Co jakiś czas zarzekam się,że już nigdy więcej, ze koniec, że już nie będę. I jak zwykle coś mnie musi korcić. Zaczęłam grzebać w przodkach. I chyba schowam się w mysią dziurę i tylko wąsikami ruszać będę. No i tak myślę, czym się zasłużyć? Co prawda im to wychodziło jakoś łatwiej, bo te powstania, zrywy narodowe... Może jaką wojnę rozpocząć, albo bohatersko cós...Bo taka malutka się czuję przy tych wszystkich mężczyznach. Fakt, kobiety jeno przypisane do nich istnieją w różnych tam takich i jakoś się nie rzucają w oczy. Tylko przedłużają ród przy pomocy. Taka rola? Ano... ale ja bym se jeszcze coś
To oczywiście żart, bo rola kobiety jest nie do oszacowania. I pomimo ogromnego postępu, a może przez niego, nie doceniana tak jak i rodzina.
Czas jakiś noszę w sobie potrzebę napisania o pewnych zjawiskach zachodzących w nas. Nie wiem czy mi się uda, bo nie jestem literatem.
Kilkanaście postów wstecz pisałam ogólnie, ze w nas są nasi przodkowie. Dziś stanowczo mogę napisać, ze to nie tylko geny. Jest bezpośredni kontakt z tymi, którzy odeszli. Nie zawsze taki jaki chcielibyśmy. Nie podadzą wyników lotka, nie rozwiążą natentychmiast problemów życiowych. Ale tam gdzie mogą, poprowadzą - wystarczy się tylko otworzyć.
Najprostszy z możliwych przykładów. Żart z Winetou ;p niewinne podsumowanie posta a konsekwencje znaczące. Przymus poszukiwania. I tak siedziałam wczoraj w sieci i rzeźbiłam. Wątków dziesiątki a jednak uwiązało mnie przy jednym. Związku Augusta Dziarkowskiego z
Łucją z Andrychiewiczów. Cisnęłam, szukałam, wiązałam nitki, wątki
i....już wiem skąd to upodobanie do "żółtej" karnacji.Andrychiewiczowie mają korzenie
Ormiańskie. Dodatkowo "poznałam" kolejnego przodka, niezwykle
szlachetnego człowieka.
Wielopoziomowość i złożoność nas samych jest zadziwiająca. Mnie
zachwyca ogromnie. Dzięki sobie i poszukiwaniom odkrywam siebie w
sobie, a raczej ICH w sobie.
Lekki despotyzm, nałoga i impulsywność po Buni, miłość do ziemi po
Dziadku Henryku, zapędy moralizatorskie i pedagogiczne po Dziadku
Waclawie, uroda po Tatusiu. Mogłabym tak wymieniac do rozpęku. Dla
Was nie ma to specjalnego znaczenia, dla mnie podstawowe.
Wątek Sieradza, czego na razie nie mogę odkryć, jest jakoś
mistyczny i dziwny. Kilka lat temu wybrałam się do Wujka w
odwiedziny. Wysiadłam z pociągu i na powitanie przywitał mnie
śpiew ptaka. Cudny. Wiedziałam, że to dla mnie, że Tatuś daje mi
znać. Stałam i słuchałam do końca. Zamilkł...było wtedy strasznie
zimno. Chyba zima bo ubrana byłam solidnie i grubo. Wieczorem, gdy
wracałam, a było kilka godzin po zapadnięciu ciemności, ten
sam ptak żegnał mnie na peronie swoim śpiewem. Oczywiście musiała się poryczec. Takie jakieś mam te oczy w mokrym miejscu!
Jest wiele znaków fizycznych, które mijamy nie zdając sobie z tego
sprawy. Znaków poparcia i ostrzegawczych. Ale to temat rzeka. Może
powstanie kiedyś z tego post.
To oczywiście żart, bo rola kobiety jest nie do oszacowania. I pomimo ogromnego postępu, a może przez niego, nie doceniana tak jak i rodzina.
Czas jakiś noszę w sobie potrzebę napisania o pewnych zjawiskach zachodzących w nas. Nie wiem czy mi się uda, bo nie jestem literatem.
Kilkanaście postów wstecz pisałam ogólnie, ze w nas są nasi przodkowie. Dziś stanowczo mogę napisać, ze to nie tylko geny. Jest bezpośredni kontakt z tymi, którzy odeszli. Nie zawsze taki jaki chcielibyśmy. Nie podadzą wyników lotka, nie rozwiążą natentychmiast problemów życiowych. Ale tam gdzie mogą, poprowadzą - wystarczy się tylko otworzyć.
Najprostszy z możliwych przykładów. Żart z Winetou ;p niewinne podsumowanie posta a konsekwencje znaczące. Przymus poszukiwania. I tak siedziałam wczoraj w sieci i rzeźbiłam. Wątków dziesiątki a jednak uwiązało mnie przy jednym. Związku Augusta Dziarkowskiego z
Łucją z Andrychiewiczów. Cisnęłam, szukałam, wiązałam nitki, wątki
i....już wiem skąd to upodobanie do "żółtej" karnacji.Andrychiewiczowie mają korzenie
Ormiańskie. Dodatkowo "poznałam" kolejnego przodka, niezwykle
szlachetnego człowieka.
Wielopoziomowość i złożoność nas samych jest zadziwiająca. Mnie
zachwyca ogromnie. Dzięki sobie i poszukiwaniom odkrywam siebie w
sobie, a raczej ICH w sobie.
Lekki despotyzm, nałoga i impulsywność po Buni, miłość do ziemi po
Dziadku Henryku, zapędy moralizatorskie i pedagogiczne po Dziadku
Waclawie, uroda po Tatusiu. Mogłabym tak wymieniac do rozpęku. Dla
Was nie ma to specjalnego znaczenia, dla mnie podstawowe.
Wątek Sieradza, czego na razie nie mogę odkryć, jest jakoś
mistyczny i dziwny. Kilka lat temu wybrałam się do Wujka w
odwiedziny. Wysiadłam z pociągu i na powitanie przywitał mnie
śpiew ptaka. Cudny. Wiedziałam, że to dla mnie, że Tatuś daje mi
znać. Stałam i słuchałam do końca. Zamilkł...było wtedy strasznie
zimno. Chyba zima bo ubrana byłam solidnie i grubo. Wieczorem, gdy
wracałam, a było kilka godzin po zapadnięciu ciemności, ten
sam ptak żegnał mnie na peronie swoim śpiewem. Oczywiście musiała się poryczec. Takie jakieś mam te oczy w mokrym miejscu!
Jest wiele znaków fizycznych, które mijamy nie zdając sobie z tego
sprawy. Znaków poparcia i ostrzegawczych. Ale to temat rzeka. Może
powstanie kiedyś z tego post.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz