sobota, 30 czerwca 2012

Trzydziestego

Wszystko zdarzyć się może :D

 Przyszła na świat moja Pierworodna :D

Życie

Mamrocząc wykrztusił z siebie  : - Ludzie są opcją życia.

Patrzę na Niego i zastanawiam się co też On znów bredzi.

Leży w bambetlach, ogląda film o robalach i snuje jakieś niedorobione wątki.

Po drodze do kuchni Pomysłowy Dobromir zmusza mnie do zastanowienia się nad tym co powiedział.

A co gdyby ta różnorodność biologiczna była spowodowana zapobiegliwością  "życia" by przetrwać?

Czy jest tu drugie dno?

Jeśli tak to " życie " jest Życiem. Jest formą samą w sobie. Formą kształtującą się w miliardach kształtów.

Najlepiej przystosowanym bytem samotworzącym. Inteligentnym na każdym poziomie.

To właśnie miał na myśli.

Młody ciągnie wątek dalej: - To nie my rządzimy swoim życiem.

A teraz daj mi spokój. Jestem na kacu i bredzę.


Bredź Synuś dalej, bredź :D To mi się podoba :D


-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Rozmawiają Młody z Dzieciątkiem

-Ty z matką będziesz robić ptysie. Ja będę się przygladał a potem zjem.

-Utyjesz. Będziesz nieatrakcyjny

-Kto nie ma brzucha ten kiepsko ...


Tych kwiatków jest duuużo więcej. Będa utrwalane pod kreską jako "radosny" wkład poTomka do mojego bloga.

Tralalala

Przepustka do klasy maturalnej w domku. Dziecinka zaliczyła drugą klasę. Jestem happy.

Kazałam dziecięciu obdzwonić całą rodzinę i znajomych.
- Chwal się bo masz czym!

- Mama, gdyby nie Ty, gdyby nie Twoja wiara, że dam radę, nie byłabym tu gdzie jestem.

Fakt. Odroczony obowiązek szkolny w zerówce. Powtórka piątej klasy. Gimnazjum specjalne z okrojonym materiałem. I podstepne wdarcie się do normalnego ogólniaka.

Najpierw w ostatniej klasie gimnazjum młoda dostała zaparcia na czerwony pasek na świadectwie. Dla mnie. Żeby spełniło się moje marzenie. Chciałam choć raz zobaczyć takie u dzieci.

Potem kombinacje ze składaniem papierów do szkoły. W pierwszej uczciwie pokazałam wszystko. Łącznie z orzeczeniami. I doopa.

Sory resory, ale może gdzie indziej.
W kolejnej, mądrzejsza o doświadczenie, orzeczenia zostały w teczce, sekretaka dostała tylko swiadectwo i wynik testu.
Mmmm, och, ach... najlepsza srednia w szkole... och jak się cieszymy..

A ja w środku pokwikiwałam radośnie z lekką nutą złośliwości, że udało mi się przechytrzyć system. Bo prawda jest taka, że jak już przyjmą do szkoły to nie mają prawa wywalić.

I jesteśmy już drugi rok. Walczymy ze swoimi słabościami. Z Jej małą wiarą w siebie.

Bo nie łatwo być innym. Nie, żeby jakoś dramatycznie. Ale jednak.

Bo młoda nie imprezuje, nie pali, nie ugania się za chłopakami. Ma swój świat. Nieduży. Szkoła, dom. Powoli i systematycznie oswaja się z tym co na zewnatrz. Ma czas. Swoje tępo. I zasady. Ma charakter.

Już wie, że nie chce nieprzygotowana wejść w dorosłe życie. Chce być jakaś. Nie byle jaka.

piątek, 29 czerwca 2012

Miałam

Zastanawiam się nad tym, jak kiedyś wszystko ogarniałam? Czas pierworodnej był totalnie light jeśli pominąć relacje z obiema Mamusiami :/

Schody zaczęły się przy młodszych. poTomek pojawił sie miesiąc przed rozpoczęciem roku szkolnego i często bolało przy wyjściu do szkoły. Ogarnięcie dwójki w jednym czasie było niemal nie do pogodzenia. Ssak miał wtedy porę karmienia. Córcia musiała szybko dorosnąć do samodzielnego chodzenia do klasy. Nie do szkoły :D Już nie pamiętam czemu, ale dzieciaki miały lekcje w salce katechetycznej w Kościele.

Miesiąc siedzenia przy młodym i sruu do roboty. Całe szczęście, że miałam wpływ na to gdzie i kiedy pracuję. Śmiesznie było i strasznie. Babcia z młodym i starszą w domu: 1. pilnowała lekcji  2. usiłowała wyciszyć młodego, który po 2-3 godzinach włączał syrenę a cycek był poza zasięgiem. Zwykle trafiałam z karmieniem, ale czasem komunikacja zawodziła i wtedy był hardkor dla Staruszki. Ogólnie to był czas hardkoru. Rano sklep. Potem na chwilkę wpadałam do domu. Wypad do swojej roboty. Do domu. I wieczorem jeszcze sklep. Wykończona byłam i psychicznie i fizycznie.

Zupełnie śmiesznie się zrobiło gdy pojawiło się Maleństwo. Zaczynając od pobytu na porodówce. Jeden kibelek na cały oddział, brak ciepłej wody, dwa czynne prysznice, zużyte podkłady walajace sie po korytarzu i szczyt radosci - łóżko na tymże. Plus podwójny poród. Z podwójną oksytocyną. Raz - dziecko. Dwa - nieodklejone łożysko. Następnego dnia zwiałm ze szpitala, tj wypisałam się na własne żądanie.

Tu już radości ciąg dzlszy. Tydzień po porodzie pierwsza robota. I ocztwista oczywistość ogarnianie całości na którą składała sie: trójka dzieci, babcia, tatuś, teściowa, 2 psy, 2 koty, świnki morskie. Coś jeszcze było? Nie jest to wykluczone :D

Czy ja miałam czas na depresję poporodową? Czy byłam nieszczesliwa? Wręcz przeciwnie. Byłam w swoim żywiole. Wyzwania to coś dla mnie. Bez nich życie jest nudne.

Ogarnięcie całości nie było trudne - było niemożliwe. W pewnym momencie zaczęłam jak Scarlett O'Hara odkładać na później pewne rzeczy. Doba niestety miała tylko 24 godziny. Czasem zastanawiałam się kiedy to ja ostatnio jadłam. Nie z braku paszy ale czasu.

Naciski teściowej na regularne spacery z potomstwem doprowadzały mnie do szału. Zanim trafiłam do domu po pracy musiałam trochę odetchnąc na ławce. Jak wyglądał mój powrót? A proszę :D:

Otwieram drzwi i pierwsze co słyszę to kwiki świnek. Potem lecą psy ze szczekaniem żeby się przywitać. Koty też dźwięcznie sie witały. :D Następnie dzieciaki: jedno obłapia za nogę, drugie wiesza się na szyi, trzecie- najstarsze - buzia i tula się łypiąc okiem na torby z zakupami. Na końcu Babcia z listą skarg i wniosków do rozpatrzenia i realizacji natentychmiast.

Często też któreś z dzieci jechało na syrenie. Potem to już luzik. Wstawić obiad, pranie. Temu wytrzeć gila, tamtemu zmienić pampersa. przejrzeć zeszyty, odcedzić psy, nakarmić całą populację ludzką i zwierzęcą, obejrzeć z dziećmi baję, umyć, utulić, napoić itd Po drodze rządzić, dzielić, rozstrzygac spory, łagodzić i koić.

A ja jestem tylko jedna sztuka. Ośmiornicą być to mało. Dlaczego nie zwiałam? Do dziś nie wiem. Chyba kochałam całe to moje towarzystwo :D

 Miałam też swoje pasje i fioły. Uwielbiałam przemeblowywać mieszkanie. Dzieciaki coś wiedzą na ten temat, boć i one w tym uczestniczyły. W zasadzie co miesiąć było tornado. No może trońkę przesadzam ale bankowo kilka razy w roku.
 Miałam też życie towarzyskie.
Kiedy? Nie wiem! Ale miałam i nawet dosyć intensywne. 

Miałam psy. Małe mixy i nowofundlandy. Służyły jako podnóżki dla dzieci, gryzaki, leżanki. Dumka najstarszą nauczyła pływać. Metoda była prosta. Rzucało się psu aport do wody. Pies wskakiwał do rzeki a na końcu ogona wisiało mu uczepione dziecię.
Wszyscy hurtem kochalismy wypady poza miasto. Wszedzie byle dalej od warszawy. wyjazd na działkę był rozkoszą. Rzeka, las, grzyby, kominek, ogniska i mleko prosto od krowy.
Szalone Krzyśkowe pomysły z łapaniem szerszeni do słoika, żeby dzieci mogły zobaczyć owada z bliska, Tygrysia Maska, miliony komarów nawet w upalny dzień, maślaki wyrastające w jedną noc na trawniku przed domem. Ech... to se na wrati...

A teraz? Potwory samodzielne, pyskate. W domu echo niesie. Nie ma dla kogo się starać. Dla samej siebie to jakoś niepolitycznie. Został tylko jeden kot i pies. O niufku nawet nie marzę. Kadłub przywiędły. A w środku uwięzione motylki.

Wszystko miałam a dziś? Pustka :(




czwartek, 28 czerwca 2012

Hej Tusku! Słyszysz mnie?

Gryzie mnie ten temat potwornie. Nie moge powiedzieć, że spać przez to po nocach nie mogę, ale siedzi mi gdzieś z tyłu głowy i pika jednostajnie. Czas najwyższy go uwolnić.

Rzecz tyczy się oczywiście pracy. Zarobków. Podatków.

Co by mnie cieszyło? Co bym chciała?

Na początek zwolnienia z podatków od dochodu niższego niż 2000zł.

Potem zwolnienia ze wszystkich opłat skarbowych i zus-owych na 2 lata przy rozpoczynaniu działalnosci. 

Czemu tak? Bo mam jeszcze furę innych płatności: czynsz, tlf, gaz, szkoła, podatek za dom, grunt, ogrzewanie i inne pierdoty. Uwolnienie mnie od opłat PL uwolni mnie od tego obciążenia. Bo mimo zniżek zus-owych to one razem z podatkiem są kamieniem spowalniajacym w sposób dramatyczny a często i powodującym utonięcie. Dajcie mi najpierw zarobić a potem ściągajcie należności PL. Wzorem jednego z blogerów powtórzę. Chłop pańszczyżniany miał lepiej. Oddawał dopiero jak zebrał.

Bo muszę najpierw zarobić na podstawowe rzeczy, utrzymać się przy życiu.

Może fiut jeden z drugim zrozumie, że początek działalnosci to start z poziomu zera. Potrzebny jest czas na pozyskanie klientów, ogarnięcie branży.

Generalnie nie miałabym nic przeciwko zniesieniu podatku dochodowego. Obrotowy każdego wyobraca dokładnie. Myślę, że to wystarczy. Czujecie się wydupceni? Bo ja tak :/

Poradnik

Są takie dni, kiedy wpadam do Pierdziołowa Dolnego. To nie miejsce ale stan. Chciałoby się szybko zwiać albo żeby ktoś wziął za łapkę i wyciagnął. A tu nic. Trzeba samemu się wydłubywać.
W Płaczliwcu czesto przebywała Dziecina ale wystarczył kawałek czekolady, żeby wezbrane łez potoki wyschły. Kurc galopkiem zmieniała miejsce na Słoneczkowo.

W przeważającej a w zasadzie 100% populacji dorosłych tak nie ma. Regułą jest pozostawianie udupionego samego sobie. Na szczęście jak w kazdej regule są wyjątki.

Znam małżeństwo, gdzie każdą " katastrofę " u jednego czy drugiego partner osładza. To nie tylko rozmowa ale przedewszystkim odciągacz uwagi. Drobiazg, prezent trafiony w dziesiątkę. Znakomicie przywraca stan równowagi. Zapomniałam o tej metodzie.

Myślałam, że to działa tylko w stosunku do dzieci. A tu niespodzianka.

Warto się zastanowić nad rodziną, partnerem. Wiedzieć co lubi, co go interesuje, by w razie katastrofy trafił do Radości.

środa, 27 czerwca 2012

Wolnośc konopii

Urugwaj planuje dopuścić do legalnego obrotu marychę. I podobno jako pierwszy kraj na świecie. Ja tam nie wiem :D ale w Holadnii ta wolność panuje od dawna.

Jak w każdej spornej sprawie są przeciwnicy i zwolennicy.

Osobiście uważam, że wszelkie narkotyki powinny być legalne. Warunek jeden. Użytkownik traci prawo do opieki medycznej.

Sprawdzić łatwo w wiekszości przypadków. Test i sprawa jasna.

Powinno to też dotyczyć palaczy i alkoholików. Chcesz rujnować sobie zdrowie. Upsz prosz. Ale sam ponoś konsekwencje.

Brutalna selekcja.

Gwarantuję, że w krótkim czasie stalibyśmy się najzdrowszym narodem na świecie.

Podobieństwa

" Niech będzie przeklęty Ten Kościół"

Te słowa wykrzyknął mój znajomy, człowiek światły i pełen oglady. Do dziś nie wiem czy miał ma myśli nasz parafialny czy też ogólnie KK. Absolwent KUL-u, wielokrotny stypendysta. Znawca jezyków przeszłych i współczesnych. Bywalec archiwów watykańskich, jerozolimskich.

Na moje - o co kaman? - odrzekł z emfazą : - To wszystko kłamstwo!!

- Ale o co chodzi? - dociekam dalej

- O Kościół Egipski.

Tyle się dowiedziałam i koniec na tym. Działo się to w epoce przedinternetowej. Parcia specjalnego nie miałam a i możliwości zgłębienia tematu, ograniczone, skoncentrowana na pracy i potomstwie.

Aż naszła wiekopomna chwila i trońkę zaczęłłłłłam ogarniać temat. ( nie ogarnęłłłłam do dziś :D )

Koptów wykopałam lekkim lobem w odległą przyszłość. Zaparłam się na ten Egipt i okolice.

Dopadłam Ozyrysa, i czytam:

" Pewne jest jednak to, iż wiara, że Ozyrys,bezstronny sędzia ludzkich uczynków i słów, który nagradzał prawych, a karał grzesznych i panował w niebie, gdzie przebywały wyłącznie istoty bez grzechu, a mógł to czynić tylko dlatego, że żył na ziemi i zmartwychwstał, jest tak stara, jak stara jest cywilizacja dynastyczna w Egipcie i że rozwijała się ona i rozprzestrzeniała z taką siłą, ze stała się dominującą religią w całym kraju."

Bez wiekszego bólu mozna wstawić tu " Chrystus" zamiast " Ozyrys". Kanon chrześcijaństwa jest!

Dalej już tak łatwo nie ma. "Ozyrys jest bogiem roślinności i uosabia zmienność pór roku. Jest uosobieniem życia przyrody.

Jako syn Geb, boga ziemi i Nut, bogini niebios, wyraża troskę niebia o ziemię. Spłodził w kazirodczym związku ze swoją siostrą Izydą Horusa...Zabity przez brata, Seta,  został panem umarłych. Szczątki Ozyrysa zebrała i połączyła na nowo jego żona Izyda. Nie odnaleziono tylko fallusa, zresztą nie wypadało, żeby bóstwo smierci zachowało płodność. Wprowadził do podziemi całe bogactwo świata roślinnego, własną syntezę nieba i ziemi, swój pierścień obracający się wraz ze zmianą pór roku, nasion, owoców, z noca i śmiercią. Tak oto zycie osiadło w samym srodku smierci".

Stąd wychodzi prosty podział pomiędzy duchowym pierwiastkiem człowieka, jego pośmiertnym sobowtórem, czyli KA i duszą, która panowała w ciele i istniała po jego upadku.

Dusza - pierwotne tchnienie, żywa, przenikająca nas przestrzeń. We śnie szukała najczulszych miejsc własnej kryjówki i jakby wychylała ku przestrzeni.

KA - należy do krainy śmierci. Pośmiertne przeznaczenie. Obraz łączący oba światy. żywych i umarłych. KA przedstawiane w obrazach jest idealne. Piękne.
W państwie Ozyrysa przedstawiało tylko tę cząstkę, która po powrocie na ziemię musiała odnaleźć własne ciało. Stąd konieczność jego zachowania aby dusza nie uciekała do krainy śmierci.

W katolicyzmie ciało znika by po powstaniu z martwych stać się  doskonałe.

Mamy też w KSE trójcę czy też jednię potrojną, podwójną trojkę czyli świat gwiezdny i potrójną czwórkę czyli cykliczny klucz przemian.

Wróćmy do Ozyrysa. co oznacza jego imię? Wg Plutarcha i Diodora - " wiele oczu", inni wiązali to z koptyjskim "wiele robić".

Z kolei najstarsze formy imienia przedstawiają dwa znaki. Pierwszy - tron, miejsce, siedzenie; drugi - oko, widzieć, robić , czynić, robiący. Czyli czyniący swoje siedzenie." Kiedy pojawił się Set, bogowie zrzucili go na ziemię, a Thot podnósł Ozyrysa, by ten mógł usiąśc na plecach Seta"
Do imienia Ozyrys dodawano inne by ukazać jego kolejne cechy. Ozyrys -Sokaris, Nepri, Aah,( różnej maści bogowie ) - oznaczało, że stał się panem bardzo starożytnego boga.

A w zasadzie mocium panie po co mi to wszystko? Jak to mówi mój syn - chleba Ci to nie da. Ale ja lubię szukać, dłubać, szperać. Lubię wiedzieć. Cd. nastąpi


wtorek, 26 czerwca 2012

Niepokój

Dwa guzki pod pachą. Muszę iść do lekarza. Trochę łapy mi się trzęsą. Kogo mam prać? Już w tamtym roku mówiłam rodzinnej, że mam węzły chłonne powiększone. Ale to przeciez nic ważnego! Spokój, spokój... Pewnie to nic takiego. :D

Poranne medytacje

Wstałam rano. I od razu papieros. Kawa. Zawinięta w kocyk odpalam compa sprawdzam pocztę, fb i bloga. Dobrze mi jest :D
Poranne rozczmuchanie trwa tak z godzinę. Powoli docierają do mnie wieści ze świata. Synuś już w pracy, Dzieciątko śpi. Olała pójście do szkoły i w zasadzie słusznie. Oceny wystawione, nic się nie dzieje a w klasie jeno kilka osób.
Babcia na fochu wyemigrowała na gorzkie żale do siostry. A mnie wraca chęć do życia.
Wieczorkiem wpadnie trochę kasy, więc finansowo się ociepli.
Siedze i myślę co by tu porobić? Czym sie zająć? Nie tak domowo. Ale zarobkowo.

Pracy na etacie jakimkolwiek mówię ŻEGNAJ!!!

Więc musi być działalność. Najchętniej w domu. Przed kompem. A moze nie? Nie wiem ...

Możliwości jest mnóstwo, tylko perspektywy różne. Co robić, żeby w ciągu pierwszego miesiąca osiągnąć te 10000 obrotu?

 10000:25dni=400zł. Tyle dziennie powinnam zarabiać. Program minimum :[

Konkurencja jest ostra. . Więc albo sobie odpuścić albo coś jeszcze dołożyć.

Ech., gdybym mieszkała na wsi sytuacja wyglądałby zupełnie inaczej. Krus i te rzeczy. Żyć nie umierać. Ale stolyca dobija.

A mnie już nie chce się kombinować. Za stara jestem. A jeszcze tu boli, tam boli. I gdy pomyślę o wizytach w ZUS-ie i US. To już wszystko mi opada. Ale nie ma inaczej jak się chce być na swoim.

Boszsz... co tu jeszcze dołożyć, żeby ... No w mordę - znów wiertarka warczy nademną! W mózg wbijają się wibracje.

He, he... ale od czego upierdliwi sasiedzi. Dadzą kornikowi popalić. Znów błoga cisza :D Nie porobi sobie dziurek, nie!

Straż sąsiedzka szybko tłumi wszelkie inicjatywy remontowe :D Mówiłam już, że to moje osiedle to w zasadzie mega dom starców?

Nie! No to mówię. Tak z 90% pogłowia to emeryci. Siedzą i mają za złe. Stare baby wysiadują. Stare dziady walczą z zarządem.

Mają rozrywkę.

A ja muszę/chcę znaleźć sensowne rozwiązanie zarobkowe. Najlepiej, żeby się nie narobić a zarobić. A jak już musze się uchetać to niech to będzie coś co lubię. I umiem :D

No i co teraz? Antonio Banderas! :DDD

Idę po drugą kawę ;p

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Żesz w mordę!

Co ja jestem? No co? Już nie pytam kto?

- A jakie ty masz obowiązki? - zapytało mnie dziecię.

- A takie jakie sobie teraz ustalę! Tak! Jesteś pełnoletnia od jakiegoś czasu i ja już nic nie muszę.

- To co? Już nie jesteś moją mamą?



O w mordę! Znaczy się nie krążę bezustannie wokół dziecięcia! Znaczy się nie interesuję się? Znaczy się co?

Bo z tego co zauważam zaineresowana jestem ich życiem, nauką, uczuciami. Ale nie mam nieustannego parcia na dożywotnie niańczenie starych koni. Na wchodzenie z butami w ich życie. Pozwólcie mi kochać siebie na mój sposób.

Oczekuję normalnych międzyludzkich kontaktów. Nie bezustannego ćwierkolenia lub na odwrót. Spięć i awantur. I do cholery nie przypominam sobie żebym prosiła o pouczanie mnie, karcenie i tym podobne.  Coś się dzieciątkom role pomyliły.

niedziela, 24 czerwca 2012

Frustratka

Od wczoraj na mega wk.... No po prostu masakra. Drakę zaczął poTomek a echa siedzą we mnie i nie mogą sie odp...
W zasadzie to amplituda emocji jest dużo większa. Walcze z nimi ale to jak kopanie się z koniem. Musze dac sobie więcej czasu. Bo nawet zajęcie się czymś innym nie pomaga.
Przeważa bezradność. Nie mogę byłemu dupy skopać. Bo przywalę bydlakowi a będę siedziała za człowieka. Nie mogę wpływać na ludzkie uczucia i zapobiegać rozpaczy innych. Nie mogę starej babie, która ma gębę pełną górnolotnych frazesów o wybaczaniu, wbić w głupi łeb, ze jest ostatnią osobą, która ma prawo tego oczekiwać od innych bo sama nigdy nikomu nic nie wybaczyła.
Bo jest starą mściwą rurą, która swoje lody kręci nie licząc się z nikim.
Dostało się też teściowej. Przez telefon. I mam już u niej kompeltnie przerąbane. Ale to akurat mi wisi.
Nie cierpię schematów, oczywistości pt. idziesz do pracy to bądź pewien, że będą ci dupę obrabiać, donosić do szefa, walczyć o byle gówno. Merde!
Chore to wszystko, popierdolone jak lato z radiem.
Nie oczekuję raju. Ale takie nieprzerobione/przerobione sytuacje niszczą mój z trudem osiągniety spokój.
Mam być takim samym chujem jak reszta? A wała! Za nic w świecie. Nie zmienię się. Nie będę rozkładać na kawałki swojego życia i analizować. Ten mi zrobił to, ten tamto - no to wypad. Ludzie popełniaja błędy, czasem zupełnie przypadkowo wchodzą na minę. Mi też się to przytrafia. Więc dlaczego mam ich skreślać?

Dałam się głupio wmanipulować w zupełnie bzdurną rzecz a rozwalone mam wszystko. Czy to nie chore? Jedno zdarzenie! Wychodzę z tego! Słoneczko świeci, niebo błekitne, pycha chłodnik zrobiony. Może pojadę na grzyby a może zalicze Dzień Ziemi. A może zrobię coś jeszcze innego. Walić schematy!!!
Alleluja i do przodu!

sobota, 23 czerwca 2012

Dla Taty

Tatku, Tatuleńku!

Czy są takie słowa, które przywrócą mi Ciebie?

Czy jest takie zaklęcie?

Szukam Ciebie na każdej ulicy, w obcych twarzch, gestach

Szukam Ciebie - gdzie się schowałeś?

Wołałam - Tata - wyjdź!

Wołałam - Tata - chodź do mnie...

Nie wyszedłeś

Ukryty, niedostępny, upragniony, jedyny..


Tatulku, nie znam słów, którymi nazwałabym Ciebie

Tatku tak tęsknię za Twoimi rękami

Skradzinymi za szybko, na zawsze

Tak bardzo potrzebuję Ciebie - mimo lat

Tak czekam na tę chwilę...

Gdy wtulę się w Twoje ramiona,

Gdy pochylisz się nade mną jak kiedyś

Gdy poczuję Twój zapach

Wtedy będzie pełnia

piątek, 22 czerwca 2012

Happy day

Bo po

pierwsze - Dzieciatko zdaje bez poprawek. Do klasy maturalnej

drugie - pralka działa.

trzecie - kable załatane i poprawione znakiem tego prucie scian odkładamy w bliżej nie określoną przyszłość

czwarte - stała się jasność w kuchni

Jest super, jest super :DDD

Bezsenność w city

23 i coś. Leżę w łóżeczku i czekam na sen. Już! Cichutko przytuptał. Łe... spłoszony uciekł. poTomek wrócił z kina. "Szepty" byli grani. Leżę i czekam  i czekam i czekam na sen a ten nic. Polazł i nie wraca.

Za chwilę ptaszyny zaczną drzeć dzioby a jego nie ma. Za to jest burza.

To co się działo tej nocy jeśli chodzi o efekty akustyczne i świetlne przeszło moje oczekiwania. Przez 3 godziny z niewielkimi przerwami było w domu jasno jak w dzień. Pioruny waliły jak opętane. Czyste szaleństwo.

Grzmoty już przestały być tylko grzmotami. Większość z nich zaczynała się świstem Katiuszy i trwała kilkukrotnie dłużej niż  to normalnie ma miejsce.

Po prostu bajka. Bo ja maniaczka burzowa jestem i zwykle chłonę je cała swoją osobą, pod warunkiem, ze mają miejsce w ludzkich godzinach, tj między 6-22 :D
 Gotowam krzyczeć - Burzo trwaj!

Oprócz burzy w zaśnięciu przeszkadzał mi ból nóg. Tak mam jeśli nie łażę w chińskich plastikach.
Coraz bardziej zła na problemy z zaśnięciem pocieszałam się, że najważniejsze żeby ciało odpoczęło bo mózg i tak nigdy nie śpi.

Kombinowałam, jak w pozycji horyzontalnej efektywnie wykorzystać czas i przy okazji zrobić coś dla siebie. I zaczęłam robić  Reiki. Od głowy. Nogi przestały boleć ale za to nadgarstek lewej ręki przypomniał o swoim istnieniu. O co mu chodziło? Nie wiem. Bolał coraz bardziej aż w końcu musiałam przestać. Jak reką uciął skończyły się katusze. Jutro przetestuję bez dodatku na ręku. Może on blokował przepływ. To jedyne wytłumaczenie. Albo kompletnie zatkany meridian. Pożyjemy - zobaczymy.

czwartek, 21 czerwca 2012

Metr kota

 Tyson to kotka. Szylkretka. Przyniesiona Pierworodną w formie szkielciku obciągnietego skórą. Spokojnie dawało sie wyczuć przez brzuszek kręgosłup. Kot był osobno  a ogon osobno. Nie tworzyły całości. W zasadzie to był koci zwis.

Dzieciatko przyniosło  - trzeba ratować.

Najpierw po kropelce dostawała słodką śmietankę z żółtkiem. Żyła. Czasem łebek uniosła do góry. Jak dla mnie to było za mało.  Nerw mnie wziął, polazłam do apteki, nabyłam co trzeba i zaczęłam nawadniać kota kroplówką i glukozą. Kot usiadł. Mało w tym było kociej gracji. Raczej rozczulające pierdułkostwo. Łepetyna chwiała się na boki, łapiny rozjeżdżały. Ale usiadła. Wysiłek  wyczerpał malutkie ciałko. Rozjechała się na placek i poszła spać. Od tego momentu szło ku dobremu. Sama zaczęła jeść i pić.  Serce Babci nie mogło znieść kociego niescenścia i zabierała ją ze sobą idąc spać. Kota spała przewieszona przez babciną szyje dogrzewajac się jak na termoforze. Ten nawyk pozostał jej do końca. Zawsze wtulała się w szyję obejmujac ja łapkami. Zakochana w Starszej nie opuszczała jej na chwilę. A Babcia traktowała ją jak swoje dziecko.

Przyszedł dzień, ze Tyson odeszła.

Mnie włosy stanęły na głowie. Oczami wyobraźni zobaczyłam Babciową rozpacz. Trzeba działać. Rzuciłam sie do internetu i znalazłam. Nawet niedaleko nas. Szylkretkę. Kota jest już z nami ponad rok. Zupełne przeciwieństwo poprzedniczki. Mały krejzol ganiający z prędkością kosmiczną na wysokości lamperii. To babciny kot.

Tylko Kota o tym nie wie.

Kotolota zagania mnie do snu łażąc za mną i pomiałkując. Kiedy już leżę kładzie mi się na ręce z dźwięcznym - miau, i spogląda z zadowoleniem z wysokosci mojego ramienia prosto w oczy. Czasem uczucia skrąplą jej się bardziej i wtedy buzia mnie.

 .Kota ma swój cykl dobowy. Poranny joging, potem sjesta i wieczorem fiesta.

W czasie sjesty z półmetrowego kota robi sie metr.

Nerwowo :/

Całkiem niedawno zbiesiłam się i wypięłam nie powiem co, na pracę. Na TĘ konkretną. Zaczęłam słać aplikacje do nowych.

Słałam, słałam i nic.

Nagle wczoraj sypnęły się telefony. Aż dwa. :DDD Jeden w celu latania na miotle w biurowcu. Drugi - praca w korporacji.

Ponieważ pecunia non olent ( czy jakoś tak :)) kombinuję jak pogodzić jedno z drugim.

W korporacji spryciarze dają tylko umowy tygodniowe. Przedłużane. Jest full opcja ZUS-owa + karnet na rozrywki typu basen czy siłownia.  Tylko jest problem z dojazdem.

Czarowna praca jest na wieczorkiem. Max to 4 godziny dziennie. Dojazd zajmuje 30 minut.

Obawiam się, że nie pogodzę obu a tak bym chciała.

.....


Po przemyśleniu zostaję przy czarownym zajęciu. Korporacja won!

Doklepię jeszcze coś rano i musi chwilowo wystarczyć.

1/2 punktu pierwszego zrealizowana.

.....


W związku ze zbliżajacym się końcem roku szkolnego, co wieczór dostaję mini zawału. Wyrobi się Dzieciątko czy nie? Jak na razie daje radę. Tj. radzi sobie jak może i zalicza wszystko po kolei. Może dożyję do jutra. Chciałabym :D

środa, 20 czerwca 2012

Ja, Szerlok

Gryzie mnie ten bank nie wiedzieć czemu. Chodzi i tupie mi po głowie. Poszperałam małe co nieco i się okazuje, że to nie bank. Tylko oddział. Centrala gdzieś w Europie. Jak znam życie to w jakimś LuX-em-bargu czy Brukseli.
http://www.rynekinfrastruktury.pl/artykul/41/1/polski-oddzial-bank-of-china-bedzie-obslugiwal-cala-europe-srodkowa.html

Rzecz, która mnie zaciekawiła, to fakt, że nie podlega on ani Komisji Nadzoru Finansowego, ani Bankowemu Funduszowi Gwarancyjnemu. Boć to oddział. Wpisany do rejestrów przedsiębiorców.

Żeby było ciekawiej taki oddział może założyć bank krajowy w formie spółki akcyjnej. Służy on prowadzeniu działalności z europejskiego obszaru bankowego. To oczywiste. Bo po co by się pchali do nas.

Środki przekazane przez instytucję kredytową - oddział - czyli instytucję założycielską nie stanowią zobowiązania banku krajowego.

A bank krajowy, to już oczywiście może działać jako oddziały lub prowadząc działalność transgraniczną.

Większość informacji ściągnęłam z Prawa Bankowego.


Made in China

Ostatnio kilka razu usłyszałam powtarzane z lekkim naciskiem - Chiny nie są nami zainteresowane.

O Chinach w mediach jest w zasadzie cicho. Czasem dotrze jakaś informacja, że powstał jeden czy dwa banki made in china.

Sory. Nie banki a oddziały. A to zasadnicza różnica.

A gdyby tak zlikwidować to " nie ". Czyli Chiny są nami zainteresowane. Pierwszy znak to właśnie banki. Bank of China.

 http://wyborcza.biz/fina/1,105684,11874406,Bank_of_China_ostrzy_sobie_zeby_na_polskie_firmy_.html

Jeśli wybiórcza tak pisze to znakiem tego, że rzecz ma się zgoła inaczej. Bo w zasadzie CO może interesować chińczyków u nas?

" W chinach dziś najbiedniejsi do 3500juanów są zwolnieni z podatku , 3500 juanów w sile nabywczej to dużo więcej jak polska średnia, której nie zarabia 80% a większość 50-60% tej kwoty. " (1 juan = 0,532293369 złotego polskiego )

Mają dużo więcej WSZYSTKIEGO.

Żaden bank nie jest im w stanie dorównać. Choćby pod względem uczestnictwa. 350 milionów to jest coś!

Więc czego u nas szukają Chińczycy?

LO KA TY!!!!

Mają nadmiar pieniędzy, które muszą gdzieś ulokować. Mogą je rozdawać na prawo i lewo na dogodnych warunkach. Mają też czas.
Im się nie spieszy.

http://wyborcza.biz/biznes/1,101562,11499039,Bruksela_idzie_na_wojne_z_Pekinem_o_rynek_zamowien.html


Przepowiednie królowej Saby zaczynają się sprawdzać.

wtorek, 19 czerwca 2012

Obrazy. cz1

Jak patrzeć na obraz?

 "To "jak" nasuwa przypuszczenie, że istnieją pewne sposoby podejścia do obrazów, pewne sposoby patrzenia. Patrzymy po to by widzieć, to jest, by w pełni zadawać sobie sprawę, jaką stanowi całość i z czego złożone jest dane dzieło sztuki.
Zasadniczymi elementami obrazu są linie i barwy, tj. rysunek i plama.
 Czynniki te mogą się równowazyć, ale nie muszą. Często barwa dominuje nad utajonym rysunkiem, kiedy indziej znów linia decyduje w obrazie, na który patrzymy. W związku z tym używamy określeń - linearny i malarski - odpowiadających dwóm pojęciom w pewnej mierze przeciwstawnym: linearyzmowi i malarskości. Ciekawe, że rysunek, wystepujący jako jedyne tworzywo obrazu,  może być linearny lub malarski w zależności od tego, czy jest on wyraźną, suchą linią konturową, czy też rozpływa się miękko, tworząc kształt światłem i cieniem." kto kiedy dlaczego

A niebo ponad nami...: Państwo vs Kościół

A niebo ponad nami...: Państwo vs Kościół: Z każdej własciwie strony docierają do nas informacje dotyczące " zamachu na Kościół ". Jakiego zamachu? Na czym on ma polegać? Na likwidacj...

Państwo vs Kościół

Z każdej własciwie strony docierają do nas informacje dotyczące " zamachu na Kościół ". Jakiego zamachu? Na czym on ma polegać? Na likwidacji Funduszu Kościelnego! Nie będę się bawić w statystyki, bo można je znależć wszędzie. Jest  to kwota niemała. A nasze przedsiębiorstwo tonie w długach. Finansowanie Kościoła jest w tym momencie dużym obciązeniem dla budżetu, na który nas nie stać.

Nie stać nas na finansowanie czegoś co nie przynosi dochodu. Takie są realia. I nie chodzi tu jedynie o KK, ale także inne wyznania.

Dobrowolna darowizna na Kościół da rzeczywisty obraz naszego społeczeństwa. Pokaże hierarchi kościelnej faktyczną liczbę wiernych.

Oczekuję, że w końcu kler, tak jak większość społeczeństwa weźmie się do roboty. A zbawiać bedzie po pracy. Co zresztą zgodne jest z nauczaniem Ojca Kościoła - Pawła apostoła.

poniedziałek, 18 czerwca 2012

OŚWIADCZENIE

Uprzejmie informuję wszystkich Czytelników, Aniołów i Świętych, że w żadnym razie nie pragnę targnąć się na swoje życie, tzn. popełnić samobójstwa.

I będę na złość wszelkiej padlinie i blaci żyć cała piersią. Amen!



Aj waj, w dupie mam ten cały raj!

Wczorj bombelkowałam. Jakoś tak sodówka mi odbijała. Motyle w brzuszku i ogólnie świat jest piękny.

Rano z lekka wkurzona na compa -nie przyswaja plików w Adobe - pofrunęłam na Pole w celu odsikania psicy i podręczenia zesztywniałych gnatów. No niestety. Za dużo ludzi. A ja swoje falujące tłuszcze wolę spuszczać ze smyczy w samotności. Polatają se jutro.

Zainspirowana rozmową z kumplem z dzieciństwa postanowiłam popełnić kurs pierwszej pomocy. Najpierw wlazłam w net. Same płatne oferty. Ale se myślę: - badziew Tv tak ładnie rozreklamował dzialalność samarytańską, że to jakby oczywiste, że każdy chce być święty i chętnie zapłaci za możliwość niesienia pomocy bliźniemu.  Ale PCK - to firma z tradycją i wogóle i co tam chcecie. W kazdym razie dobrze się kojarzy. Szukam. Jest. Strona główna. I kursy są. I numery telefonów. Myślę - dobra nasza jak już na dzień dobry nie krzyczą, że chcą kasy,.Nadzieja jest. Dzwonię. Gość na luziku dopytuje czy indywidualnie czy zbiorowo? Tu już mój czujnik zaczyna działać. Czuję smrodek.
Indywidualnie, moją osobą chcę. Okiej nie ma sprawy. Tylko proszszsz przygotować 250 zeta :D Uśmiech i lepka słodycz ciekną przez słuchawkę.
I znów nadzieja skonała w szarej beznadziei.

I nawet mi się już nie chce sprawdzać czy PCK to organizacja non profit czy nie. Bo w tym pojebanym kraju naprawdę trzeba mieć pragnienie męczeństwa, żeby żyć.

Wolnym być i więcej nic

Mam takie marzenie od lat kilkunastu. A właściwie tęsknotę za kawałkiem własnej ziemi. Nic na to nie mogę poradzić aczkolwiek  nie mogąc jej zaspokoić staram się ją sobie obrzydzić.

Słabo mi to wychodzi, bo co chwila ujawnia się jakaś fanaberia do zaspokojenia. Najpierw była wizja niemal z Chełmońskiego. Świt, rosa i ja w scenerii jak z Pana Tadeusza jako ta Zofija. Bez Tadzia. No nie, jakiś Tadzio się przyda :p

Teraz pragnę jak koń owisa dojenia kóz. I co poradzisz? Chwilowo nic :D Może i dobrze :D

W tzw międzyczasie pojawiały się obrazy różne i nie zawsze należące do tych słitaśnych. Wyłaziła ze mnie realistka. A mnie to w marzeniach nie potrzebne. No bo po co one są? Żeby oderwać się od szarości. Wygarnianie mierzwy z obory do nich nie należy :p

Teraz mam kolejne. Ale cicho sza! NIe powiem nikomu. Jeśli je zrealizuję to będzie super. Bo czeka kolejne do realizacji a po nim wolnosc, wolność, wolność. Jak to się mówi: - do trzech razy sztuka :DDD

niedziela, 17 czerwca 2012

2m.

Choć czułam się jak worek wypełniony kamieniami i głowa zaczynała mnie boleć, zwlokłam Dziecię z wyrka
- Jak chcesz jeść to gazem, bo jadę na bazar. I pojechałyśmy.

Plan zasadniczy to nabyć mięcho. Kupiłyśmy. A po drodze wpadłam na genialny pomysł zrobienia kiełbasy. Własnoręcznie. Ma być czosnkowa, majerankowa, z gorczycą i w prawdziwym flaku. Kwestię nadziania go farszem pozostawiłam do rozstrzygnięcia potem.

Mięso było - flaka niet. Jedna budka-nie ma, w drugiej odsyłają do przypraw. Jakoś brak w tym logiki, ale idę. W przyprawach zafrasowany pan rozkłada bezradnie ręce, ale jak to facet - rację musi mieć, więc śle mnie do gościa z włosami do ramion.

Ok-iej - idę. Trafiam na owłosionego - ten uczciwie przyznaje się do braku wiedzy w tej dziedzinie. No i jestem w doopie.

Przecież nie będę pytała w każdej budce. I cud - klientka Owłosionego zna Flaka, tj miejsce gdzie on bywa. Grunt żeby był.

Był. Na metry. No, nie powiem co mi się w środku działo jak facet mi to zakomunikował. Wódz kamienna twarz byłam w każdym razie. Jeszcze tylko jakieś zielsko i do domu.

Ambitnie postanowiłam, że mięsko do kiełbachy będzie PO-KRO-JO-NE, żeby nie mieć skojarzeń ze sklepem. Kroiłam, siekałam, doprawiałam - Babcia miąchała, a Dziecię co chwila sięgało łapką po kawałeczek i wcinało surowe. Na patelni skwierczały zmielone. Nie mielone tylko ...? Chusteczka wie co? Wyciągłam  maszynkę do mielenia. Ostrze do kompetu z sitkiem tępe. Pożyczyłam od sąsiadki. To samo. Poleciałam do kolejnej. To samo. Zadzwoniłam do Teściowej. Zepsuta. No, jakieś fatum nad mielonym ciąży. Dziecię zaparło się i przecisnęło przez maszynkę porcję mięsa na kilka kotletów. No nie powiem, jak to coś wygladało. Kotlety smakowały i miały konsystencję pasztetu.

Przyszła kolej na flaka. Kiełbaśnicy nie posiadam. Część poranka spędziłam na poszukiwaniu lejka z SZE-RO-KIM ryjkiem. Brak.
Staję nad farszem kiełbasianym i kombinuję, kombinuję. Błądze wzrokiem po przydasiach. Jest!! Duża strzykawka. Obcięłam końcówkę z nasadką na igłę. Naciągnełam flaka i napycham, napycham. I wiecie co? Z drugiego końca wyłazi PRAW-DZI-WA kiełbasa. Mam jej 2 metry. Leży w lodówce. A ja znów kombinuję co zrobić z tą rozpustą? Cześć na pewno zamrożę. Część sprobuję jutro uwędzić w herbacie wędzonej. A część będzie pieczona na ognisku.

Resztę mięsa zamroziłam. Muszę odpowiednio się przygotować. Naostrzyć sprzęt.

Już planuję mini kiełbaski z chili. I świeżą kolendrą. I co tam mi imaginacja przyniesie. W kazdym razie mam pole do popisu. Mamunia pragnie metki. Jak znam siebie to ją zrobię. A co!

Muszę powiedzieć, a w zasadzie oddać sprawiedliwość Dziecięciu. Zakupy ważyły tak ze 20 kilosów a ja szłam z małą siatunią w łapie i butelką cieczy do picia. Każdą prośbę o uczciwy podział zakupów dziecko zbywało warczeniem. - Ty masz chory kręgosłup. A ja nie chcę żeby Cię bolał. No fakt. Zrypany mam. A przy noszeniu ciężkich rzeczy gdzieś mi coś uciska i oczy wyłażą wtedy na szypułkach i bolą okrutnie a wraz z nimi głowa. I kawałek dioptrii znów do przodu. No, ślepota mi się powiększa. Na deser dochodzi podduszenie. O podkurku w postaci mega mdłości nie wspominam. Szkoda, że to nie XXII wiek. Może jakieś tytanowe kregi by mi wstawili? Fajnie by było :D

Spotkałam gościa co tarę sprzedawał. Kupiłabym. Dla mnie jak znalazł. Ale za dużo chciał. W przyszłym tygodniu jedę do LM po przewody. Będę sama kładła. A co? Sąsiad elektryk zatwierdzi. :D

sobota, 16 czerwca 2012

Biały człowiek nie rozumie

O Ty, Majestacie nasz - Tusku i Ministrze Twój padam na pysk przed Wami. Szczobrodliwość Wasza onieśmiela. Już wiem, komu dostatni byt zawdzięczają najubożsi. Podwyżka ze 1500 do 1600 zł brutto najniższej krajowej doprawdy pozwoli na wszelkie szaleństwa. Zachwyci pracodawców. I przypadkiem zasili skołatany i wypruty na COCOROCO budżet.

Rozumiem, moje Ty Słońce Peru, że ustalenie minimalnej stawki netto za godzinę na poziomie 10zł, zrujnuje budżet. Brytania ze swoimi 6 funtami stoi jak wszyscy wiedzą na skraju przepaści. O dzięki Ci Panie i Władco, że z taką troską spoglądasz z wyżyn na maluczkich i szczodrą ręką dzielisz i rządzisz. Dziękuję Ci o Panie w imieniu milionów.

I tylko o Panie i Ty Jego ministrze odpowiedz mi, dlaczego dla budżetu korzystniejszy jest podatek od dochodu w wysokości 300zł od np 1000zł? Bo moja tego nie rozumieć.

piątek, 15 czerwca 2012

Dziurawiec story

" Przyszła do mnie, nie wiem skąd. Zawróciła w głowie tak dokładnie" Niestety nie Andzia :DD ( Andzia=gandzia, trawa, zioło, marycha ) ale deprecha. No! Kosmiczne gówno. Po kilku dniach picia dziurawca wraca mi energia. Cycki w góre i do przodu!

Zaraza kręciła się wokól mnie już od ładnych kilku lat nierozpoznana. Dopiero jak powaliła mnie na łopatki, zrozumiałam że jest problem i należy go rozwiązać. Wizyta w poradni zaowocowała poradą - Znaleźć pracę i zaproszeniem na wizytę za 3  miesiące. I receptą na Alventę. Hm..
Rada niby sensowna ale jak ją zrealizować gdy jakakolwiek działalność jest ponad siły. Arbeit odłożyłam więc na półkę wiedząc, że w obecnym stanie nie jestem w stanie normalnie działać i rozmawiać z ludźmi. Skupiłam się na Alvencie oczekując poprawy, zmiany na lepsze. No i była. Po tygodniu jej brania po raz pierwszy od nie wiem jak długiego czasu roześmiałam się. Ale skutki uboczne jej działania były zbyt mocne. Odstawiłam zarazę. Poszukałam zastępstwa czyli czegoś co zawiera inchibitor z grupy MAO, który właśnie działa antydepresyjnie. To właśnie dziurawiec. Efekt uboczny w postaci plam wisi mi koncertowo. Grunt to dobre samopoczucie i wola życia. A ta po ostatnim dołku znów powraca.

Jeszcze chwilę i znów wystartuję. Bo z tym gównem jest tak, że jak ruszysz za wcześnie i trafisz na problem, padniesz. Więc lepiej poczekać.

Szczególnie z moją cholerną nadwrażliwością.

Deprechę można zaleczyć. Pozostaje z nami do końca. Więc trzeba być bardzo uważnym. Małpa wraca podstępnie, po cichutku, na paluszkach.

czwartek, 14 czerwca 2012

Game 2-12




Z pewną dozą niedowierzania przyglądałam się przygotowaniom do Euro 2012. Nie, że się nie wyrobimy czy coś w tym rodzaju.

Ciekawa byłam jaka jest skala wydatków (%) w stosunku do dochodu państwa. W gruncie rzeczy przede wszystkim powinnam się cieszyć z całej tej infrastruktury dokoła COCOROCO. Ale jakoś mnie to nie wzrusza. W zasadzie wisi mi to. A nie powinno.

Pewnie gdyby cała akcja przeprowadzona była wzorcowo miałabym inne, bardziej pozytywne odczucia. A tak z tyłu głowy cały czas mi się telepią przekręty finansowe różnej maści.

I jadąc autostrdą będę myślała o ludziach, którzy zamiast zarobić na jej budowie - stracili. Bezczelnie w biały dzień, w majestcie prawa zostali okradzeni, zrujnowani.

Nie dowierzałam swoim zmysłom, gdy media przekazały informację, że Matuszka Rossija zasponsorowała przyjazd swoich kibiców na mecz Polska-Rosja.
Rzecz przedziwna, nie praktykowana nigdzie. Ale wolno im. Ich obywatele, ich kasa.

Rzeczą, która mnie niepokoiła, było nagłaśnianie całej tej sprawy. Przemarszu Ruskich na stadion. Wręcz jakby nachalne namawianie do zadymy.

Idiotyczne komentowanie mega flagi w Rosyjskiej strefie na stadionie. Sygnał, informacja dla drużyny. Tu jesteśmy. Jesteśmy z Wami. My - Rosja.

Jakieś zidiocenie ze strony mediów. Ale dobrze umotywowane. Zwiększające oglądalność a tym samym zyski. A przecież głównie o to chodzi w tych igrzyskach aby się nachapać!

Fanką futbolu nie jestem, wręcz przeciwnie anty-fan. Tak mam. I nic mnie do niego nie przekona. Zawsze mam skojarzenia z motłochem.

Ale... i mnie udzielił się nastrój oczekiwania na mecz otwarcia. Hymn narodowy... Ech orły, sokoły! Piekny! Porywający!

Dopingowałam naszych. I z bólem muszę przyznać, że strefa kibica mnie wykończyła :D
No bo jak to? Miszczostwa a w domach, na osiedlu cicho, głucho :( Wszystko polazło do zagrody. Kiedyś wiadomo było że są rozgrywki. Z każdej strony dochodziły ryki, krzyki, spazmy... A teraz - jak w rodzinnym grobowcu!

Mecz Polska - Rossija uśpił mnie. Nudy, jakich mało. Ale juz wczorajszy Portugalii - palce lizać. Podobała mi się ta piłka.Szybka, emocjonująca. A mina Ronaldo przed pustą bramką - bezcenna :DDDD Popisał sie chłopina, popisał. :D

Do naszego meczu z Ruskimi Młody przygotowywał się starannie. Barwy narodowe na obliczu i ubiorze. Napięcie, podniecenie i rzucone w przelocie - Ale będzie zadyma...
Jakby spodziewałam się tego, ale kazałam się trzymać z dala i w razie gdyby jego ktoś zaatakował to ma prać równo. Trudno! Jak mus to mus. Ale dziecko rozsądne. Nie zaangażowało sie w drakę.
" Zorganizowane grupy przestępcze" tj prascy i nie tylko kibice?/patrioci?/kibole? dokonali pomsty na znienawidzonym wrogu.
Jak im wyszło tak wyszło. Ale okazuje się, że mimo upływu dziesiątków lat jest pamięć. Trwa pamięć o Katyniu, Powstaniu Warszawskim i Ruskich stojących po drugiej stronie wisły i czekających aż Polacy się wykrwawią, o zaborach i Smoleńsku. O Ruskim bucie na naszym karku. Ten jakiś dziwny patriotyzm.

Bo jakoś nie pamiętają o Jałcie... O Francji, o Anglii. Co to z gracją baletnicy wypięli na nas doopsko.

Czy ten patiotyzm dziwny naprawdę? Nie sądzę. Na pewno nie jest narodowy do końca. Jest bardzo osobisty. To zemsta. Za ojców i dziadków w Katyniu, za Pałac Mostowskich, za reżim, który zamordował Popiełuszkę i młodego Piaseckiego, za gwałty i tysiące zesłanych do łagrów. Zaginionych na Syberii. Zamordowanych na Łubiance.

To ciągle jest i burzy się. Wystarczy tylko iskra, jak prośba Rosjan o ochronę policji, żeby zapłoneła. Taka maciupka iskierka.

środa, 13 czerwca 2012

Test

Nauka wstawiania zdjęć. Panorama Warszawy

Wściekły sagan

Mam totalnego niechcieja do czegokolwiek. Ale wiadomo. Jak mus to mus. I ramach musu postwnowiłam wstawić pranie. Gniazdko juz dokręciłam. Nic nie iskrzy. Ale przezornie podłączyłam się do innego. No i znów. Sruuu... szczelił korek. Wymiana kabli na mur beton. A na razie pranie przez namaczanie w wannie. I nie tylko namaczanie. Na czas nieokreślony wracam do średniowiecza. Taki live.
Mus nr 2 to obiadek. Nie wiem jak rodzinka przyswoi moje dzisiejsze dzieło nafaszerowane frustracją i złością. Mnie już nic nie zaszkodzi. Dziś gulasz. Wersja na odwal się. Sagan, cebula, mięcho w kostkę i sru na ogień. Gorczyca, kminek, papryka, winiary w cieczy. Zawsze, ale to zawsze wersja na fochu mi się przypala. Lekko. Taka jej uroda widać. 2 godziny duszenia i gotowe. Zawsze dobre.
A na poprawę nastroju podwójna porcja dziurawca.

wtorek, 12 czerwca 2012

REAL-ia

Niejednokrotnie zastanawiałam się nad sytuacją polityczną i gospodarczą Polski. Dawno juz

doszłam do wniosku, że byt pt. państwo Polskie nie istnieje. Przynajmniej od czasu gdy

weszliśmy do UE. Tj., żeby była jasność, w teorii na papierze to i owszem. Ale faktycznie

to nie.

Czym jest terytorium pomiędzy Bugiem a Odrą? Moim zdaniem przedsiębiorstwem mającym

generować zyski. Z dyrekcją w Brukseli. Zamiast Moskwy. Choć i to może się zmienić.

W biznesie nie ma sentymentów. Liczy się zysk. Jeśli chodzi o PL, nie dotyczy on

jednostek, ale zarządu i podmiotów im podległych. A co generuje zysk? Podatki. W tym

umiłowany przez wszystkich wszechobecny VAT.

Zarząd cały czas kombinuje skąd wziąć kasę, więcej kasy. Bo niestety, część dyrekcji

innych firm nie wywiązuje się ze swoich obowiązków, usiłując ukręcić coś dla siebie na

boku. I w efekcie przedsiębiorstwo jako całość traci. Więc tworzone są coraz to nowe,

bardziej szczegółowe przepisy mające chronić przypływ gotówki.

W biznesie niezbędne są inwestycje. Więc oczywiście są dotacje różnej maści. Konia z

rzędem temu, kto się na nie załapie. Są kredyty i kombinacje z nimi związane. Oczywiście

pokątne. Poza systemem. Dorabiające tych, którzy ich udzielają. Wszystko to dotyczy

oczywiście szraczków dennych. Zarząd da sobie radę. Nic się nie zmieniło w tym zakresie od

czasów Urbana.

I tak, na szarym końcu jest szara masa, której się wydaje. Dużo się wydaje. Łudzą się, że

coś im się należy. Nic im się de facto nie należy. Są siłą roboczą, która na przynosić

dochód, w coraz większym stopniu pozbawianą jakichkolwiek osłon.

System, gdy władza była ludowa padł i sie nie podniesie. I nie ma takiej potrzeby.

System ogólnoświatowy tego nie potrzebuje.

Cóż z tego, że jakiś kraj się wyludni. Nic. Jest nadprodukcja ludzi. Więc cóż? Z jednej

strony ogranicza się możliwość życia na jednym terenie, by na innym je stworzyć. Wszystko

płynie. Ludzie też. Z jednego landu do drugiego.

Zarząd debilny nie jest wbrew temu co widać. Swoje lody kręci dobrze. I naprawdę nie

jesteśmy mu potrzebni do niczego. Jest tania siła robocza z Chin, Afryki, Wietnamu. I

prawdę mówiąc, do zadań podstawowych nadają się lepiej od nas.

A jeśli chodzi o pracowników z Wietnamu, to jakoś tak obiło mi się o uszy, że któryś z

pomniejszych zarządców rodem z PL stworzył sobie własny, osobisty obóz pracy niewolniczej

na swoim folwarku. Ten się dorabia. Widać gołodupiec był. A że ma układy i układziki, więc

daje radę. Słyszał ktoś z Państwa o tym w mediach? Słychać tylko COCOROCO. Badziewne i

nudne.


Dla zainteresowanych migracją:

 http://www.zus.pl/default.asp?p=3&id=105

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Pogranicze w ogniu

Młodzież okresu dorastania to nie bajka. Gwarantuję to wszystkim, którzy decydują się na dzieci. Bardzo prawdziwe jest powiedzenie: " Maleństwo jest tak słodkie, że chciałoby się je schrupać. Potem żałuje się, że się tego nie zrobiło "

Sprawdzają się wszystkie możliwe powiedzenia z każdej tradycji i opcji.

Rzucanie pereł przed wieprze- ty mów święte słowa, a on na to moja krowa-jak grochem o ścianę-głuchy jak pień ( ona to pienica???)

Wieczna, bezustanna próba sił. Obcinanie wzrokiem od góry do dołu starca ( matki, ojca ). Posądzanie o uwiąd starczy w wieku 40-kilku lat i tym podobne.

Słowo daję, marzy mi się przemiana w Pudziana, w Supermena, w Rockefelera, i w cholera wie co jeszcze. Ja sama już nie wystarczam.

W związku z tym, ponieważ progenitura formalnie jest już dorosła, przestaje walczyć z wiatrakami.

Niech się dzieje wola nieba.
Z nią się zawsze zgadzać trzeba.

 Dydaktycznie :)

Raz maleńka Fryderyka
Miała dziadzię tabetyka.
A że stąpał dość niezdarnie,
Dziecię, pusty śmiech ogarnie

"Przestań - rzecze jej na to staruszek łagodnie -
I ja biegałem niegdyś żwawo i swobodnie;
A że mi dziś chodzenie idzie jak po grudzie,
To dlatego, żem w pracy żył ciężkiej i trudzie."

Dobre dziecię, zawstydzone,
Poszło płakać aż na stronę:
Odtąd zawsze w czci głębokiej
Podpierało starca kroki.

Pamietajcie, drogie dziatki,
Nie żartować z ojca, matki,
Bo paraliż postępowy
Najzacniejsze trafia głowy.

( DZIADZIO. Boy )

niedziela, 10 czerwca 2012

Otwieramy własny, mały biznesik

Zacznę od początku.

Przedsiębiorca jak każdy człowiek potrzebuje zaspokoić swoje podstawowe życiowe potrzeby. Zakładam w tym momencie program samotnej osoby, z mieszkaniem, który w jakimś poście już opisałam.

Czyli mamy punkt wyjścia. 1500 zł.

Otwierając jakąkolwiek działalność zaczynamy dofinansowywać PL.
Na wsi-KRUS+ ryczałt=200zł miesięcznie
W metropolii-ZUS+ryczałt=1400zł miesięcznie
Początkujący metropolita ma zniżki i płaci z połowę normalnej stawki.

Dalej w zależności czy to działalność stacjonarna czy nie koszty odpowiednio rosną.
Przy stacjonarnej-wynajem-program minimum za klitę bez wygód-500zł
                 -własna powierzchnia użytkowa-stawka 0zł, tak jak i przy zarobkach lotnych:D
                 -full opcji nie opisuję bo to wyższa szkoła jazdy dla zaawansowanych
Doliczamy media i inne niezbędniki pt wyposażenie wnętrz :D ( maszyny, meble i co tam komu potrzebne )

Opcji jest do licha i ciut ciut w związku z tym wrzucę obliczone na szybko.

Żeby otrzymać dochód na czysto w wysokości ok 2500-3000zł ( szaleństwo! ), trzeba mieć przychód w wysokości co najmniej 10000zł.

Ten dochód ma wystarczyć na opłacenie mieszkania i wszelkie życiowe potrzeby.

Wniosek z tego jest prosty. Albo dobra posada, albo działalność na wsi. I chyba, mimo wszystkich głupot PSL-u na złość debilom z innej strony, zagłosuję na nich.:/

sobota, 9 czerwca 2012

COCOROCO BLONDYNKI

Na piłce nożnej znam się jak kura na pieprzu więc sama się sobie nie dziwię, że pomyliłam Smudę ze Strejlałem.

Klasyczna blondynka. Tysiące razy słyszałam to nazwisko odmieniane przez różne przypadki i w różnych

kontekstach. A ja dalej - Strejlał. :D

Nic to. Mecz zasadniczy Polska-Grecja oglądałam plecami. Tylko w znaczących momentach odwracałam się od kompa.

Miło było jak nasi szczelili gola, miło było jak sedzia pokazał Greku czerwona kartkę. Generalnie, cokolwiek

sedzia by nie zrobił, przyjmowałam z upodobaniem. Nic na to nie poradzę że jestem kobietą a w dodatku mam

fanaberię i skrzywienie lubić czarowłosych i pożółkłych. Znaczy się o śniadej karnacji, lubiącej promienie

słoneczne w przeciwieństwie do mojej. Niestetyż.

Sędzia urodziwy jest i w związku z tym wszystko mu wolno.

Ten z meczu Rusków też niczego sobie. Było na kim oko zawiesić.

Z naszych bezapelacyjnie naj jest Lewandowski, tylko loka ma nie w tym kolorze co trzeba. Ale trudno. Jakoś

to przeżyję. Zwłaszcza, że się nie znamy :D

Generalnie nasi to słitaśne chłopaki. Ich skuteczność mało mnie rusza. I nie miałabym nic przeciw temu, gdyby

zamiast grać, hurtem zaczęli by pozować jakiemu Michałowi Aniołowi.  Lubię ładne stworzonka :D

O małżoleno!

Ministra - i od razu wiadomo o kogo chodzi - zachwalała w badziew Tv organizację COCOROCO. Co to niby tak nobliwie i spoko. Że tylko jakieś korki. No to mamy efekt zakorkowania:

http://www.youtube.com/watch?v=FYl4G_Xq8a8&feature=share

Taka tam sobota


Obudziłam się bladym świtem. Jakoś tak 4 z minutami. Rodzina śpi. Świeża jak szczypiorek i gotowa do akcji zebrałam się w sobie i podyrdałam na Pole wybiegać psa. Przy okazji popodgladałam niedobitki kibiców.

Biednieńkie one, oj biednieńkie. Jednym tak wrażenia wstrząsnęły, że szedł odchylony do tyłu pod katem 45 stopni. Ciekawe, co go tak pogieło? 4:1 dla rusków czy wstrzemięźliwość Strejlała?
Wróciłam. Rodzina śpi. Więc cichutko myk do łazienki. Pranie rozwiesiłam, chcę nastawić nowe a tu korek sru!

Wywaliło.
Nie po raz pierwszy i nie ostatni jak znam życie. Tylko teraz poszedł kabel w gniazdku. Nic to. Nie takie rzeczy robiłam. Gorzej było jak mi spalonymi kablami śmierdziało w chałupie. I czeszczało i wywalało korki.
Znalazłam winowajcę. Kable. Za szafą. W miejscu gdzie kiedyś były korki. Majstry dokonujac zamiany i przenosin wykazały się miszczostwem. Połączyły miedź z aluminium. Sąsiad zainstalował złączki ale i tak czeka mnie wymiana okablowania domowego. Zastanawiam się jak to tanim kosztem zrobić.
Rodzina śpi. I generalnie mi to nie przeszkadza. Mam czas ogarnąc myśli i to by było na tyle. Bo metraż jest mikry i wszystko słychać. A rodzina lubi pospać. Czas "porannego" wstawania to od 6.00 do 16.00. A mnie już w okolicach 9-tej coś zaczyna trafiać i staję sie mocno nieprzyjemna. Jak to Zmałżona będąc dziecięciem określiła- mama zła to gorzej niż śmierć!

Zaprzyjaźniona jednostka z Fb co jakiś czas objawia się na forum z rewolucyjnymi propozycjami. Aktualny temat to- banki to ZŁOOOOOOOO. Nie powiem, ja też miewam "odpały" jak mnie coś ugryzie, banków nie kocham, ale doceniam choćby z tego powodu, że dają kredyty i moje dzieci dzięki temu mogą realizować swoje marzenia.
Propozycję, żeby może powalczył ze śmieciowymi umowami i o ustalenie urzędowej, minimalnej stawki za godzinę pracy odrzucił z wielkim fochem. Ciekawe czemu?
Pracodawca On czy co?

Tak na marginesie przypomniała mi sie sytuacja z Akademii. W dobie ogólnie panującego bandytyzmu, gdzie nagminnie w biały dzień dokonywane są napady w centrum miasta, każda szanująca się instytucja posiada pracowników ochrony. W w/w na etacie są /były 2 sztuki. Resztę obstawiała agencja ochrony. Ta reszta to jeden budynek, z jednym stanowiskiem, gdzie rotacyjnie/zmianowo pracowała trójka ochroniarzy. To stanowisko posiadało już cały system alarmowy. Podpięte było i pod straż pożarną i pod policję.
Ale do rzeczy. Zakładam, że na akademickiego bodygarda roczne koszty to ok 40000. Całośc. ZUS-y, pirdusy i inne. Na logikę tych 3 z prywatnej firmy powinno kosztować 120000. Na logikę. A kosztowało 200000. tj. tyle Agencja otrzymywała z Akademii.
80000 róznicy to nie mało. To są pieniądze na podwyżki lub na uszczelnienie dachu. W tym przyradku Państwo/pracodawca szczodre jest ponad miarę dla prywatnego przedsiębiorcy. Bo prywatny przedsiębiorca ustalił, że na dzień pracy 3 pracowników wyda 100 złotych. STO! To rocznie 35600 + śmieciowe składki w granicach 30zł miesięcznie. Więc ile faktycznie mu zostaje na reku po opodatkowaniu? Z jednego tylko punktu?
Wiem, wiem. Musi jeszcze utrzymac biuro. Nie musi! Może sam!
W kazdym razie jest mocno na plusie czego sobie i czytelnikom życzę.

A teraz nie ma zmiłuj. Idę plumkać w zlewie, naprawić gniazdko, doprawić chłodnik, wydać kasę w sklepie na coś do chleba, umyć podłogę, wyrwać rodzinę z objęć Morfeusza :D

piątek, 8 czerwca 2012

ZEN pytanie

Jako Alfa i Omega dla potomstwa w wieku 3-4 lat odpowiedź powinnam dać szybko i wyczerpujaco. A

przynajmniej taką, żeby temat zakończyć i dziecko było zadowolone. A tu nic - zero - totalna pustka w

głowie.

Do czego służą wiewiórki, do czego służą? No przecież nie powiem dziecięciu, że w desperacji można je

pożreć, że odpowiednia ilość skórek może być użyta na futro.

W końcu  wymyśliłam ( najgłupiej jak można ) - do chowania orzechów.

Dziecię popatrzyło na mnie z powątpiewaniem bo wyczaiło jakąś ściemę. A te cholerne wiewiórki telepią mi

się dalej po życiorysie i spokoju nie dają.

 Do czego służą wiewiórki?

czwartek, 7 czerwca 2012

No i co?

Poszłam po papier toaletowy. Posiedzieć na ławce. Wyjść z domu. Ciepło. Na ławce siedzi poTomek. Z przyjaciółką flaszką i Apoloniuszem. Siedzą i udaja. Młody naciągnął kaptur na głowę. To czapka niewidka. Ale ja i tak Go widzę. Boli. Papier i lód. Może osłodzi.
Ławka pusta.
Idę na Pole. Dokoła jeziorka. O, merde! Są... - jak już tak krążysz to usiądź przy nas.
A to jest ostatnia rzecz na która mam chęć. Dołek dopada. Boli. Nic nie ma sensu. Zmarnowane lata. Pustka. Po co to wszystko?
Gin +cola w Merlinie. Sama. Super facet z super ego super mordę drze do mikrofonu. Masakra. Czym predzej wypić co swoje i spadać.
Badziew TV nadaje coś wojennego. Z kim porozmawiać? O, sory! Spotkałam sąsiadkę. Ma nowego pieska. No, to sobie pogadałyśmy :/
Kocham takie wieczory :/


PS. Ten drink wcale nie pomógł

środa, 6 czerwca 2012

Zady i walety

Z ciekawością połączoną z pewną dozą irytacji oglądam reklamy w badziewiu Tv. Gładź szpachlowa w porównaniu z gładzią damskich podudzi czy zadków to papier ścierny.

Stada ogłupiałych panienek z wizgiem lecą do sklepu by nabyć zachwalany specyfik. Nakładają na siebie tony chemii. A po co?

Polują... na samca

Z ralcji męskiej części mojej rodziny wyglada to tak:

Stopy- krem p/rogowaceniu naskórka, balsam nawilżający, lakier
Łydki- mazidła depilacyjne ( ostra chemia ), balsam nawilżający, krem
Kolana- balsam nawilżający intensywnie
Uda- balsam nawilżający, kremy p/celulitowe
Pośladki- kremy, balsamy nawilżające, mazidła p/ celulitowe
Cycki- balsamy nawilzające, kremy ujedrniające
Ręce - jw
Szyja - jw
Twarz - kremy nawilżające, przeciwzmarszczkowe, maseczki odżywiające/nawilżające/odpryszczające, fluidy, pudry, podkłady, tusze, róże, cienie, szminki, błyszczyki, kredki konturówki do ust i oczu,
Włosy -farby, odżywki, maseczki,

Gdybym była facetem to nawet kijem bym nie tkneła tego czegoś. Przez samo pocieranie można nabyć uczulenia. Choć miejscowo latex chroni. Może warto zastanowić sie nad średniowiecznym sposobem uprawiania sexu?

Na codzień lasia wyglądają jak kamienica na przyjazd króla Zygmunta. Gdy wieczorkiem zdrapie z siebie tę tapetę okazuje się, że to zupełnie obca osoba. Obca twarz.

Idąc dalej - po zdjęciu stanika z 2cm wkładką okazuje się, że biust jest w wersjii mini, i/lub grawitacja juz mocno nad nim pracowała.

Najbardziej irytuje mnie nieustające parcie na walkę z celulitem. Cholera! Jeśli posiada go ponad 95% bab, to znakiem tego, że tak ma być i to jest norma.

Czy to baby są głupie? Czy faceci mają pomerdame pod sufitem?

Oczekują od kobiet, że bez względu na wiek będą wiecznie młode i tak ślicne jak w okresie " jak ona ślicznie pluje".

Patrzę na gostków i widze jak im ciąża pokarmowa rośnie. I niestety nie trwa 9 miesięcy. Skóra na szyi grubieje i twardnieje.  Przybywa zmarszczek. Pośladki jakoś opadają - a były takie sexi. I celulit też dopada. Tak panowie. Was też dotyka uwiąd kadłuba, więc czemu oczekujecie od kobiet niemożliwego?

Kiedyś w okresie mini biodrówek zatchło mnie na widok panny w tramwaju. Modna była! - kołtun łonowy momentami jej wyłaził ze spodni i strużka owłosienia łagodnie pięła się do góry :DDDDDD

Kolejnej, tony smalcu przelewały się prze pasek. Mmmmmmmm, malyna :DDD Ta to se upoluje. Chyba krokodyla :/

Cycoliny panują powszechnie. Gdzie nie spojrzysz cyc. Cycem walą po oczach. Wabią, przywołują, eksponują :DDD
Panowie tak lubią? Pewnie tak

Się mi wydaje, że także zgrabny tyłeczek bez względu na rozmiary też kusi. Że talia, dekolt w kolorowej chmurce szala. Stopa odziana w zgrabny pantofelek - niekoniecznie wieża Eiffla pod piętą.










wtorek, 5 czerwca 2012

Chińszczyzna

Kilka lat temu w mojej okolicy otworzył się bar z chińszczyzną. Mniejsza z tym, że prowadzą go wietnamczycy.
Garkuchnia rodem z okolic wschodzącego słońca zajmowała powierzchnię ok 20m2. Łącznie z zapleczem.
W zależności od kucharza jedzenie było dobre lub bardzo dobre. Można było mieć fanaberię i samemu wymyślić sobie obiadek.
W niedzielę, zaproszona poTomkiem, poszłam tam na obiad.
Nie! Szoku nie doznałam. Jedynie miłe zaskoczenie. Się rozwinęli. Lokal powiększony tak ze 3x. Duuużo więcej stolików i ciągle kolejka. A okolica Pola mokotowskiego nie jest uboga w jadłodajnie. Jest Bolek i Lolek. Jest Zielona Gęś. Fasty i Foody w zasięgu 1 lub 2 stacji metra. Znakiem tego są dobrzy.

Siedząc przy stoliku kombinowałam. Ok 500 osób przychodzi kazdego dnia. Zakładam, że na każdym posiłku zarabiają 5zł. To daje dziennie 2500 czystego zysku. X 30 dni w miesiącu=75000zł.  O_O Rachunkom nie wierzyłam. Ale nie ma inaczej.
Poszalałam dalej. 75000x12 miesięcy=900000. Prawie milion. Tyle wyliczenia.

Nawet jeśli mają trochę gorsze dni czy miesiące rachunek i tak jest zachęcający. Prawda?

Grecka ściema

Jakoś tak wczoraj radio poinformowało, że Grecy to naród bardzo pracowity.
Że to nie prawda, że lenie, że nałowgowo nie płacili podatków.
Że to wszystko to wina : banków, rządu itp.
Słowem jedna sztuka Greka to wzór cnót.
Więcej, jako naród zaradny,  powrócili ( wg radia ) do czasów mocno zacofanych. Olewając w zbiorowym proteście VAT i euro rozpoczęli masową wymianę towarową z pominięciem sklepów.

Ila w tem prawdy? Nie wiem.
Ale jest to dobry sposób na: obniżenie PKB i innych wskaźników.
                                            obniżenie kosztów zycia
                                            nawiązanie nowych, bliskich kontaktów międzyludzkich
                                            ominięcie VAT-u
                                            i co tam jeszcze chcecie

Ja proponuję:- powrócić do transportu kołowego z użyciem koni, wołów - szybko wykończymy Francuzów i Włochów z braku koniny
                     - przywrócić wymianę towarową, np. mierzwa za kartofle :DDD
                      -zlikwidować jednostki gospodarcze zwane " państwami " powracajac do idei platońskich miast-państw
                      -skasować automatykę przemysłową, stwarzając tysiące nowych miejsc pracy
                      - w edukacji stworzyć system, który pozwalałby dowolnej liczbie uczniów nabywać wiedzę u naprawdę dobrych belfrów z pominięciem byle jakich pedagogów.
                      - zlikwidować szkolnictwo w związku z loteryjną możliwością znalezienia pracy
                      -pokochać Chińczyków. Oni mają masę kasy, z którą nie wiedzą co zrobić
                      - ponieważ " facet to świnia " i nic dobrego z nich nie ma :D, stworzyć dla nich obozy pracy i kopulacji
                      - ponieważ kobiety to samo ZŁOOOOOOO - stworzyć dla nich obozy milczenia i kontemplacji oraz taśmy porodowe
                       -jednostki ogólnie uznane jako nieprzydatne kastrować i uzywać w celu podniesienia wzrostu gospodarczego
                       - ponieważ rodzice są ludźmi i popełniają  głupoty jak każdy - chroniąc dzieci przed zgubnym wpływem płodzicieli - oddajmy je pod opiekę robotów
                       -problem starości i chorób likwidować w sposób radykalny wzorując się na : Spartanach, wczesnych Japończykach i Tybetańczykach. Zaczynać od wzorów tybetańskich - po porodzie zanurzenie noworodka w wodzie o temperaturze 0'C niewątpliwie pozostawi przy życiu tylko jednostki silne i zdrowe.
              .......... ( proszę wstawić własne propozycje )

Nie podoba się? A co? Nie mogę postulować? Mogę! :DDD

Nie wiem ile czasu rząd obradował w sprawie naszego godła, żeby w końcu postawić go na ogonie.
Nie wiem ile i jakie ustawy postulował Pałakota? I wolę nie wiedzieć!

Moje nie są gorsze. I na swoim blogu mogę postulować co chcę.

Na szczęście nikomu tym krzywdy nie zrobię.

niedziela, 3 czerwca 2012

Tolerancja czy pogodzenie

Nie godzę się z podpisaną przez Komorowskiego ustawą 67/67. Nie chcę, żeby moje dzieci musiały

pracować tak długo. I głeboko w dupie mam wszystkie możliwe i domniemane powody dla których ją

wprowadzono. PO nigdy mnie nie zachwycała ale pogodziłam sie z faktem zaistnienia tej opcji w rządzie.

Co nie znaczy, że ich toleruję. Co to, to nie!

W związku z tym mam DOBRĄ radę dla młodych. Róbcie biznes. Tyrajcie do 35 roku zycia. A potem

żyjcie z %. Leżąc do góry dnem pod palmą lub realizując swoje marzenia.


Z racji Parady Równości spotkałam się z ciekawą i dosyć dla mnie śmieszną opinią na temat ludzi innej

orientacji niż ja:D

Wzrost - odtajnienie/wyjście z podziemia osób homo ma zaburzyć naturalne wzorce  zachowań wśród

dzieci = zmniejszenie populacji ludzkiej = koniecznosc dłuższej pracy. Ostentacyjne/codzienne

obserwowanie/spotykanie osób tej opcji ma według tej osoby skutkować zmniejszeniem populacji ludzkiej.

W perspektywie jej wyginiecie. Osoba ta nie chciałaby by jej dzieci ogladały na ulicy całujących się dwóch

facetów lub kobiety. Czy ja chciałabym? Chyba też nie.

Czy godzę się z istnieniem osób tej opcji? Tak! Czy nawiązałabym relacje towarzyskie? Jasne! Wszystko

zależy od człowieka.

Znałam i kumplowałam się z gejami. Pozostającymi w związku, prowadzącymi wspólny dom. Fantastyczni

ludzie. Jakoś w rozmowie z nimi nie telepało mi się natrętnie po głowie, że kochają się w pupę.

I w porównaniu do znaczącej % grupy facetów - pachnieli świetnymi kosmetykami. Co było balsamem dla

mej duszy - jestem zapachowcem.

Czy w związku z tym godzę się na wyginięcie ludzkości? No, raczej nie :D Ale toleruję inność,

róznorodność. Wręcz jestem zajej rozwojem - róznorodności, żeby była jasność. Poza wszystkim

homoseksualizm istniał od zawsze. Nie tylko wśród ludzi ale także zwierząt. Nawet ich znaczącej liczby.

Czy godzę się z istnieniem gejów i lesbijek? Tak! Ale nie toleruję i chyba mi się to nie zmieni, pewnych

zachowań w miejscach publicznych.

W co wierzymy?

Jaki ma to związek z naszym życiem?

Czy jest prawdziwym przedstawieniem rzeczywistości, czy nawiązuje do niej?

Czy można, bedąc chrześcijaninem żyć wg nauk KK?

Czy można/należy wierzyć w cuda/objawienia i różnej maści tajemnice i przepowiednie?

Czy znaki widzialne/niewidzialne są/mogą być wskazówkami w życiu?

Pewnie wielu ludzi zadaje sobie te pytania. Lub ze wstrętem je odsuwa od siebie, jako sprzeczne z

"WIARĄ".


Znaki, na które powołują się wierzący - a to na szybie, a to na niebie,a to na drzewie to przedewszystkim

widomy stan umysłu w/w tudzież wiedzy. Wiedzy z zakresu optyki i zjawisk meteorologicznych. Wyobraźni,

która przekracza wszelkie granice,usiłując w sęku dostrzec Boga lub Jego Ulubionych.

Mocny dystans mam do Przepowiedni czy cudów z Fatimy. Trudno! I wcale z tego powodu nie czuję się

gorsza. Wyobrażnia dziecinie ma granic. 

Stąd moje pełne zrozumienie dla mędrców KK, którzy z dużą rezerwą  podchodzą do wszelkich "

objawień " i " cudów ".

Akceptują je po latach obserwacji, potwierdzeniu zgodności z Prawdami Objawionymi. Czy to w NT czy

ST czy też przezświętych. Mogą mieć własny punkt odniesienia? Mogą!

Mam ulubioną świętą. To siostra Faustyna. Zachwyca mnie Jej żarliwa, niezwykła miłość do Jezusa.

Szkoda, że wtedy medycyna była do dupy, bo rachu ciachu wyleczono by Ją z gruźlicy i niewykluczone, że

żyłaby do dziś.

Dużą czułością darzę też Maryję. Tak mam i już. Nic na to nie poradzę.

Z Jezusem już gorzej. Przyznaję się szczerze. Mocno pod górkę.

Dano nam? No, nie! Narodowi wybranemu tablice dano( liczba mnoga ). Sztuk 2 ( dwie ). Rozpusta?

Przeciez mozna było napisać je na jednej. No, mozna było. Ale... ale... ale...:DDDD Ale jedna mówi o

obowiązkach względem Boga a druga - ludzi.

Niom :D Poprzynudzam Wam i napiszę je znowu:


OBOWIĄZKI WOBEC BOGA

1. Jest jeden Władca

2. Nie czcić rzeczy, które nie są przyczynami istnienia. ( kochajmy szmal!!!!!!!! :DDDDDD)

3.  Nie używaj na darmo jego imienia ( Izraelici mieli wtedy bliski kontakt ( hi,hi.. coś jak " Bliskie spotkania ...") z Jahwe, który słyszał ( bo był blisko ) każde wezwanie - znakiem tego uszy miał - proszę dołożyć to do obłoku, gromu, tronu i innych )

4. ( w KK-pamietaj, abyś dzień Swięty święcił ) Oznacza, że stworzenie patrząc na własny wypoczynek i zaniechanie wszelkiej pracy, przywodzi na myśl Tego, który stwarza wszystkie rzeczy w sposób niewidzialny.

5. Odnosi się w istocie nie do ludzi, lecz do Tego, który jest Przyczyną powstania i istnienia wszystkich rzeczy, za sprawą którego ojciec i matka zaczęli istnieć i otrzymali dar płodnosci, choć naprawdę nie są jej źródłem, lecz narzędziem.


OBOWIĄZKI WZGLEDEM LUDZI

6. nie cudzołóż

7. nie zabijaj

8. nie kradnij

9. nie mów fałszywego świadectwa

10. nie bądź zachłanny

A tu jeszcze na dokładkę adres strony z X Przykazań i ( hi,hi-komentarzem )

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TM/zarys_wiary/boze_nakazy_dziesiec_przykazan.html


Przedewszytkim trza se zdać sprawę, o czym pewnie większość wie, że Judaizm z Jego Torą, Miszną i Całą

Resztą to nie przelewki. To nie proste/prostackie patrzenie na świat. To wielowymiarowość/wieloznaczność.

To nie KK, któremu w  zasadzie bliżej do Koscioła Egipskiego niż do " naszych braci starszych w wierze".


Takoż i te 7 dni stworzenia w ST nie do końca jest tym o czym nas nauczają. Pierwsze 3 dni to ciemność -

wieczność. CZWARTEGO dnia powstało Słońce. A pozostałe dni to już konsekwencja światła :D Czas -

który naśladuje wieczność.

A dlaczego 7? Może dlatego, że tak się liczy jedno pokolenie? Chwilowo uciekło mi z pamięci. Jak sobie

przypomnę to napiszę.


A czemu to - CZTERY jest z dużej litery?

Wynika to i z Kabały i ze ST.

Że 3 lata to wzrastanie. CZWARTY rok dla Pana Boga. W 5 roku spożywa się owoce.

A może dlatego, że są 4 korzenie wszechrzeczy?

1. ziemia                      woda                      powietrze                        ogień
2. zima                        lato                          wiosna                            jesień
3. kwadrat
4. 4-córka jako całość 1+2+3+4=10
5. prawidłowość          rozum                     sprawiedliwość                 cnoty

A może dlatego, że w CZTERY jest wszystko
      1+4=5
      2+4=6
      3+4=7
      1+3+4=8
      3+3+4=9

Symbolika ST jest do ogarnięcia. Wystarczy setki pokoleń i jesteśmy w domu. Dlatego dostaję piany na

pysku, jak banda durni, ciemnogród i tłumoctwo, choć mocno wyedukowane w dupnych sprawach,

mające patent na " wiem wszystko i nic co ludzkie nie jest mi obce " znajduje sobie świetne pole do

podniesienia poziomu serotoniny na zasadzie " jaki to ja jestem dowcipny " szydząc i nabijając się z rzeczy, o których nie ma bladego pojęcia.

Posiadając zerową wiedzę dotyczącą czasów ST i wcześniej, sytuacji politycznej, gospodarczej i

społecznej rajfurzą swoim " poczuciem humoru ".



Przypomniało mi się powiedzenie z dzieciństwa:

POZNASZ GŁUPIEGO PO ŚMIECHU JEGO.

sobota, 2 czerwca 2012

Sagan pełen zachwytów

IIIIIIII ja pierdziu! O jakie to śliczne. Nie jeść - tylko oglądać! Takie coś usłyszałam od Dziecięcia stawiając mu papu pod nosek :DDDD

Myślałby kto, że jakieś cuda na kiju. Nic bardziej mylnego. Kasza gryczana z gulaszem.

Nie powiem, kasza wyszła zawodowo. Każde ziarenko oddzielnie, napęczniałe. No cud, miód. Cześciej mi wychodzi klajstrowata breja.

A gulasz?

Niezbędne jest do niego ugotowane mięso z rosołu. Trudno! Ten typ tak ma!

Bierzemy sagan, wlewamy do połowy rosół. I do rosoła wrzucamy pokrojone w dużą kostkę mięso - żeby poczuć mięsiwo między zębami a nie coś wielkości tabletki, pokrojoną czerwoną i żółtą paprykę - duuuże kawałki 2cm/2cm, kabaczek podobnie jak papryka i cebula tyż. Całość w fazie przed gotowaniem ma mieć konsystencję " łycha stoi ". Dodajemy odpowiednią ilość koncentratu pomidorowego. Śmiało ! Ma być czerwono i wyraziście w smaku. Listek laurowy, ziele angielskie i pieprz ziarnisty
nie zawadzą. Sól też jest wskazana :D Całość pyrkolimy do momentu aż papryka i kabaczek zmiękną. Potem bierzemy litrowy słoik. Wsypujemy mąkę, dodajemy wodę, zakręcamy i energicznie potrząsamy by całość wymieszać :DDD Zawiesinę wlewamy do sagana.  Mieszamy, chwilę gotujemy, doprawiamy i wydajemy. Ja w ramach rozpusty dorzuciłam tam jeszcze kawały pieczarek.

Jak dla mnie to mucha nie siada :D



piątek, 1 czerwca 2012

Moje gwiazdki

Jak opisać ogrom szczęścia gdy pojwia się maleństwo? Nie wiem

Kiedy zobaczyłam Ciebie pierwszy raz, nie wiedziałam kim bedziesz. Spojrzałam w Twoje oczy a one odpowiedziały. Dotykałam Twojego ciałka, gładziłam z zachwytem maleńkie smukłe dłonie i stópki. Zachwycona doskonałością maleńkiego ludzika chłonęłam Ciebie w siebie. Uczyłam się  Ciebie.
Pochylona nad Tobą mówiłam proste słowa. A ty powtarzałaś je ruchem warg.
Śmiech i łzy.
Nocnikowe - 'Da patika' i sulfaguanidyna dwulatkowe, i pościeradło i zdługi.
Mroki przedszkola, szkolna konkurencja i miłości. I w końcu bolesne, burzliwe odfrunięcie.
By stworzyć własny Świat. Własną Galaktykę


Dziadek stał w nogach łóżeczka  i z zachwytem przygladał się prawnukowi. Siwy, chudziutki i drobny staruszek chłonął wszystkimi zmysłami malca. Po tragicznej śmierci Grzesia pojawił się kolejny męzczyzna w domu. Będzie komu robić. Bo na razie to same dziurawce w rodzinie.
Ale chwilowo to miniaturka facecika. 
Na początku wszystko zaczynało się od mamy - mamolot, mamochód a potem worek ze słwami sie rozpruł. I było w nim wszystko.
Zderzenie ze światem bolesne i burzliwe. Świat obcy, niezrozumiały. Kłamliwy, okrutny. Przystosował się. Za bardzo.

Ględziołecek, Aniołecek. Mała kruszynka. Z wielką wyobraźnią. Posługująca się własnym językiem, rozumianym jedynie przez brata. Niesamowity obserwator. Zawsze pod górkę. Twarda wojowniczka wbrew pozorom. Wydzierająca swoje okruchy życia pazurami.
Szacun dziewczyno, szacun... Tak trzymaj!

Przydasie

Mówi się, że darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby, że z każdego prezentu trzeba się cieszyć. Ale na miły Bóg, powiedzcie, po co małej dziewczynce spis stanowisk archeologicznych?  Przydadzą się? :///

Mam takie parchate szczęście, ze wszyscy LEPIEJ ode mnie wiedzą, co lubię, co mi się przyda, co mnie ucieszy, na co mam chęć, z czego będę korzystać. Piszę to, bo było coroczne święto matki i z drżeniem serca zastanawiałam się czym zostanę obdarzona. Taka wyrodna jestem mać. Ale daję słowo, że wolę nic i ciepłe słowo, niż coś zupełnie nietrafionego.

A tym razem niespodzianka. poTomek wstrzelił się dokładnie w moje upodobania. Stara encyklopedia z czasów zaborów to balsam na mą duszę. Przyznam się uczciwie, że wzruszyłam się okrutnie. No, poryczałam się. Trudno! Widać jestem sentymentalna. :/

Zmałżona pierworodna spisała się na medal. Zgodnie z zamówieniem zakupiła L&M 2x. I dobrze. Ja zadowolona.
Przydasi mam mnóstwo. Nie tylko prezentów ale i własnych. Siedzą a właściwie są wetknięte w wiklinową kurę dziesiątki karteluszek z krótkimi informacjami lub adresami. Przydadzą sie kiedyś. Jak na razie od pół roku tylko ich przybywa. A z doświadczenia wiem, że jak tylko którąś wyrzucę to natychmiast stanie się niezbędna. Więc niech siedzą.

Szmacianych przydasi też jest trochę. Leżą , wiszą w szafach. I w łóżkach też. Zimowe przydasie i jesienne.

O papierowych już wspominać nie będę. Dziesiątki i setki książek. Część to przydasie, część sentymentalnie sie kurzy a część używana jest cyklicznie, sporadycznie.

Przydasiowanie  dostałam w spadku, choć rozpaczliwie się przed nim broniłam, od Mamuni. Takie nawykowe kolekcjonowanie wszystkiego, relikt czasów Gierka i Gomułki.

Przydasie zagarnęły mikrą zresztą szufladę w kuchni. Nikt ich nie używa. Od 2-3 lat leżą i kwitną. Rurki do picia ( za nisko trzeba się schylać ), barwniki do farb ( na remont na razie się nie zanosi ), pomięte serwetki wielkanocne i chu...steczka  wie co jeszcze.

Przydasiowy prezent :DDD bardzo konkretny dostała samotna koleżanka z pracy. Taki w kolorze czekolady. WSZYSCY mamy nadzieję, że przyda się :DD  Może niespodziewane ataki furii miną? Teraz jest taka moda, że dla zdrowia seks się uprawia. hi hi hi
Że życie bez kopulacji przynajmniej raz w tygodniu powoduje uwiąd starczy oraz szkodzi zdrowiu szeroko pojętemu.

I przeczy starotestamentowemu " mnóżcie się i zaludniajcie ziemię".
Ja już zaludniłam. Leżę odłogiem.





Nieprzydaś jestem :DDD