Zawsze wychodzę z domu przy nadziei. Że będę szybko się przemieszczać z punktu A do punktu B, że ludzie będą życzliwi, że w końcu usłyszę same optymistyczne wieści.
Z punktu A do B lajtowo i galopkiem, z punktu B do C już pod górkę. Pierwsze primo, ja wieśniak z Warszawy nie wiem, że w SKM są biletomaty i jak cioł sterczę pod drzwiami kabiny motorniczego. Mamrotanie pod nosem coś w temacie wywołało kilka totalnie olewających spojrzeń - miło, że nie jaką złośliwość. Końduktor był poinformował o możliwości nabycia biletu maszyną. No i dobrze. Minęliśmy kilka stacji i nagle dostaliśmy zaparcia. Stoimy, żadnego komunikatu. W końcu miły, kobiecy głos informuje, że pociąg przed nami uległ awarii. I na tym koniec. Stoimy dalej. Mnie trochę czas goni bo bilet dwudziestominutowy. Wyszła panienka z kabiny - oczywiście nie wie ile będziemy uwięzieni. Bo o wypuszczeniu na tory mowy nie ma. W końcu przewoźnik wiezie stado samobójców! Pytam lasi czy jak mi się skończy czas na bilecie to jakieś konsekwencje będę ponosić. Jasssne. W końcu bilet już nie ważny. A że nie z mojej winy? Kupiłam drugi po czym panienka wyszła i paszczą poinformowała kilka najbliżej siedzących osób, ze za chwilę jedziemy. Ile trwa chwila???? Wot i czort!
Stoimy sobie ze znajomą i wyrabiamy za przekupki. Jęzory latają coraz szybciej. A to znajomy w Łodzi co ma dwie knajpy płacze, że mu ciężko, że przy warszawskich cenach już dawno by zbankrutował. A to, że znajoma znajomej mieszkająca w tymże zacnym mieście kryje się przed sąsiadami z wysokością swojej emerytury, bo wszyscy dokoła głodują. A to że bachory rozpuszczone, nie mają autorytetów, nie znają moresu itd. W końcu jakoś nadeszła chwila na zryw patriotyczny. Ponieważ ja zawsze przy nadziei, to nieśmiało szepcę o tych okrutnych łobuzach, co tak podle zaatakowali naszą ukochana policję, nasze siły do walki ze złem. I tu kobitka aż się zatchnęła, no myślałam, że na jaką dychawicę padnie. Zaznaczę, że ma pod te 80-kie. Kształcona, nie tłumok, rozsądnie myśląca i bez demencji starczej. Starość wykańcza jej wypustki a nie mózg. No i się była zatchła i w świętym oburzeniu mi zaprzecza. Bo jej wnuczek z kolegami z roku poszedł był świętować. Na spokojnie jak buk przykazał. I onże właśnie młodzieniec był świadkiem sytuacji podwżającej moja nadzieję. Gość w kominiarce stojący obok podrostka ciepał z radością kamieniami w policjantów. Ostoję porządku i ładu w Warszawie. I stała się rzecz przedziwna. Z dupy strony, czyli tylnej kieszeni portek wypadła mu blacha. Taka z napisem POLICJA. Dziecię -inna sztuka, wiek ok. lat 10-ciu podniosło ony złom i czymało w łapie nie ogarniąjąc sytuacji. Kominiarczyk pomacał się po zadzie, wykrył brak złomu, ozejrzał się dokoła, wyszarpnął dziecinie blaszkie i rozpłynął się w tłumie.
I tak to właśnie w sposób brutalny poroniłam swe nadzieje.
Wieść gminna niesie, że kominiarczyki byli przyjezdne. Boć solidarność jest w narodzie. Swój swego nie ruszy!
Z punktu A do B lajtowo i galopkiem, z punktu B do C już pod górkę. Pierwsze primo, ja wieśniak z Warszawy nie wiem, że w SKM są biletomaty i jak cioł sterczę pod drzwiami kabiny motorniczego. Mamrotanie pod nosem coś w temacie wywołało kilka totalnie olewających spojrzeń - miło, że nie jaką złośliwość. Końduktor był poinformował o możliwości nabycia biletu maszyną. No i dobrze. Minęliśmy kilka stacji i nagle dostaliśmy zaparcia. Stoimy, żadnego komunikatu. W końcu miły, kobiecy głos informuje, że pociąg przed nami uległ awarii. I na tym koniec. Stoimy dalej. Mnie trochę czas goni bo bilet dwudziestominutowy. Wyszła panienka z kabiny - oczywiście nie wie ile będziemy uwięzieni. Bo o wypuszczeniu na tory mowy nie ma. W końcu przewoźnik wiezie stado samobójców! Pytam lasi czy jak mi się skończy czas na bilecie to jakieś konsekwencje będę ponosić. Jasssne. W końcu bilet już nie ważny. A że nie z mojej winy? Kupiłam drugi po czym panienka wyszła i paszczą poinformowała kilka najbliżej siedzących osób, ze za chwilę jedziemy. Ile trwa chwila???? Wot i czort!
Stoimy sobie ze znajomą i wyrabiamy za przekupki. Jęzory latają coraz szybciej. A to znajomy w Łodzi co ma dwie knajpy płacze, że mu ciężko, że przy warszawskich cenach już dawno by zbankrutował. A to, że znajoma znajomej mieszkająca w tymże zacnym mieście kryje się przed sąsiadami z wysokością swojej emerytury, bo wszyscy dokoła głodują. A to że bachory rozpuszczone, nie mają autorytetów, nie znają moresu itd. W końcu jakoś nadeszła chwila na zryw patriotyczny. Ponieważ ja zawsze przy nadziei, to nieśmiało szepcę o tych okrutnych łobuzach, co tak podle zaatakowali naszą ukochana policję, nasze siły do walki ze złem. I tu kobitka aż się zatchnęła, no myślałam, że na jaką dychawicę padnie. Zaznaczę, że ma pod te 80-kie. Kształcona, nie tłumok, rozsądnie myśląca i bez demencji starczej. Starość wykańcza jej wypustki a nie mózg. No i się była zatchła i w świętym oburzeniu mi zaprzecza. Bo jej wnuczek z kolegami z roku poszedł był świętować. Na spokojnie jak buk przykazał. I onże właśnie młodzieniec był świadkiem sytuacji podwżającej moja nadzieję. Gość w kominiarce stojący obok podrostka ciepał z radością kamieniami w policjantów. Ostoję porządku i ładu w Warszawie. I stała się rzecz przedziwna. Z dupy strony, czyli tylnej kieszeni portek wypadła mu blacha. Taka z napisem POLICJA. Dziecię -inna sztuka, wiek ok. lat 10-ciu podniosło ony złom i czymało w łapie nie ogarniąjąc sytuacji. Kominiarczyk pomacał się po zadzie, wykrył brak złomu, ozejrzał się dokoła, wyszarpnął dziecinie blaszkie i rozpłynął się w tłumie.
I tak to właśnie w sposób brutalny poroniłam swe nadzieje.
Wieść gminna niesie, że kominiarczyki byli przyjezdne. Boć solidarność jest w narodzie. Swój swego nie ruszy!
I zdaje się nie ma lekarstwa na te Twoje poronienia :)
OdpowiedzUsuńTak właśnie myślałam, ale myślałam, że tylko myślałam,a tu widzę (czytam),że nie tylko myślałam ... D.k.
OdpowiedzUsuńKominiarczyków było więcej. Też aktywni, spoceni, porozpinani. I spod kurtek błyskały powieszone na szyi ryngrafy z napisem P.
OdpowiedzUsuńBilet czasowy w stolycy to porażka. Można się w jednym busie wyprztykać na 2 godziny w celu przejechania 2 przystanków, grrr.
OdpowiedzUsuńRodzice moi, zacni emerycie, byli na marszu i dostali kulkę gumową oraz gazem łzawiącym. I mówią, że nigdy te kamienie rzucane nie dolatywały do celu. Tylko bardzo obok. Także ten. Refleksja.
Reflektuję od dawna ;)
OdpowiedzUsuńTyle, że teraz zmysły totalnie prysły. Ciekawam tylko z jakich wzorców - skąd korzystali :| i kto jest ich mentorem?
To było tak. Przeszło czoło pochodu, organizatory, różne ważne ludzie i posły. Za tymi ważnymi na ludziów race pospadali cudownie spoza kordonu niebiskiego wynikłe. Ludziowie się cofli, odważniejsi race odrzucili, a że w stronę niebieskiego było... no to sie natentychmist żeński oddział z gładkolufowymi znalazł i dalej w naród - nie pomogły okrzyki " tu są dzieci". Uliczki boczne tarczami zastawione, do przodu zastawione, gaz rzucony, sikawki ruszają. Cud, że się naród nie zaczął w panice cofać tratując oczekujące na przemarsz rzesze. Ale się dwa (a może trzy?) posły cofły z czoła pochodu i piersią własną nie dopuściły sikawki i zacne służby do spacyfikowania czekających spacerowiczów. Myślę, że niektórzy żałują że nie wybuchła panika, bo na przyszły rok można by w obliczu prawa przemarszu zakazać...
OdpowiedzUsuńNo to jest problem :|
Usuńhttp://www.rp.pl/artykul/9157,951506-Idac-srodkiem-Marszalkowskiej---.html?p=1
Usuń