niedziela, 2 września 2012

Dzieckiem być

z sieci.
Kiedys posiadanie dziecka związane było z niewielkimi wydatkami. Matka uszyła ubranka i pieluchy, potem dzieciak okupował kołyskę, pętał się wśród domowników a w późniejszym czasie w zależności od okoliczności lądowął w szkolnej ławie lub był przyspasabiany do życia.
Moja szkolna ława w początkowym okresie była potwornie nudna, oczywiście poza momentami rywalizacji z koleżankami. Na czym ona polegała? Na ładniej napisanych literkach, ma ciekawszych i staranniej wykonanych szlaczkach, na ładniej pokolorowanych obrazkach do religii. Uczona Falskimi i zeszytami do ćwiczeń z polskiego nie mam żadnych spejalnie traumatycznych przeżyć.

Strojona w fartuszek i juniorki grzecznie odsiadywałam w ławce.

Z przykrości szkolnych pamiętam jakieś okresowe badania, gdzie wracz każdemu zaglądał w gacie. Po jaką cholerę? Nie wiem.

Droga ze szkoły nigdy nie była nudna. Zawsze gromadką malejącą w miarę oddalania się od szkoły. I zawsze na wesoło. Jakos nie przypominam sobie, zebyśmy mieli pretensje do nauczycielek. Każdy miał jeszcze sumienie, które znajdywało winę w sobie a nie w innych. Chyba, że chodziło o relacje w ramach grupy rówieśniczej. Tu już było nieraz na gęsto. Strasznym było przezwanie kogoś "głupi". To był szczyt wyzwisk. Najczęściej śmigały - dupy i świnie.
Nikt się nie spóźniał do szkoły pomimo braku zegarków. A jak czas naglił to całą drogę się biegło.

Pod koniec pierwszej klasy coś mi sie porobiło. Słońce, gorąco, ciepła woda w Świdrze i tak zaliczyłam pierwsze wagary. Z pełną premedytacją wychodziłam do szkoły, tornister lądował w krzakach przy drodze i wolna i swobodna oddawałam sie różnym uciechom. Włóczyliśmy się po okolicach, kąpaliśmy. Finału nie pamiętam. Moze przeszedł bez wiekszych konsekwencji a moze był tak traumatyczny, że wyparłam go z pamięci. Bo z Mamą żartów nie było.
Krzywo napisana literka-sru po łapach; zapomniałam dojść na czas do domu-dopadała z witką i lejąc po nogach gnała przed sobą do domu; zapomniałam o czymś-to juz był hardkor.

Dziś gdy słyszę jak pitolą, że nie wolno dać nawet klapa smarkowi to se myślę, że ja dawno bym wylądowała u rodziny zastępczej lub w domu dziecka. Klapów nie pamiętam. Pamiętam masakrę. I sama niestety przez jakiś czas wzorce powielałam.

Bardzo mi źle z tego powodu. Mogę tylko przeprosić moje dzieciaki. Tylko tyle. :(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz