poniedziałek, 19 listopada 2012

(Feng)Szujowato o świcie ;p

Pierworodna budzi się. Uśmiech, przeciąganie się. Od razu miło się robi i słonecznie.
Czas budzić Młodą. Taka prośba była. Pierworodna ma wątpliwości jak to zrobić. Ciało naruszyć proponuję bo słownie nie bardzo wyjdzie. Stopery w uszach. Pierworodna wydłubała uszny narząd i się zaczęło. Cała instrukcja budzenia, powtarzanie kilkukrotne łącznie ze strofowaniem, i pretensja, że nie o 7.00 tylko o 7.08.I wkurw... informacje, że jest rozdrażniona takim sposobem budzenia. A ja juz Jej nie tykam. Niek se robi co chce. Starsza pewnie też sobie odpuści i środkiem liczy do 10-ciu, zaśpiewuje nieprzyjemność.
To proza życia. Zawsze loteria. Trafi się z budzeniem czy nie? Właściwie się wykonało zapodane zadanie? Heh.. :|
====================================================================================
A ja dalej wybita z rytmu. Nie, żeby było źle. Tylko poleciał mi pracowicie ułożony plan tygodnia. Część czynności przejęła Pierworodna i pustka się zrobiła. Muszę być bardziej elastyczna co niestety z trudem mi przychodzi.
====================================================================================

Szabla idzie do zajezdni, czyli na szafę. Jakaś ona felerna. Zawsze jak ją wyciągnę z kąta zaczyna coś się dziać i burzyć. Odczarować ja muszę, tylko nie bardzo wiem jak. Może ktoś podpowie.
To nie miecz samurajski i nie został wyciągnięty z pochwy. Krew się nie poleje. Chociaż wolałabym mieć katanę. Układy z nią są fajniejsze. Lepiej leży w ręku i bardziej mi pasuje.
====================================================================================
Dziurawiec w stężeniu odpowiednim zrobił swoje. Oczy wyschły i lepiej duszy się zrobiło.
====================================================================================
Czas dalej ciągnąć porządkowanie przestrzeni. Kiedy różne graty i rupiecie zmieniają położenie zaburzają moje poczucie ładu. Gdyż albowiem kostnieję i lubię ład. A że moje hektary są niewielkie, to cokolwiek na wierzchu robi bałagan.
Wszystko skupia się na drobiazgach pracowicie umieszczonych w przestrzeni życiowej. Takie domowe, moje Feng Shui. Mało profesjonalne bo niewiele da się wymyślić w mieszkaniu totalnie pokopanym pod każdym względem. Ani to stoi odpowiednio do  kierunków świata, ani wejść nie ma właściwie umieszczonych i dodatkowo na planie ma wszędzie ubytki a tam gdzie nie trzeba nadmiar.
W każdym razie czas przystosować mieszkanko do przyszłego roku. W tamtym sobie odpuściłam i grzecznie przyjmowałam "dary losu". W tym powalczę przestrzenią i artefaktami. Mam materiałów do licha i ciut ciut. Nic tylko siąść i rysować, wyliczać, odmierzać. Jeno mały problem mam. Brak dokładnego kompasu a tu cza w minutach wszystko odmierzać. Ech...
Witaj lo bang i pa kua. Jak cos źle napisałam to nie ma dramatu. Poczytam, przypomnę
sobie i się poprawię. A jakby ktoś tyż chciał się pobawić to polecam ze serca literaturę fachową napisaną przez Lillian TOO. Rewelka. I nareszcie ze sensem. Bez żadnych bdździągowatych dzwonków wietrznych, nadmiaru luster i artefaktów. Lektura perfekcyjnie wprowadza w temat dając zrozumienie. Umiejętne zastosowanie daje efekty. Trzeba jedynie pamiętać o zasadzie panującej w modzie. Lepiej mniej niż
więcej. I pojedynczo wprowadzać zmiany obserwując efekty i korygując je. Miłej zabawy i poprawy jakości życia :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz