Całkiem niedawno zbiesiłam się i wypięłam nie powiem co, na pracę. Na TĘ konkretną. Zaczęłam słać aplikacje do nowych.
Słałam, słałam i nic.
Nagle wczoraj sypnęły się telefony. Aż dwa. :DDD Jeden w celu latania na miotle w biurowcu. Drugi - praca w korporacji.
Ponieważ pecunia non olent ( czy jakoś tak :)) kombinuję jak pogodzić jedno z drugim.
W korporacji spryciarze dają tylko umowy tygodniowe. Przedłużane. Jest full opcja ZUS-owa + karnet na rozrywki typu basen czy siłownia. Tylko jest problem z dojazdem.
Czarowna praca jest na wieczorkiem. Max to 4 godziny dziennie. Dojazd zajmuje 30 minut.
Obawiam się, że nie pogodzę obu a tak bym chciała.
.....
Po przemyśleniu zostaję przy czarownym zajęciu. Korporacja won!
Doklepię jeszcze coś rano i musi chwilowo wystarczyć.
1/2 punktu pierwszego zrealizowana.
.....
W związku ze zbliżajacym się końcem roku szkolnego, co wieczór dostaję mini zawału. Wyrobi się Dzieciątko czy nie? Jak na razie daje radę. Tj. radzi sobie jak może i zalicza wszystko po kolei. Może dożyję do jutra. Chciałabym :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz