piątek, 12 października 2012

W co się bawić?

Wstałam, jak zwykle kawa i z kubasem podeszłam do okna. Gmła, realna, "rzeczywista" gmła, warta uwiecznienia.
Nic to, bo u mnie jest tak :)
Względnie ciepło i zacisznie. Będzie padać? Nie będzie? A może się przejaśni?
To dylematy grzybiarza.

Wczoraj popełniłam pizze dla ogółu i galaretę z nóżek dla Mamiszona. Ani jedno, ani drugie żadna rewelacja. Ale obżarłam się po kokardkę.

Dziś zajęcia domowe. Takie pierdółki, które każdy zna. Podcieranie, wycieranie, cudowanie. Placuszki na kwaśnym mleku popełnię. Sa pychotkowate. Puszyste, lekko kwaskowe.

A jutro jak się da, na grzyby :)

Zbliża się czas odchamiania :) czyli wędrówek po muzeach i galeriach. Bo cóż robić w wolne, zimniaste dni?

Dziś hasło "muszę" nabiera innego wyrazu :) Jest lekkie jak piórko, milusie. Dzień zapowiada się sympatycznie, choć Młoda szuka choroby w sobie, żeby nie pójść do szkoły :)

Oczywiście dzień bez wku*** - to dzień stracony. No, szlag mnie trafił, gdy dowiedziałam się, że chrzestni dzieciaków, którzy wyemigrowali do Szwecji, nawet słowem się nie odezwali do nich, że są w Warszawie. Trędowate te moje dzieci czy co?
Nie ważne :) Dziś jest piękny dzień :DDD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz