Przepustka do klasy maturalnej w domku. Dziecinka zaliczyła drugą klasę. Jestem happy.
Kazałam dziecięciu obdzwonić całą rodzinę i znajomych.
- Chwal się bo masz czym!
- Mama, gdyby nie Ty, gdyby nie Twoja wiara, że dam radę, nie byłabym tu gdzie jestem.
Fakt. Odroczony obowiązek szkolny w zerówce. Powtórka piątej klasy. Gimnazjum specjalne z okrojonym materiałem. I podstepne wdarcie się do normalnego ogólniaka.
Najpierw w ostatniej klasie gimnazjum młoda dostała zaparcia na czerwony pasek na świadectwie. Dla mnie. Żeby spełniło się moje marzenie. Chciałam choć raz zobaczyć takie u dzieci.
Potem kombinacje ze składaniem papierów do szkoły. W pierwszej uczciwie pokazałam wszystko. Łącznie z orzeczeniami. I doopa.
Sory resory, ale może gdzie indziej.
W kolejnej, mądrzejsza o doświadczenie, orzeczenia zostały w teczce, sekretaka dostała tylko swiadectwo i wynik testu.
Mmmm, och, ach... najlepsza srednia w szkole... och jak się cieszymy..
A ja w środku pokwikiwałam radośnie z lekką nutą złośliwości, że udało mi się przechytrzyć system. Bo prawda jest taka, że jak już przyjmą do szkoły to nie mają prawa wywalić.
I jesteśmy już drugi rok. Walczymy ze swoimi słabościami. Z Jej małą wiarą w siebie.
Bo nie łatwo być innym. Nie, żeby jakoś dramatycznie. Ale jednak.
Bo młoda nie imprezuje, nie pali, nie ugania się za chłopakami. Ma swój świat. Nieduży. Szkoła, dom. Powoli i systematycznie oswaja się z tym co na zewnatrz. Ma czas. Swoje tępo. I zasady. Ma charakter.
Już wie, że nie chce nieprzygotowana wejść w dorosłe życie. Chce być jakaś. Nie byle jaka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz