z netu |
Jeden z blogów przypomniał mi jak to drzewiej bywało. Mały Synek uwielbiał spać z mamą. I nie tylko on. Cała trójka.
Któregoś ranka obudziłam się, patrzę a On śpi na klęczkach z głowiną opartą o moje łóżko. Zmarznięty, przemoknięty - to były jeszcze czasy pampersów. Matko moja :( Wzięłam słodziaka do siebie, przebrałam i tulałam, żeby ogrzać małe ciałko. Chciał do mamusi. A że mamusia spała snem kamiennym, to choć przycupnął na chwilkę i tak został.
Pierworodna chciała zawsze uczestniczyć we wszystkim co robię. Do końca. W związku z tym miała jak zwykle pod górkę z zasypianiem. Pamiętam jeden z wieczorów. Minęła ósma, dziecinka w łóżku, nakarmiona, napojona, wyprana. Spać! Ja metr dalej na swoim łóżku. Lampka zapalona, książka na poduszce, młoda zasłonięta kocykiem, żeby nie dochodziło do Niej światło. Mija chwila-słyszę zmieniony oddech, lekki szelest i spod kocyka wyłania się łapka a za nią roześmiana buźka. Wedle zasad wszelkich bez słowa wstaję, układam Młodą ponownie. Buziak i cichuśkie dobranoc. Chwila ciszy i tym razem nad kocykiem zaświeciła szurpata łepetyna. Zagaja radośnie rozmowę, coś tam gulga i pitolita pod noskiem. Udaję, że nie widzę :) Mija 5 minut. Dziecko nie padło :) Wstaję i powtarzam operację od początku. Mija chwila - słyszę sapanie, szelest. Patrzę - nie nie sterczy, nic nie wystaje :) - może kokosi się do snu. Dobra nasza! I nagle łomot a potem wrzask bólu i oburzenia. Cóż, Młoda desantowała się z łóżeczka główką na podłogę. Pocieszanie, tulanie, szeptane słówka pociechy, buźka we łzach. Jeszcze szloch malutki, jeszcze maleńka łezka i Dziecina śpi. Czy nie można było tak od razu?
Przyzwyczajona do 1,5 rocznego korzystania z biologicznej mleczarni Dziecinka ( najmłodsza ) nabrała nawyków nieprzystojnych. W środku nocy, w porze bywszego karmienia, budziła się i nie budząc matki wstawała i maszerowała do kosza z zabawkami. Jak kot w ciemności wyszukiwała swoje ulubione, właziła z nabojem już do mnie i bawiła się. Mijał czas " karmienia " i tak jak siedziała - padała zasypiajac w locie :)
Cudne wspomnienia:) Moj Junior zasypial z misiem, ale oprocz przytulania misia mial tez zwyczaj mietolenia rogow od poszewek poduszki i koldry:) konczylo sie tym, ze wszystkie rogi mialy dziury:))
OdpowiedzUsuńMłoda takoż z przytulanką. Długo, tak do 8 lat :D Może dłużej. A Syn z paluchem w dziobie. Od urodzenia. Żaden smoczek. Pluł ssakiem dalej niż widział. :)
OdpowiedzUsuńPierworodna z kolei z zapasem smoczków. Jeden w dziobie a reszta w łapkach - tak na wszelki wypadek :DD
Usuń