środa, 13 czerwca 2012

Wściekły sagan

Mam totalnego niechcieja do czegokolwiek. Ale wiadomo. Jak mus to mus. I ramach musu postwnowiłam wstawić pranie. Gniazdko juz dokręciłam. Nic nie iskrzy. Ale przezornie podłączyłam się do innego. No i znów. Sruuu... szczelił korek. Wymiana kabli na mur beton. A na razie pranie przez namaczanie w wannie. I nie tylko namaczanie. Na czas nieokreślony wracam do średniowiecza. Taki live.
Mus nr 2 to obiadek. Nie wiem jak rodzinka przyswoi moje dzisiejsze dzieło nafaszerowane frustracją i złością. Mnie już nic nie zaszkodzi. Dziś gulasz. Wersja na odwal się. Sagan, cebula, mięcho w kostkę i sru na ogień. Gorczyca, kminek, papryka, winiary w cieczy. Zawsze, ale to zawsze wersja na fochu mi się przypala. Lekko. Taka jej uroda widać. 2 godziny duszenia i gotowe. Zawsze dobre.
A na poprawę nastroju podwójna porcja dziurawca.

2 komentarze:

  1. dziurawiec ponoć antydepresant ziołowy, nie wiem - nie próbowałam. A przypalona część gulaszu zawsze była moją ulubioną częścią. Czasem są takie dni, czasem tygodnie - niechciejstwem naznaczone.

    Trzymaj się i pozdrawiam
    Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj:D Mam nadzieję, że czasem wpadniesz do mnie ;D

      Usuń