No taka samokrytyka czasem ze mnie wyłazi. Po prostu klasyka - "Mądry Polak po szkodzie" jak
ulał pasuje do mnie. Zwyczajnie się przeliczyłam. Ze wszystkim. Wydawało mi się że góry
wiecznie przenosić będę, że praca na mnie będzie czekać i to nie jakaś tam ale odpowiadająca
mi. A tu dupa!
W chwilach permanentnego kryzysu włącza się myślenie. Że powinnam rozsądniej, oszczędniej.
Że odkładać w skarpetę choćby trzeba było, że ... Tych ŻE zapełniłoby morze.
Pocieszam się z lekka, że życie jest nieprzewidywalne ... ale kto zabronił mi myśleć czy
choćby korzystać z historii. Doświadczeń innych i rad. Ale w pewnym momencie jakby byłam bez
wyboru. Albo praca na etacie za psie pieniądze i konieczność użerania się o alimenty,
oddanie dzieciaków do domu dziecka, albo wziąć wszystko na klatę, jak A to i B, i ciągnąć na
ile się da i jak się da. Szczęśliwie jakoś się udało. Z problemami i pod górkę. Dzieci
dorosły. A ja zostałam z dupą na lodzie. Na własne życzenie. I z powodu własnej
bezmyślności. Tatusiowie dupy w troki zabrali. Jeden wiedzie szczęśliwy live i udają, ze nie
ma córki. Drugi w ramach rodzicielstwa odpowiedzialnego nadawała Młodemu - " Ty nie słuchaj
tych głupich bab", mijał w drodze po piwo dzieciaki rzucając jak kumplowi zdawkowe cześć. Bo
to przecież dzieci powinny do niego przychodzić. On czekał, cały czas czekał. Blać
jebana!!!! Gdy przychodziłam o wsparcie w wychowaniu - nigdy, ale to nigdy mnie nie poparł. Jakoś mam
już wszystkiego dosyć. Idę, jadę, chodzę, zbieram, szukam, uciekam... przed szarzyzną i miernotą. A coraz
bardziej w nią popadam. Jak wybrnąć z tego nie wiem.
Zazdroszczę młodym rozsądku, którego mi zabrakło. Z perspektywy czasu wiem, że najpierw
powinnam zabezpieczyć sobie tyły, w sensie niezależności w każdej dziedzinie, a dopiero
wtedy gdy okazałoby się, ze stać mnie na dzieci robić je. Myslę, że o to moje Progenitury
mają do mnie żal. Że nie miały mnóstwa rzeczy, które posiadali inni rówieśnicy. Gupio
myślałam, że miłość i poświęcenie wystarczą. Gówno! Nie wystarczą. Jak brak szmalu to walą
się najlepsze relacje. Bo dziś pieniądze to życie.
Uciekam z domu żeby nie patrzeć na dziesiątki rzeczy które powinnam już zrobić. Właśnie
zaczął przeciekać dopływ do kibla. Jutro! Jutro się tym zajmę, bo dziś głównie mi się oczy
moczą. Przejdzie, minie. Wiem... jakoś dam radę.
Do szału i łez doprowadza mnie Młoda gdy w tej sytuacji udaje/nie widzi, że jest kiepsko. Że
w momencie, gdy trzeba się na szybko ogarniać Ona zaczyna porządki w szafie a na zwrócona
uwagę i ponaglenie reaguje fochem. Boszszsz ... zwariuję!
ulał pasuje do mnie. Zwyczajnie się przeliczyłam. Ze wszystkim. Wydawało mi się że góry
wiecznie przenosić będę, że praca na mnie będzie czekać i to nie jakaś tam ale odpowiadająca
mi. A tu dupa!
W chwilach permanentnego kryzysu włącza się myślenie. Że powinnam rozsądniej, oszczędniej.
Że odkładać w skarpetę choćby trzeba było, że ... Tych ŻE zapełniłoby morze.
Pocieszam się z lekka, że życie jest nieprzewidywalne ... ale kto zabronił mi myśleć czy
choćby korzystać z historii. Doświadczeń innych i rad. Ale w pewnym momencie jakby byłam bez
wyboru. Albo praca na etacie za psie pieniądze i konieczność użerania się o alimenty,
oddanie dzieciaków do domu dziecka, albo wziąć wszystko na klatę, jak A to i B, i ciągnąć na
ile się da i jak się da. Szczęśliwie jakoś się udało. Z problemami i pod górkę. Dzieci
dorosły. A ja zostałam z dupą na lodzie. Na własne życzenie. I z powodu własnej
bezmyślności. Tatusiowie dupy w troki zabrali. Jeden wiedzie szczęśliwy live i udają, ze nie
ma córki. Drugi w ramach rodzicielstwa odpowiedzialnego nadawała Młodemu - " Ty nie słuchaj
tych głupich bab", mijał w drodze po piwo dzieciaki rzucając jak kumplowi zdawkowe cześć. Bo
to przecież dzieci powinny do niego przychodzić. On czekał, cały czas czekał. Blać
jebana!!!! Gdy przychodziłam o wsparcie w wychowaniu - nigdy, ale to nigdy mnie nie poparł. Jakoś mam
już wszystkiego dosyć. Idę, jadę, chodzę, zbieram, szukam, uciekam... przed szarzyzną i miernotą. A coraz
bardziej w nią popadam. Jak wybrnąć z tego nie wiem.
Zazdroszczę młodym rozsądku, którego mi zabrakło. Z perspektywy czasu wiem, że najpierw
powinnam zabezpieczyć sobie tyły, w sensie niezależności w każdej dziedzinie, a dopiero
wtedy gdy okazałoby się, ze stać mnie na dzieci robić je. Myslę, że o to moje Progenitury
mają do mnie żal. Że nie miały mnóstwa rzeczy, które posiadali inni rówieśnicy. Gupio
myślałam, że miłość i poświęcenie wystarczą. Gówno! Nie wystarczą. Jak brak szmalu to walą
się najlepsze relacje. Bo dziś pieniądze to życie.
Uciekam z domu żeby nie patrzeć na dziesiątki rzeczy które powinnam już zrobić. Właśnie
zaczął przeciekać dopływ do kibla. Jutro! Jutro się tym zajmę, bo dziś głównie mi się oczy
moczą. Przejdzie, minie. Wiem... jakoś dam radę.
Do szału i łez doprowadza mnie Młoda gdy w tej sytuacji udaje/nie widzi, że jest kiepsko. Że
w momencie, gdy trzeba się na szybko ogarniać Ona zaczyna porządki w szafie a na zwrócona
uwagę i ponaglenie reaguje fochem. Boszszsz ... zwariuję!
Bądź silna !!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńDziś nie... siedzę zawinięta w koc i telepię się z zimna...
OdpowiedzUsuńJuż trochę lepiej... mogę pisać...
Dobrze, że jest Panira...
Rano było ok, energia, chęci...
Wstała Matka i popłynęłam...Boszsz... uciec od Niej jak najdalej... jak pijawka wysysa ze mnie energię.... ładuje gównami... nie wytrzymuję...
Może jutro będzie lepiej... bo w końcu usłyszycie "Żegnam Was, już wiem, nie załatwię wszystkich innych spraw"...
Nie ma nikogo sensownego... jak zawsze sama... Nie mam z kim rozmawiać, zasięgnąć porady...bliscy cholernie dalecy...
kiedy dopada mnie gówno zalega wokół cisza....totalna izolacja... nikogo....
Nie rycz Ludka, my matki Polki tak już mamy, wszystko na klatę dla dobra dzieci, a potem dupa na lodzie...
UsuńZastanawiam się tylko, gdzie podziali się ci wspaniali Polacy, ojcowie :/
To tak jakby tylko polowa narodu została, która walczy o przetrwanie rodzin i wychowanie dzieci- kobiety
Też nie raz w swoim życiu miałam wrażenie, ze matka z dziećmi jest jak zwierzyna do upolowania i obdarcia ze skóry, bez okresu ochronnego jaki mają zwierzęta.
Ma to swoje dobre strony, bo nie zdziadziejesz, nie skwaśniejesz szybko jak młode wino, ale nabierasz mocy, charakteru i wyrazu.
Jeszcze trochę i będziesz wolna, szkoda było by tak paść przed metą jednego z etapów życia ;) Stać Cię jeszcze na niejeden dobry numer w życiu. Widać dobrą krew.
Jesteś wyjątkowa i fantastyczna. Trzymam za Ciebie kciuki.
masz kiepski dzień. Czasem niestety takie przychodzą, nadlatują złe myśli i drążą i męczą i wysysają resztki optymizmu.
OdpowiedzUsuńAle przechodzą, nic nie trwa wiecznie, nawet smutki.
Nie możesz robić sobie wyrzutów, bo już niczego nie zmienisz, a to nieprawda, że kasa dla dzieci jest najważniejsza. Moja mama nie miała jej duzo, ale wiedziałam, że zawsze mogę na Nią liczyć. Do dzisiaj o tym wiem i jestem Jej wdzięczna. A Twoja Młoda... no cóż... moja Juniorka ciągle ma inne plany niż ja :)))
Zrobiłam błąd zostając w domu. Widać tak miało być :/
OdpowiedzUsuń