poniedziałek, 29 października 2012

Bio i techno

Dziś dzień prania. W domu miejskim. W technosferze.

Bardzo spodobało mi się to słówko. Używać będę z upodobaniem.

Pranie ludzkie jest cholernie ciężką rzeczą. Wrzucasz nabój do bębna, wsypujesz proszek, dolewasz płyn aromatyzujaco-zmiękczający żeby miękko dupkę gilgało, nastawiasz program i ... pierzesz. Umordujesz się ma maxa;p

Gotujesz obiad - też droga przez mękę. Co najśmieszniejsze - najbardziej uciążliwa rzecz czyli zakupy przez większość jest uważana za rozrywkę. Posrane? Tak jakby. Potem półprodukty, już umyte i poszatkowane wrzucasz w sagan i GOTUJESZ. Alibo w mikrofalę. Ciężka robota.

W drodze do pracy bijesz się o wolną miejscówkę, boć się już uchetałeś. Przeszedłeś 100m do autobusu czy coś, jechać będziesz kilka-kilkanaście-kilkadziesiąt minut i nóżki Ci odpadną jak postoisz.

Oczami wyobraźni widzę za kilkadziesiąt lat wyraźny podział na tych z technosfery i biosfery. Fizyczny podział. Miejskie kadłubki z uwiądem, i wiejskie zdrowe, krzepkie jednostki, acz z tendencją miastową. Bo i tu zamiast z koniem za pan brat po polu śmigać, dupki się wozi.

Miejski chów klatkowy eliminuje ruch. Zauważcie, że powierzchnia przecietnego mieszkania jest mocno ograniczona, a zazwyczaj po pracy z domu już nie wychodzimy. I miotamy się w swojej krzątaninie drobiąc kroczki. Nie rozpędzisz się człowieku!
Na ten przykład dom moich dzieciaków ma wsi jest dla mnie masakrą. Sama powierzchnia zmusza do chodzenia - nie dreptania, a schody eliminują mnie w przedbiegach. Ale ruch jest i to intensywny.

Inną rzeczą jest gospodarstwo. Jakiej bądź specjalizacji. Żeby móc cokolwiek zrobić trzeba dziennie zaliczać kilometry. Wiecznie w ruchu.

Miejski, blokowy ludź otoczony jest wiecznie przez promieniowanie elektromagnetyczne. Klatka na klatce, obok klatki. W ścianach przewody, w mieszkaniach liczone już w dziesiątkach elektromagnesy zaburzają prawidłowe funkcjonowanie organizmów. Bo miejski ludź musi mieć na głowo-człowieka komputer, komórkę, telewizor. Jeden telewizor nie styka, boć się pozabijają. Porozumienie w tej kwestii i kompromis jest niemożliwe.

Badał kto jak promieniuje komórka? Warto! Spotkany kiedyś mężczyzna mówił mi, że w Australii jest zalecane stosowanie słuchawek w związku ze znaczącym wzrostem raka mózgu.
Czy naprawdę małolaty muszą mieć komórki? Czy już nie da się tak wychować dziecka, żeby móc spokojnie pracować, wychodzić z domu bez stresu?
Przez 50 lat po wojnie całkiem dobrze sprawdzały się telefony stacjonarne. Dzwonię , młode odbiera znakiem tego jest w domu. I finito. Czy naprawdę trzeba wisieć na bachorstwie, nie dając im chwili luzu i wytchnienia od nadzoru? To niszczy samodzielność, zaradność. Jest zarodkiem problemów, załamań z byle powodu, wstępem do depresji. Zaburzony elektrycznie mózg nie pracuje właściwie.

No dosyć na dziś mądralenia ;p

A ruch sam przyszedł do mnie. Ale o tem potem;p

2 komentarze: