środa, 28 listopada 2012

NIKT, NIC...

Bez nadziei szłam i bez nadziei wróciłam. Dobre w tym, że bez rozczarowania. Bo 

dalej jestem pusta jak sakwa kastrata i nic nie zapowieda jej napełnienia. Bez

jajec, bez jajec...

Zaszłam byłam powrotem do przychodni w sprawie prześwietlenia odcinka lędźwiowego

kręgosłupa. Kto to robił, wie jaka przyjemność mnie czeka. Kto nie wie, niech łyknie

rycynę w dużych ilościach. Będzie się działo. :PPP

Widmo ciemności odeszło na chwilę. Dziecko zapłaciło najstarsze za prund. Znaczy się

Pierworodna. Przydybała mnie jak walczyłam z kobitą od prunda o przesunięcie terminu

płatności "wezwania do zapłaty". Chu,,, się porobiło i na tem froncie. Kiedyś można

było przesunąć, teraz idzie to od razu do windykacji.

Czekają dalsze... pieprzyć to!!! Alleluja i do przodu!!!

Tradycyjnie, cyc w górę i... mimo wszystko jakoś mi sklęsło. Tak mnie wdepło. Bo cza

coś robić a nie ma co i za bardzo ,,, i wogle i w ...i p....

Może mój sposób pisania nie odpowiada komuś? Trudno! Literatem nie jestem. Co w

sercu to i na papierze. Jasne że nie do końca i nie wszystko bo jajaś prywata musi

być. Nieprawdaż?

Idę dziergać na drutach, bo komuś grdykę przegryzę, grrrr....

1 komentarz:

  1. No, to ci dopiero frajda prześwietlać kręgosłup :))) Oraz byle do przodu... Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń