądka - 6x. A zapada na to ok 5% całej populacji.
Czynnikami patogennymi są min. pokarmy konserwowane oraz alkohol i tytoń. Nawet setka tygodniowo zwiększa ryzyko o 10%.
I po co ja pale?????

Torbiel na nerce, nadnerczu, płyn w miednicy, zmiany na linii żołądek-trzustka, żołądek-wątroba. Zwłóknienia w płucach to pikuś, Wole tarczycy guzowate, gruczoł krokowy też powiększony.

Jakiś czas temu w badaniu pracy mózgu wyszło, że Wujcio nie ma jednej półkuli. Nie wiadomo z jakiego powodu. Czy boks i wstrząsy były przyczyną czy też co innego. Ale w niczym Mu to nie przeszkadzało. Żył pełnia życia, sprawny intelektualnie, bystry.

A ja mobilizuję, krzyczę, przekonuję bo nie można się poddać. Trzeba walczyć. Nie myślę o przyszłości. Tym zajęła się Ciocia. Ma przyjść notariusz. Ciemno to widzę, bo On nie ma już siły się podpisać.

Ciocia ma w planach sprowadzenie księdza z ostatnim namaszczeniem... Była w ZUS-ie w sprawie związanej z pogrzebem, lata, robi wszystko by tylko nie myśleć... organizuje grób....schudła...

A ja dowiozłam im wczoraj zupę grzybową. Pal licho, co ma być to będzie i zapodałam Wujaszkowi michę. Zjadł z apetytem. W końcu. Bo na wszystko kręci nosem, nic mu nie pasuje. Szczególnie kleiki i zupki mleczne wykręcają Go na drugą stronę.

Siedzieliśmy sobie wczoraj i gadałam Mu o pani łosiowej, o żyjatkach spotkanych w lesie. I wątek rwał mi się co chwilę. Trzymałam Go za łapkę a On chłonął każde słowo.

Większość czasu przesypia...wstaje z łóżka na chwilunię, na fajeczkę...i znów się kładzie.

Mam przymus wewnętrzny bycia z Nimi. Nie mogę inaczej. Nic nie jest ważne.


Wybaczcie, ale jest mi strasznie smutno. Staram się trzymać pion. Jeszcze dochodzi Matuleńka, która jest z Nimi. Nic  prawie nie mówi, przeżywa strasznie, łapki coraz mocniej Jej się trzęsą. A ja trzęsę się o Nią. To Babelocik-Bibelocik. Moja Mamunia. Mięciutka, malutka....

Od kilkunastu dni proszę poTomka, żeby pojechał do Niego. Choć na chwilunię, na momencik. Nie ma czasu. Wszystko inne ważniejsze.

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Weselmy się



Kochani

Świąt, Godów Wesołych w zdrowiu trwałym "tudzież" Staropolskie Dosiego!!!
Wszystkim-wszystkim dostojnym również uroczym Familiantom Waszych Mościów.


        

niedziela, 23 grudnia 2012

Znów

Walka z kompem, ale staruszek poradził sobie przy wydatnej pomocy dobrego programu.
A u nas pichcenie. Pierworodna upiekła pierniczki - niebo w gębie. Pożarłabym wszystkie na raz. Może uda mi się ufocić te delicje :D

Makowczyk upieczony, może będzie też serniczek i szarlotka.

A ja gnam do sklepu po "braki".

Srylion papierosów sobie dziś skręciłam wystarczy do Nowego Roku. :DDD
Kawa jest, nastrój budowany mozolnie bo hAmerykańską pieśnią świąteczną :/ I wr.... harczącym metalem. Ramstein w innych okolicznościach byłby miłą odmianą. Nie teraz. Idę w bój :DDD

Poprawimy :DD Kolędy będą jak się odnajdą.

Serdecznie dziękuje WSZYSTKIM za Życzenia Świąteczne i Nowoworczne. Ja nad swoimi jeszcze myślę ;p


sobota, 22 grudnia 2012

Ruchy, ruchy stare kluchy :DDD

Ruszamy się radośnie po chałupce bo chłodno trońkę. 16C. Ale co tam :D Grunt, że nie muszę na dwór wychodzić. Młode Dziewoje dokonują zakupów a ja pichcę. Pichcę bo lubię. Barszczyk czerwony, sałatkę jarzynową. Śledzikuję, kapuszczę i karpić się będę.

Młody będzie na Wigilii. Tylko ja i Bachorki. A potem nawiedzimy Teściową. Daleko nie ma - blok obok :D
A następnego dnia do Wujostwa.
Miało być inaczej ale Młody koniecznie chce mieć też Wigilię z Babcią. A ja z Dzieciakami razem. I będzie co być musi :D

A na razie walczę z kompem. Wywalam masę syfu, który pojawił się nie wiadomo skąd. Ciągłe problemy z łącznością. Ten mobilny modem Orange jest do d***!!!!!!!!!!!!!!!! ale jest  i dobre i to :DD

Jakby mi netu zabrakło, to załamka na całej linii. Zero kontaktu ze światem.

Uzależniłam się ???

piątek, 21 grudnia 2012

Sadystka? Nie! Masochistka!

Znęcam się nad sama sobą szukając w necie informacji. Już pół świata przeszukałam i efekty mierne :D Czas zabrać się do dzieła z innej strony. Zacząć systematycznie używać Crtl+F. Szybsze :D i wydajniejsze :D

Krótko? Cóż, zdarza się. :D

Wieczorkiem tak se pomyślałam, że ta moja rodzina mikrutka i jak dzieciaki pójdą każde w swoją stronę, nie będą się trzymać razem to ciemno to widzę. A dziś rano :DDD taramm.....

Majlik od nieznanej krewnej. Odnalazła mnie dzięki blogowi. Wiekowo podchodzi pod moją młodzież. No i bardzo dobrze :DDD

czwartek, 20 grudnia 2012

Co je moje...

Mój jest ten kocyk...spadaj bo Ci oczy wydrapię...

Kocyk wywalczony, a Pańci to jęzorek w gratisie pokarzę :D
Moje solarium. Ciepło i bezpiecznie
Hej! Ja tu byłam pierwsza! Spadaj!!! I nie udawaj,że ciebie tu nie ma!
To też moje! Najmojejsze! Plecki :DDD
Mój plac zabaw! Można gryźć, szarpać a Pańcia tylko się cieszy.
Fajnie jest :D Ale łokcie najlepsze są :D
Nareszcie dorwałam się do łokcia :D
Chciały fotek te moje Pańcie, to mają! Ale już wystarczy! Spadam stąd !

Bo ja zła kobieta jestem :DDD

Tak se podsumowuję ten rok i poza kilkoma niewielkimi potknięciami generalnie nie mam sobie nic do zarzucenia. Ja nie mam, co nie znaczy że dla innych jestem niemal ideałem. OOOO, dla mojej Matki jestem chodzącem rozczarowaniem i wrzodem na Jej życiu. Bo Ojciec świnia był i umarł był i Ona sama biedaczka musiała wychowywać takie coś. No!

Aspiracji nie spełniłam. Nie jestem profesorem nadzwyczajnym, nie wydałam się za księciunia i nie utrzymuję całej rodziny :DDD
Dla dzieci też jestem jakaś niewydarzona. A to nie wyszłam za mąż właściwie - za właściwego faceta - nawet jeden taki konkretny jest czasem wskazywany niemal palcem, a to nie zapewniłam hucznych urodzin i wszelkich kinderbalów stosowna oprawą i równie kosztownymi prezentami, a to wiecznie nie mam racji, nie potrafię dać właściwej rady. No!

Do dupy jestem. A w ogóle, to jakbym kochała to by zapewnić rodzinie dostatek powinnam nierząd uprawiać. Na przykład :DDD
Sąsiadom też nie pasuję. Bo nie przyznaję się do zaszczanych podłóg w windzie i na klatce, nie uprawiam samokrytyki i nie wylizuję w pokorze ogólnodostępnych podłóg.Dla rodziny - raróg wyrodny, nie inwestuję w nich i w to co niby ma kiedyś, w mglistej przyszłości przypaść mi w drodze spadku.
A dla teściowych - totalna pomyłka w życiu ich jedynaków.

Czyli powinnam się pochlastać, posypać głowę popiołem i kajać się przed ludem dostępnym. A ja nie!!! Żyję i nie chodzę na pokuciu. Robię co swoje i gwiżdżę na wszelkie szantaże i usiłowania wpędzenia mnie w poczucie winy.

Aktualnie nie latam na szmacie i nie wylizuję każdego kąta w mieszkaniu. Nie wiem czemu ale wcale nie mam parcia na jakieś świąteczne szaleństwo. Patrzę na choinki pod marketami i się dziwię. Po co mi to? Nachodzi mnie myśl złośliwa, że to bardzo męskie święto - oni lubią sobie podeżreć. Mogą oszczędzać na wszystkim tylko nie na misce. Im pełniejsza, tym lepsza.
Poza wszystkim jak słyszę w merdiach ile "należy" wydać, żeby święta wypadły jak się należy to zbiera mi się na coś... Rozumiem, że początek zimy i handel kuleje, ale żeby aż tak szaleć???
Nie ma prezentów, nie ma choinki i będzie co ma być. Kiedyś się starałam, bo dzieci małe i dla nich frajda, teraz mi lotto :D
Usiądę sobie ze śledzikiem, obejrzę Kevina, popiję barszczyk czerwony i finito. Magia się skończyła. Szkoda....

I wpadł Młody ze świeżo nabytym komputerem. Nówka? Nie szkodzi. Że Młody liznął fachowej Informatyki? Nie szkodzi. Się cóś porobiło. No nie działa i tyle. Wizyta w salonie poskutkowała miesięcznym terminem naprawy, Wymienić się nie da na sprawny. Przyniósł z wezwaniem do Pierworodnej, żeby COŚ zrobiła albo wymyśliła, albo znalazła naprawiacza. Bo o system chodzi.

A ja jako pominięta i ta , okazuje się, że nie do końca taka zła, przynajmniej w oczętach poTomka, zasiadłam przed tym cudem z instrukcją i odzyskałam system. Bo to nie ma co kombinować. Czytać trzeba i stosować się do zaleceń i klikać DALEJ, DALEJ, DALEJ...

A to cudo to jest jakiś hardcor. Pomijam 640 GB. Pulpit, pulpit to poezja. Same okienka z kolorowymi kwadracikami.

Wiadomości, zdjęcia , sręcia i nie wiem co jeszcze... Moja tego nie ogarnia. Spakowano szalony sprzęt i czeka na właściciela.

W domu lekkie przemeblowanie. Wykroiłam z przestrzeni kącik dla Najstarszej. Zupinę zrobiłam i farsz do wytrawnych ciasteczek z pieczarkami. Ciasto francuskie oczywiście z Pierdzionki. Całkiem przypadkiem wyszedł mi ten farsz jak buły na Starówce. Okazuje sę, że nie jest to wielce skomplikowane. Trzeba utrzeć w malakserze pieczarki z cebulą, wrzucić na patelnie, doprawić solą i pieprzem. I proszsz... gotowe i pyszne.

A teraz muszę się dotelefonić do Ciotki. Czegoś nie odbiera telefonu. Może gdzieś poszła? Bojam....

Dodzwoniłam się. Tabletki i plastry p/bólowe. Dziś odbiór wyników - w końcu. I może uda się ogarnąć hospicjum domowe. Bo Wujaszek, wytrzymały na ból, mówi, że momentami ma ochotę popełnić samobójstwo.

poTomek na ostrym gazie :////  Już nic mówić nie będę bo ręce opadają :////

środa, 19 grudnia 2012

Po porannej kawie czas na bulwers :|

Znów coś z kompem. Dłubię, szukam, bo niby Pierworodna pousuwała co miała usunąć a tu Apple wyskakuje i jakiś coś iTunes i jakieś pliki muzyczne. Radośnie zaczęłam wywalać naddatek. Bo... nie mogę napisać posta, bo nie widzę statystyk i w ogóle coś mi nie pasuje.

Sprzątanie skończone znów widzę to co potrzeba. I internet ładnie łączy. Wrrr....mój komp to staruszek...delikatnie z nim trzeba ...Ale też dzięki Pierworodnej szybciej chodzi :D

Wujek różnie. Wczoraj ładnie jadł, dziś rano wstał i mówi, że nie ma siły na najprostsze czynności. Znów się położył. :(

Wigilia skromniutka i cicha będzie U Wujostwa. OBY :(

A wieczorem poszalałam z Dzieciątkiem. Poszłyśmy na Wigilię zaproszone szefową i właścicielką Agencji Aktorskiej. Na początku było średnio, nikogo prawie nie znałam, więc skupiłam się na gadaniu z Młodą i podżeraniu (pracowitym ) smakowitości. :DDD Przyszedł kolejny znajomy i jakoś sie rozkręciłam. Muzyka nabrała mocy, duch stał się ochoczy i poszalałam przy snookerze :))) Nowy talent odkryłam w sobie :))) Technicznie jestem do niczego, wszystko niemal robię niewłaściwie, ale bile lądują w kieszeniach. :))) Podoba mi się ta gra :))) Bardzo fajna jest ta gra :DDD

Z obserwacji około imprezowych - jak jesteś kimś i decydujesz o czyimś być albo nie być, choćby za plecami doopę obrabiali "na wizji" niemal miód spijają z ust :D Hihi... śmiesznie...dotyczy to także osób z sukcesami na starcie...na zasadzie - może i mnie coś skapnie.

Generalnie miło ....

wtorek, 18 grudnia 2012

Jest dobrze! Musi być dobrze!

Młody wymiotuje krwią. Boszsz..... A tu ani ubezpieczenia, ani książeczki wojskowej nie ma bo gdzieś posiał, aaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!!!!

Dam radę, dam radę.....!!!!!!!!!!!!!!!

Na pogotowie musi pojechać ............

Pozytywy

Młody - ocalony przed zsyłką :)
Pierworodnej - wysechł ocean
Wujcio - leczony różniście. Będzie DOBRZE!
Święta - zbliżają się, nic nie zrobione, ale kasiorka będzie na małe co nieco
Dzieciątko - w zasadzie bezproblemowe
Ojciec K. - wraca przed świętami z zesłanie
Wszyscy - zdrowi ( poza)

A w PL, konkretnie w Warszawie troszkę sypnęło śniegiem.

Dziś staję przed nowem wyzwaniem. Będzie się działo :/ Nowofundland z ADHD do prania.

Wesoło bedzie !

A potem - witaj Biedronko :DDDD

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Bedę grać i odczarowywać

Mam serdecznie dość. Popitoliłam chwile z miesiąc temu i poleciało'! Choćby nie wiem co idę jutro kupić nowy flet i nowe życia grać. Bo to jest może nie tragiczne, ale nie do końca fajne.

Siedzę sobie spokojnie w chałupce i bryń, bryń... telefon dzwoni.

-Mamo chodź szybko. Jak się nie pospieszysz to mnie zamkną. O_O
Matka Polka wzuwa buciki i śmiga na ratunek. Bo poTomek jechał na gapę. Bo kanar wezwał POLICE. Bo Synuś po piwie i już na dołek chcą brać. Bo wali per TY policjantom. Skoro oni mu na TY to on też.
Mało mi było do śmiechu jak zaczęli grozić Mu, że za czynny opór będzie siedział. A on stał przy nich spokojnie. O_O Sama widziałam i tłumek postronnych też.

Po czym oczywiście zademonstrował, jak wyglądałby czynny opór w jego wykonaniu, czyli spokojnym krokiem oddalił się na 10 metrów. Efekt: - Powalony na ziemię i szarpany.

Ja kiedyś zwariuję. On pyskował, bo swoje prawa zna, tamci mieli coraz dłuższe pazury i z chęcią by go skasowali po swojemu. Ja łagodziłam, właziłam między nich, tłumaczyłam Młodemu jak krowie na miedzy prawidła dobrego zachowania itd. A ten jechał im z terrorem jak na Białorusi. No, cyrk na kółkach. 

Walczyłam jak lwica i wywalczyłam, bo już dostawał by manto w radiowozie.

A policjant całkiem zdurniał, jeden, drugi, trzeci i czwarty. Tak jakoś ich się nazbierało.

Może apopleksja mnie nie trafi do czasu, aż zagram na fujarce. :|

Kanar wywalczył mandacik, panowie policjanci się zebrali w kupkę i kolejnych gapowiczów sprawdzali, a my spokojnym krokiem udaliśmy się każdy do swojego domku.

Mam nadzieję, że noc minie spokojnie !!!!

Walka o siebie

Z trudem wypracowany spokój i ład zewnętrzny i wewnętrzny poszedł w Pireneje!
Łaj?
Bo kto ma miękkie serce musi mieć twardą doope!

Po co mi to było, no po co? Żyłam sobie spokojnie popychając siebie dzień po dniu i co?
Urozmaicenie mam :/ Wiecznie zajęty kibel, rzucające się w oczy dwie łapki a w każdej komórka a na deser szlochy, płacze i wzdychania.

Jak mi dobrze, jak radośnie bo mam Ciebie :|

Co ja chcę - normalności!

Dorosły człowiek nie kwiczy non stop z przerwami na łyk oddechu - tylko chwyta byka za rogi i rozwiązuje problem. No i właśnie! Tak zrobię!

Trzeba być skutecznym !!!!

niedziela, 16 grudnia 2012

Przed Świętami

Najlepiej mi się myśli gdy mam zajęte ręce. Najlepiej jakimś psem. Czesaniem, strzyżeniem.
A więc czas wyczochrać swoją suczynę i za robotę się wziąć. Tylko za co najpierw. Święta :/ Wiem i z tyłu głowy siedzi mi choinka, którą miałam wczoraj ubrać u Wujostwa. Nic to! Może się wyrobię. Wujek kocha święta, kocha spotkania przy rodzinnym stole i ogólnie kocha ludzi i życie.

No właśnie! Znów to samo. Nie mogę się oderwać myślami od Otwocka a tu chałupa mchem i paprocia zarasta.
Julce ostatnio odbiło i użyźnia  podłogę w kuchni. Fak... klapulca dostała. Może lekuchny wstrząs przepchnie jej mądrość z dupki do małego łebka.
Dziewczyny znów nawrzucały sobie w temacie solarium. Gupie takie :)

A ja za moment śmigam do kuchni sprzątać, myć, pranie wstawiać i takie pierdoty domowe. Musze się ogarnąć.

Mam nadzieję, że dziewczyny trochę pomogą i poTomek jakoś się udzieli choć z tym ostatnim bardzo wątpię.
W każdym razie coś mi się zdaje, że Wigilia Otwockiem będzie grana.

Znów to samo! Weźcie coś ze mną zróbcie... bo zawieszę się  totalnie.

Kasy, kasy mi potrza. Pracusi mojej ukochanej.

Wiecie, chciałabym, żeby weszła ustawa, że przez pierwsze 2 lata działalności nie płaci się żadnego haraczu. Żeby można było się rozbujać, rozwinąć, poszaleć. A potem to mogę i tysiąc ZUS-u płacić, tylko proszę o luz na 2 lata. On dobija, wykańcza.

Do mojego ukochanego groomingu to ja nawet na czterech i podpierając się nosem polezę. Bo kocham to, kocham kontakt ze zwierzętami. Lubię je czesać, strzyc, lubię do nich gadać, dogadywać się z nimi.

A nowofundlandy ....to inna bajka. Taka moja środkiem i sercem stworzona.

Możecie się śmiać i pukać paluszkiem w czółko, ale z Binią mam kontakt do dziś. Szczególnie mocny niedaleko miejsca gdzie jest pochowana. Jedna myśl i szaleje obok mnie z radości. Odprowadza kawałkiem. A od wczoraj jest przy mnie. Niezwykle spokojna, wyciszona.
Nie ma co gadać, dusze naszych zwierzaków są przy nas.

Może uda mi się w końcu dojechać na miejsce jej pochówku.

A przed nami święta i mobilizacja nr 2. Czasu nie wiele, roboty też nie za dużo. Kapucha z grzybami musi być, jakieś pierogi, ryba-jedna, druga i może trzecia, barszczyk, grzybowa. Słodkości zostawiam dziewczynom - niech one szaleją. No i jakąś choinkę trzeba nabyć bo starego drapaka z plastiku wyrzuciłam do piwnicy. I lampki. Ale jakieś sensowne. Nie oczojebne i z pląsawicą. A co dalej - zobaczymy :D

Radzimy sobie

poTomek chory. Siedzi u siebie pod opieką dziewczyny i współlokatora. Coś Go dopadło. Chciał się zebrać i przyjechać do mnie ale lepiej niech siedzi w domu. Szkoda zdrowia. Ja jakoś się zorganizuję i po południu wpadnę do Niego. Może uda mi się jakieś zakupy Mu zrobić. Bo chyba cienko u Niego.

Pijemy czerwone wino- zawarty w nim resweratrol ma silne właściwości przeciwrakowe. Wcinamy winogrona.

Wczoraj rano zebrałyśmy się i pojechałyśmy do Wujostwa. Fajnie być razem :D W drodze trochę czytałam książkę pożyczoną od kumpeli na temat raka. Cóż, rak nie dopada nas w jednej chwili. To choroba przewlekła. Żyjemy z nim niemal od chwili poczęcia.  Tak jak i z różnymi bakteriami. Choćby paciorkowcami. Dorosły człowiek produkuje rocznie ok 1,5 kg komórek nowotworowych i  przeważnie daje im radę. Z tego co się zorientowałam to nawet jeśli żylibyśmy w idealnie czystym środowisku, prowadzili higieniczny tryb życia to i tak zostaje 30%, na które nie mamy wpływu.

Unikajmy:
-żywności marynowanej
-żywności konserwowanej
-produktów wędzonych
-produktów smażonych
-żywności bardzo przetworzonej

Co możemy zrobić już?: jeść produkty jak najmniej przetworzone. Nie stresić się, badać stan zdrowia, żeby móc w miarę szybko zareagować gdy okaże się, że mamy nieproszonego lokatora, że już się rozwinął. Najważniejsze, to odciąć draniowi dopływ żarcia czyli krwi. Niech zdycha z głodu. Trzeba jeść dużo warzyw zielonych, szczególnie kapustowate różnej maści bo rak się ich boi i czosnku. Dowalanie sztucznych witamin wykazało w wyniku badań przyspieszenie rozwoju raka. Wyciągi z różnych roślinek też są bardziej do d*** ponieważ zawierają malutko substancji czynnych w porównaniu z daną rośliną.

Dzienna dawka produktów r/rakowych
-brukselka-1/2miseczki wielkości filiżanki
-brokuł, kalafior, kapusta-1/2miseczki
-czosnek-2ząbki
-cebula, szlotka-1/2miseczki
-szpinak, rukiew-1/2miseczki
-soja(edemame)-1/2miseczki
-świeżo mielone siemię lniane-1łyżka
-pomidor(przecier)-1łyżka
-kurkuma-1łyżka
-borówki,maliny,jeżyny-1/2miseczki
-żurawiny(suszone)-1/2miseczki
-winogrona-1/2filiżanki
-gorzka czekolada(70%)-40g
-sok cytrusowy-1/2filiżanki
-zielona herbata-3x250ml
-czerwone wino-1lampka

Zawiozłam Wujostwu sokowirówkę i od razu dostał soczek z buraczków, marchwi, selera i jabłek. Wciągnął na raz. Bardzo mu smakował, a gotowanego nie chciał. Nic a nic.

"Należy unikać mięsa wędzonego i innych produktów zawierających jako konserwanty związki azotu(bekon, kiełbasy, parówki, szynki) gdyż zwiększają ryzyko wystąpienia niektórych typów raka z powodu transformacji azotanów w substancje o wysokim potencjale kancerogennym. Ograniczać należy mięso z rusztu i rożna. Podczas przygotowywania dań mięsnych na otwartym ogniu wyciekający tłuszcz zapala się i wydziela składniki toksyczne-węglowodory aromatyczne. które przylegają do powierzchni mięsa i mogą mieć działanie rakotwórcze. Ponadto w procesie poddawania białek zwierzęcych działaniu wysokiej temperatury powstają inne czynniki kancerogenne-aminy heterocykliczne. Powstawanie tych amin można ograniczyć przez marynowanie mięsa, np w soku z cytryny. Należy ograniczyć spożywanie soli. "

No i coś co mnie dotyczy. Problem palenia papierosów :/

Słaby jest jak niemowlę. Chwile posiedzi przy stole i odpada. Siedzi a buzia w zimnym pocie, Zimne łapki :(

My, trzy Bójka, Bajka i Brawurka czyli ja, Dziecinka i Pierworodna rzuciłyśmy się na szpadel, widły i stos wiader i przeflancowałyśmy spod zadaszenia tonę węgla do piwnicy. Jedna nasypywała wiaderka, druga donosiła do schodów a trzecia do piwnicy. Ja ładowałam i donosiłam. Schody powiedziałam NIE. Pierworodna pewnie będzie obolała, bo ma problemy z biodrami. Trońkę się pożaliła, ale dzielnie dotrwała do końca. Przynajmniej Babulina będzie miała z głowy węgiel. Ech! Kopytka jej się trochę plączą i strach myśleć co mogło by się stać. Chciałam Ja zabrać do domu, ale wolała zostać. Obie z Ciotką się denerwują, po nocach nie śpią. Dobre jest to, że zamiast jojczeć Ciotka postanowiła walczyć o Wuja. A ja będę pomagać, nadzorować, kierować.

Informacje dotyczące leczenia raka są mało krzepiące. Jeśli po chemii czy naświetlaniach zostanie choć jedna komórka rakowa, to cholera się namnoży z powrotem w czasie regeneracji organizmu po ww metodach leczenia a przed kolejnymi.

Tłuszcze-nasycone, nienasycone, typu trans

         nasycone-zwierzęce, masło, oleje tropikalne

         typu trans-oleje uwodornione i utwardzone, margaryny

         nienasycone-wielonienasycone, jednonienasycone

        - wielonienasycone-kwasy tłuszczowe -omega6-oleje roślinne-kukurydziany, słonecznikowy (PROZAPALNE< RAKOTWÓRCZE)
                                                                 - omega3-sardynki, makrele,łosoś, siemię lniane, soja,

orzechy(PRZECIWZAPALNE< PRZECIWRAKOWE)

        - jednonienasycone-oliwa z oliwek, olej rzepakowy(bezerukowy, tłoczony na zimno), awokado, migdały

W poście korzystałam z informacji dostępnych w książce - " Dieta w walce z rakiem " Profilaktyka i wspieranie terapii przez odżywianie. Richarda Beliveau.

Richard Beliveau-wybitna postać w dziedzinie badań nad rakiem, jest szefem Katedry Profilaktyki i Terapii Raka na Uniwersytecie Quebecu w Montrealu, na którym wykłada także biochemię. Jest profesorem na Wydziale Medycznym Uniwersytetu w Montrealu ( kierunek chirurgia i fizjologia ) oraz dyrektorem Laboratorium Medycyny Molekularnej Centrum Badań nad Rakiem Charles'a Bruneau przy Oddziale Hematologiczno-Onkologicznym Szpitala Sainte-Justine.

sobota, 15 grudnia 2012

Skończony temat!

Urodziło się takie jedno, małe. Dla uściślenia dziecko. Fajnie jak pojawia się małe babe. Cieszą się ludziska, kibicują, rzucają dobrymi radami i wogle dostają małpiego rozumu. Rrzucają radami w dobrej wierze. Ja też z dala kibicowałam.. a wiecie...kibic siedzi z dala i się nie wp******!
A ja nie! No pokorciło mnie w pewnem momencie.
Bo szczęka mnie poszalała jak poczytałam, co tydzień po porodzie mama zażywała kąpieli z nowym człowiekiem razem w wannie. Pomijam względy zdrowotne matki. Ona se może nawet żagiew włożyć w drogi rodne ale kąpiel w zawiesinie i moczenie pępka jakoś mi ciśnienie podniosły. Pieprzony kibic ze mnie. Ktoś, coś poza ramka powiedział - młoda mać wykonała skruchę i chęć poprawy.
Minął dzień i znów suprise - tym razem tatuś doope moczył z nowym wyrodkiem. zgrzytnęłam środkiem ale cóż. Kibic jestem - siedzę cicho.
Dzieciątko nie  dwutygodniowe śmiga z mater na spacerek Bagatelka - temperatura tak od -5 do -10C. Już nie zdzierżyłam. Przestałam kibicować i się wychyliłam. Może pysk bym zawarła gdybym na zdjęciu nie ujrzała gołe pół główki wraz z uszkiem. No, wicie, rozumicie! Może jakieś nowe szkoły są, co to szok temperaturowy z +36,6 do tych nawet -5 czyli 40C w ciągu 2 tygodni jest ok. Może ludzkie ssaki nawykłe. Ja się nie znam. Tylko trójkę dzieci urodziłam, wychowałam. Kibic jestem!
I co mnie powaliło na kolana - czego za Chiny Ludowe nie rozumiem - to jak można w dobie pampersów wyhodować noworodkowi odparzenia???

Ale ja kibic jestem. I cholera, poza tym postem nawet na jedno słówko już pyska nie rozewrę. Na temat tego dziecka. Słowo KIBICA!!!!!!!!

Generalnie mam takie wrażenie, że warto a nawet należy obserwować przyrodę, zwierzęta i brać z nich przykład. Jakoś nie spotkałam się w naszej strefie klimatycznej, żeby o tej porze roku rodziły się młode. Poza oczywiście ludzkimi dziećmi. Wniosek dla mnie jest oczywisty.

Generalnie co kraj to obyczaj. Rozmowa ze znajomą, która ma młode w rodzinie na południu Europy, gdzie zimy są łaskawe dała też mi nieco do myślenia.
Ssak prowadzany był do ichniego pediatry. Ssak urodzony zimą. Każde pytanie o spacery z dzieckiem kończyło się zwrotnym - a do czego się pani spieszy? Zdrowe? Zdrowe! Przybiera na wadze? Przybiera! Nie choruje? Nie choruje! To do czego się pani spieszy.
Znajoma w desperacji, nasłuchawszy się od znajomych i naczytawszy się Googla po raz kolejny polazła do wracza z pytaniem kiedy w końcu na spacer będzie mogła wyjść z dzieckiem. I rozmawiała drukowanymi literami w mniemaniu, że doktor ma problemy ze zrozumieniem. Obie gadały w językach nabytych nauką.
W rezultacie doktorowa się wściekła i :
1. Zimą nie ma co się pchać na dwór, bo każdy możliwy syf, spalina nisko lata. Chyba, że koniecznie chce inhalować dziecko syfem. Latem jest troche inaczej. Część tego g**** zatrzymują liście na drzewach.
2. Po ulicach miotają się chore, poinfekowane ludzie. Młode podatne jest. Nie ma odporności.
3. Werandować w domu, wietrzyć chatynkę szczególnie jak się mieszka wysoko - tam syf nie dochodzi.

Generalnie metoda na spacery pojawia się wczesnym latem. Gdy zdechlaki wykichały i wyprychały co miały wykichać. Kiedy syfilis nie lata w powietrzu.

Inna bajka jest na wsi. Ale to inna bajka i nie sielanka. Wtedy, tam dla odmiany snuje się w powietrzu dym z kominów. I tyż jakoś dobra w tym nie widzę.

piątek, 14 grudnia 2012

Swędzi mnie wszystko

Pomagałam kumpeli prać przedświatecznie Jej psa. Oczywiście nowofundlanda. Było bajecznie. Przygotowała się wyśmienicie. Kupiła stół groomerski, nowe zgrzebło i super, ultra rewelacyjną dmuchawę do suszenia włosa.
Generalnie samo suszenie to miodzio poza jedną rzeczą. Należy ubrać strój najlepiej gumowany, maskę na twarz i okulary ochronne. Czym oddychałam to wolę nie wiedzieć :)  Co mam we włosach? ...W każdym razie plułam, prychałam, przecierałam co chwila twarz i okulary z cieniuchnych niteczek podszerstka. Szampon do włosa - koloryzujący na czarno - do niczego :/ A moje rąsie mają kolor zwłok. Sino-fioletowe :))
Na koniec pycha mięsko z dodatkami z  rewelacyjnym sosem do sałaty. Nie znam przepisu. Nie pytałam. Intensywny, wyrazisty - przepyszny.

Pożyczyłam od kumpeli książkę  o diecie w chorobie nowotworowej. Ważna rzecz!

A Wujo w domu na Tramalu. W najbliższych dniach mają być wyniki biopsji. Ciocia szaleje - dobrze, że jestem daleko ale i tak nasłuchałam się przez telefon życzeń nie serdecznych dla Żydów. Dlaczego Żydów??? To Wujcio pił, palił. Nie żałował sobie. Choć tak naprawdę nie wiadomo co spowodowało to świństwo. Rak potrafi rozwijać się i ponad 20 lat zanim się ujawni. Los.... życie....

A ja słodzę sobie wieczór Bąboladą o smaku orzechowym. Dla równowagi poprawię gołąbkami bo wieczorem włącza mi się ssak pokarmowy. Mało to zdrowe, wręcz szkodliwe. Ale takie dobre...

Trzynastego

Zgubiłam 50 złotych :|
Potwierdzenie g****anej wiadomości
Dziecko ryczało przez cały wieczór

50 zł nie majątek, ale zawsze strata. Świat się nie zawalił - pieniądz rzecz nabyta. Może znalazł ktoś bardziej potrzebujący.

Wiadomość oswajamy i trwają przygotowania.

Dziecko? Cóż - rozmowa dobra na wszystko. Nawet jeśli nie rozwiąże problemów to zawsze łatwiej po. Wszystkim dokoła :D


" Jeśli nie zrozumiałeś swojej porażki, zasługujesz na kolejną" (chińskie powiedzenie ) - więc bądźmy uważni!

czwartek, 13 grudnia 2012

Telefon

Zadzwoniła Ciotka. Wujek jutro do domu ma wypis. A tomografia pokazała przerzuty.

Za cholerę nie uwierzę aż nie zobaczę.!!!!!!!

Mobilizacja rodzinna na sobotę. Czyli będziemy bawić Wuja. poTomek musi się szykować na rąbanie drewna i zrzutkę węgla do piwnicy. Jak bachorstwo się nie ogarnie to chyba mnie krew zaleje :|

Trzeba ogarnąć Ciotkę bo w totalny roztelep wpadnie a u Niej z psychiką słabo.

Wszystkie ręce na pokład :/  

Czytam te fora rakowe, usiłuję coś ogarnąć. Jedyny pozytyw, którego się doczytałam, że pono w ostatniej fazie nie cierpią. Ci z rakiem wątroby. Wpadają w śpiączkę.

Boszszsz.... co potrzebne przy takim chorym w domu???? Ciotka po operacji kręgosłupa, moja matka starowinka. Nie dadzą sobie rady. Muszę się ogarnąć i włączyć! Ale jak, na Boga jak? Jak się przygotować ???????????????????

Nikt nie mówił, że będzie lekko!!!

Dam radę, dam radę, dam radę !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Policzę do dziesięciu

Rrrrrodzinkę mam wyjątkową, a Ciotka to już przerasta wszystko. Pisałam, że lekarz powiedział, że to początek końca?

Pisałam! Ale to katastroficzna wizja Ciotki jak się okazało. Zbiera mi się na rękoczyny :/

W każdym razie Wujo miał robioną gastroskopię i wrzód jak wół wyszedł. Nie odczuwał bólu przez bardzo długo bo w środku ma jakieś nerwy przecięte i dopiero teraz Go dopadło bo...???? I już rozumiem czemu z chytrym uśmieszkiem opowiadał, że pożarł obiad - przed gastroskopią. Bo o samym zabiegu i wynikach nic! Wrrr...
Dziś karetką śmiga do Warszawki na USG. Zobaczymy co dalej. Oby na tym stanęło bo ma ciężką anemię....
Tylko anemia nijak się ma do wrzoda!

Generalnie zaczyna się staruszek sypać. W ciągu ostatnich dwóch lat miał: udar, rozlaną tarczycę na oba płuca z guzami, półpaśca, a teraz to :/ Guzy tarczyczne likwidowali mu jakimś świństwem z izotopem i chyba nie zlikwidowali do końca. Będzie dobrze na ile być może :|

Odebrałam w końcu wyniki. Wszytstko w normie tylko trochę cholesterol za wysoki. Pocisnę lekarza, żeby coś mi dał. Prochy znaczy się. Bo od ubiegłorocznych badań gdy też miałam podwyższony pożegnałam się bez bólu z tłuszczami a to i tak nie spada. Wiem, wiem - stres :D

Ślimakiem byłam ale gołąbki zrobiłam. Z farszem mięsno-ryżowym w sosie pomidorowym. Farsz wersja oszczędna czyli równe ilości mięsa i podgotowanego ryżu. Zawijany w pekinkę. Kiedyś zrobiłam w kapuście włoskiej ale smakowo mi nie leży, a te nowe odmiany białej to o kant tyłka potłuc o tej porze. Twarda, długo się gotuje. A potem walczyłam z sosem. Z tą pomidorową zawiesiną. Zamiast rozmieszać pomidory z wywarem i czym tam jeszcze? z koperkiem i mąką dla zagęszczenia w osobnym naczyniu, to koncentrat lekko rozcieńczony wylałam na wierch. I wisiałam potem z łychą bawiąc się w przelewanki jak przedszkolak. A potem dołożyłam jeszcze śmietany, bo sosik jakiś cienki wyszedł.
W każdym razie wyszły zawodowo :DDD Doobre

A głowa dalej mnie ciśnie od wtorku. Bom się zdenerwowała Wujem. I po co? I oczko na szypułce wychodzi. Neurologa pożądam żeby wiedzieć co się dzieje!

środa, 12 grudnia 2012

Liebster Blog

Dostałam przemiłe wyróżnienie od Iny z bloga "Inas Paradis". Cudnie, bardzo się cieszę, choć to oczywiście zabawa :D

Zasady zabawy:
Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za dobrze wykonaną ,,robotę ". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechniania. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań. Następnie Ty nominujesz 11 osób ( informujesz ich o tym ) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga który nominował Ciebie.


Od razu chciałabym przedstawić blogi, na których posty czekam z utęsknieniem:
-Relacji z agronautyki ciąg dalszy
-Bez odwrotu
-Luca blog
-Moich 100 błędów wychowawczych
-Ojciec Wwwirgiliusz chowa dzieci swoje
-Robert Gwiazdowski
-HansKlos
-OPOWIEŚCI KUDŁATE O KUDŁACZACH
-Na wsi w Japonii
-Moje Podlasie
-Zimno
-Blog Amelkowo-Patrykowy


A na deser odpowiedzi na pytania:


1. Skąd pomysł na pisanie bloga?

Trochę pozazdrościłam koleżance. Krótko mówiąc spapugowałam  :D A potem strrrasznie mi się spodobało i wciągnęło. Uzależniłam się :DDD

2. Czy Twoi bliscy czytają twojego bloga?

Z pewnością. Córki i Zięć. Czasem łatwiej napisać niz powiedzieć. Tak naprawdę, to blog powstał dla Nich.

3. Czy masz swój ulubiony rytuał podczas pisania (kubek z herbatą, ulubione miejsce, stała pora, etc)?

Raczej nie :D

4. A teraz z innej beczki: jaką książkę właśnie czytasz?

Leszek Szuman"Przepowiednie i proroctwa"

5. Kino czy teatr?

Zależy od repertuaru :D

6. Czy masz ulubiony cytat z filmu lub książki? (wiesz, na przykład Scarlet O'Hara, albo Killer)

"Jestem syty i bogaty, kupię sobie wór sałaty" :DDD

7. Czy umiesz wybaczać?

Strasznie ciężko:(

8. Czy jest coś, czego nie wybaczysz nigdy?

Nie wiem.

9. Kochasz za coś, czy mimo wszystko?

Mimo

10. Czy wierzysz w tegoroczny koniec świata?

Nie

11. Jeśli tak, to jaki masz plan na ostatni tydzień ; )


A teraz 11 moich pytań na które nominowani mogą odpowiedzieć w ramach zabawy :

1. Jakie było najzabawniejsze zdarzenie w waszym życiu?
2. Jaką książkę polecasz?
3. Która epoka historyczna najbardziej Ci się podoba-wykluczając współczesność?
4. Co zrobiłbyś/zrobiłabyś gdybyś została/został premierem?
5. Czy lubisz chodzić boso?
6. Jak nazywasz pyszna potrawę?
7. Czy jesteś konformistą?
8. Jedna rzecz, która musi znaleźć się w sypialni- prócz łóżka :D
9. Czy wierzysz w duchy?
10.Twoje hobby to...?
11.Jak siebie rozpieszczasz? Czym? W jaki sposób?

No i dotarłam do końca. wszystkim miłej zabawy, fascynującej lektury nowych blogów i .... podaj dalej :D

Moje-Wasze

Publiczne-podatki, to słowa określające nasze finanse. Nie państwowe a nasze. Ciężko zapracowane. W związku z tym, czy zastanawialiście się wybierając kogokolwiek do rządu, czy właśnie te osoby chcecie utrzymywać. Czy one są godne waszego wysiłku. I jaki macie wpływ na to by odebrać im swoją kasę gdy zawiodą.

Bo jako biały człowiek rozumiem, że partyjniacy różnej maści karnie głosują na swoich w wyborach. Ekonomicznie jest to jak najbardziej uzasadnione, boć wiadomo, że za lojalność jest nagroda. O swoim elektoracie się pamięta.
W tym momencie w przestrzeń galaktyczna odpływają idee - zostaje pragmatyzm. I konia z rzędem temu, kto myśli że inaczej to wygląda.

Poszperałam w necie, żeby się dowiedzieć dokładnie ilu członków mają partie i pusty śmiech mnie ogarnął. Bzyczenie w mediach daje bardzo fałszywe wyobrażenie. To nie miliony to jedynie dziesiątki tysięcy. Ogółem jakby je wrzucić do jednego wora wyszło by tak ok 120.000. STO DWADZIEŚCIA TYSIĘCY książeczek partyjnych. Różnych!

Na czele każdej stoi bosu w asyście pomagierów. Spokojnie można to porównać do armii. Dowódca sił zbrojnych, rzesza generałów, niższe szarże i żołnierze. Tych jak zwykle najwięcej. To oni podnoszą słupki wyborcze. Ale nie oni stoją przy korycie, nie oni brylują na salonach. Ich jedynym zadaniem jest postawić krzyżyk. A potem noga-dupa-drzwi.

Jesteś żołnierzem? Wiec gratuluję :DDDDDD Buahahahahahaha :DDDDDDD

Wracając do NASZYCH publiki - obserwatorów, klakierów - pieniędzy. Jakoś nie widzę sensu, żeby za te pieniądze banda  lewusów wycierała Sejmowe fotele i dowalała nam coraz nowymi ograniczeniami.

Nie widzę powodu dla którego, osoba niekompetentna, np. urzędnik utrzymywany przez nas, w wyniku skargi na niekompetencje, nie miałby stracić miejsca pracy. ON pracuje DLA NAS za NASZE pieniądze. PRAWO powinno być korzystne dla NAS bo my, Polacy utrzymujemy ten kraj. To NASZ KRAJ, nasz przemysł, nasze zdrowie i pan Arłukiewicz powinien doskonale wiedzieć, że jest na naszym garnuszku. I nie tylko on.

Polaku - jesteś Bogiem - uświadom to sobie...!!!!

wtorek, 11 grudnia 2012

Miało być, że...

...przyszedł Synuś, dokonał kąpieli we prawie wrzątku a potem sote wylazł na balkon na -10 i żałował, że nie ma zaspy śniegu, bo...
...jak zwykle prowadziłam koperkowe rozmowy o niczym z Mamelocikiem...
...pogadałam sobie, jak za starych, dobrych czasów z Kobietą o Pięknych Dłoniach...
...że  z przyjemnością spędziłam poprzedni dzień...

i miało o tym być i jeszcze jakimś cusiu, którego zawinęła mi moja przyjaciółka Skleroza.

A było głównie Wujowo i w pewnym sensie przenośnie też. W zakresie Wujowego zdrowia. I tak jakoś mi miętko kole serducha, bo taki Dupelek się z Niego robi, taka Pierdułka, taki zagubiony Słodziak.
Ale może jeszcze nadejdzie ten czas kiedy z wizgiem sobie nawrzucamy, kiedy awantura sięgnie zenitu, Fajnie było się z Nim awanturować.! SERIO :D Oboje robiliśmy to z pasją i całym sercem, i fochy strzelaliśmy jak race świetlne i z przytupem oddalaliśmy się od siebie. A teraz z wizgiem lecę, pędzę do Euzebiusza. Nic nie ważne, On też ma wszystkie stare spory w nosie. Najpiękniej jak może facet, cieszy się każdym spotkaniem, wizytą. Tak bardzo kruchy się robi, tak ulotny. Choć przecież jest! Do cholery jest!!!!

A na sali same dziadulinki. Jeden spazmatycznie chwyta oddech podłączony do zamkniętej kroplówki, inny nieborak z dłońmi złożonymi na piersi obejmuje chusteczkę, jest i splątany starzec w pampersie spokojnie i cierpliwie ściągający z siebie bluzkę i odkrywający się. Otulony kołderka szepnął niemal niedosłyszalnie - nie :(
Oni wszyscy jakby z pogranicza światów.

Przedziwne wrażenie właściwości wszystkiego co się tu dzieje. Że tak ma być, że tak jest dobrze. Moje wrażenie. Bez niepokoju, strachu choć fizyczność jakby podstawia nogę. Bardo - nie potrzeba kapłanów, nie potrzeba bicia w bębny, nie potrzeba świec - każdy ma tę niepowtarzalną umiejętność przejścia, zanurzenia się w lepszym,  błogosławionym, kojącym...nie miłosnym a przepojonym szczęściem i radością BYCIE...

W spełnieniu ciszy przepojonym ...

Człowiek strzela....

Planowałam pościk, bardzo ładny. Planowałam, a dziś o świcie telefon. Wujek w szpitalu, zabrany z domu z powodu silnego bólu. Pierwsze badania-guz na wątrobie. Wg słów lekarki- początek końca.

Zbieramy się wszyscy, kto może i jedziemy do Niego...

Ech Euzebiuszu - Dindu-lindu, pi pip ....

PS. Zna ktoś w okolicach Warszawy Klinikę Leczenia Bólu?

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Mniej znaczy więcej.

Mniej zwracać uwagę na innych, na ich głupoty. Przynajmniej starać się dla własnego zdrowia

psychicznego.Trudne, ale nie niewykonalne. Trudne bo blisko i wali po oczach z wizgiem. Oślepia głupotą i

....głupotą. Bo słów brak.

Zadzwonił pewien gość. Znany mi blisko. Z propozycją nie do odrzucenia.

-Załóż konto, bo znajoma potrzebuje. Cudzego. Ucieka z kasą przed komornikiem. Świr! Normalnie świr!

Ja mogę być Matka Teresa dla moich dzieci, dla rodziny i to też nie na maxa. W ograniczonym rozsądkiem

zakresie. Ale dla obcej baby? Żeby co? I w zasadzie po co? I dlaczego?

Dlaczego gupki są wokół mnie?????

Podejmuję głębokie postanowienie poprawy. Mniej się angażować w cudze sprawy, skupić się na tym co

dla mnie korzystne. Tak dalej nie może być :DDD

Może też jakiś murek czasnę? Hmmm...???

Jakąś przestrzeń osobistą, nieprzenikalną zbuduję???


Czas na zmiany!!!!

niedziela, 9 grudnia 2012

Dystans

Nie jesteśmy ze sobą blisko. Po prostu jesteśmy. Jedna bardziej druga mniej. Bardziej tu, mniej tam i na odwrót. Bo czego można chcieć więcej po latach różnych takich...

Powiało grozą

Powiało grozą

-12 na termometrze. Brrr... Ciary na plecach .... Ja chcę ciepełka... Nie lubię zimna, nie lubię mrozu. Zima podoba mi się zza okna i jak jest max -5C. Nic na to nie poradzę. Wymroziłam się, wyłaziłam przy -20, -25 i wystarczy.
W domku też chłodno, oj chłodno. Trzeba by towarzystwo trochę rozruszać, ale sama popadam w stan hibernacji i jakoś mi to nie wychodzi.
Pierworodna z lekka kicha i chrumka-przyziębiła się. Całymi dniami wisi na telefonie Wrrr.... Gada, sms-uje wrrr....
Pogadać się nie da, wrrr.... pointegrować się nie da, wrrr....
poTomek nawiedził nasze progi. Pohałasował, powymądrzał się, zrobił dym i się zmył. Dymiło się z powodu świąt.

Gdzie? Kto? Za ile?
Denerwuje mnie to wszystko. Ten przymus świętowania.
Najchętniej bym gdzieś spieprzyła i wśród obcych ludzi, z którymi nie mam wspólnych wspomnień zaczęła je przygotowywać. A potem zasiąść do stołu.

Prawdę mówiąc lubię święta. Lubię moje wspomnienia z okresu dzieciństwa.Nie te dotyczące prezentów. Bo te dostawałam zamiast rózgi. Były beznadziejne.
Ale nie one były najważniejsze. Był klimat, wypatrywanie pierwszej gwiazdki, wspólne celebrowanie Wigili. Konieczność skosztowania każdej potrawy. I poczucie bezpieczeństwa. Że nic złego się nie przydarzy.

Dziś chciałabym zasiąść wśród bliskich sobie, takich, którym mogę zaufać, którzy nie ranią, nie kłamią.  Chciałabym z całą serdecznością i otwartym sercem móc złożyć życzenia. Czy są takie osoby przy mnie, w mojej rodzinie? O, z całą pewnością nie!
Czy ja jestem tą, która posiada te cudne cechy? Staram się, a jak wychodzi, to inni mogą ocenić.

Zdecydowanie wolę wspomnienia od realu :(Fajnie jest robić święta dla małych dzieci. Jeszcze nie ma doświadczeń wieku dojrzewania, jeszcze koszmar przed nami. Nie potrafię się odciąć, zwłaszcza gdy Młody przychodzi i się wykłóca, gdy Najstarsza zamyka się w swoim świecie, gdy Babulina olewa wszystko, gdy doświadczenia z dalszą rodziną nie są fajne. Wtedy się nie chce. Mi się nie chce. Wszystko opada i nawet już nie pytam siebie - po co?

sobota, 8 grudnia 2012

Amatorska archeologia

Z dna na podwórko
Generalnie nie powinno mnie to interesować... Ale podejrzewam, ze jest to indywidualny efekt archeologów-amatorów-cwaniaków-spryciarzy, którzy korzystając z niskiego poziomu wody w Wiśle byli sobie wydobyli co widać na zdjęciu. A że podejrzewam i chyba nie bez podstaw, kto to zrobił, to i mam podstawy sadzić, że zostanie to upłynnione za dużą kasę.


piątek, 7 grudnia 2012

Edukacja?????

Kwiatek nr 1:
We czwartek Dziecinka przyszła ze szkoły i rzecze, że profesor poinformował ją, że na swoje konto na FB dostała od niego Karnego Ku....  Bo się nie wylogowała.
Szczerze! Nie dałam nic po sobie poznać, nie skomentowałam, ale w środku moja dusza miała oczęta jak spodeczki. OMG!!!!! Profesor? W LO???? O ja pitolę!!!!

Kwiatek nr 2:
Pokwitowałam powiastkę ze szkoły listem poleconym doręczoną. Że zapraszają mnie- sory- stawiennictwo OBOWIĄZKOWE!!!!- w związku z wynikami na próbnej maturze i pogorszeniem drastycznym ocen. Podpisane własnoręcznie przez Dyrektora i Wychowawcę.
Problem w tym, że Dziecinka nie przystępuje do matury. A oceny ma o niebo lepsze niż w tamtym roku. Nie ma to jak kompetentnym być!!!

Kwiatek nr 3:

Korytarz - przerwa. Idzie profesor, uczniowie rzucają pod jego adresem głupie żarciki. Cóż robi moc i potęga pedagogiki? Minąwszy uczniów pokazuje im za plecami fakulca. Nic dodać, nic ująć!!!


Codzienność w city

Pampuch z Julką.
Dziergam skarpetki. Piszę majle, czytam, leniuchuję, żadnych zakupów, żadnego szaleństwa. Saganki zwykłe, donoszone poTomkowi. I w związku z tym dużo radości.

Spakowałam miseczkę  synusiowi i wykopyrtnęłam się z domu. Już za drzwiami uprzytomniłam sobie, że nie wzięłam łyżki. Dzwonię na górę: - Mała, przynieś szybciutko łyżkę na dół. Zapomniałam. OK mamuniu. Chwila, moment i jest.

Przyniosła ŁYŻKĘ WAZOWĄ. Nosz! Nie powiem co mi się zrobiło!

Nawiązałam bardzo przyjemny kontakt związany z naszym Klanem. Bardzo mnie cieszy wymiana informacji. I pasja, która jak widzę nie tylko mnie dotyczy. Pasja, która rozwija.
Przeszukuję dom w poszukiwaniu fachowej literatury. I jakoś ciemno to widzę. Część publikacji - nie zadawalająca, jest dostępna.Czas na Bibliotekę Narodową. A tak nie lubię teraz tam chodzić. Remont i w związku z tym masakra. I tak naprawdę znów poszukiwania od podstaw. Zamawianie kasiążek, mikrofilmów. I łażenie do innych bibliotek. Ta nie ma niestety wszystkiego :/

Kotolota na solarium


    

Mała Czarna wnerwiona bo coś. :D
    


Koty kłócą się o solarium pod lampką. Jedna drugą chce wygryźć z miejscówki. Integracji nie ma w kociej rodzinie. Każdy kot śpi osobno. nawet nocą. Dziś dwie sztuki ze mną. Jedna od ściany druga z brzega :D

A w domu trwa rewia mody. Dziewczyny wymieniają się ciuchami, kłócą o nie, o perfumy, o kosmetyki. Zaiste zabawne.

:D

A rano nie mogę na siebie patrzeć. Gdzie ta dziewczyna? Gdzie ona znikła. Jakaś obca osoba w lustrze się przegląda. jedyna rada to omijać lustro o poranku. Później jest łatwiej? :[

środa, 5 grudnia 2012

A kiedy u drzwi nocą....

Dwóch zgrabnych chłopców stanie i grzecznie poprosi: - proszę z nami! to na wszelki wypadek wydaj dyspozycje, powiadom rodzinę z jakiego paragrafu i na jak długo jedziesz do sanatorium, bo doprawdy żyjemy w państwie prawa i wszystko zdarzyć się może.
Więc ja już powiadomiłam Najstarszą, że jakby co to niech mnie szuka...I tu w punktach Jej wymieniłam gdzie. A na jak długo...to tajemnica. Bo ja nie wiem. I wcale nie jestem pewna czy trafię na darmowy wikt i czy on mi się należy....ale tak na wszelki wypadek.
A długość odpoczynku jest w zasadzie nie limitowana. Przykład najbliższy. Były trafił w sanatorium. Przyszło dwóch zgrabnych Panów, zaprosili. Nie wiem czy zdążył zawiadomić matkę - 80 lat - stawiam że nie. Pewnie czekała następnego dnia z obiadem i kolejnego... po iluś tam, w końcu się zaniepokoiła i zaczęła szukać. I tu suprise.
Syn w sanatorium - długość pobytu? Nieznana. Nawet Pan Dyrektor przybytku nie jest w stanie go podać, bo w końcu nie jest od tego. I nie ma mocnych! Nikt nic nie wie, nikt niczego nie potrafi powiedzieć. I to jest już cyrk na maxa.

Bo gdy mój zaobrączkowany trafił na Rakowiecką za odmowę odbycia służby wojskowej w stanie wojennym, wiadomo było gdzie będzie, na jak długo. Teraz nic i nikt. I znów jestem debil i nic nie rozumiem. Ale ja tak mam. I tylko się pytam jak biały człowiek(nie usprawiedliwiając), dlaczego taki delikwent trafia na darmowy wikt do takiego przybytku, a nie ten przykład pedofil ma darmowe-ustawowo i przymusowe leczenie. A alkoholik NIE!
Gdzie i jedno i drugie jest o kant doopy potłuc :/
Dlaczego na ten przykład rodzina nie jest zawiadamiana? Dlaczego nie ma obowiązku - od razu - pracy, żeby zarobili na swoje utrzymanie? tysiące pytań ciśnie się na usta.

A każda patologia jest tak naprawdę odbiciem słabości systemu.

================================================================================================================

A w poniedziałek przyssałam się do Historii. Wieczorem już nie mogłam patrzeć na komputer. Trochę popisałam na następnej stronie. Jeszcze sporo zostało do uzupełnienia. Sama jestem ciekawa co dalej/głębiej się ujawni. I co uda się wykopać.
================================================================================================================
PoTomek rozpaczliwie dobijał się o coś gorącego do pracy. Daleko nie mam. Byłam zaniosłam barszczyk ukraiński.. Najadł się On, najadł jego kolega. Wychwalali zupinę pod niebiosa i wyrzekali na katering, który im dostarcza obiady. Że zupy to kolorowa ciecz, że II danie to porcja dla przedszkolaka. No cóż. Wcale się nie dziwię. Koszty pożerają wszystko.
================================================================================================================
Zrobione skarpety dla Babuliny. Zrobiona cieplusia czapka z moheru. Zwykły, prosty ściągacz. Nic nadzwyczajnego. A teraz kolejna para dla najstarszej a potem dla poTomka.
Może i sobie coś zrobię. Nie wiadomo.
A na razie szukam miejsca gdzie można kupić zwykłe, jednorazowe pojemniczki na zupę. Takie jak w barach wietnamskich. Coś czuję, że dokarmiać zacznę potomstwo. Z dostawą :/

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Krwinka Kosmosu

z netu
Gryzie mnie pewien temat. I jak zwykle nie wiem od czego go kąsnąć bo rozległy jest jak Kosmos. I w rzeczy samej z nim jest związany. Zainfekowana przed wiekami literaturą science-fiction, ukochanym Sniegowem i znielubianym Lemem - wsiąkłam w astronomię. Taką połebkową i bardzo amatorską ale na mój użytek zupełnie wystarczającą.

Dopada nas w ostatnim czasie horyzont zdarzeń, przepowiednie Majów, przejście przez równik Galaktyki. Nasza to chyba Mleczna Droga? Nie ma to w tej chwili specjalnego znaczenia. Upraszczając, to taki baaardzo owalny placek w przestrzeni kosmicznej.

Taka membrana, jeszcze bardziej upraszczając. Coś jak mega krwinka. Z określonym napięciem. Nie odważę się na twarde, jednoznaczne wnioski. Plus czy minus. Nie ważne. Nasz Układ Słoneczny znajduje się gdzieś na rubieżach onej. Jak wąż wiruje w przestrzeni w wiecznym ruchu. I co z tego wynika? W perspektywie najbliższego czasu moim zdaniem jakoś niewiele. Przenikniecie na drugą stronę, co prorokują niektórzy, przekroczenie równika galaktycznego śmiało można odłożyć do lamusa. Te same wartości się odpychają.
Chyba, że nastąpi zamiana, wydarzy się coś co zmieni wartość elektryczną nie tylko Ziemi, Układu Słonecznego ale i wszystkich planet, gwiazd znajdujących się po naszej stronie. Bardzo że wątpię by coś takiego mogło się zdarzyć hurtem. Chyba, że jest taka możliwość w stosunku do pojedynczych planet czy układów. Ale tak daleko moja wiedza nie sięga.

z netu
Zrobiwszy założenie, że jednak, to mimo wszystko nie jest to numer na mgnienie oka. Na już. Czas, czas gra na naszą korzyść(?). Ew. odwleka nieznane w przyszłość. Zmiana stron - na po drugiej stronie lustra - niesie ze sobą nieznane. Założenie, że przenikniemy do spółki z US i nadzieja na utrzymaniu stego stanu, jest kruche. Znaleźlibyśmy się z naszym układem pod wpływem innych gwiazd, planet. Już ten sam fakt, spowodowałby przewekslowanie się i zmiany orbit nasze ósemki. Konsekwencje mogły by być różne. I pewnie będą gdy to się zdarzy. Pytanie tylko - jakie?








To jak z posłami zmieniającymi partie i poglądy jak rękawiczki. I jak z punktem widzenia. Zmienia się w zależności od miejsca w którym jesteśmy.

z netu

technicznie

Zdarza mi się stosunkowo często rzecz dziwna. Posty, które zostały napisane przez

innych blogerów i "wyskakujące" na innych blogach u mnie pokazują się z 2-3 dniowym

opóźnieniem. Nie dotyczy to rzecz jasna wszystkich blogów.

Kolejna rzecz to totalna zawieszka kompa, spowolnienie funkcji życiowych - stopniowe

- aż do padnięcia. I dzieje się to zawsze, gdy brak weryfikacji obrazkowej.

W związku z tym pytanie do czytelników - czy Wy też tak miewacie? Jest jakiaś rada

na to?

niedziela, 2 grudnia 2012

Mały trolik

Przedwczoraj przyjaciółka z dawnych lat została po raz kolejny babcią. Jakoś trudno mi uświadomić sobie upływ czasu. Tylko naprawdę dzieci o nim świadczą. Bo jeszcze nie tak dawno młoda Mama jak papużka powtarzała prosząc o ciastko:- Mówi się poproszę :D
A Jej Siostra-mama trójki-zmożona życiem spała w pozycji embrionalnej w zagłębieniu wykopanym przez psa pod krzakiem porzeczki. Chodziła, biegała i padła. Królicek :DD
I nie tak dawno pierworodna siedziała na nocniczku wołając:-patika, patika daci :D
Młody na golasa polował na koniki polne wśród wysokiej trawy, a najmłodsza odmawiała wyjścia na taras na bosaczka, bo nagrzany słońcem parzył małe stópki. Kiedy to było?

Tak dawno i przed chwilą :(
Mały szurpaty łebek sterczał znad poręczy łóżeczka i zaczepiał, śmiał się, łykał gluty, złościł się, podskakiwał, raczkował, podnosił się przy pomocy szczebelków, padał. Każde tak samo a jednak zupełnie inaczej w sobie tylko właściwy sposób.
Pierwsze zabawy własnymi paluszkami. I preferencje już od początku. To fajne, tamto be. I usypianie. Każde inaczej. Najstarsza najlepiej zasypiała zawinięta w kukiełkę. Otulona odpływała. Wolne kończyny ja rozpraszały. Wiły się własnym życiem. poTomek padał w locie wysprzątawszy sobie łóżeczko. Wywalał wszystko poza. A najmłodsza padała gdy nie było nawet odrobiny miejsca w brzuszku. Padała na chwilę, bo przerób miała kosmiczny :D
Małe człowieki z własnym charakterem od początku. Miniaturki niosące w sobie przeszłość otwarte na przyszłość. Nieuchronnie wtapiające się w życie, poznające je na swój własny sposób, zbierające doświadczenia.
Kiedy to było gdy śpiewałyśmy:-na prawo most, na lewo most..., i bajki Natalki. Kiedy to było gdy śmiechem rozbrzmiewał dom, gdy poTomek szalał naśladując figury z płaskorzeźb egipskich, a Dzieciątko godzinami bawiło się słoiczkami z przyprawami udając, że to król i królewna i prowadząc zawiłe dialogi w ich imieniu:-ach królu...ach królewno...
Czas przysiadów i pompek za wykroczenia minął. Czas posłuszeństwa też. Życia rytmem ustalonym przez mamę. Każde ma swoją melodię, swój czas, swoje przemijanie. Ja mam wspomnienia - najpiękniejsze ze wszystkich.

sobota, 1 grudnia 2012

Budżet unijny

No i wiemy, że możemy pożreć prawie litr mleka dziennie, czyli np. garsteczkę twarożku. 30dnix~2zł=~60zł, albo sanatoryjnie odmierzony zuchelek masła.
-zboża-chleba nie liczę, bo zawartość mąki w chlebie jest bardzo problematyczna.

Policzę:
-kaszę. 1,84x(prawie 4 paczki 0,5kg)=12zł. 22złx30dni=660
-wieprzowina-łopatka~15zł. 15x0,15x30=67,5zł
-wołowina, najtańsza~20zł. 30zł
-warzywa 4zł.( średnio) 36zł
-owoce 4zł. 30zł.

       60
      660
       67,5
       30
       36
     + 30
-------------
      783,5

Kaszy nie damy rady aż tyle zeżreć wiec pozostawmy tylko 1/4 kwoty. Rachunek wtedy

wynosi - T A R A M  -  263,5zł. I co? I co? Nie głupio Wam?

I już wcale się nie dziwię, że JVR uważał co 1000zł na miesiąc to dużo. No gupki

jesteśmy i tyle w arytmetyce nie połapani. Żeby właściwie liczyć trzeba mieć na

koncie 22miliony i tekę ministra skarbu!!!

Wniosek z tego płynie kolejny - ograniczyć nakłady na szkolnictwo, bo durnie nie

potrafią i tak liczyć. To wszystko ma sens, to na prawdę ma sens!!! Wystarczy tylko

uwierzyć :p

A uwierzysz, że naprawdę możesz oszczędzać jak zamiast wieprzowiny kupisz kurze

łapki, lub wątróbkę drobiową. Albo na bazarze dostaniesz kości za darmo.

Żyć nie umierać :DDDDD

A kiedy po opłaceniu rachunków nie wystarczy Ci na teatr lub kino, wtedy możesz

zacząć oszczędzać. Na przykład zrezygnować z prądu.

Myślałam, że uda się zaoszczędzić np. na wodzie korzystając z łaźni publicznej, ale

stolyca takowego przybytku chyba nie posiada.Głupi byli ci rzymianie :DDD

Szukając w Goolu łaźni dla Warszawy wyskakują mi Łazienki, sauny, domy publiczne,

termy rzymskie, informacje, że w XVII wiecznej Warszawie istniały one. No i kicha.

Na wodzie nie oszczędzisz ;p

WystarczY!!!

Żeby nie było, że swe mroczne przepowiednie wysnułam z pomroczności/demencji i świrostwa, skorzystałam z podpowiedzi wujka Google. I cóż nam on mówi w oparciu o ogólnie dostępne dane dotyczące PL i UE.

Limity( po wykonaniu podstawowych działań arytmetycznych) na 1 osobę:
-mleko-o,9litra na dzień
-zboża-1,84kg na dzień wliczając w to pasze dla zwierząt
-wieprzowina-0,15kg dziennie
-wołowina-0,05kg dziennie
-warzywa-0,3kg na dzień
-owoce-0,25

Wnioski wysuwajcie sobie sami, bo ja już nie mam zdrowia! A zresztą! Co mi tam! Wychodzi na to, że im mniej ludzi tym większa micha i logiczne są starania rządu w kwestii polityki prorodzinnej i zdrowotnej. W ramach dobroci dla przyszłych pokoleń proponuję, żeby wszyscy chorzy powyżej 50-tki i zdrowi takoż popełnili zbiorowe samobójstwo. PUNKTY w końcu zaczną się zgadzać i dla wszystkich/pozostałych wystarczy!

I czego się ludziska ciskają, że mało zarabiają. No!, naprawdę nie potrzebują więcej wg norm unijnych!

Przyjęłam założenie, że jest nas 38 milionów. Przy wyższym powyższe liczby maleją:/

Punkty


Zastanawiam się czy poziom zidiocenia w tym kraju sięgnął zenitu czy jeszcze mu trochę zostało!
Rano polazłam do przychodni by honorowo oddać mocz i krew. Oczywiście o poranku wykonałam skuchę, czyli działając na właściwie wyrobionych odruchach siknęłam do dna. W kibel a nie w słoiczek. Bo rano mój mózg przed wypiciem kawy nie pracuje. Może gdybym spała z pojemnikiem przyczepionym do czoła wykonałabym wszystko jak należy. A tak...
Jedna kawa, druga kawa i gitara. Pojemniczek pełen - możemy iść. A że nie zupełnie na czczo? Nie moja wina...
Zadowolona z zaliczenia 1 punktu programu popętałam się po mieście dokonując małych zakupków spożywczych. 2 buraki i prawie kg słoniny. I to słoniny nie byle jakiej. Nie unijnej a zagrodowej. Matko moja, jak ona cudnie się wytapia :)
Potem był grany barszczyk i oczekiwanie na wypad. Do stomatologa. Czekałam równo miesiąc. Doczekałam się. Telefonu od doktorka własną osobą. Że się PUNKTY na ten rok były skończyły i że zaprasza po nowym roku i uprzejmie informuje, że w związku z powyższym nawet zmiana opatrunku i w ogóle najmniejsza duperela jest płatna i że za pół godziny zadzwoni do mnie jego asystentka coby się umówić na po nowym roku. Jak dobrze że nie boli paszcza. Bo wtedy...do kowala...

Czyli że co? Limit=punkty? Hyyyy?

No i niech mi nikt nie mówi, że mamy wściekły, początkujący kapitalizm, demokrację i inne duperszwance. Bo PUNKTY jako żywo kojarzą mi się z przyjęciami na studia w okresie PRL-u. I widać choćby w tym systemie kto rządzi. Kuźwa! Nic się nie zmieniło! W PUNKTACJI. Bo dostęp do lekarzy jakby duuużo gorszy. I zaczyna mnie powoli wkurzać ta możliwość wyboru przychodni, lekarza. Ja chcę rejonizacji tak jak kiedyś!!!! Nie było pieprzonych kolejek, nie było limitów. No heloł!!! Wracać do dawnego, było lepsze!

Mamy wściekły, rozpasany burdel nad którym nikt nie potrafi zapanować. Żadna ekipa nie jest w stanie tego ogarnąć - powiedzmy sobie w końcu prosto w oczy. Żaden cud się nie zdarzy. Będzie źle i jeszcze gorzej. Piżgnie to w końcu w WIELKIM BUUUM!!!
Władza będzie w bardzo głębokim poważaniu, raczej zwiną dupę w troki i tyle ich będziemy widzieli. A nas ludzików czeka wielki głód. Tylko że to nie Leningrad i nie II wojna. A może? Jakoś tak ciągle pęta mi się Sun Tzu. "Najważniejsze w TAO ataku na drugie państwo jest podbicie serc jego obywateli".A jak czytam niektórych na Twitterze, jak to cudnie w kraju nad Wisłą i jak przemysł szaleje, to zastanawiam się czy żyjemy w tym samym kraju? Bo mój na razie zatrzymał się na PUNKTACH!

piątek, 30 listopada 2012

Sagan na sobotę ;D

Od lat gotuję barszcz ukraiński. I ile bym nie ugotowała znika w mgnieniu oka, czyli smakuje. W miarę upływu lat coraz bardziej skracam czas jego przygotowania.
Dziś postanowiłam poszaleć. Oczywiście dzień wcześniej namoczyłam fasolę. Zawsze jak ją kupuję to mam stracha, że stara i kamienna będzie i żadne namaczanie nie pomoże.Idę więc na łatwiznę i używam tej w puszkach. Zwykle kupuję 2 lub 3 odmiany w różnych kolorach. Tym razem został Jasiek z fasolki po bretońsku, więc ugotowałam go wraz z kostkami schabowymi. W czasie gdy gotowała się fasola na kostkach - dodałam jeszcze bulion drobiowy Winiar - obrałam ziemniaki i wrzuciłam do kolejnego garnka żeby się gotowały. Posolone, pokrojone w kosteczkę. Zabrałam się za obieranie włoszczyzny. W zasadzie prawie całą poza porem starłam w malakserze i wrzuciłam na dużą patelnię do obsmażenia. Fasola i ziemniaki się gotują, warzywa duszą na patelni a ja obieram buraki. Znów malakser :) Nieoceniony pomocnik!
Gdy ziemniaki są już miękkie - ja lubię jak już się rozpadają - wrzucam do nich podduszone warzywa. 5 minut wspólnego gotowania zupełnie wystarcza i dokładam starte  buraczki. Trzeba dokładnie wymieszać od dna. Mam akurat wystarczająco dużo czasu żeby obrać z mięska kostki zabrane fasoli. Okrawki wrzucam z powrotem. Gdy ona już zmięknie (fasola)wlewam do niej i mięsa ugotowane warzywa + kapustę cieniutko poszatkowaną. Mieszam dokładnie i dokładam koncentrat pomidorowy. W zasadzie nie trzeba solić, ale należy dodać listek laurowy, ziele angielskie i pieprz w ziarenkach. Gotuję to razem ok 5 minut. Na koniec doprawiam śmietaną i gotowe. Do ugotowania barszczu użyłam dziś 2 saganów i patelni. Ale spokojnie można w jednym .Ja byłam bardzo głodna i chciałam przyspieszyć gotowanie.

Składniki:
-buraczki-4 sztuki średniej wielkości
-marchew-4 sztuki średniej wielkości
-seler-mały
-pietruszka-2 sztuki
-ziemniaki-ok. 1 kilograma
-fasola-1 i 1/2 szklanki
-koncentrat pomidorowy-mały słoiczek
-śmietana 18%-duży pojemniczek
-przyprawy(1 listek laurowy, po 4-5 ziarenek pieprzu i ziela angielskiego)
-kostki schabowe-1 kilogram
-kapusta-ćwiartka małej główki

Czasem jak mi nieco kolor "ucieknie" dodaję nieco koncentratu z buraków.
Smacznego :D

Progenitura


Stara matka przy kawie zaczęła lekturę od Grafitowych oceanów. No i super. Nareszcie
 zaskoczyło i zaiskrzyło.
 Bo prawda jest taka, że zgrzybiona i wiecznie marudząca matka jest do dupy. Wiem to po sobie. I  trudno wtedy opanować dzieciątko, które nie wie czemu mać się nie cieszy życiem, tylko ma za złe. I samo zaczyna wierzgać.
 Na szczęście gdy moje były szczeniakami, warhlakami, kociakami i potworami ja z wizgiem śmigałam wokół towarzystwa. A oni wzajemnie wokół mnie. Nawet jak były małe. Ale absolwętnie nie znaczy to, że zawsze była sielanka i wyjadanie z dziubków. Były powroty na syrenie do domu, gdyż albowiem dzieciątko nie żądało posiłków a żądało zabawy. Wracało różnie. Pod pachą w formie zasmarkanego z rozpaczy gluta, jako tobołek niesiony za szelki portek - ta wersja była dobra - jakoś cieszyła Pierworodną, tudzież jako wijący się piskorz, i żadne tłumaczenia i straszenie Babą Jagą nie pomagały. Ale to było potem. Bo przed, w okresie wózkowym, mimo szelek było gorrąco. Wyślizgiwała się z nich, wychodziła poza wózek, zwieszała się i używała go dowolnie i nieprzystojnie. Wózkiem nobliwie poruszał się poTomek. Grzecznie siedział i przyswajał świat. Najwyżej wykręcał go jak paralityka widok super panny. Już od pampersa kręciły go ładne buzie, zgrabne sylwetki :D poTomek był ogólnie dziecinką śliczną, grzeczną do zachwytu i obrzydliwości. I wygadaną. Spokojnie się bawił w piaskownicy, nie lejąc nikogo łopatką, nie sypiąc w oczy piaskiem. Używał właściwie zabawek, społecznie był użyteczny. W porównaniu z innym bachorstwem był aż nudny. I wzorowo chodził za łapkę. Żadnego wyrywania się.
 No najmłodsza, Dziecina, dała popalić! Wzorcowo wybiegała przed pędzące samochody, genialnie śmigała na długie dystanse - bez zadyszki :/ I gadała w suahili. Z Boga Jedynego nikt nie rozumiał co nawija. Poza poTomkiem. W doganianiu tego cuda wyspecjalizował się synuś podpuszczony matką, która juz zdrowia do wariatki nie miała. Dopadał uciekinierki i fachowo obalał na glebę. Mać dołączała po chwili do towarzystwa i zgarniała w 1/2 ryczące towarzystwo, w 1/2 dumne i zadowolone z siebie.
 Dom z dzieciami zmieniał się z normalnego w wariatkowo. Takie rzeczy jak baje, piosenki, twórczość kasztanowa, klockowa to pikuś. Wyobraźcie sobie, że moja Mamunia a Babunia Pierworodnej w ramach miłości do Niej- i to muszę uwiecznić - zrobiła na balkonie piaskownicę. Co o tym myślałam zgarniając tony piasku z podłogi i jakie słowa radości cisnęły mi się na usta- możecie sobie wyobrazić. Szczytowała sprowadzając do centrum Warszawy drób. Kurę i koguta, coby dziecko miało zabawę. Tu już nie zdzieeżyłam. Oczami wyobraźni widząc na ten przykład trzodę chlewną w wannie i wykonałam popisową awanturę. Kogut znikł, kura jakoś chwilę egzystowała na balkonie. Uwierzcie mi, że furorę na osiedlu wzbudzałam wyprowadzając Klarę na spacer.
 Osobny temat to posiłki. Przy Pierworodnej to krew, pot i łzy. Czego ja nie robiłam żeby jadła? Kto ma niejadka ten doskonale wie, że wszystkie chwyty dozwolone. Od "za mamusię", do karmienia parapetowego. A przy tym zdrowa była, wyniki miała jak byk. Zbyszek Nowak - ten od "Ręce które leczą" po prostu stwierdził, że dziecinka żywi się energią ogólnie dostępną, tj z powietrza. Wolałam żeby pochłaniała konkrety :|

Z serii co dzieci potrafią;
-poTomek wybił czołem koleżance 2 jedynki, sam stając się właścicielem dziurawego czoła
-w ramach rozrywki, na żądanie zwracał co zjadł
-Pierworodna (5lat) czytała dzieciom bajki w przedszkolu, bo pani się nie chciało
-2-3 letnia córcia do mojego przyjaciela - Wujku, ja lubię takich mężczyzn jak ty ( flirciara od małego)
-Dziecinka- piosenka, którą przyniosła z przedszkola:
   gaz barburka i kapturka srypnie zmyli, raz pułapkę, babkę w łapkę i po chwili
   gdy w brzuchu burczy, trzyma się skurczy, że a skurczy, to a kurczy,
   taki z niego wilk!
 Może ktoś zna wersję prawidłową. Bo ta jest tak intrygująca, że zapamiętałam. WYBITNA :DDDD
-Młody w geście zerwał z siebie bluzeczkę, pozbawiając ją wszystkich guzików. 5lat. Po czym grzecznie siedział i przyszywał je z powrotem. Wyszło doskonale :D
-ogólnie poTomek po okresie anielskiej grzeczności - w domu i pójściu do przedszkola  zmienił konfiguracje i podejście do życia. To już nie była aniołek a mały dyjabełek. Czemu szczególnie się nie dziwię, gdy po latach poznała zacne metody mojej teściowej. Ale to już inna bajka :/ Zbyt za dobrym był obserwatorem. Szybko zajarzył, że zrzucanie na innych winy jest korzystne. Że kłamstwo popłaca. Adrenalina szybko zaczęła go kręcić. I na ten przykład z kolegą przyjacielem z jednej sali zamiast grzecznie myć łapki w łazience, wyszli sobie na parapet po drugiej stronie okna. Pierwsze piętro. A pani przedszkolanka mnie zrobiła z tego powodu awanturę. Taka metoda. O_O
 A w szkole, gdzie było nudno, rozwalał każdą lekcję. Śmiechem. Pajacował tak, że nikt nie był w stanie pracować. Nauczyciele ciężkiej nerwicy się przy nim nabawili. On przy nich też :/

czwartek, 29 listopada 2012

Poranki do ranki :DDDD

Czeeść Mamusiu...

Dziendobry Mamo...

No heloł kurna świecie, muszę moje butki wrzucić do prania, gdyż albowiem je ujębalo..

Najprostszym wynalazkiem do stworzenia świata jest ogień...

Kawa nie jest środkiem pobudzającym, leczodprężającym, odstresującym...

Zawsze mogę Ci zrobić wylot powietrza z nosa...

Do wyboru, do koloru, mnóstwo voila'...

Uprasza się o precyzję...

No więc tak jakoś po Nowym Roku, jak przetrwamy koniec świata - spotkamy się, lub obudzimy w nowym świecie...

-Na jakiej planecie żyjesz?
-Na czwartej od Słońca chyba, nie?!


z netu



Z radia : Osoby o nazwisku Merkel, lub brzmiącym podobnie, jadą do Grecji na własną odpowiedzialność!

środa, 28 listopada 2012

NIKT, NIC...

Bez nadziei szłam i bez nadziei wróciłam. Dobre w tym, że bez rozczarowania. Bo 

dalej jestem pusta jak sakwa kastrata i nic nie zapowieda jej napełnienia. Bez

jajec, bez jajec...

Zaszłam byłam powrotem do przychodni w sprawie prześwietlenia odcinka lędźwiowego

kręgosłupa. Kto to robił, wie jaka przyjemność mnie czeka. Kto nie wie, niech łyknie

rycynę w dużych ilościach. Będzie się działo. :PPP

Widmo ciemności odeszło na chwilę. Dziecko zapłaciło najstarsze za prund. Znaczy się

Pierworodna. Przydybała mnie jak walczyłam z kobitą od prunda o przesunięcie terminu

płatności "wezwania do zapłaty". Chu,,, się porobiło i na tem froncie. Kiedyś można

było przesunąć, teraz idzie to od razu do windykacji.

Czekają dalsze... pieprzyć to!!! Alleluja i do przodu!!!

Tradycyjnie, cyc w górę i... mimo wszystko jakoś mi sklęsło. Tak mnie wdepło. Bo cza

coś robić a nie ma co i za bardzo ,,, i wogle i w ...i p....

Może mój sposób pisania nie odpowiada komuś? Trudno! Literatem nie jestem. Co w

sercu to i na papierze. Jasne że nie do końca i nie wszystko bo jajaś prywata musi

być. Nieprawdaż?

Idę dziergać na drutach, bo komuś grdykę przegryzę, grrrr....

Miłość vs ...

Babulinda jest nadzorcą. Świetlnym nadzorcą. Bezustannie kontroluje stan oświetlenia w domu. Każdorazowe pozostawienie włączonego oświetlenia skutkuje: spojrzeniem pełnym wyrzutu lub/i krótszą lub dłuższą pogadanką. Grzeczna jestem, pamiętam, gaszę ;p Ale czasem zdarzy się, że na moment wyjdę np. z kuchni by za momencik wrócić i wtedy dostaję lekkiej piany. Ale daję radę, rozumiem, jestem za!

No i przychodzi wtorkowy wieczór. Dziecinka wróciła ze szkoły i oczywiście zostawiła zapalone światło w przedpokoju. I zaczyna się zabawa... Babulinda szur, szur od siebie ku światłu... zastopowało Ją...myśli...idzie do nas i na luziku siada na krześle i ogląda Tv.

W czym rzecz? No obrachowała stan żywiny w domu i wyszło Jej, że brakuje najstarszej, ukochanej wnuczki. Stąd ta iluminacja. Bo Pierworodnej nóżki się poplączą jak wejdzie w ciemność i światłość Ją nie otoczy od wejścia. :D Zaczęłam się z Niej nabijać w temacie. Spojrzała na mnie z dyjabełem w oku, wredna córka wykryła czyn Nią zakazany. I z wizgiem poleciała gasić światło. Wróciła na moment, pokazała mi język i poszła na chwilę do siebie. Chciała znów strzelić focha ale wiadomości i możliwość spotkania się z ukochaną wnusią zwyciężyły. :DDDD

A za chwilę, za momencik spotkanie w sprawie.... Pożyjemy zobaczymy.

wtorek, 27 listopada 2012

Bonsai

Małe bonsai to mame bonsai, widoczne kamienie to suiseki.  Wystawa na Expo warszawskim 2006. Ekspozycja Czechów. Wystawa - Zieleń to życie.
W pierwszych słowach mego posta chciałabym uświadomić nie-wiedzących ;p, że sztuka BONSAI to postarzanie drzew a nie miniaturyzacja.
Jeśli ktoś chciałby poszaleć w tym temacie, najpierw musi znaleźć dla siebie drzewko i osadzić w donicy. Dbać, hodować co najmniej rok bez żadnej ingerencji. Dopiero po tym czasie może zacząć "starzeć" drzewo.
Najpierw mamy pre BONSAI.

Praca na warsztatach z BONSAI. Jurgen Zaar. Kongres Bonsai. Książ 2006

pre Bonsai. z kongresu

pre Bonsai. szkółka Bronisze. Bardzo pre, gdyż musiał odpocząć przynajmniej z rok.


Bonsai bardzo zapuszczony. Z niepoukładaną koroną i wogle :D. z netu

Cudne BONSAI. Bardzo znane. Jurgena Zaara. Wielokrotnie nagradzane na wielu wystawach.

poniedziałek, 26 listopada 2012

kRAJ

Nieśmiało coś się zaczyna składać. Może.... COŚ,KTOŚ po nowym roku? Ale cichutko

Smutno jakoś też kole serca, bo Pierworodna najprawdopodobniej pracuje do końca

roku, a potem???? Ale damy radę! My twarde nie miętkie. poTomek też chyba z pracą

szwankuje. No, ręce opadają. Ale u Niego to trochę na własne żądanie. Święte me

słowa - oszczędzaj, odkładaj, nie szalej - jak grochem o ścianę.

Teraz pracy jak kania dżdżu pragnę i kasy. Nic nie jest ważne. Byle z głową, byle z

głową...

Ech! tylko jak przeżyć, jak dożyć???  Ale to chyba nie tylko ja tak mam. Gorzej, że

przytrafia się to młodym z małymi dziećmi. poTomek wysyła mnie do MOP-su. No to

kiedyś zobaczy Kozakiewicza. NIGDYYYY!!!!!! Ta ziemia pod stopami jest moja, ludzie

wokół mnie też PL. I nie widzę powodu, żebym musiała tam sępić. Poza mną są bardziej

potrzebujący, którzy nie mają nic, nikogo. 

Blogi ekonomiczne rzeźbią temat na różne sposoby. Fachowcy się wypowiadają.

Eksperci. Tylko nic z tego dla nas nie wynika. Może poza jednym. Tam pisze sensownie

i życzliwy PL jest.

Może jeszcze szarpnęłabym się na jakąś działalność, ale gdy pomyślę o orce na

ugorze, tj drogą przez ZUS-y, US, gąszcz zmieniających się co chwila przepisów,

stawek to ręce mi opadają. Poczekam, może doczekam. Lepszego.. w co watpię..bardzo.

Będzie dobrze -  bo nie może być inaczej!!!!!!!
==================================================

A wczoraj....:DDD

No i wow, i ....
 Nareszcie się dzieje. Cicho nie jest. Leci Pendulum - tarantula a zacna matka

trójki dorosłych dzieci siedzi przed kompem i głową w takt muzy prawie wali w

klawiaturę. Babulinda stoi z boku i boki zrywa a Pierworodna - mamuniu wyglądasz jak

york. hihi lepsze niż shar pei :DDD

Puśćcie sobie ten kawałek a odpłyniecie.

No i dalej The Prodigy ft Pendulum - Woo Doo People. I znów szał kołtunów. Tylko

Fendera brak.

Nie martwcie się, z synem pogo też trenowałam. Wiem, nie wyglądam. ;p

Rozmowa sióstr przy obcinaniu włosów:
-dziękuję kur... - starsza w podzięce za spokojne w końcu trzymanie głowy
-mogłabyś się miło wyrażać - młoda
-no przecież się wyraziłam

Metal yeahhhhhhh

PS. Nawet nie wiedziałam, że spodoba mi się. Cóż potrafi zrobić wpływ młodych ;)