środa, 24 października 2012

Październikowo

W drodze do Otwocka. Most siekierkowski.JPG
Październik to końcówka grzybobrania i uprzątania grobów. Pierwsze fajne, zasilające spiżarnię zimową, drugie - obowiązek wobec zmarłych. Cóż zrobić. Tak to jest, ze każdy ma gdzieś pogrzebanych rodziców, dziadków, pra..., kuzynów i krewniaków.W niedzielę był Otwock. Kilka rodzinnych grobów. Sprzątanie, mycie, wynoszenie worów igliwia i wspomnienia.Ciocia Kazia - bezdzietna, skromny grób. Nikt prócz nas nie zagląda. Mieszkała na podwórku obok. Dobra, drobna kobietka. Wioząc mnie w czasie roztopów na sankach nieszczęśliwie upadła i złamała rękę. Zawsze był obok. Cicha, skupiona na mężu i swojej chatce.

Jej siostra - Franciszka - dzielna, zaradna, samotnie walcząca z przeciwnościami losu. Bestialsko zamordowany mąż, rodzice na utrzymaniu a na koniec ja, młody rozrabiaka.
W jej ogródeczku zawsze były bratki. Rosły jaśmin i bez, a przed domem wielka ulęgałka. Owocki zbierane i suszone w duchówce kuchni. Czasem sadziła kukurydzę.Jej dom był domem mojego dzieciństwa. Z sienią wielofunkcyjną. Z jednej strony była przegroda na węgiel, z drugiej szafki "spiżarniane".
Kuchnia też dzielona, na część z kuchnią węglową, kredensikiem i szafką na miskę do mycia oraz część sypialno-życiową.
Pokój był duży, słoneczny, z ręcznie robionymi firankami w duże grona winogron i pięknymi paprociami pod oknem. Piec w kącie, wielka trzydrzwiowa szafa i kredens, w którym zawsze stało kilka ciast drożdżowych. Wielki okrągły stół z szydełkową serwetą i cukierniczka, z której wyjadałam duże kryształki cukru.
I weranda - taka mała graciarnia.
Kibelek na podwórku.
I do tego domu znosiłam wszystkie trupki zwierzęce i pod krzewami urządzałam im pogrzeby.
Przywlokłam od kolegi Mruczka, który szczęściem została zaakceptowany przez Ciocię i dzielnie wyłapywał myszy. Takie tam wspomnienia w mini obrazkach.
Mamiszonek z Mruczusiem. A to krzesełko dalej istnieje. Ma już 47 lat.JPG
Szorujemy sagan :).JPG
   I Dziadek - mały - wielki człowiek.

Dziadziuś.JPG
    
Dziś nie do uwierzenia, że tak można, ale po powrocie z Ziem zachodnich kupił działkę, zbudował wstępny dom i w takich warunkach z dwójką dzieci przetrwali zimę. Cóż to wstępny dom? Szkielet drewniaka obity deskami, zadaszony. Nie potrafię sobie wyobrazić jak musiało być im ciężko, bo przecież nawet podłogi nie mieli. Przetrwali. Powoli budowali swoją siedzibę. Dziadek sam robił cegły, organizował wespół z Babcią życie. Siali, sadzili, kopali, okopywali sie i wrastali.
Dzieciaki donaszały ubranie po przeróbkach po rodzicach. Najlepsze jedzenie było dla Dziadka, bo na Nim wszystko spoczywało. Ech... i żyło się.
  
Dziadkowie. W tle Ludwik.JPG
    A z drugiej strony Dziadkowie ze strony Tatusia. Także po wojnie wylądowali na ziemiach odzyskanych, tylko w zupełnie innych rolach. Nie rolnicy a profesorowie najpierw w gimnazjum, potem liceum. Ich mieszkanie na Pańskiej to zupełnie inna bajka. Dziadka pokój to sezam dla kolekcjonerów. A dzienny - małe muzeum. Mój ukochany kredens, na który mogłam się godzinami gapić, cóś Ludwikowe - witryna? z Miśnią i cudnymi figurkami z porcelany, herb, karykatura Dziadka i fotel, z którego rządziła Bunia.
Bunia krąglutka, jedwabiście gładka, stosująca jakieś niezwykłe kremy, z buzia bez jednej zmarszczki, w płowych loczkach. Bunia z nieodłączną lufką z kości słoniowej i Zefirami. Zawsze w spodniach. Kiecki zakładała tylko na uroczystości. Wzbudzała zawsze we mnie respekt. Tak jak i stary, holenderski obraz wiszący nad kanapą.
      Zgadnijcie, w którym świecie było mi lepiej?


Mgła na Wale Miedzeszyńskim.JPG
 

1 komentarz:

  1. Ech nie trzeba zgadywać, aleś we mnie wywołała nostalgie za czasami minionymi...

    OdpowiedzUsuń