poniedziałek, 24 września 2012

Żyjątka

Jakoś na wiosnę czy coś obiły mi się o uszy dramatyczne informacje dotyczące braku zajęcy w PL. Na ile jest to prawdą - nie wiem. Nie strzelam, nie mieszkam na wsi. Ale wcale zaskoczona nie jestem. Kosiarki na łąkach, kombajny na polach skutecznie trzebią stada długouchych. Jeśli dołożymy do tego kłusownictwo mamy komplet.
Kilka lat temu przez rok mieszkałam na podwarszawskiej wsi. W tym okresie widziałam jednego szaraka. Słowo! Jednego. I dziesiątki opustoszałych, zapadniętych nor lisich. Nie ma żarcia, nie ma życia. Proste jak budowa cepa!
Co robi średnio inteligentna małpa gdy na jej terenie zaczyna brakować pokarmu? Migruje tam gdzie on jest! I tak jest z lisami. Przywędrowały do Warszawy. Mieszkają w parkach, na nieużytkach. Jak cienie przemykają nocami pod oknami bloków. Bez strachu mijają ludzi. Bez stresu buszują po śmietnikach. I nie tylko one. Mamy też łasice, kuny a zarządcy Warszawki sprowadzili do stolycy sokoły i jastrzębie, żeby wytłukły nadmierną populację gołębi.
Gołębi jakby mniej ale znikły wróbelki, za to mnożą się sroki i sójki. Czy wprowadzenie na dany teren drapieżcy powoduje zwiększenie ich różnorodności. Chyba tak.
Czy w relacjach międzyludzkich zachodzą te same mechanizmy? Zdecydowanie tak!

Synek koleżanki znalazł kiedyś robaczka. Ta nachyla się nad łapką i wyjaśnia, że to żyjątko, że ładne. Dziecina z błyskiem w oczku zaciska łapkę i zdecydowanie stwierdza: - nieżyjatko!
Widzicie jakąś analogię do naszego życia? Bo ja tak!

Osobiście nie zgadzam się z poglądem, że brak kwiatków na rabatkach przydomowych powoduje wymieranie pszczół. Chemia, wszechobecna chemia wybija wszystko co żyje.
Pamiętam "trawnik" z okresu dzieciństwa. Nie koszony, rósł dowolnie. Życie w nim szalało. Właściwie składał się z samych ziół. Począwszy od perzu, poprzez lebiodę, pokrzywy, babki różnej maści, koniczyny. Teraz jest równy dywanik na którym stada świrów walczą ostrą chemią
z mchami. Żaden z w/w nie zajrzy nawet do encyklopedii jakiejkolwiek i nie sprawdzi czy ta roślinka jest pożyteczna. A nawet pomijając to, to przecież jest to magazyn wody, wilgoci. Randapy, srandapy i inne gówna zabijają nie tylko owady. Rozpylony badziew niesiony wiatrem roznosi się na inne tereny. Truje psy, koty, ludzi. Czterołape chodzą po zasyfionej trawie, liżą kończyny i chorują. Plaga różnej maści nowotworów u zwierząt szaleje szczególnie w miastach. Siadają zwierzakom nerki, trzustki, ślepną. Także tym, które całe życie spędzają w domu. Chorują właściciele, którzy na butach przynoszą to do domu, bo który jest tak konsekwentny, by nie pozwolić zwierzowi wejść na łóżko?

A Kotolota wróciła już do siebie z dalekiej, erotycznej podróży :D

1 komentarz:

  1. Zgadzam się w 100% dlatego ja nie używam takich środków wcale. Ile razy miałam rady rolników by opryskać pastwisko Randapem by rosła tylko trawa pastewna. Nigdy tego dziadostwa nie zastosuje tym bardziej że znajoma przy tym pracowała i powiedziała mi że to bzdura że w ciągu 2-3 tygodni się utlenia zostaje to w glebie na kilka lat a spożywana trawa przez zwierzęta ma cząstki chemiczne a później takie a nie inne mleko pijemy. Ostatnio w mojej gminie idioci bo inaczej ich nazwać się nie da zrobili opryski na lasy w dzień tysiące a nawet miliony pszczół padło ludzie stracili całe pasieki!!! Idiotyzm paranoja i ..... ... Ehhhh ludzie

    OdpowiedzUsuń