czwartek, 27 września 2012

Codzienność

z netu
Porządna zrobiłam się ma maxa. Zaraz po wstaniu ścielę łóżko. Nie ważne 5-ta czy 7-ma. Ogarniam pościel i finisz. Robię to z czystego egoizmu spowodowanego jakąś potrzebą uporządkowanej przestrzeni. Jeśli się spóźnię, to Mamiszon na cały dzień zamelduje mi się do wyrka i rozgrzebany pierdzielnik będzie walił po oczach :/

W Apetycznym wnętrzu dziś fajny pościk o wieszakach na torebki. Baardzo mi się pomysł podoba. Nawet miejsce mam nań w przedpokoju, ale cóż zrobic, gdy okupują je okna z wymiany :DD
Od 2 tygodni stoją i czekają na zmiłowanie pańskie tj. na wyniesienie na śmietnik. I od dwóch tygodni wieczorem plan się zeruje. Chyba je cieciowi pod zsyp wystawię. Blisko, na półpiętro. Po cichutku na paluszkach podrzucę mu kukułcze jajo. :) 

Jakoś nie mogę się zaprząc do konkretnej roboty. Mimo odstawienia od kompa. Łykam kwas foliowy, magnez, tranik. Popijam dziurawiec i kicha. Doła nie ma ale i parcia do czegoś konstruktywnego też nie. Jakieś to nie wiedzieć czemu naganne jest. Sama ze siebie zadowolona nie jestem :(

Wróciłam wczoraj z miasta rozgrzana jak pochodnia. Wpadłam do domu, ściągnęłam co się dało z siebie, okno na balkon otworzyłam szeroko, na bosaka wylazłam na betonowa posadzkę i stygłam. Miałam wrażenie, że autentycznie płonę. Gorąco jak po saunie. Gdyby był śnieg pod ręką zakopałabym się w zaspie. I żadne tam sprawy klimakterium itp. tylko gorąc na dworze mnie dobił i marsze.

Zaparłam się, że nie będę dofinansowywać MZA. Nie widzę powodu, żeby wrzucać 3zł do ich skarbonki za przejazd kilku przystanków. 3 zł w jedną, 3 zł w drugą i tak dokoła Macieju. A to tylko cena biletu 20-minutowego. Normalny 3,60 na jedną linię. 3,80 kosztuje 40-minutowy. Ileż można. W końcu nogi do czegoś są. :/  Gropa rozdyźdana się zrobiłam, że aż wstret bierze. Dosiadłam jednoślada czyli rower.

Posadziłam się na siodełku i czuję już ten cięzar gatunkowy w pedalach. Nic to. Jadę! Godzina z okładem w trasie i to nie ciurkiem ale z przerwami a do domu wracałam jak ten Syzyf. Kondycji ZERO!!! A kiedys śmigałam jak sarenka, tylko powietrze gwizdało mi w uszach.

 Nie wim jak Wy, ale ja lubię dobre kino akcji. Adziaki i tem podobne. Dziecię po którymś filmie z Jetem Li, Stiopą czy innym adziakiem spytało mnie czemuż ach czemuż to ogladam. Boć to takie niekobiece ogladać pranie się po pyskach.
A ja lubie. Lubię oglądać wysportowane męskie ciała ociakające krwią i potem. Takie skrzywienie mam i tyle.  ( oczami wyobraźni widzę p. Jacka jak zaciera łapki i na bank wysnuje soczysty pościk :) w temacie )
Adziaczki to już nie to! Krytycznym okiem zlustruję tę i owę i znajdę jakiś uszczerbek na urodzie. A facet choćby był brzydszy od Dyjabeła, jeśli dobrze leje w pewnej konwencji to
miód na me serce. Wiedzieliscie o tym? niah, niah, niah...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz