piątek, 30 listopada 2012

Sagan na sobotę ;D

Od lat gotuję barszcz ukraiński. I ile bym nie ugotowała znika w mgnieniu oka, czyli smakuje. W miarę upływu lat coraz bardziej skracam czas jego przygotowania.
Dziś postanowiłam poszaleć. Oczywiście dzień wcześniej namoczyłam fasolę. Zawsze jak ją kupuję to mam stracha, że stara i kamienna będzie i żadne namaczanie nie pomoże.Idę więc na łatwiznę i używam tej w puszkach. Zwykle kupuję 2 lub 3 odmiany w różnych kolorach. Tym razem został Jasiek z fasolki po bretońsku, więc ugotowałam go wraz z kostkami schabowymi. W czasie gdy gotowała się fasola na kostkach - dodałam jeszcze bulion drobiowy Winiar - obrałam ziemniaki i wrzuciłam do kolejnego garnka żeby się gotowały. Posolone, pokrojone w kosteczkę. Zabrałam się za obieranie włoszczyzny. W zasadzie prawie całą poza porem starłam w malakserze i wrzuciłam na dużą patelnię do obsmażenia. Fasola i ziemniaki się gotują, warzywa duszą na patelni a ja obieram buraki. Znów malakser :) Nieoceniony pomocnik!
Gdy ziemniaki są już miękkie - ja lubię jak już się rozpadają - wrzucam do nich podduszone warzywa. 5 minut wspólnego gotowania zupełnie wystarcza i dokładam starte  buraczki. Trzeba dokładnie wymieszać od dna. Mam akurat wystarczająco dużo czasu żeby obrać z mięska kostki zabrane fasoli. Okrawki wrzucam z powrotem. Gdy ona już zmięknie (fasola)wlewam do niej i mięsa ugotowane warzywa + kapustę cieniutko poszatkowaną. Mieszam dokładnie i dokładam koncentrat pomidorowy. W zasadzie nie trzeba solić, ale należy dodać listek laurowy, ziele angielskie i pieprz w ziarenkach. Gotuję to razem ok 5 minut. Na koniec doprawiam śmietaną i gotowe. Do ugotowania barszczu użyłam dziś 2 saganów i patelni. Ale spokojnie można w jednym .Ja byłam bardzo głodna i chciałam przyspieszyć gotowanie.

Składniki:
-buraczki-4 sztuki średniej wielkości
-marchew-4 sztuki średniej wielkości
-seler-mały
-pietruszka-2 sztuki
-ziemniaki-ok. 1 kilograma
-fasola-1 i 1/2 szklanki
-koncentrat pomidorowy-mały słoiczek
-śmietana 18%-duży pojemniczek
-przyprawy(1 listek laurowy, po 4-5 ziarenek pieprzu i ziela angielskiego)
-kostki schabowe-1 kilogram
-kapusta-ćwiartka małej główki

Czasem jak mi nieco kolor "ucieknie" dodaję nieco koncentratu z buraków.
Smacznego :D

Progenitura


Stara matka przy kawie zaczęła lekturę od Grafitowych oceanów. No i super. Nareszcie
 zaskoczyło i zaiskrzyło.
 Bo prawda jest taka, że zgrzybiona i wiecznie marudząca matka jest do dupy. Wiem to po sobie. I  trudno wtedy opanować dzieciątko, które nie wie czemu mać się nie cieszy życiem, tylko ma za złe. I samo zaczyna wierzgać.
 Na szczęście gdy moje były szczeniakami, warhlakami, kociakami i potworami ja z wizgiem śmigałam wokół towarzystwa. A oni wzajemnie wokół mnie. Nawet jak były małe. Ale absolwętnie nie znaczy to, że zawsze była sielanka i wyjadanie z dziubków. Były powroty na syrenie do domu, gdyż albowiem dzieciątko nie żądało posiłków a żądało zabawy. Wracało różnie. Pod pachą w formie zasmarkanego z rozpaczy gluta, jako tobołek niesiony za szelki portek - ta wersja była dobra - jakoś cieszyła Pierworodną, tudzież jako wijący się piskorz, i żadne tłumaczenia i straszenie Babą Jagą nie pomagały. Ale to było potem. Bo przed, w okresie wózkowym, mimo szelek było gorrąco. Wyślizgiwała się z nich, wychodziła poza wózek, zwieszała się i używała go dowolnie i nieprzystojnie. Wózkiem nobliwie poruszał się poTomek. Grzecznie siedział i przyswajał świat. Najwyżej wykręcał go jak paralityka widok super panny. Już od pampersa kręciły go ładne buzie, zgrabne sylwetki :D poTomek był ogólnie dziecinką śliczną, grzeczną do zachwytu i obrzydliwości. I wygadaną. Spokojnie się bawił w piaskownicy, nie lejąc nikogo łopatką, nie sypiąc w oczy piaskiem. Używał właściwie zabawek, społecznie był użyteczny. W porównaniu z innym bachorstwem był aż nudny. I wzorowo chodził za łapkę. Żadnego wyrywania się.
 No najmłodsza, Dziecina, dała popalić! Wzorcowo wybiegała przed pędzące samochody, genialnie śmigała na długie dystanse - bez zadyszki :/ I gadała w suahili. Z Boga Jedynego nikt nie rozumiał co nawija. Poza poTomkiem. W doganianiu tego cuda wyspecjalizował się synuś podpuszczony matką, która juz zdrowia do wariatki nie miała. Dopadał uciekinierki i fachowo obalał na glebę. Mać dołączała po chwili do towarzystwa i zgarniała w 1/2 ryczące towarzystwo, w 1/2 dumne i zadowolone z siebie.
 Dom z dzieciami zmieniał się z normalnego w wariatkowo. Takie rzeczy jak baje, piosenki, twórczość kasztanowa, klockowa to pikuś. Wyobraźcie sobie, że moja Mamunia a Babunia Pierworodnej w ramach miłości do Niej- i to muszę uwiecznić - zrobiła na balkonie piaskownicę. Co o tym myślałam zgarniając tony piasku z podłogi i jakie słowa radości cisnęły mi się na usta- możecie sobie wyobrazić. Szczytowała sprowadzając do centrum Warszawy drób. Kurę i koguta, coby dziecko miało zabawę. Tu już nie zdzieeżyłam. Oczami wyobraźni widząc na ten przykład trzodę chlewną w wannie i wykonałam popisową awanturę. Kogut znikł, kura jakoś chwilę egzystowała na balkonie. Uwierzcie mi, że furorę na osiedlu wzbudzałam wyprowadzając Klarę na spacer.
 Osobny temat to posiłki. Przy Pierworodnej to krew, pot i łzy. Czego ja nie robiłam żeby jadła? Kto ma niejadka ten doskonale wie, że wszystkie chwyty dozwolone. Od "za mamusię", do karmienia parapetowego. A przy tym zdrowa była, wyniki miała jak byk. Zbyszek Nowak - ten od "Ręce które leczą" po prostu stwierdził, że dziecinka żywi się energią ogólnie dostępną, tj z powietrza. Wolałam żeby pochłaniała konkrety :|

Z serii co dzieci potrafią;
-poTomek wybił czołem koleżance 2 jedynki, sam stając się właścicielem dziurawego czoła
-w ramach rozrywki, na żądanie zwracał co zjadł
-Pierworodna (5lat) czytała dzieciom bajki w przedszkolu, bo pani się nie chciało
-2-3 letnia córcia do mojego przyjaciela - Wujku, ja lubię takich mężczyzn jak ty ( flirciara od małego)
-Dziecinka- piosenka, którą przyniosła z przedszkola:
   gaz barburka i kapturka srypnie zmyli, raz pułapkę, babkę w łapkę i po chwili
   gdy w brzuchu burczy, trzyma się skurczy, że a skurczy, to a kurczy,
   taki z niego wilk!
 Może ktoś zna wersję prawidłową. Bo ta jest tak intrygująca, że zapamiętałam. WYBITNA :DDDD
-Młody w geście zerwał z siebie bluzeczkę, pozbawiając ją wszystkich guzików. 5lat. Po czym grzecznie siedział i przyszywał je z powrotem. Wyszło doskonale :D
-ogólnie poTomek po okresie anielskiej grzeczności - w domu i pójściu do przedszkola  zmienił konfiguracje i podejście do życia. To już nie była aniołek a mały dyjabełek. Czemu szczególnie się nie dziwię, gdy po latach poznała zacne metody mojej teściowej. Ale to już inna bajka :/ Zbyt za dobrym był obserwatorem. Szybko zajarzył, że zrzucanie na innych winy jest korzystne. Że kłamstwo popłaca. Adrenalina szybko zaczęła go kręcić. I na ten przykład z kolegą przyjacielem z jednej sali zamiast grzecznie myć łapki w łazience, wyszli sobie na parapet po drugiej stronie okna. Pierwsze piętro. A pani przedszkolanka mnie zrobiła z tego powodu awanturę. Taka metoda. O_O
 A w szkole, gdzie było nudno, rozwalał każdą lekcję. Śmiechem. Pajacował tak, że nikt nie był w stanie pracować. Nauczyciele ciężkiej nerwicy się przy nim nabawili. On przy nich też :/

czwartek, 29 listopada 2012

Poranki do ranki :DDDD

Czeeść Mamusiu...

Dziendobry Mamo...

No heloł kurna świecie, muszę moje butki wrzucić do prania, gdyż albowiem je ujębalo..

Najprostszym wynalazkiem do stworzenia świata jest ogień...

Kawa nie jest środkiem pobudzającym, leczodprężającym, odstresującym...

Zawsze mogę Ci zrobić wylot powietrza z nosa...

Do wyboru, do koloru, mnóstwo voila'...

Uprasza się o precyzję...

No więc tak jakoś po Nowym Roku, jak przetrwamy koniec świata - spotkamy się, lub obudzimy w nowym świecie...

-Na jakiej planecie żyjesz?
-Na czwartej od Słońca chyba, nie?!


z netu



Z radia : Osoby o nazwisku Merkel, lub brzmiącym podobnie, jadą do Grecji na własną odpowiedzialność!

środa, 28 listopada 2012

NIKT, NIC...

Bez nadziei szłam i bez nadziei wróciłam. Dobre w tym, że bez rozczarowania. Bo 

dalej jestem pusta jak sakwa kastrata i nic nie zapowieda jej napełnienia. Bez

jajec, bez jajec...

Zaszłam byłam powrotem do przychodni w sprawie prześwietlenia odcinka lędźwiowego

kręgosłupa. Kto to robił, wie jaka przyjemność mnie czeka. Kto nie wie, niech łyknie

rycynę w dużych ilościach. Będzie się działo. :PPP

Widmo ciemności odeszło na chwilę. Dziecko zapłaciło najstarsze za prund. Znaczy się

Pierworodna. Przydybała mnie jak walczyłam z kobitą od prunda o przesunięcie terminu

płatności "wezwania do zapłaty". Chu,,, się porobiło i na tem froncie. Kiedyś można

było przesunąć, teraz idzie to od razu do windykacji.

Czekają dalsze... pieprzyć to!!! Alleluja i do przodu!!!

Tradycyjnie, cyc w górę i... mimo wszystko jakoś mi sklęsło. Tak mnie wdepło. Bo cza

coś robić a nie ma co i za bardzo ,,, i wogle i w ...i p....

Może mój sposób pisania nie odpowiada komuś? Trudno! Literatem nie jestem. Co w

sercu to i na papierze. Jasne że nie do końca i nie wszystko bo jajaś prywata musi

być. Nieprawdaż?

Idę dziergać na drutach, bo komuś grdykę przegryzę, grrrr....

Miłość vs ...

Babulinda jest nadzorcą. Świetlnym nadzorcą. Bezustannie kontroluje stan oświetlenia w domu. Każdorazowe pozostawienie włączonego oświetlenia skutkuje: spojrzeniem pełnym wyrzutu lub/i krótszą lub dłuższą pogadanką. Grzeczna jestem, pamiętam, gaszę ;p Ale czasem zdarzy się, że na moment wyjdę np. z kuchni by za momencik wrócić i wtedy dostaję lekkiej piany. Ale daję radę, rozumiem, jestem za!

No i przychodzi wtorkowy wieczór. Dziecinka wróciła ze szkoły i oczywiście zostawiła zapalone światło w przedpokoju. I zaczyna się zabawa... Babulinda szur, szur od siebie ku światłu... zastopowało Ją...myśli...idzie do nas i na luziku siada na krześle i ogląda Tv.

W czym rzecz? No obrachowała stan żywiny w domu i wyszło Jej, że brakuje najstarszej, ukochanej wnuczki. Stąd ta iluminacja. Bo Pierworodnej nóżki się poplączą jak wejdzie w ciemność i światłość Ją nie otoczy od wejścia. :D Zaczęłam się z Niej nabijać w temacie. Spojrzała na mnie z dyjabełem w oku, wredna córka wykryła czyn Nią zakazany. I z wizgiem poleciała gasić światło. Wróciła na moment, pokazała mi język i poszła na chwilę do siebie. Chciała znów strzelić focha ale wiadomości i możliwość spotkania się z ukochaną wnusią zwyciężyły. :DDDD

A za chwilę, za momencik spotkanie w sprawie.... Pożyjemy zobaczymy.

wtorek, 27 listopada 2012

Bonsai

Małe bonsai to mame bonsai, widoczne kamienie to suiseki.  Wystawa na Expo warszawskim 2006. Ekspozycja Czechów. Wystawa - Zieleń to życie.
W pierwszych słowach mego posta chciałabym uświadomić nie-wiedzących ;p, że sztuka BONSAI to postarzanie drzew a nie miniaturyzacja.
Jeśli ktoś chciałby poszaleć w tym temacie, najpierw musi znaleźć dla siebie drzewko i osadzić w donicy. Dbać, hodować co najmniej rok bez żadnej ingerencji. Dopiero po tym czasie może zacząć "starzeć" drzewo.
Najpierw mamy pre BONSAI.

Praca na warsztatach z BONSAI. Jurgen Zaar. Kongres Bonsai. Książ 2006

pre Bonsai. z kongresu

pre Bonsai. szkółka Bronisze. Bardzo pre, gdyż musiał odpocząć przynajmniej z rok.


Bonsai bardzo zapuszczony. Z niepoukładaną koroną i wogle :D. z netu

Cudne BONSAI. Bardzo znane. Jurgena Zaara. Wielokrotnie nagradzane na wielu wystawach.

poniedziałek, 26 listopada 2012

kRAJ

Nieśmiało coś się zaczyna składać. Może.... COŚ,KTOŚ po nowym roku? Ale cichutko

Smutno jakoś też kole serca, bo Pierworodna najprawdopodobniej pracuje do końca

roku, a potem???? Ale damy radę! My twarde nie miętkie. poTomek też chyba z pracą

szwankuje. No, ręce opadają. Ale u Niego to trochę na własne żądanie. Święte me

słowa - oszczędzaj, odkładaj, nie szalej - jak grochem o ścianę.

Teraz pracy jak kania dżdżu pragnę i kasy. Nic nie jest ważne. Byle z głową, byle z

głową...

Ech! tylko jak przeżyć, jak dożyć???  Ale to chyba nie tylko ja tak mam. Gorzej, że

przytrafia się to młodym z małymi dziećmi. poTomek wysyła mnie do MOP-su. No to

kiedyś zobaczy Kozakiewicza. NIGDYYYY!!!!!! Ta ziemia pod stopami jest moja, ludzie

wokół mnie też PL. I nie widzę powodu, żebym musiała tam sępić. Poza mną są bardziej

potrzebujący, którzy nie mają nic, nikogo. 

Blogi ekonomiczne rzeźbią temat na różne sposoby. Fachowcy się wypowiadają.

Eksperci. Tylko nic z tego dla nas nie wynika. Może poza jednym. Tam pisze sensownie

i życzliwy PL jest.

Może jeszcze szarpnęłabym się na jakąś działalność, ale gdy pomyślę o orce na

ugorze, tj drogą przez ZUS-y, US, gąszcz zmieniających się co chwila przepisów,

stawek to ręce mi opadają. Poczekam, może doczekam. Lepszego.. w co watpię..bardzo.

Będzie dobrze -  bo nie może być inaczej!!!!!!!
==================================================

A wczoraj....:DDD

No i wow, i ....
 Nareszcie się dzieje. Cicho nie jest. Leci Pendulum - tarantula a zacna matka

trójki dorosłych dzieci siedzi przed kompem i głową w takt muzy prawie wali w

klawiaturę. Babulinda stoi z boku i boki zrywa a Pierworodna - mamuniu wyglądasz jak

york. hihi lepsze niż shar pei :DDD

Puśćcie sobie ten kawałek a odpłyniecie.

No i dalej The Prodigy ft Pendulum - Woo Doo People. I znów szał kołtunów. Tylko

Fendera brak.

Nie martwcie się, z synem pogo też trenowałam. Wiem, nie wyglądam. ;p

Rozmowa sióstr przy obcinaniu włosów:
-dziękuję kur... - starsza w podzięce za spokojne w końcu trzymanie głowy
-mogłabyś się miło wyrażać - młoda
-no przecież się wyraziłam

Metal yeahhhhhhh

PS. Nawet nie wiedziałam, że spodoba mi się. Cóż potrafi zrobić wpływ młodych ;)

niedziela, 25 listopada 2012

6.00 mać łors

khhh....frhhhh.....hrhy....pffff.... to poranne odgłosy Julii. Otwieram oko i

zastanawiam się czy już mam zacząć się dusić czy może ją raz a dobrze, czy na

kolejne khk lecieć na cito i pawika spuścić z uwięzi. Bo Dżulia jest persem. Ryjek

ma prostowany na ścianie, krótki przewód nosowy, który się zapycha. I w związku z

tym nastała nowa, świecko-domowa tradycja. Wycierania kotu nosa. Ew odglucanie

gruszką gumową. A jak nam się skroplą uczucia i Julosława za bardzo schudnie to się

dokarmia kota za pomocą wykałaczki lub widelczyka deserowego. Bo paszcza szeroka ale

mało sprawna. I w związku z tym jeden posiłek zajmuje jej tak z godzinkę, półtorej.

hlust...słyszę zza pleców. Lala dzida pod łóżko. Ja siedzisko w górę i szukam.

Dywaniki - czyste, przedpokój - sucho, reszta też. Mijam legowisko Pierworodnej i

swąd, le swąd mnie dolatuje. To na pewno nie Julka. Bo śpi. A jak się wydali to z

łazienki smrodek dolatuje do balkonu. Ale to na pewno nie ona. Ona drzemie i fafluni.

No, pocharkuje. khk, khk..No to łaps za kołderkę a tam... No i pobudka, i mycie wyrka

i wogle, sami wicie rozumicie. Córuś moja Córuś se nie pospała :/

A wrony swoim zwyczajem zameldowały się jak co rano i poleciały w swoich sprawach

biznesowych. Czasem mijamy sie po drodze i wymieniamy krótkie uprzejmości. Boć

wiadomo, że z sąsiadami trzeba żyć dobrze. Widok za oknem sezonowo - depresyjny.

Suche, czarne badyle na tle burej masy krzaczorów parkowych. Niebo błękitne gdzieś

zdechło, szarość w różnych odcieniach głównie. Jednym słowem paskudnie

kolorystycznie.

Niech mnie ktoś kopnie i pogoni załatwiać te rentgeny i lekarze różnej maści!

RRRRRRRRRespekt

Czytam pewnego bloga. Historia to w zasadzie walki młodej mamy z upiornym - oby tylko przejściowo - potomkiem, i serdecznie mi Jej żal. Bo zaplątana w miłości do małego tyrana i gąszczu instrukcji dotyczących obsługi następcy, zdaje się, że totalnie zagubiła.
Wynajmowałam kiedyś dom, duży dom i tak obserwowałam zachowanie wtedy samotnego tatusia-właściciela.  Żona na roboty do brytanii wyjechała. Dziewczynki były karne, pogodne, kontaktowe, ale kontrolę nad wszystkim bezustannie sprawował ojciec. Nie było to-tamto. Jego dzieci, on za nie odpowiada i nikt mu się nie będzie wtrącał. Już wtedy panowało prawo nietykalności cielesnej a ona miał to głęboko w dupie! Takinieprawilny i niepokorny. Jak trzeba było zrobić złoty strzał, tj. dupotechnikę - nie miał oporów. I wszystko grało. Spytałam go czy nie ma obaw, że dziecinka naskarży na niego - popaczył na mnie jak na wariatkę i odpowiedział - niechby tylko spróbowała. Zapewniam, że nie był tyranem. Kochał te swoje córeczki na zabój, ubrane były jak laleczki, wychuchane. A po głowie też mu czasem potrafiły jeździć. W końcu panienki :D
Sama mam trójkę. Pierworodną, poTomka i Dzieciątko. Wszystkie już dorosłe. 2/3 samodzielne. Każde inne, a jednak to zbiór wzajemnie się przenikających cech. I bądź tu mądry ;/
Pierworodna - Rak
poTomek - Lew
Dzieciątko - Panna
Babulinda - Baran
Tatuś Pierworodnej - Bliźniak
Tatus Reszty - Koziorożec
Ja - Byk
I kto ma najlepszy znak? No kto? Oczywiście JAAAA :DDDDD Żarcik ;p

Robiłyśmy ostatnio z Dziecinką przegląd typów osobowości. Tak na użytek nasz, domowy. heh... jest kilka aspektów nad którymi muszę popracować. Skromność na ten

przykład trochę szwankuje i jeszcze kilka. Ale o tem sza.
poTomek to klasyczny przedstawiciel przedsiębiorcy i paru jeszcze innych typów. Ale bron buk społecznika. No i poTomek broń Boże nie miał nigdy respektu do mamusi. Może przez mgnienie oka, jak dostał solidne smary, że na dupsku nie mógł siedzieć. Obraza była potworna. Po tygodniu mój ukochany siedmiolatek przyszedł do mnie i mówi
- mama :D dobrze, że mi wlałaś. i uzasadnił obrazowo czemu to popiera :DDDD
Bo ja stara szkoła jestem. Młodym nie ma co tłumaczyć jak im odbija, bo i tak nie zrozumieją. Brak doświadczenia. Pokazywać i objaśniać świat trzeba, rozwijać, ale natychmiast reagować na każdy przejaw niesubordynacji. Taki live! Miliony pokoleń w ten sposób się wychowywały i jakoś ludzkość się nie zdegenerowała. Za to teraz - panuje terror młodych chronionych odgórnie! A psychologowie i psychiatrzy zacierają ręce bo biznes się kręci. Ogólna histeria i wariactwo. Bleee..

W kupie raźniej ;/

Przemoc domowa w wykonaniu Dzieciątka doprowadziła mnie do furii. Siedziałam sobie spokojnie z pęsetką w łapie z głębokim postanowieniem usunięcia niedobitków sierści z podudzia. Nie mam krzaczorów, broń buk, ale już przywykłam i MUSZĘ się wytrymować. Nawet te kilka. Doprowadzają mnie do szału. Więc siedzę zwinięta w chińskie osiem a Dziecinka żąda pensety - bo Ona chce mi to zrobić. Grzecznie odpowiadam, że nie, że dziękuję, dam sobie radę. Ona na to daj! NIE! -stanowczo. A Dziecinka ryja rozdarła-daj ja to zrobię lepiej. No i dostała w łeb. Tak jak siedziała obok tak została trafiona. Przemoc za przemoc. Coś mi puściło, szczeliło. I nie czuję się głupio ani źle z tego powodu. Tylko sam powód jest durny na maxa. To tylko baby między sobą tak mogą. :|
A Pierworodna cicho-sza z oddali niewielkiej. I skomentowała to krótko. Mamuś-ja raz w życiu krzyknęłam na ciebie i wyraziłam się. I wcale się Jej nie dziwię bo "lekko"-godzinę spóźniłam się do domu. Czekała bez kluczy na mrozie -30C. Wytłumaczona. Wyrozumiana. I słowo daję, że nigdy, przenigdy nie odezwała się źle, głośno do mnie. Najwyżej przemilczała.
Babulinda jak harpia rzuciła się w obronie Dzieciątka. Coś pysknęłam, chwilę posiedziała, po czym uznała, że strzela focha i poszła do siebie.
A Młoda odczyniała gorzkie żale na krześle w przedpokoju, rozpamiętując podłość matki ;p

sobota, 24 listopada 2012

O M G ! ! !

No że'sz ja pipipipipipipipipipi!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Faceci mają poryte berety. No mają i kropka. Zdarza się czasem który, ale nie za

często, że można pogadać jak z białym człowiekiem. Ponieważ ostatni tydzień

obfitował, jak dla mnie, w nawał kontaktów towarzyskich, w różnej formie tudzież

biznesowo-życiowych to umacniam się coraz bardziej w swojej opinii.

BO!... rozmawiasz z gościem... a ten koniecznie chce brylować, pokazać jaki to on

mądry, elokwentny, jakie cudne i jedynie słuszne ma poglądy i w zasadzie cicho

siedź, słuchaj i zachwycaj się!!! Nosz fak!!!

Dzwonisz do innego, obcego niemal, ot tak, w zupełnie niewinnej sprawie, bez

podtekstów, a po drugiej stronie słyszysz miedzy zwrotkami zaparcie totalne, jakbym

natentychmiast szpagat robić chciała i cnoty pozbawiać wbrew woli. Świr? Czy co?

Rozmawiasz z kolejnym hihi, haha - i szkoda, że nie wcześniej, bo już mam full

komplet. Znaczy się rodzinę. OMG!!!!!!!!!!!!!!!!!!!Ja biznesowo dzwonię, a

zakładanie rodziny mam głęboko w gdzieś. Moja mi wystarczy!!!!!!!!!!!!!!!!!

To ja uprzejmie informuję, że jeśli już, to o MNIE trzeba się starać DŁUGO i

WYTRWALE. I charakter anielski mieć przynajmniej czasami. A na ten czas to toleruję

jedynie z kontakty męsko-damskie osobiste: z Zięciem, z własnym, sobą wyprodukowanym

poTomkiem, ze Sąsiadem czasem. Reszta to biznes. I to bardzo mglisty.

Inne relacje w opracowaniu!!!!!! I uprzejmie informuję, że jestem goła jak święty

turecki, w nic niczego nie będę inwestować, bo i nie mam, i wogle to ja szukam

pracy, przygody, pasji, pełni życia a nie gruszek na wierzbie. Wbić to sobie proszę

do głowy zaś na już!!!!

Dom i ja

Czy ja się czemuś dziwię? Eeee... chyba nie. Bo jakby oczywiste było, że ja będę sprzątać po kotach w gratisie. Że ja wyniosę rower do piwnicy i będę walczyć z dywanem i całą resztą, żeby go upchnąć. I palcem pokazywać i popychać i poprawiać. Choć jakby mniej tego bo staram się dla własnego dobra nie zauważać. Idę , schylę się, podniosę, poprawię, podetrę, wytrę, przetrę,  i tak dalej. No właśnie! Narożnik się sam skruszył przy drzwiach wejściowych. To znaczy kawałek ściany. Widzę to tylko
ja i moja Matka. A kto go zrobi dla urody? No kto? ICH! Mła! Ja!
Że ogarnę  przedpokój, powynoszę worki, zrobię zakupy itd. A w kwestii zakupów... Poszalałam wczoraj, bo Pierworodna zapomogła finansowo i drogą kupna nabyłam kosmiczne ilości okrawków wędlinowych. Kiełbachy się zużyje za chwilę. Resztę poplasterkuję i do zamrażalnika. Cena za kilogram - powalająca. 7 złociszy. A co w tym jest? Całe kiełbachy, dupki kilkucentymetrowe wędlin. Różnych. I pokrojone w plastry też i ser żółty. Bo nie
wiem jak tam poza Warszawą ale tu np. kilogram kaszanki kosztuje ponad 10zł, słoniny prawie 10, a o innych produktach to już pisać nie będę. Czasem ślinka mi leci do wołowiny. Bym zjadła sobie taki konkretny stek, czy zrazik, ale jak widzę ceny to wszystko mi się cofa i przechodzi. No bo na ... jedynego ponad 30 zł za kg. Więc proponuję producentom, żeby jeszcze bardziej podnieśli. Wtedy już nikt nie kupi. I będą mogli se leżeć pod te gruszą i liczyć muchy na ścianie pustej obory. A drinia z palemką zastąpią szklanką wody ze słomą :/
A póki co będzie fasolka po bretońsku i żurek i kapucha na okrawkach i co tam se jeszcze wymyślę. A dziś zapasik ziemniorów nabędę, cukru, ryżu, makaronu no i sól bo się kończy. Nad resztą głęboko się zastanowię. Chlebek tani wyczaiłam w najbliższej okolicy. Po 1.90.
Bo to oszczędnością i praca ludzie się bogacą. :DDD Ja oszczędzam  bo muszę, nie pracuję - z powodu różnych ograniczeń. Natury fizycznej i społecznej - ha! jak to brzmi! Ale głupio się żyje. poTomek pewnych że tak powiem niedoskonałości i defektów  nie rozumie. Za to ja rozumiem, że w pewnym wieku pewnych rzeczy się nie rozumie. Relacje między nami - tfu, tfu, przez lewe ramię - jakby lepsze. Chwalić się mogę bo to moja zasługa. No i lubię jak wpadnie i pogada. Młody jest ale przemyślenia ma fajne. I tak coraz bardziej mi się podoba. Jak nie pije i nie odbija Mu. Naprawdę fajny gość. Tylko nie może mieć za dobrze bo daje sobie wtedy na luz i robi się źle i coraz gorzej. Chłop musi mieć zajęcie, bo inaczej w dupie mu się przewala. I proszę uprzejmie to zapamiętać. Na zawsze :DDD
A kasa mała to i potrzeby muszą być niewielkie :D Ale i tak poszalałam wczoraj. Czekoladę nabyłam i pożarłam. Lobla była jak mówiła taka jedna, mała Milka :)

Sąsiad wpadł

Jakoś w trakcie pogaduszek zeszliśmy na temat polskich produktów i ich jakości. Nie teraz a te dziesiąt lat wcześniej. Mamiszon jako chemik od razu dała przykład PL barwników. Fatalne, nietrwałe. A mnie się zeszło na witaminy. Ogólne wrażenie na temat ich przyswajalności mam kiepskie.
Młoda będąc fanką tetry czyli ssakiem butelkowym dostała mega krzywicy. Rosło Jej krzywicze coś na mostku i ogólnie masakra się robiła. Dworem bywała codziennie, zapisane D3 dostawała jak buk przykazał, karmiona Milupą, Humaną + cuda wianki - nie powinna mieć problemów. A jednak...
Latałam z wywieszonym jęzorem do pediatry. Dawki uderzeniowe nie skutkowały. Było źle i coraz gorzej. A wujka Google wtedy nie było.
I tak se stałam na postoju TAXI przy Dworcu Centralnym i myślałam co by tu i jak by tu... Mimo wszystko zadowolona wtedy z życia byłam i uśmiech mi z twarzy nie znikał czym wzbudziłam zainteresowanie kobitki stojącej za mną. Bo to inne :) Bo Polacy to ponuracy i jakoś jej odbijałam na tle. Zaczęłyśmy gadać. Tak jak to baby w kolejce. Miedzy innymi o witaminach i nieszczęsnej krzywicy. Finał był taki, że z ZSRR-u dostałam 3 flaszeczki ruskiej D2. Z instrukcja obsługi rzecz jasna. 1 kropelka dziennie na języczek. I wystarczyło. Cud zaczął się dziać na naszych oczach. Niemal z godziny na godzinę gula na klatce piersiowej znikała. Dziecko się prostowało. Było super. Tylko we mnie pozostał żal, że nie potrafimy dobrych witamin dla dzieci produkować. Że to badziew.

Wieki temu w czasach ciąży z poTomkiem dostałam od znajomej z USiech mega flakon
witamin. Takich zwykłych dla dorosłych ludziów. Bez cudów-wianków jak dla
ciężarówek. Zaczęłam zażywać i jakbym na dopalaczach była tak się poczułam. No!
skrzydła u ramiom itp Ale na tym nie koniec. Cera? Miodzio :D Włosy? W życiu takich
nie miałam. Szpon? mocny, twardy, gładki. Skończyły się witaminy - życie lekko
sklęsło.

A wczoraj stojąc na ruchomych schodach w metrze poczułam się niemal jak w orszaku
żałobnym. morze czarnych szmat na kadłubach ludzkich. Wszędzie czarno! Jedyne barwne
elementy to ja i Dzieciątko. I jak tu nie dostać depresji :DDDD

piątek, 23 listopada 2012

Rękodzieło

Od rana siedzę nad drutami.Coś w rodzaju komina robię. Coś w rodzaju bo to ma być kombinacja. Jak wydziergam to pokażę. W planach skarpety dla poTomka. A co :DDD
A po drodze krzywda własna i krwawica. Bo moje "jedwabne" rączki to już nie wiem do czego się nadają. Odcisków od drutów pokazywać nie będę bo to wstyd i obraza Boska. Taki felerne łapy. Ale do grzebania w ziemi to się nadają. Nawet dobrze im to wychodzi :|

czwartek, 22 listopada 2012

Może ktoś, coś?

Szukam pracy na wsi. Jako pomagier. Osadzony na włościach. Prace niezbyt uciążliwe fizycznie wykonam, podoglądam dzieci, podoję kozy, wygarnę jajka z kurnika :DDD
Finansowo nie jestem nadzwyczaj wybredna, za to w dużej desperacji. Czytaczy, podglądaczy i całą resztę zainteresowanych mniej lub bardziej proszę o kontakt na e-mail i udostępnianie.

Trochę Konfucjusza

z netu
 Konfucjusz rzekł:

"Gdy miałem piętnaście lat, pragnąłem się uczyć.
Gdy miałem trzydzieści, umocniłem się w moim postanowieniu.
Gdy miałem czterdzieści, nie miałem złudzeń.
Gdy miałem pięćdziesiąt, znałem moje przeznaczenie.
Gdy miałem sześćdziesiąt, rozpoznawałem prawdę we wszystkim, co słyszałem.
Gdy miałem siedemdziesiąt, mogę podążyć za głosem serca bez obawy zejścia na złą drogę."
------------------------------------------------------------------------------------------------
"Gdybym został zatrudniony, dokonałbym czegoś w dwanaście księżyców, a poważne osiągnięcia miałbym w trzy lata."
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
"W dzisiejszych czasach za synowskie posłuszeństwo uważa się dbałość o rodziców. Ale dba się również o psy i konie. Jakaż jest różnica przy braku szacunku?"

środa, 21 listopada 2012

I to przeminie

Do trupa
-jak tam? robaczki nie dokuczają za bardzo?

Robaczki nie dokuczają :D
Robaczek najstarszy wyemigrował do pracy wcześniej zakurzywszy fajkę, po deklaracji - rzucam. Bo na wszystko nie styknie. A na najważniejsze, czyli motor to.. może???
I się właśnie zastanawiam w co ja dałam się wkręcić. Ale to podobno tylko do końca roku. W końcu od czego przyjaciele ;p

Młodsza ograniczyła poranną rewię mody do jednej fazy w związku z dostępem do ciuchów Starszej Siostry. :DDD Tak to już bywa w życiu. Bilans musi wyjść na zero;p
W jej szkole działa już elektroniczny dziennik więc postępy na bieżąco mogę obserwować. Źle nie jest.

Ze średnim pogadaliśmy se miło
-stary ma babę. chatynka na durch zamknięta - ja do onego
-!!!!O_O a skąd wiesz
-no tak mi wyszło po rozmowie z L.
poTomek za słuchawkę
-co ty matce za głupoty opowiadasz. kogo mam zj...?-czule do babci
Bo babcia miętkie serce ma względem wnuka. Taki tatusiem podobny i w ogóle. Bo tatuś jedynak. 59-letni dziubalek na wikcie i opierunku mamuni.

Czy kroki i konfrontacja, bo teściowa truchta przed siebie.
-eeee....babka, w prawo patrz... spojrzała

Dziecinka
- co za głupoty z tym ojcem matce gadasz
Śledczy psia krew! I ta kultura! Ja pokornego serca a una z tych mordziastych, i na ulicy przekonywać jej nie będę do swoich racji. I było jak przewidziałam. Wykręciła

kota ogonem i zmyła się. Zresztą nie zależało mi na przekonywaniu kogokolwiek. Wyjaśniłam Młodemu co i jak a co on z tym zrobi - jego sprawa.
Bo rozmowa wyglądała tak:
-L. powiedz co z K.. Bo okna wiecznie zamknięte, nie żebym jakoś specjalnie ubolewała nad nim. Ale może coś mu się stało. Może dobrego. W Szwecji un?
-nie!
-pracuje?
-nie!
-to może babę se znalazł?
-no, może :D - ciepły głos - w końcu!
-No to niech mu tam się składa
podziękowała. A co? Życzenia dobrego dla synusia zawsze mile widziane. I tak się

utwierdziłam, co K. ulubioną se znalazł.
Współczułam jej od ręki. Bo to trzeba być bardzo zakochanym, żeby z nim przebywać. Najlepiej na fali "jak on ślicznie pluje"

poTomek wyprowadził mnie z błędu. Tatuś w anclu. Za jakaś kare sprzed lat, gdy rowerem po pijanemu jechał. Buahahahahahahaha...A Młody to oczywiście musi jakąś korzyść z tego faktu dla siebie zyskać. Teraz robi z dziecko z mega patologicznej rodziny. Kto chce i nie chce słyszy, że matka go z domu wyrzuciła, ojciec alkoholik w więźniu siedzi. A mnie ręce tak łup o glebę,szczęka zaplątała mi się w sznurówki, odwłok sięga płyt chodnikowych.
Widać tak miało być :/

wtorek, 20 listopada 2012

PL sagan

Buzuje i kipi coraz bardziej. Pawlak do zajezdni, Piechociński na szkło :DDD Zaiste, zabawnie to wszystko wygląda.
Próby zamachów, tony materiałów wybuchowych w tle a może na przodku.
Wrze w domach i na zagonach :DDZabawne, bardzo zabawne.

Czy to koniec? Prorokuję, że to dopiero początek. I to nie tylko u nas. Jakoś tak mi się majaczy, że i prezedent usiowa bedzie miał mocno pod górkę. I w ogóle cały ten tygiel będzie wrzał a pokrywka będzie podskakiwać coraz mocniej. Nie ma czym ugasić ognia, a może raczej nie ma dobrej woli. No to powoli... ruszyła maszyna po szynach ospale...

I jak dla mnie dobrze. Ze względów osobistych. Mam o czym myśleć, oderwać się od kinder niespodzianek. Mało słodkie one, raczej piołunem lecą.
poTomek swoim dystansem i opanowaniem trochę mnie wyciszył. Bo ...nóż mi się w kieszeni otwiera. Głupoty nie zniese!!!

Miałam ci ja zamknąć fb ale coraz bardziej mi się podoba. Wychodzą kolejne rzeczy, "kwiatki i zajączki" z kapelusza. Coś podkręca coraz bardziej atmosferę. Paczę, widzę, czytam i... czekam na finał. Bo coś musi się stać. Dalej tak nie można. Byle z głową i bez krwi. I żadnej junty. GROM już się był "wykazał ;/ gdy mu mistrza sprzątnęli. Zero reakcji. Żadnego działania. Zbłaźnili się. Na fb piknie reklamują kursy różnej maści, znaczy kasę trzepią - biznesmeni psia kręć!!!!! A może nie? Chu... to wie i się rozezna?!

Dziecko mnie wczoraj poinformowało, że ma leki zwiotczające. Czyli co? Mam zażyć? Bo nie rozumiem? I tak jestem zwiotczona wystarczająco ostatnimi wydarzeniami :/

PS. Mogli by w końcu skasować herbacianą reklamę z Małyszem. Badziew ... straszny :/

poniedziałek, 19 listopada 2012

(Feng)Szujowato o świcie ;p

Pierworodna budzi się. Uśmiech, przeciąganie się. Od razu miło się robi i słonecznie.
Czas budzić Młodą. Taka prośba była. Pierworodna ma wątpliwości jak to zrobić. Ciało naruszyć proponuję bo słownie nie bardzo wyjdzie. Stopery w uszach. Pierworodna wydłubała uszny narząd i się zaczęło. Cała instrukcja budzenia, powtarzanie kilkukrotne łącznie ze strofowaniem, i pretensja, że nie o 7.00 tylko o 7.08.I wkurw... informacje, że jest rozdrażniona takim sposobem budzenia. A ja juz Jej nie tykam. Niek se robi co chce. Starsza pewnie też sobie odpuści i środkiem liczy do 10-ciu, zaśpiewuje nieprzyjemność.
To proza życia. Zawsze loteria. Trafi się z budzeniem czy nie? Właściwie się wykonało zapodane zadanie? Heh.. :|
====================================================================================
A ja dalej wybita z rytmu. Nie, żeby było źle. Tylko poleciał mi pracowicie ułożony plan tygodnia. Część czynności przejęła Pierworodna i pustka się zrobiła. Muszę być bardziej elastyczna co niestety z trudem mi przychodzi.
====================================================================================

Szabla idzie do zajezdni, czyli na szafę. Jakaś ona felerna. Zawsze jak ją wyciągnę z kąta zaczyna coś się dziać i burzyć. Odczarować ja muszę, tylko nie bardzo wiem jak. Może ktoś podpowie.
To nie miecz samurajski i nie został wyciągnięty z pochwy. Krew się nie poleje. Chociaż wolałabym mieć katanę. Układy z nią są fajniejsze. Lepiej leży w ręku i bardziej mi pasuje.
====================================================================================
Dziurawiec w stężeniu odpowiednim zrobił swoje. Oczy wyschły i lepiej duszy się zrobiło.
====================================================================================
Czas dalej ciągnąć porządkowanie przestrzeni. Kiedy różne graty i rupiecie zmieniają położenie zaburzają moje poczucie ładu. Gdyż albowiem kostnieję i lubię ład. A że moje hektary są niewielkie, to cokolwiek na wierzchu robi bałagan.
Wszystko skupia się na drobiazgach pracowicie umieszczonych w przestrzeni życiowej. Takie domowe, moje Feng Shui. Mało profesjonalne bo niewiele da się wymyślić w mieszkaniu totalnie pokopanym pod każdym względem. Ani to stoi odpowiednio do  kierunków świata, ani wejść nie ma właściwie umieszczonych i dodatkowo na planie ma wszędzie ubytki a tam gdzie nie trzeba nadmiar.
W każdym razie czas przystosować mieszkanko do przyszłego roku. W tamtym sobie odpuściłam i grzecznie przyjmowałam "dary losu". W tym powalczę przestrzenią i artefaktami. Mam materiałów do licha i ciut ciut. Nic tylko siąść i rysować, wyliczać, odmierzać. Jeno mały problem mam. Brak dokładnego kompasu a tu cza w minutach wszystko odmierzać. Ech...
Witaj lo bang i pa kua. Jak cos źle napisałam to nie ma dramatu. Poczytam, przypomnę
sobie i się poprawię. A jakby ktoś tyż chciał się pobawić to polecam ze serca literaturę fachową napisaną przez Lillian TOO. Rewelka. I nareszcie ze sensem. Bez żadnych bdździągowatych dzwonków wietrznych, nadmiaru luster i artefaktów. Lektura perfekcyjnie wprowadza w temat dając zrozumienie. Umiejętne zastosowanie daje efekty. Trzeba jedynie pamiętać o zasadzie panującej w modzie. Lepiej mniej niż
więcej. I pojedynczo wprowadzać zmiany obserwując efekty i korygując je. Miłej zabawy i poprawy jakości życia :)

niedziela, 18 listopada 2012

Wiedza tajemna

To nie czary. To coś co istnieje w przynależności do innych. Brzmi dziwnie? Może

tak! Ale ja tak określam informacje dostępne tylko pewnym osobom.

Kiedyś pchałam się z "łapami" żeby ją posiąść. Z różnych względów. Bo czułam się

ważniejsza, jakby uprzywilejowana, bo dzięki niej mogłam kierować i pokazywać

właściwy kierunek. Ale od czasu moich prawie dorosłych dzieci to informacje o nich

ewoluowały do tego miana. I powiem szczerze, że po kilku wstrząsach pragnienie

zgłębiania "wiedzy tajemnej" przeszło mi. Wolę nie wiedzieć - zdrowsza i

spokojniejsza jestem.

Ale nie ma tak dobrze. Niestetyż - bo wcale mnie to nie kręci - pewne informacje

przenikają przez membranę i tu z lekka mną wstrząsa i miesza.

Bo okazuje się, że codzienne misterium życia osnute jest całą masą kłamstw,

kłamstewek, niedomówień i pokrętnych wyjaśnień co to mają zamazywać prawdziwy obraz.

Mogę z całą stanowczością stwierdzić, że żyję w świecie kłamstw. Gdyby nie to, żem

samotna - bez pary - czułabym się jak zdradzana żona.

Przestałam pytać, bo i po co. Przecież nie usłyszę prawdy. Przestałam się

interesować, bo i tak nie mam wpływu na cudzą głupotę.

Niestetyż!

Mogę jedynie współczuć tym, którzy zaangażują się emocjonalnie. Szczęściem, nie jest

ich dużo.

I nie było by może żadnego problemu, gdyby nie to, że w wyniku różnych komplikacji

potem mnie to dotyka. I to jest chyba przynależne wszystkim rodzicom.

sobota, 17 listopada 2012

W Poczekalni

Byłam. Poszłam do wracza. Posłuchałam Chustki i przygotowałam się. Zapisałam na karteluchu co trzeba i siedzę w kolejce.
A zanim co, to tel do przychodni po numerek. Czas wyznaczony, czas na żarty. Umówiona jestem na przed 17-tą i pytam recepcjonistki czy jak przyjdę po 18-tej to będzie dobrze? Hi hi, haha - może tak, a może nie :p
Jestem o czasie. W kolejce pacjenci na 15 z miutami. Buahahahahahaha....
Starsza jegomość zaczyna powoli schodzić z bólu a że rocznik przedwojenny to "dam radę". Przyszła w końcu jej kolej - galopem do gabinetu przygnała pielęgniarka. Siedzą we czy z doktórką, siedzą... w końcu wychodzi pod łapkę z pigułą z zainstalowaną kroplówką.
Lobla - piszę sms do córki a śmierdziel obok bezczelnie mi czyta. Osz ty szmatławcu!
Przyszła młoda dziewczyna. Gadamy, czas płynie i już po 2 godzinach mogę wejść do gabinetu.
Odczytałam listę usterek i dostałam opeerek :D Bo już 1,5 roku temu miałam się poprześwietlać i CO???? Nico.. lepiej się poczułam, odpuściłam a poza tym to nie jest zdrowo rentgenić się co rok.
Pytam o SM. Za stara jest pani O_O A co jak mi się zaczęło wcześniej?
Dobra! Odpuściłam - na chwilę.

Ucieszyłam się gdy doktórka mnie spytała-co najpierw prześwietlamy? bo czeba by całą mnie.A skąd mnie wiedzieć? Fakt, zwykle wiedziałam ale teraz niech ona się pogimnastykuje. Niech ona coś wymyśli, bo ja za chwilę chodzić przestanę.
Wymyśliła. Odcinek lędźwiowy z szykanami. To na początek. I skierowanie do neurologa - pewnie będzie tomografia. I całą furę badań.

A wszystko w Andrzejki. :DDD Zabawne zaiste :DDD

Jakkolwiek by nie patrzeć mieszkanie w stolycy ma swoje zalety. Do większości przychodni mogę się zapisać przez telefon. Wszędzie mam w miarę blisko. A że zawsze jest poślizg czasowy do lekarza? Cóż - norma przewiduje 10 minut na jednego pacjenta. A tak się nie da.

Cud swoją drogą się stał, bo zmierzyła mi ciśnienie. Zwykle wizyta jest gębą.
Żadne tam osłuchiwanie, zaglądanie, opukiwanie. Wszystko powiedzą badania :DDDDPo powrocie do domu krótkie przesłuchanie Mamą. I nakaz - co pół roku do cipologa masz chodzić. Bo po 50-tce wszystko zdążyć się może. A ja ciemnota peruwiańska :p, byłam 1.5 roku temu. I było śmiesznie, bo wizyta zakończyła się zdaniem wiekopomnym-jak będzie panią coś bolało to proszę się zgłosić :D buahahahahahaha
Tylko czy już nie będzie za późno :DDDD

Teraz tylko zapis do neurologa. (też nawaliłam) Wtedy czas oczekiwania wynosił 3 miesiące i to do profesora. Ciekawam ile teraz. I na rentgen.

PS. A swoją drogą to chyba zmienię lekarza. Bo ze 2 lata temu dziabnął mnie kleszcz. I było kółeczko i doktor olała. Nic się nie stało!

piątek, 16 listopada 2012

SM

Wczorajsza UWAGA przypomniała mi sprawy rodzinne. Konkretnie Babcię. Mamę mojej Mamy. Od kiedy sięgam pamięcią zawsze siedziała na łóżku. Jedno tylko wspomnienie mam gdy podpierając się laską powolutku szła przez pokój. Bo zagrożone było zdrowie Jej wnuczki czyli mnie. Pamiętam Ją - pogodną, ale jakby z dystansem i w oddaleniu. Opuszczone na podłogę spuchnięte stopy, popękane, krwawiące, wykrzywione palce, napuchnięta buzia. Zatopiona w myślach. Oczekująca na nieuchronne czyli ból. Leczona była na reumatyzm. Dziś wiem, że to było SM. Chorowała ponad 20 lat. W rodzinie zięcia też jest taka osoba. Już zupełnie zależna od innych.

Reumatyzm to taka nasza "tradycja" rodzinna, więc postanowiłam się przebadać na te okoliczność jakiś rok temu. Wyniki mam lekko podwyższone. Zadem dramat. Ale teraz postanowiłam "zgwałcić" domową na specjalistyczne badania pod katem SM. Wolę wiedzieć i móc choć spowolnić tę chorobę o ile mnie dopadła. A więc dziś telefon do...lekarza. Jeśli okaże się, że mam to dziadostwo, będę miała czas na przygotowanie się. Oswojenie tematu. Zapoznanie się pod kątem leczenia, postępów, diety. Jakieś laski, chodziki i inne pierdy. Ale to jeszcze przede mną. I wolałabym nie.
Pożyjemy zobaczymy. Choć objawy jakie mam mocno kierują w tamtą stronę.

==============================================================================

A z "radosnych" rzeczy to coraz częściej spotykam się z opinią, że powinniśmy, my jako naród coś zrobić, zmienić. Gdyż-ponieważ sytuacja z jaką mamy do czynienia na co dzień i bezprawne działania władzy wymusza takie myślenie i potrzeby. Opisywać wydarzeń z niedzieli nie będę. Jest wystarczająco dużo materiału do zapoznania się i wyciągnięcia stosownych wniosków.

==============================================================================

I tylko z "satysfakcją" mogę znów sobie przyklasnąć nad swoimi "proroctwami". W większości na memłonie rodziny wypowiadanymi ale sprawdzającymi się w realu. Co dalej? Nie wiem?! Po prostu!Akcja "proletariusze wszystkich krajów łączcie się" byłaby jakby łatwiejsza do wykonania niż kiedyś. Boć wszyscy w jednej kochającej się rodzinie UE. Ale-środek tego cuda zajmuje Germania. A poza wszystkim, to jak to zwykle bywa, i co było do przewidzenia, każdy kraj (ludzie) ciągnie w swoją stronę, z drugiej - ci, którzy mają pracę kurczowo się jej trzymają prawidłowo myśląc o zapewnieniu bytu najbliższym. Tylko w tym wszystkim zupełnie znika PL.

Klepiemy się z UE o kasę. układamy się. Państwa między sobą, poszczególne partie podobne wyznaniowo do siebie ponadpaństwowo, poszczególni ludzie takoż. Totalna wieża Babel. Językowa, wyznaniowa, światopoglądowa. Tylko w imię czego to się dzieje? Bo każda średnio inteligentna małpa wie, że do niczego to nie prowadzi. Jest źle, będzie gorzej i jeszcze gorzej. IV rozbiór PL został przeprowadzony mistrzowsko. Nieprawdaż???O, sori, przyłączenie do wielkiej, kochającej się rodziny.

Rozmawiałam ostatnio ze Sąsiadem. Kilka ładnych lat żył za oceanem. Tam też były towary made in China, made in India. Tylko TAM nie wpuszczano na rynek badziewia. Jedynie towary zgodne z certyfikatami tam obowiązującymi. Przemysłu takoż się nie likwidowało. I prawo było normalne. NORMALNE. W każdym razie w przyszłym roku wybieram się na świętowanie 11 listopada. I mam nadzieję, że zostanie zorganizowane to właściwie, przez właściwych ludzi. A co!!!

czwartek, 15 listopada 2012

GUL


Siekając pracowicie podgardle zapomniałam oczywiście o krojeniu kutusików skupiona na palcach. Na dodatek zmory kocie siedziały gromadą i upominały się o dobre.Stado przyrosło do 4 sztuk, wiec trzeba ogarnąć hołotę. Nie ma tak, że se ustalają same hierarchię. Ja jestem alfa a reszta na równym poziomie razem. Nie ma agresji, syczenia, prychania!
Na pierwszy strzał poleciła Mała. Nosz! Lala uprzejmie do niej podchodzi a to małe, czarne dyjabelstwo z pazurami i wrzaskiem do niej. Osz ty!!! Gazeta w rękę i nauka per doopa.
Kolejna Pomponiara. Mięsiwo mi się ozmraża a ta kradnie. Franca malowana. Znów dupotechnika.
Jakieś niewychowana takie!
Ale!... kroję podgardle i już jest spokój. Grzecznie siedzą i czekają na smakołyki.
Jestem tyranem, przyznaję się bez bicia i dobrze mi z tym. Przynajmniej koty na głowę mi nie wejdą. Odkarmię, odchucham, oswoję. A wojen kocich nie będzie!Podgardle się pyrczy, Babulinda zagoniona do doglądania a ja siup na górę do Sąsiada. Stoi brzuchacz na środku pokoju i widzę, że coś mu zalega, że cóś ma do mnie. I wyszło
-szukasz pracy? ona sama do ciebie nie przyjdzie
Grzecznie wyłuszczyłam w czym rzecz. Przyjął, zrozumiał i gładko przeszliśmy na budownictwo. Domy, kominki i te rzeczy. Generalnie o ciepło w zimę.Wróciłam do siebie, leżę, oglądam badziew TV przegryzając skwarkami. I tak se myślę. Że z jakiej parafii tenże Sąsiad pyta mnie i naciska o prace. W końcu nie mamy jakiejkolwiek wspólnoty. I jakiejkolwiek intymności - bo w tej sytuacji to bym jakoś to zrozumiała. Ani ja na jego garnuszku, ani on na moim.  Pogadać, poradzić się, lekko poplotkować bardzo proszę. Ale chyba za bardzo się nakręcił. Cóż... wszystko ma swój początek i koniec. Kumplowanie też :|

I tak leżę i medytuję a tu Pierworodna ino mig tiramisu robi. Czekam i ślinka mi cieknie. Lubię one :D I lubię ogórkową. Też dzisiaj była i znikła jako ten sen złoty. Delicje :D A wieczorem będzie szarlotka obiecana Sąsiadu - ale to już Młoda mu dostarczy. I obcinanie włosów. A na obiad chyba grzybowa bo nie mam pomysłu co? Albo sos opieńkowy do kaszy? Albo ątróbki?

środa, 14 listopada 2012

Fakjurzystka

I am. Często, gęsto, namiętnie i głośno.

Bo nawet smalec z kostki jest do dupy. Fakju!

W związku z tym zapiędralam do kuchni pracowicie kroić w kosteczkę podgardle

wieprzowe wyobrażając sobie, że kroję tych co nie lubię. Echa chrześcijańskiego

miłosierdzia przeleciały mi kole zada. Niestetyż.

Kanibalizm uprawiać poniekąd będę. Boć człek jak świnia wszystko wpieprzy nawet

przedstawicieli własnego rodzaju.

Fakju, ja pierdzielę, na pochybel i ... chwilowo się zatchłam.

Ktoś dostał ode mnie karnego k u t a s a. Na amen!!!!

wtorek, 13 listopada 2012

Poroniłam

Zawsze wychodzę z domu przy nadziei. Że będę szybko się przemieszczać z punktu A do punktu B, że ludzie będą życzliwi, że w końcu usłyszę same optymistyczne wieści.
Z punktu A do B lajtowo i galopkiem, z punktu B do C już pod górkę. Pierwsze primo, ja wieśniak z Warszawy nie wiem, że w SKM są biletomaty i jak cioł sterczę pod drzwiami kabiny motorniczego. Mamrotanie pod nosem coś w temacie wywołało kilka totalnie olewających spojrzeń - miło, że nie jaką złośliwość. Końduktor był poinformował o możliwości nabycia biletu maszyną. No i dobrze. Minęliśmy kilka stacji i nagle dostaliśmy zaparcia. Stoimy, żadnego komunikatu. W końcu miły, kobiecy głos informuje, że pociąg przed nami uległ awarii. I na tym koniec. Stoimy dalej. Mnie trochę czas goni bo bilet dwudziestominutowy. Wyszła panienka z kabiny - oczywiście nie wie ile będziemy uwięzieni. Bo o wypuszczeniu na tory mowy nie ma. W końcu przewoźnik wiezie stado samobójców! Pytam lasi czy jak mi się skończy czas na bilecie to jakieś konsekwencje będę ponosić. Jasssne. W końcu bilet już nie ważny. A że nie z mojej winy? Kupiłam drugi po czym panienka wyszła i paszczą poinformowała kilka najbliżej siedzących osób, ze za chwilę jedziemy. Ile trwa chwila???? Wot i czort!

Stoimy sobie ze znajomą i wyrabiamy za przekupki. Jęzory latają coraz szybciej. A to znajomy w Łodzi co ma dwie knajpy płacze, że mu ciężko, że przy warszawskich cenach już dawno by zbankrutował. A to, że znajoma znajomej mieszkająca w tymże zacnym mieście kryje się przed sąsiadami z wysokością swojej emerytury, bo wszyscy dokoła głodują. A to że bachory rozpuszczone, nie mają autorytetów, nie znają moresu itd. W końcu jakoś nadeszła chwila na zryw patriotyczny. Ponieważ ja zawsze przy nadziei, to nieśmiało szepcę o tych okrutnych łobuzach, co tak podle zaatakowali naszą ukochana policję, nasze siły do walki ze złem. I tu kobitka aż się zatchnęła, no myślałam, że na jaką dychawicę padnie. Zaznaczę, że ma pod te 80-kie. Kształcona, nie tłumok, rozsądnie myśląca i bez demencji starczej. Starość wykańcza jej wypustki a nie mózg. No i się była zatchła i w świętym oburzeniu mi zaprzecza. Bo jej wnuczek z kolegami z roku poszedł był świętować. Na spokojnie jak buk przykazał. I onże właśnie młodzieniec był świadkiem sytuacji podwżającej moja nadzieję. Gość w kominiarce stojący obok podrostka ciepał z radością kamieniami w policjantów. Ostoję porządku i ładu w Warszawie. I stała się rzecz przedziwna. Z dupy strony, czyli tylnej kieszeni portek wypadła mu blacha. Taka z napisem POLICJA. Dziecię -inna sztuka, wiek ok. lat 10-ciu podniosło ony złom i czymało w łapie nie ogarniąjąc sytuacji. Kominiarczyk pomacał się po zadzie, wykrył brak złomu, ozejrzał się dokoła, wyszarpnął dziecinie blaszkie i rozpłynął się w tłumie.
I tak to właśnie w sposób brutalny poroniłam swe nadzieje.
Wieść gminna niesie, że kominiarczyki byli przyjezdne. Boć solidarność jest w narodzie. Swój swego nie ruszy!

Dalej

Meraczek.JPG
Uświadomiłam sobie, że nie mam potrzeby kontaktu z innymi. Nie lecę z łapami do dzieci żeby tulać, nie smyram, nie muskam, nie wychylam się. Siedzę cicho, chyba żeby i obserwuję. Jestem a jakoby mnie nie było. Poza wczorajszą chwilunią wieczorem. przez moment głośna byłam bo kocopoły i zazdrość nieuświadomiona mnie powala. Ale to drobiazg.

Dziurawiec zapodam sobie, może odblokuje, bo to wstęp do syfu :|

Łaziłam po lesie, coraz głębiej się zapuszczając i szukałam strachu w sobie. Nic, zero. Tylko logika i przezorność.Więc skąd on się bierze gdy z Młodą chodzę. Od niej? Czy już na tyle oswoiłam te ostępy?

Pierworodna zrobiła jakieś czary i znów widzę Obserwatorów. I komp lepiej chodzi. I jakoś tak z lekkością Jej przychodzą zwykłe, domowe czynności. Wyjść z psem - nie ma sprawy. Sama sobą i z przyjemnością. I ciągle zachwycona, że pies może stać spokojnie,

że wtuli się w człowieka, że wlezie pod kołderkę i w ogóle, że ten pies, czyli Lala jest taki spokojny.
Obawiam się, że rozpuści ją jak dziadowski bicz. :D
I w ogóle przeżyłam miłe zaskoczenie, bo gdy wróciłam z lasu, to obiadek był.

A mimo to jestem w stanie jakiegoś odrętwienia,( mam nadzieję, że to minie ) odmóżdżenia czy jak to nazwać. A może to objawy starości. Trudniej się przystosować do zmian. Rany Julek, ja bardzo proszę, żeby jeszcze nie! Rozmowa sama ze sobą uświadomiła mi, że takie łażenie kilkugodzinne to nie dla mnie. Kadłubodmawia. Ale dusza i coś rwie się do nowego. Do czystego powietrza, do poznawania. Obserwacji i porównań. Jeszcze czarny szlak przede mną z drewnianymi uroczymi mostkami, i stado kóz z potężnym capem do zobaczenia. I w końcu ten las zimą muszę obejrzeć, połazić po tropach zwierzaków, popodglądać, pofotografić.

Jakoś niespecjalnie mi się podoba to nasycanie się. Jakby coś za chwilę miało się skończyć. Trochę się bojam :|Do doktorka muszę się udać. Zębologa i rodzinnego. U rodzinnego wysępić badanie EEG - to od mózgu? Bo coś dziwnie się czuję po prawej stronie. A to coś mnie tam swędzi, a to piecze, a to robaczkuje lub mam intensywne uczucie ciepła. Pożyjemy, zobaczymy.
Tu już sama muszę się bacikiem poganiać, bo jak tylko trochę lepiej się poczuję, to zapominam co miałam zrobić. 

==================================================================

Okazuje się, że robi się co się chce nie oglądając się na innych. 2 koty przybyły.

Melisa+dziurawiec wypite i jakby jaśniej w głowie. Lepiej mi;p

poniedziałek, 12 listopada 2012

Dzisiaj

Kampinos listopadowo.Jpg
Nie chcę więcej kotów i psów. Tzn. nie na zawsze, ale ten stan zwierzyny który jest w domu w zupełności mi wystarcza. Zastanowiłam się na spokojnie i właśnie do takiego wniosku doszłam. Nie będę brała sobie na plecy więcej niż mogę udźwignąć i chcę. Młode rozstały się, nie wiem czy na stałe, czy chwilowo.

Życie jest nieprzewidywalne. Wpisują się w nie straty i zyski. Ktoś cierpi, ktoś nabiera wiatru w żagle, ktoś ginie. A ja nie mam zamiaru się opowiadać po czyjejkolwiek stronie. Bo to zwykle tak bywa, że wina rozkłada się po równo. Nawet jeśli - a przeważnie tak jest - każda ze stron uważa, że zrobiła wszystko dla związku. Nie mój związek - nie mój ból. A przynajmniej postaram się, żebym wyszła z tego z możliwie najmniejszymi stratami. Dorośli są, niech ponoszą konsekwencje swoich wyborów.

Dziecinka, jak zwykle, nawala w szkole. Nie raczyła sobie nastawić budzenia, nie wstała, a ja nie wchodzę w to. Doprawdyż, obrzydło mi wieczne niańczenie i pilnowanie. To ją dupa będzie potem bolała. Dzieciństwo się skończyło.

Młody daje radę, mimo wygłupów i "hulaj dusza piekła nie ma". Pracuje, opłaca wynajmowane mieszkanie, ogarnia się. A że czasem bida Go dopada, to nic nadzwyczajnego w dzisiejszych czasach. Całkiem OK było nasze wczorajsze spotkanie.





mały padalec. JPG
W lesie spotkałam grzybiarza. Wędrowaliśmy sobie i gadaliśmy o życiowych sprawach. Podrzucił mi pomysł na zarobienie paru groszy. Mało wdzięczne zajęcie, ale kto nie ryzykuje ten nie ma. Od razu rozwieję wątpliwości, że nic sprzecznego z prawem, tylko " brudna robota". Fizyczna.
Siedzi we mnie taka "mała księżniczka", która kręci noskiem - to fe, to be... No to... Księżniczka do zajezdni a Ludź na baczność i do roboty :D

Nie można się poddawać!

niedziela, 11 listopada 2012

Fajnie jest :D

Nareszcie się wyspałam. Siódma jest OK. Na początek kibelkowo
chwila medytacji. Ponurak się zbliża ze swoimi ponurymi myślami. A kysz, maro nie dobra.
Z nocy pamiętam co Dziecina oglądała co się da, a za nim co, to robiła sobie hamburga i chyba coś przypaliła. Le swąd mnie obudził. Czyli smród przypalenizny i jakaś tłusta zawiesina w powietrzu.
Z kibelka przeflancowałam się do kuchni po kawę, do pokoju i odpalam kompa. A tu suprize. Więcej niż 3 nowe posty. Skromnie, bez szaleństw, ale pomogły ponuraka odgonić. Szczególnie Stardust - jak zwykle zresztą. I jakoś kole tematu, który mi się merda po okolicach.
Za oknem słonice zachęca do wyjścia a czy zwłoki śpią snem kamiennym. Czy? Czy! Nie dwie i to już jest niepokojące. Ale! Wiśta wio!
Zaraz ogarnę swe ciało nadobne i dokonam czynu miłosiernego. Czyli poTomkowi zawiozę wczorajszy obiad na dziś, bo jakoś tak od tygodnia jego dieta składa się głównie z frytek. O napojach mówić
nie będę. Nie ma tego tematu. Po chwilowym namyśle, chyba jeszcze uzupełnię aprowizację o inne produkty.
Szczerze - to dla mnie zupełnie nowość. Zwykle zachęcałam, zapraszałam do przyjścia i odbijałam się od ściany. Dziś wychodzę do wiernych, do elektoratu. Taka polityka domowa.
O! A w nocy śnili mi się murzyni. Chcieli do mnie wleźć ale nie wiedzieli jak. Stała ich grupka i czyhała na okazję. To pewnie pokłosie rozmówek z Pierworodną. Bo całe stada amantów się do Niej dobijają. Niektórzy pojmują delikatne "paszoł won", innym chyba musi dać z buta. Co poradzisz panie, że Najstarsza ma jakiegoś wabika w sobie i lepią się do niej jak do miodu. Nawet zdalaczynnie.
Zadzwoniła wczoraj znajoma w celu umówienia się na małe spotkanko. Fajnie, tylko na ile ją znam, nie będzie to łatwe. Chce się spotkać, a przeszkód piętrzy co niemiara. Już nie nachęcam, nie podsuwam kolejnych terminów, nie ułatwiam. Tylko asertywnie mówię, że jak już się namyśli i podejmie decyzję to niech da znać. Zdziwiona :|

A może tak do lasa kicnąć? Muuuuuuuuuszę się ruszać, poruszać, endorfinek nachapać :D

sobota, 10 listopada 2012

I od nowa

Pobudka 1 z minutami i finisz :|
Rano ogarnianie majdanu i próba uporządkowania się. A za nim coś to spacerek z Lalą. Gmła na Polach. I trochę ludzi mimo wczesnej pory. Musiałam oczywiście trochę się zmęczyć na siłowni. Spuścić trochę pary.
Na nowo muszę się poukładać. Bo jest nas już czwórka. Czy tokoniec?
Nie wiem, na razie nic nie wiem :|
Rutyna dnia codziennego zburzona. Nowy/stary/dodatkowy głos ...

Chyba stara się robię...

Rewolucja jak każda - dobrze robi rewolucjoniście :/

piątek, 9 listopada 2012

Zmiany

Popitulitałam na flecie. Poszedł won. Jakby nie dmuchać, tylko jeden ton dawał. Taki badziew. A swoje zrobił :|

Będzie nas więcej. Dlatego min. buszuję w szafach, szafkach, szafeczkach. Miejsce potrzebne.

"Mało nas, mało nas do pieczenia chleba
Tylko nam, tylko nam Ciebie tu potrzeba..."

Tak mi się nasunęło we związku z powyższem. Prawdę mówiąc, mam nadzieję, że to będzie dobry czas na ochłonięcie, przemyślenie, podsumowanie, pochylenie się nad argumentami. Że to nie będzie czas stracony.

Przedwczoraj cały dzień dziobem ruszałam. Co chwila latałam do lodówki coś podżerać aż mnie zaczęło to wkurzać i postanowiłam popełnić hamburga. Małe zakupki, chwila przygotowań i jest! Jedna, konkretna buła i zapchałam się wreszcie. Wiem, nie zdrowe, ale w końcu jestem syta.

Całkiem niezdrową zupę ugotowałam. Grochówkę. Cały sagan. Ekonomiczna bardzo. Zjadasz, uzupełniasz i jest...

Bo ja zimą jestem bardzo mięsożerna i energochłonna. Jedzenie musi być bardzo tradycyjne, zawiesiste, esencjonalne. A latem wegetarianizm - żaden problem. Wręcz asceza pokarmowa. Tylko płyny.

Za oknem mokro, szaro, autka na zakręcie inaczej grają, dzwony co dzień praktycznie - czołówki i boczniaki, tudzież wypadanie samosię z zakrętu. Po co ludziom mózgi??Bo głowy to chyba tylko do ozdoby ;/

A mnie znowu woła las. Truskawkowy. Niech no w sobotę będzie ładna pogoda, bez deszczu i tak +10C. Pliiissssss :DDD
Siłownia po drugiej stronie ulicy chwilowo tylko dla hardkorów z racji pogody. Ulubionego Sąsiada tak z lekka nachęcam, żeby tam zajrzał ale mogę se pogadać. Nic to, kropla drąży kamień.
A na razie, łasuch jeden podrzucił multum maki do zrobienia szarlotki. Bo nikt na świecie nie robi tak dobrej jak Dziecinka. Jak te kołduny Wańkowicza - naciśniesz językiem i rozpływa się. A kruszonka... mmm...pychotka.
Produkcja jest prosta:
Mąka, żółtka i tłuszcz. Łapką mieszamy do uzyskania czegoś w rodzaju kaszy. Sypkie być musi. Oczywiście trzeba dodać odrobinę cukru, jak ktoś lubi to i aromat - podpiekamy, nakładamy jabłka, zasypujemy resztą "ciasta" i do piekarnika do lekkiego zbrązowienia. Podana na ciepło z lodami - niebo w gębie. Ale można też tradycyjnie z cukrem pudrem, albo z polewą np. karmelową.
Wersja wytrawna, tj. bez cukru doskonała do szpinaku, dyni, kabaczka, farszu mięsnego, grzybów, farszu cebulowego czy nawet ziemniaczanego. Tego ostatniego nie testowałam, ale z cząbrem, wędzonką i gęstą śmietaną musi być rewelacyjne. Polecam z całego serca. Pychota :D

czwartek, 8 listopada 2012

No i co tu ze sobą zrobić? Czym błysnąć?

Co jakiś czas zarzekam się,że już nigdy więcej, ze koniec, że już nie będę. I jak zwykle coś mnie musi korcić. Zaczęłam grzebać w przodkach. I chyba schowam się w mysią dziurę i tylko wąsikami ruszać będę. No i tak myślę, czym się zasłużyć? Co prawda im to wychodziło jakoś łatwiej, bo te powstania, zrywy narodowe... Może jaką wojnę rozpocząć, albo bohatersko cós...Bo taka malutka się czuję przy tych wszystkich mężczyznach. Fakt, kobiety jeno przypisane do nich istnieją w różnych tam takich i jakoś się nie rzucają w oczy. Tylko przedłużają ród przy pomocy. Taka rola? Ano... ale ja bym se jeszcze coś

To oczywiście żart, bo rola kobiety jest nie do oszacowania. I pomimo ogromnego postępu, a może przez niego,  nie doceniana tak jak i rodzina.

Czas jakiś noszę w sobie potrzebę napisania o pewnych zjawiskach zachodzących w nas. Nie wiem czy mi się uda, bo nie jestem literatem.

Kilkanaście postów wstecz pisałam ogólnie, ze w nas są nasi przodkowie. Dziś stanowczo mogę napisać, ze to nie tylko geny. Jest bezpośredni kontakt z tymi, którzy odeszli. Nie zawsze taki jaki chcielibyśmy. Nie podadzą wyników lotka, nie rozwiążą natentychmiast problemów życiowych. Ale tam gdzie mogą, poprowadzą - wystarczy się tylko otworzyć.

Najprostszy z możliwych przykładów. Żart z Winetou ;p niewinne podsumowanie posta a konsekwencje znaczące. Przymus poszukiwania. I tak siedziałam wczoraj w sieci i rzeźbiłam. Wątków dziesiątki a jednak uwiązało mnie przy jednym. Związku Augusta Dziarkowskiego z

Łucją z Andrychiewiczów. Cisnęłam, szukałam, wiązałam nitki, wątki
i....już wiem skąd to upodobanie do "żółtej" karnacji.Andrychiewiczowie mają korzenie
Ormiańskie. Dodatkowo "poznałam" kolejnego przodka, niezwykle
szlachetnego człowieka.

Wielopoziomowość i złożoność nas samych jest zadziwiająca. Mnie
zachwyca ogromnie. Dzięki sobie i poszukiwaniom odkrywam siebie w
sobie, a raczej ICH w sobie.

Lekki despotyzm, nałoga i impulsywność po Buni, miłość do ziemi po
Dziadku Henryku, zapędy moralizatorskie i pedagogiczne po Dziadku
Waclawie, uroda po Tatusiu. Mogłabym tak wymieniac do rozpęku. Dla
Was nie ma to specjalnego znaczenia, dla mnie podstawowe.

Wątek Sieradza, czego na razie nie mogę odkryć, jest jakoś
mistyczny i dziwny. Kilka lat temu wybrałam się do Wujka w
odwiedziny. Wysiadłam z pociągu i na powitanie przywitał mnie
śpiew ptaka. Cudny. Wiedziałam, że to dla mnie, że Tatuś daje mi
znać. Stałam i słuchałam do końca. Zamilkł...było wtedy strasznie
zimno. Chyba zima bo ubrana byłam solidnie i grubo. Wieczorem, gdy
wracałam, a było kilka godzin po zapadnięciu ciemności, ten
sam ptak żegnał mnie na peronie swoim śpiewem. Oczywiście musiała się poryczec. Takie jakieś mam te oczy w mokrym miejscu!

Jest wiele znaków fizycznych, które mijamy nie zdając sobie z tego
sprawy. Znaków poparcia i ostrzegawczych. Ale to temat rzeka. Może
powstanie kiedyś z tego post.

środa, 7 listopada 2012

O czym rozmawia matko z córko zanim się pokłócą?

z netu
O facetach :D

Młoda zaczyna
-mamo, a jaki ci się podoba?
-uściślij proszę
-no jaki? wysoki czy niski?
-wyżej średniego, ale nie tyczka - w tle słychać radosny rechot dziecka
-włosy proste czy kręcone?
-proste, w kręcony kołtun pazur się wczepi i szlag trafi cały romantyzm
-włosy czarne, blond czy rude
-czarne, tylko czarne
-a skóra jaka? Blada, śniada czy czarna
-żółta jak u Chińczyka czy Japończyka. takie skrzywienie mam

Dziecię siedzi, jedna seksowa komórka intensywnie pracuje. czegoś brak w obrazku

-taki jak Pudzian?
-o nie! do takiego przytulić się to jak do ściany, tylko ciepłej.
I tu matka rozwija wątek anatomiczno-dermatologiczny. Bez detali. To już wszystkie dziecinki świata w odpowiednim wieku zdążą obejrzeć na porno stronach. Taka uroda internetu i XXI wieku.

Dzieciątko siedzi i widzę, że powoli dostaje ślinotoku. Stop, stop...hamuj...byle nie przedobrzyć. O antykoncepcji co prawda rozmawiałyśmy pare razy... ale szczerzonego...

No dobra... A jak spodoba jej się ta opcja? I zięcia będę miała made in China albo India albo Japan?

Takiego trudno mimo wszystko trafić więc problem na razie z dyńki :D

Sama się zastanawiam skąd u mnie takie upodobanie. Chyba z poprzedniego życia. Nie ma innego wytłumaczenia :/


Eureka!!!! Winetou - mój idol z dzieciństwa ;)

wtorek, 6 listopada 2012

Wybory po amerykańsku

 The WikiLeaks Discussion Forum

*
It's time to open the archives.
November 06, 2012, 09:46:17 AM

 
No matter who wins the presidential race, no matter which party controls Congress, can we at least agree as reasonable adults that when it comes to voting itself the election of 2012 is a national disgrace? We ask our sons and daughters, our husbands and wives, to give their lives abroad for noble concepts like "freedom" and "democracy." And yet we are content as a nation, and as a people, to tolerate another cycle of election rules that require our fellow citizens to sacrifice a measure of basic human dignity simply to exercise their right to vote.

For example, what happened this weekend in Florida is simply unacceptable. According to a local election official interviewed by CBS News' Phil Hirschkorn, the last "early voter" in line for Saturday's truncated early voting in Palm Beach County finally got to cast a ballot at 2:30 a.m Sunday morning, which means that voter waited in line for more than seven hours. In Miami, another traditional Democratic stronghold, the wait was said to be nearly as long. On Sunday, voters all over the state were begging judges and county officials for more time to vote.

This is happening not because of a natural disaster or breakdown in machinery. It is happening by partisan design. Alarmed by the strong Democratic turnout in early voting in 2008, Republican lawmakers, including Governor Rick Scott, reduced the number of early voting days from 14 to eight. When the restrictions were challenged in federal court under the Voting Rights Act, a three-judge panel said they would have a discriminatory impact upon minority voters. But only five of the state's 67 counties are covered by the federal civil rights law.

When the remaining restrictions were challenged in federal court, a George W. Bush appointee said there was no proof that the reduced hours would "impermissibly burden" minority voters. How many hours in line must a Florida voter wait before the burden upon her becomes an "impermissible" one? If Florida's election officials, and its Republican lawmakers, and its state and federal judges, all were required to stand in line for seven hours to vote those long lines would go away forever. You know it, I know it, and so do those officials.

How about Ohio, another "battleground" state governed by partisan fiat. Its election rules are administered by a secretary of state, Jon Husted, who just a few years ago was the GOP speaker of the state house. Like their counterparts in Florida, Ohio's Republican lawmakers sought to restrict wildly popular early-voting hours around the state. And again the federal courts blunted the impact of their new rules. So what has Husted done? He's focused his energy this weekend ginning up ways to justify discarding provisional ballots cast by his fellow citizens.

These are just two recent examples. There are more. But they all have a few core things in common. In each instance, elected officials are making it harder for American citizens to vote and to have their votes counted. And in each instance, the partisan restrictions are designed to impact the elderly, and the poor, and students. The Constitution gives power to the states to handle elections. But what we are seeing is one party's systemic abuse of that power to disenfranchise likely voters of another party. Don't believe me? Let's go to the videotape.

Relacja z wczoraj

Pobudka, kawa, post, czytanie postów, kawa, telefon, świński trucht do tramwaju, polowanie, polowanie, gotowanie, pranie, zaleganie, sms-owanie, spanie, jedzenie, drzemka, jedzenie, rozmowa, zaleganie, czytanie, jedzenie, śpię!

poniedziałek, 5 listopada 2012

Założenie fałszywe z gruntu


powzięłam, że świat jest piękny, ludzie życzliwi a ja nieśmiertelna. Ćwirek pewnie gdy to czyta zgryźliwie rechocze pod nosem. I oką wyobraźni widzę jak dokonuje przeglądu mojej fizys od góry na dół i nazad.
No co?
No wiem!
Pudło!

Dziś pewnie z zachwytem wycierałabym gluty ciesząc się nawet z marudzenia. Te gluty niestety nie ze złota - a szkoda. :D Milionerką byłabym. Z wizgiem leciałabym szukać kamyczków wielkości ziarnka maku i broniłabym bardziej zębami i pazurami. Ale to se ne wrati. Jest dziś i dziś się naprawiamy.

No i nie pomacham CI na do widzenia, tak jak i w sobotę nie byłam tam. A Ty wiesz, że to nie ważne. Ważne być tu i teraz uważnie. Nawet zalegać jak mortadel na kanapie, neronić się też warto uważnie.

Życie to nie lajcik, ludzie to nie przyjazne, wszechwiedzące duszyczki.

A rodzina jest na pierwszym miejscu.

No i właśnie! Lekko się neroniłam przegryzając więzienne delicje. Zmulona byłam nic-nie-robię-dziś. :DDD Fajki mi się kończyły, młoda siedziała przy pulpicie nawigacyjnym. Słuchawki w uszach i muza...
-Proszę skręć mi fajki- grzecznie proszę bo powoli widzę pustkę w pudełku
-Prosisz czy karzesz?-Młoda na to
-Córka, nie licytujmy sie. Zrób mi po prostu pudełko. Proszę
-Ja nie mam w ty żadnego interesu!

No, nie ma. Fakt! Tylko to już nie pierwszy raz słyszę w różnych kombinacjach i w różnych kontekstach. I tak mi ciągle lata po głowie "nie mam interesu", "nie mam interesu" :(

Na wstępie dostałam wk****u, i usłyszała - Ja też nie mam interesu gotować ci, prać, sprzątać po tobie, pokazywać, poprawiać, wyjaśniać.

Żadnego.

Poleciała do babci żalić się. Że ona wcale nie powiedziała to co powiedziała. A babcia jak to babcia. Zamiast łączyć dzieli. Się pierdzieli. Znów!

Grunt to rodzinka - bo kto rodzinkę ma...
Ten szron na głowie i nie to zdrowie...
Bo rodzinka zawsze da...


I tak się sypią relacje. Tak powstają bruzdy, doły. Rosną mury.

niedziela, 4 listopada 2012

Jak to jest?

Moja tego nie rozumieć. Gdy robi się aborcję jest to usprawiedliwione. Szuka się powodów i zawsze - dla chcącego - znajduje. Gdy ciężarna urodzi i zabije, to gwałtu rety - zbrodnia niesłychana!
Piredzieli się kocopoły straszne o wartości życia a jednocześnie daje prawo wyboru. Możesz se żyć ale nie musisz.
Czemu tak? Ano ostatni reportaż o księdzu z nad morza o tem mówi. Ma gość raka i powiedział PAS. Nie chcę się leczyć. I ma do tego prawo.
Czy w związku z tym życie jest swoistą deklaracją? A gdzie prawo do głosu w takim razie milionów wyskrobanych. Czemu potępiamy samobójców?
Czy ten, który idzie na wojnę, mając głęboka nadzieję, że przeżyje a jednak ginie miał prawo wyboru. Jak to jest? Państwo określa twoje być albo nie być?

Jak żyć w tym zakłamanym świecie - nie systemie - gdzie gosudarstwo pod postacią, średnio inteligentnej małpy decyduje o wpisie na listę żyjących.
Pach - akt urodzenia - pach - radź se.
Pach - akt zgonu - pach - ksieżulo się pożywi

Więcej praw mają wychodzący z nałogu alkoholicy. Gdy czują, że sięgną po kielicha mogą w środku nocy o północy zadzwonić do opiekuna,

Zastanawiam się - kiedyś określało się je mianem producentek aniołków - nad tą matką. Bo była. Dla dwojga.
Bzyk i ciąża... są takie wiatropylne. Czy myślała o tym co zrobi od początku? Może...

Opieka społeczna "nadzorowała", kontrolowała co miesiąc. A czemu opieka nie ma w wyposażeniu np. prezerwatyw. Ja jak średnio inteligentna małpa se myślę, że młoda kobieta, prócz potrzeb materialnych ma też inne. Każdy je ma. I potrzebę ich zaspokojenia także. Wyżej dupy nie podskoczysz. Czterdziestka to nie schorowana siedemdziesięciolatka. Choć i niektóre staruszki z chęcią by sobie jeszcze pofiglowały.

Paczę trońkę w górę i widzę mocny dysonans pomiędzy "opieka" i "nadzór".
I właśnie sobie zadaję pytanie co to jest? Ten MOPS.

I czy jest gdzieś jakaś ogarnięta organizacja, która będzie potrafiła się odpowiednio wcześnie i we właściwy sposób pochylić nad drugim? I widzę, widzę jasnośś! Eureka!!!! Jest w miliadrach. To zwykli ludzie, sąsiedzi, rodzina.. Tylko kurwa gdzie oni są?

Siedzą i zawijają swoje sreberka! Bleh.... rzygać mi się chce!!!

sobota, 3 listopada 2012

Chciałabym

Bym mogła Cię kochać, tak zwyczajnie, każdego dnia...

Jesteś obok i sięgam jak po szklankę... prawie Cię nie ma...

już cie nie ma...


Ale bez Ciebie mnie też nie ma...tej mnie, którą jestem teraz...

Zniknę zupełnie, rozpuszcze się ...

Więc proszę... przestań być przezroczysty...

Niech Cię zobaczę...znowu...

Chciałabym...być...

A dziś będę odczarowywać świat

Będę robić same przyjemne rzeczy. Jeść szarlotkę, porządkować swoją przestrzeń wewnętrzną i zewnętrzną. Bez szaleństw.

Wezmę flet i będę szukać dźwięków stałości i miłości. Będę splatać nimi porwane wątki, budować nową, silna tkaninę. I namaluję na niej nowy obraz. Mój.

Nie podniosę tej gałązki co upadła...
Nie dokleję jej do drzewa...
Jej czas już się skończył...
Będzie inaczej...
Będzie tworzywem...

Pąki nabrzmiałe zakwitną

Bez spidu

Młodzieniec dotarł rano na śniadanie i się zebraliśmy. Krótka przepychanka słowna zakończona rozejmem i już wiemy gdzie jedziemy. Najpierw Bródnowski do Patrycji i Marka.

Młody stanął nad grobem i się zaczęło. Kabaret Ani Mru Mru i Paranienormalni to przy Nim starzy grabarze. Wyłam ze śmiechu. Kto zna Młodego, ten wie, że dowcip ma niewymuszony, sytuacyjny i wielowątkowy. Patrynia na bank dobrze się bawiła słuchając nas z wysokości. Zaczęło się niewinnie od wspomnień imprezek i marszów z super laskami.Potem Marek. Stary pank i imprezowicz. Ech...Mareczku Twoja ławeczka stoi tam gdzie stała. Mam nadzieję, że czasami przysiadasz sobie i nie wkurzają Cię już stare, głupie baby. Słowa dotrzymał, nie klął. Ale byliśmy  chyba powodem do zgorszenia dla wielu.
W promieni wielu kwater nasz radosny rechot się niósł. Zresztą imprezowo było. Co skrzyżowanie alejek to blachary i dresiarze z dymanym ryżem i pańską skórką, tudzież artyści wygrywający smętne melodie. Nastrojowo od cholery. Młody komentował wszystko szczególnie już po wyjściu z cmentarza.
Bo to jakiś Jarmark Dominikański się zrobił. Pieczone kasztany, kiełbasy litewskie, szaszłyki, grillowane oscypki, kawa, herbata, old dogi, chrup dogi, czapki, rękawiczki - dziada z baba też nie brakło :/

No i na Powązki. Wkurcz na wstępie, bo pod grobowcem sterta śmieci. A śmietniki puste. Chwila moment i odgruzowane. Zapaliliśmy świeczki, kadzidełka, ja wyciągnęłam papierosa, palę. Mija mnie pikny inaczej
-na cmentarzu się nie pali! No jasne, te tysiące zniczy to ogniem anielskim się jarzą :/
Oczywiście musiałam pysknąć na co mijająca nas kobieta dostojna
-ładnie pani dzieci wychowuje!
Młody z błyskiem w oku
-ja dziecko? To moja kobieta - i cap mnie w objęcia
No tak!

piątek, 2 listopada 2012

Pro Memoriam

Mój Tatulek. Tu miał 15 lat?.JPG
Dzisiaj choćby mi dupsko miało zamarznąć pójdę na Powązki i Ewangelicki. Wczoraj poTomek nawiedził mnie/nas. Miło było. Nakarmiłam, napoiłam. Dodomił się trochę i wieczorem w deszczu pojechał na Cmentarz. Krejzol :D Ale to szaleństwo po mamuni ma :DDD
Fajnie jak dzieciak wpadnie, nawet gdy paskuda jest czasami. Kocha się, złości się, denerwuje, za okno by się wystawiło. Ale jak minie złość i żal, to dobrze, że jest.
Hahaha... trąbolot wyłożył kołdrę na balkon przed wyjściem, żeby się wywietrzyła. Mokra? :DDD Na 100% Ale da radę :DDDStrasznie przykro mi jest, kiedy mówi, jestem dorosły, mam swoje życie, nie potrzebuję już ciebie i Ona też. Wiem o tym, doskonale wiem. Ale ja  potrzebuję. Matki jakoś tak mają w głowach, że kochają do końca siebie i dłużej.
Dzwonił z cmentarza, bo nie mógł trafić prawie w ciemności.
Okazało się, że była na grobowcu tylko wiązanka z ZASP-u i lampunia.

Tylko poTomek i ZASP. Smutne. Choć nie ma się czemu dziwić. Rodzina malutka. Z żyjących jest ciotka-chora na serce, ja, Mama, dzieciaki, Łodzianie i wuj w Sieradzu. Starzy przyjaciele rodziny poumierali, niektórzy zapomnieli, niektórzy nie bywają, bo już nie mają interesu w tym. Ej życie, życie.

Kiedy byłam mała wyjazd na cmentarz to była wyprawa. Celebracja. Uroczystość. Każdy ciepło i odświętnie ubrany. Spędzaliśmy przy grobie 2-3 godziny. Przychodzili znajomi, z wszelkimi rewerencjami byłam przedstawiana jako WNUCZKA, córka Januszka. I zawsze były okrzyki-jaka ona do niego podobna!
Za każdym razem, gdy stoję przed grobem myślę o ogromie cierpienia i rozpaczy Dziadków po śmierci mojego Tatusia. O Dziadku, który nie był w stanie opuścić Syna, który w noc po pogrzebie leżał razem z nim. Tatuś tam w środku, Dziadek pod grobem. Nastepnego dnia siłą Go zabrali. Zamarzł by, nie odszedł. I gdy ktoś - ciotka - pierdzieli chore kocopoły, to mogę się tylko popukać w czoło. Padalica i tyle. O niej też napiszę, ale muszę być solidnie na wk...

Na Powązki zawsze byłam prowadzana, ale na Ewangelicki już nie. Nawet o nim nie wiedziałam. Że jest tam rodzina. Dopiero w tamtym roku (chyba) Mama mi powiedziała, że Dziadek tam chodził, do swoich Dziadków. Przypadkiem trafiłam w necie na informację o nich. No i wiecie co dalej.

Chodziliśmy na grób młodego Piaseckiego, który zawsze był pokryty bukietami czerwonych róż, zawsze mnóstwo zniczy sie na nim paliło. Tak było gdy żyli jego rodzice. Może żyją jeszcze, ale grób już nie taki. Pusto na nim. I na tysiącach grobów powązkowskich też. Wieczorem mrok prawie ciemność. A kiedyś? Było jasno jak w dzień niemal. Każdy grób "płonął", "świecił".
Może jeszcze ludzie dojdą, dojadą. Może znów stanie się jasność na Powązkach?

Dobrze, że w tamtym roku udało się Mamiszonka tam dowieźć. Jeszcze choć raz mogła tam być. Wzruszona była

czwartek, 1 listopada 2012

Dziecko to nie rzecz

Nie wiem od czego zacząć ale wiem, że muszę napisać ten post. Wiecie, że gdy byłam malutka umarł mój Tatuś. Wiecie, że bezbrzeżnie do dziś za Nim tęsknię. I nic tego nie zmieni.
Podobna tęsknotę przeżywała moja Pierworodna, gdy Jej tato wypiął się na Nią. Lata dobijania się do niego spowodowały trwałą niechęć. Niezrozumienie. Ból. Zafundował Jej to własny ojciec. Ech...
A teraz mamy do czynienia z podobną, dramatyczną sprawą. Doskonale wiecie, że chodzi o synka Chustki. Trauma, którą przeżywa On, Jej Mama, Piotr jest nie do opisania. Dodatkowo ojciec biologiczny odciął Małego od Piotra - osoby szczególnej w życiu chłopca. Dla mnie to barbarzyństwo. Najzwyklejsza podłość. Dlatego postanowiłam napisać list do Rzecznika Praw Dziecka by zechciał pochylić się nad Chłopcem. I wcale nie mam na myśli odebranie ojcu Dziecka. Ale umożliwienie i podtrzymywanie kontaktów z Piotrem. I to tyle. A WY zrobicie to co Wam sumienie podpowiada i serce. Chustka tak wiele dla nas zrobiła, robi i robić będzie. Zróbmy i my coś i dla NIEJ.