czwartek, 31 grudnia 2015

pada śnieg

zaczynam zaklinać rzeczywistość. Bo podobno przypadków nie ma.
w oczy najpierw rzucił mi się profil pewnego Japończyka, który naukowo badał drobiny wody. Nie pod względem składu a budowy. I nie budowy takiej czysto chemicznej - h2o, tylko zmrożonej po poddaniu jej działaniu różnych bodźców.
w skrócie- słowa i muzyka np klasyczna, słowa: Miłość itp, modlitwa nadawały piękne, geometryczne kształty kryształkom lodu. Metal i podobne w klimacie oraz słowa o negatywnym wydźwięku tworzyły bezkształtne, brudne grudki.
badania innych przyniosły wiedzę, że woda ma pamięć. Wszystkiego. I nawet brudna, zanieczyszczona, gdy jest poddana dobrym wibracjom przejmuje te dobre cechy.
no dobrze. Tyle wstęp.
środek krótki.
z nieba woda w formie pięknie geometrycznych płatków sypie nam się zimą. Aktualnie nie sypie. Nie chce. Nie może? Nie wiem.
wnioski dame sobie wyciągajcie jakie chcecie.


i proście o śnieg.

leniwie?

mój nowy rok zaczął się w gody. Słowiańskie. Tera to urzędowe i merdialne widowisko doprowadzające mnie do szału. Czopy od 17- tej strzelają. Psy trzęsą doopkami.
jako świeżak w starej tradycji rozpoczęłam tydzień temu 7518 rok. Nieoficjalny. Oficjalny tylko w papierach.
pracowity dzionek. Niby nic. Tylko zakupy, gotowanie, pranie światowidem. Lubię.
w saganie gulasz na paście pomidorowo-bakłażanowej z pomidorami i nieodłącznym chili.musi być moc w zimniochę. W drugim bigos na dziko z jałowcem. No, mega dobre! Bogu dziękować.
jako popierdółka- kwękająca czasem- naoglądałam się wangi. Tia... Będzie co ma być.
nóziećki z zawiasów mi zaczęły wyłazić więc z rozkoszą zakopałam się w bambetle. Otulona kordełką gapić się będę w kryminalne. Albo pośpię przynajmniej do 22-giej. Wtedy kanonada wzrasta.
muzę ominę szerokościom.
wogle to nie ogarniam całej tej hucpy. Mogłaby nie istnieć.
jutro o do rodzonej wypad na chwilę i po igły. Będę warzyć mikstury zdrowotne. A co!?

środa, 30 grudnia 2015

koniec wieńczy dzieło

skończył się syrop sosnowy. Piękny płuca wypluwa. Czas sięgnąć po środki zaradcze.
jutro wyprawa na liście sosnowe. Będzie syropek i herbata z onych. Pyszota :)

wtorek, 29 grudnia 2015

kolędować Małemu

po części potylicznej echem się niesie kolęda: A u żłóbka Matka Święta. Itd
dochodzimy do słów- czuwa i uśmiechnięta. I tu od razu widać, że napisał to facet.
Dzieciątko zmęczone śpi a Matula czuwa i na dodatek uśmiechnięta. Kto był matką ten wie, że to nie idzie w ta strona. Się fizjologicznie nie da. Po porodzie, w połogu kobieta pada. Wyczerpana. O uśmiechu po fali skurczów porodowych trudno mówić. Tym bardziej u przesrtaszonej, niedoświadczonej nastolatki. W obcym, obskurnym miejscu, bez wsparcia domowych kobiet, bez podstawowych rzeczy dla Dziecka.
śpiewamy i unosimy w emocjach odrzucenie, samotność. Upublicznienie najintymniejszych więzi.
zastanawiam się jaki prócz oczywistego niosą te pieśni. Na ile spójne jest to z rodzimą tradycją Słowian.
niewątpliwie Dzieciątko. W innym wymiarze, ale przecież Gody to narodzenie Nowego. Roku. Tu narodziny, tam narodziny. Tu słońce, tam gwiazda. Tu wróżby i życzenia tam trzej królowie. Mędrcy, magowie, astronomowie. Boć po gwiazdach szli. Życzenia i dary.
nic to. To taka robocza notka. Żaden przyczynek do czegoś głębszego.
tylko tak usiłuję ogarnąć rzecz następującą. Stwórczą rolę Najwyższego i konsekwencje. Czy przewidział wszechstronny rozwój Jego kultu- religie- i konsekwencje onych? Czy to było Jego zamierzeniem? Chyba niekoniecznie.
nic tak bardzo nie wali po oczach jak radosna twórczość ludzi i wykorzystywanie własnych tforóf- religii- do celów strikte ludzkich. To tak w odniesieniu to zlanej krwią ziemi.
no właśnie. Znów analogia. Ofiara odkupieńcza Jezusa.
włącza mi się znów realista. Czy mamy mocne dowody prócz wizji i st i nt które nie są mocne w sensie dowodowym, że te zdarzenia faktycznie miały miejsce. Że żyły i przeżywały swoje życie właśnie tak, Te Osoby?
nic na to z codziennego życia nie wskazuje prócz....Faustyny.


z perspektywy wieków wszystko można przyjąć i wszystko można odrzucić. Pewne wnioski bolą jak cholera. Przez pewne rzeczy przechodzi się jak przez mękę.
mieć otwartą głowę, myśleć bez strachu to wyzwanie.
na fb ktoś wrzucił info, że Francesko zakazał ewangelizacji żydów jako braci starszych w wierze. Ogólne to jakieś, bo kto to żyd we czasach współczesnych, czyj potomek.
logicznie więc powinniśmy żyć wg Tory , Miszny i wogle tradycji żydowskiej. Cholipka, kto to żyd. Skąd i jaki on jest. Co go wyróżnia?
i który odłam judaizmu nas dotyczy? Czy kabała ze swoimi kamieniami- białymi, w odróżnieniu od czrnego meteoru z mekki też?
znów zamęt, ferment, dym.
i biedny Pan Bucek w wersjach dwóch- krwistej- zaciera ręce, w wersji almaturel, załamuje, bo nie po to dokonał stworzenia i przyszedł jako Odkupiciel żeby była draka. Osstawmy to.
judaizm, a co przed? Kościół egipski i jego król, który pierwszy doznał objawienia i uznał jednego Boga. Nie pomnę jalk mu było. Przyjaciółka.
w którym wieku to było? nie istotne. Istotne,że przez eony człowiek rósł, dojrzewał w otoczeniu panteonu bogów, nimf, gnomów elfów strzyg dziwożon i innych leków.
w każdym zakamarku ziemi co innego. I Pan nikomu łba z tego powodu nie urywał. Bo On miliona umion jest. Manitou na ten przykład.
i w nie uznanej ewangelii św Tomasza Jezus mówi: Złamcie gałąź i tam mnie znajdziecie, podnieście kamień, i tam jestem. Bóg wszystkim we wszystkim. Czy to się klei? Bardzo nawet. Więc te kopie o co kruszone? o władzę. Bo prze a moje jest mojsze.
czy włady tego świata stosują- nie zabijaj? Łapy im krwią ociekają. Który poza szwabami stanie w Norymberdze? Stalin? Czy wspólnicy i spadkobiercy faszystów na całym świecie. Korzystający z dorobku nieludzkiego cierpienia doświadczalnych.


wychodzę z tego, wracam na niwę, do natury. Chcę poznawać bardziej dary Najwyższego. Jego dzieła i stworzenia. Inaczej. Po swojemu.

parszywek z chlewika

to co czytam i oglądam niewątpliwie ma wpływ na moje postrzeganie świata. Staram się nie zabetonować. Tysięczny raz rzucona w oczy informacja powoduje, że zaczynam myśleć. Taka jestem, spowolniona w reakcji. Pana Jezusowe- wszystko badajcie a co dobre zachowujcie- chwilowo się włączyło.
nie ma co gadać, adwent minął mnie szerokim łukiem. Roraty takoż. Młąda zdumiona, że jak to, czemu do kościoła nie chodzisz?
najpierw milczałam, bo generalnie to moja sprawa, potem gdy swoim zwyczajem zaczęła drążyć, uznałam, że muszę wyjaśnić, by nie było strat w rodzinie.
rzecz jest prosta i zrozumiała tylko dla części, która miała podobne doświadczenia. Nic nie woła, nikt nie zaprasza. Nie ma wewnętrznego przymusu- iść, chodź. Jestem w oczekiwaniu na zaproszenie, a może to czas dany na przemyślenia.
"obrzydły mi wasze święta"- tak rzeczy Bów w st. Może coś na rzeczy?
w każdym razie to był dobry czas na pogłębienie wiedzy związanej z Godami. Czas między jednym a drugim rokiem. Na przypomnienie zapomnianych tradycji związanych z przybieraniem dnia, na świętowanie odrodzonego słońca. Telepie mi się potylicą król słońce, nasz osobisty i bardzo fizyczny.
w każdym razie cofam się historią do X wieku i resztek słowiańszczyzny. Usiłuję przypomnieć sobie co to ja czytałam kraszewskim. Bo ony to skarbnica wiedzy. Ale cóż, lata minęły a i dodatków i objaśnień nie czytałam. Zbyt wiórowate to było, w pewnym sensie techniczne. Nic to. Nadrobimy.
święta mninęli, pojadli my, nie pili. Nagadali się, naśmiali, powymieniali informacje\ poplotkowali. Było jak być powinno.
miśki intencyjne na drzewku wisiały.
bombkowe trzy miśki. Razem. Przy sobie. Bo tego pragnęłam. Te miśki to symbolicznie dzieciaki . No i byliśmy razem.
piękny przez całe święta. Piękna już po, ale się stykli.


z babelotem w kontakcie. Czasem śmiesznie. Dzwonię w niedzielę. Nadaję raport, coby się nie denerwowała. Odzew mamuni- to nie ważne, muszę ci złożyć życzenia.-- mamo, już sobie składałyśmy. W tle jak echo ciotka. - nie, nie było. I powtórnie się dzieje. W końcu dobrego nigdy dosyć? Prawda?

piątek, 25 grudnia 2015

klimatycznie

wigilia za nami, Gody w trakcie. Do 3 króli. Najedzeni, wyspani, zrelaksowani nasączamy się świętem we troje. Rozleniwieni i syci niespiesznie przerzucamy się słowami. Każde z monitorkiem w łapce. A to o remonciku, a to o pogodzie, grze, która idzie jak krew z nosa. Kangury świętują wilię na antypodach. Gorąco tam. Pierworodno samo sobie. Na zdrowie. Już nie przejmuję się.
przed nami kurak z warzywami. Micha wisi nad nami jak złe.
aż nie wierzę, że jest tak miło, nostalgicznie. Jest zwyczajnie dobrze. Potwornie leniwie :)

środa, 23 grudnia 2015

cisza

ocho, mama już wstała, i myślami mnie goni. Z dalaczynnie, bo babelot wczoraj wyjechał do ciotki. Ze smyczą. Pierwszy raz. Czyli z telefonem. Najpierw był nerw, bo znów. Wyszła na zakupy i znikła. Potem galop na stację po starter i doładowanie. A potem przymus wyjścia po nią. Szczęściem już była w budynku.
wpisałam podstawowe dane, siebie wybieraną numerycznie i krótka nauka.
- wciskasz 2, naciskasz zieloną słuchawkę i przykładasz do ucha. Jakby co. Nie naciskaj czerwonej bo wyłączysz telefon. Jak telefon wyłączysz to dłużej przytrzymaj czerwoną.
potrenowałyśmy chwilę i czas w drogę. Oczywiście z przeszkodami.
na przystanku okazało się że nie. Wzięła pieniędzy. Wskazane miejsce gdzie je upchnęła okazał się puste, więc powrót do domu i grzebanie za kasą. Zero, nul. Miała przy sobie. Krótki oddech i znów na przystanek. Z wózkiem i torebusiami. Tym razem Bozia pokarała i prawie godzinne czekanie na autobus. Korki. Ja już wymiękałam a babelot twardo postanowił czekać. Pojechała. Od czasu do czasu krótki nerw we mnie, znaczy dzieje się. Dzwonię. Po trzy razy pod rząd bo zanim wyciągnie telefon z kieszeni to finał. Gadamy. A to już na przystanku, a to miły pan wystawił jej wózek, a to przewiało ją p innym autobusem podjechała kilka przystanków dalej. Finał- przewróciła się w autobusie. Szczęśliwie nic się nie stało. Odebrana z przystanku dotarła na miejsce. Ufff... I wtedy przypadkiem wyłączyła telefon. Konferencja na szczycie i wszystko znów gra.


nie wiem jak. Tam u Was, ale u mnie to i bez telefonu wiem mniej więcej co z najbliższymi się dzieje. Czy jest ok, czy mają nerwa, stresa, czy inne zdarzenia mają miejsce. Taki kontakt myślny, bez udziału woli.
babelot teraz zadowolony, pogodny.
a przede mną orka na ugorze czyli sprzątanie. Boszsz, żeby mi się tak chciało jak mi się nie chce. Bo sagany gotowe.
prócz a może w trakcie jakieś małe przemeblowanie zrobię bo żeby meble stały przez kilka lat w tym samym miejscu to isto zgroza. Ale najpierw skonsultuję z młodą i siłę i moc w postaci pięknego nachęcę.
gody będą we troje. Bez choinki, za to z nadzieją. Dziś wszystko się okaże.
niespodzianka :)

wtorek, 22 grudnia 2015

i tak za dużo

przygotowania świąteczne w zakresie potraw w zasadzie skończone. Będzie barszczyk, kompot, śledzie w trzech odsłonach, karp to jak mi wyjdzie ;), sałatka jarzynowa, kutia i makowiec.
robótka przerwana galopem do rygi. Pyśna śmietanka kremówka uht Łowicza. Łakomstwo ukarane!
pierogi czekają na młodą a potem tylko sprzątanie. Sprzątanie...
choinki nie będzie, kutia bez miodu ale co tam :)
powoli, powoli do przodu. I tylko jeden dzień mi doszedł. Taki skutek siedzenia w domu.
może jutro ogłoszę radosną nowinę? Kto wie?

odwyk

robię sobie odwyk od polityki. Szczerze mnie to nudzi. Już. Bo to nie polityka a interesy. Prowadzone z lepszym lub nie efektem. Kurtyna


mikołajowy prezent 🎁 - kasunia - wykorzystany iście po kobiecemu. Nabyte sagany i wiatraczek do wentylacji. Wybory. Wybory. Buty czy coś? Cóś.
dziś zaczyna przyrastać dzień. Wg tradycji słowiańskich zaczyna się nowy rok. Jego motto: Nie krzywdzić i nie pozwalać na krzywdzenie. Tyle.
babelot histerycznie przed świętami. Oczywiście domyśliłam się o co chodzi. Tęskni za siostrą. No i jedzie do niej. Na święta i dłużej.
zostajemy na włościach dwie i stadko czworonogów.
w sprawach zasadniczych też zanosi się na zmiany. Ale na razie sza!

poniedziałek, 21 grudnia 2015

oliwa sprawiedliwa

hm... widzę jedną, potężną korzyść z tego burdlu, który zostawiła po grzebiąć w TK.
ludzie bez względu na upodobania partyjne lub ich brak zaczęli się interesować polityką, prawem i zapisami w Konstytucji.

co do lotnego powiedzenia "resortowe dzieci" to isto prawda. faktycznie, przeważająca rzesza fanów po to dzieci funkcjonariuszy różnej maści. nawet jeśli nie żrą z koryta to wkodowaną mają niechęć do polskich tradycji. związanych oczywiście, ż obrzędami kościelnymi. bo prezentów pod choinkę sobie nie odmówią. nic to.

jestem zła, sfrustrowana pluciem, wyszydzaniem. oburzona wciąganiem w polityczne gierki dzieci. to chore, po prostu.

jak się to skończy? nie mam pojęcia. merdia w większości niemieckie. czy ktoś coś myśli. sięga do prawa? patrzy na interes polski dalej niż poza własne interesy?

nie chce mi się pisać. gadać. opada wszystko!

krótki filmik z brytanii uświadomił mi jak wygląda demonstracja w brytanii. każdy może, o każdej porze. bez zgłaszania gdziekolwiek. policja MA ZASRANY obowiązek zapewnić mu bezpieczne wyrażanie swojego zdania.  miłość do islamu objawia się przeróżnie. nie pomnę gdzie w brytanii w ciągu kilkunastu lat gady zgwałciły kilkaset dziewczynek. w jednym tylko mieście. i zawsze było to zamiatane pod dywan. to też oblicze dupokracji.

oszczerstwa, kłamstwa z e strony po i zwolenników oszałąmiają. merdia traktują jak fałszywą, z pełną premedytacją, tubę, faktycznie uważając ludzi za bezrozumne stado.
miłośnikom po i im podobnych czas się kończy. przynajmniej w kłamstwie. odtajnione teczki dobitnie oczyszczą. zresztą nie trzeba teczek. wystarczy wpisać odpowiednie nazwisko i coś co nas interesuje, i wszystko jest jasne. wiemy z kim mamy do czynienia.

ja nie opowiadam się ani za pis, ani za po tylko za Polską i prawdą. a ona współcześnie jest mierzalna. i tyle.


sobota, 19 grudnia 2015

ludzie są popierdoleni

poczawszy od tych na szczycie do nas, na dole. ciurkiem. i chyba trzeba uznać to za stan normalny? bo to większość tak ma.
co prawda jeśli durniom pozwolisz na wszystko to i świat będzie taki. no i jest. bez dwóch zdań.
taka sytuacja. przychodzi gruba. gruba po całości. i ciałeł, i wrażliwością, i zawartością portfela, o wrażliwości szkoda gadać.
jestem sobie obserwatorem. paczę, słucham, wyciągam wnioski. no i pierdzielnęła jak chory w kubeł. znaczy się pojechała po mnie. no taka kufa dowciapna inaczej. błysła i świsła intelektem i ucieszyła się, że taka elokwentna. trochę mną miotnęło, coś odpowiedziałam, ale jakby wisi mi to kole. paczę na oną i się zastanawiam co to ma w głowie i sobie poza pychą, chamstwem i butą. wdzięku też posiada nieco i tym nadrabia. gdyby wyskoczyła z gumofilców, byłaby uroczą kobietką. a tak cham i tyle. w pozłotku.
paczę bez emocji na młą mamę. bez bo i po co. czasem młoda przeprowadza wiwisekcję. czy mama brała cię na ręce. niom, jak byłam chora czy zmęczona. czy na kolana. niom, w autobusie. czy cię głaskała? nio, jak jej uświadomiłaś. czy całowała. ni chu. czy tuliła? zapomnij. a wszystko z powodu reportażu o niepełnosprawnym dorosłym i jego matce. i wypowiedziach innych jej dzieci. że czuła, troskliwa, opiekuńcza. co to?
werdykt młądej jest druzgoczacy: nie jesteś matką, nie chciałabym żebyś była moją. kurtyna
paczę i słucham. podglądam relacje ludzkie. i nie dziwię się że panuje ogólny chlew i ześwinienie. po prostu inaczej nie potrafimy. nie mamy szacunku do innych, a jeśli mamy to szybko go tracimy obcując z nimi. bo nie dotrzymują słowa, bo kłamią, bo podglądają, bo nie zachowują się właściwie. i niestetyż schodzimy do ich poziomu.większość. nie wszyscy. pacz akcja w sejmie. on świnia to i ja też. bulwers idzie po całości. dupolizy usiowe i aniołowe płaczą w merdiach bo micha się skończyła. lecą jak ćmy do agory, tvnu i gorzkie żale wylewają. wszystkich równi wyjebać na bruk. sprowadzić do poziomu większości polaków. najniższe stawki zarobków, najgorsze leczenie, brak dostępu do wszystkiego. i wilczy bilet. zakaz podjęcia pracy. miłość się skończyła i zrozumienie. lata ludzie dostawali w dupę a zdrajcy i emigracja skrzywiona naigrawa się z wyborów. rozumiem ból dupy, wszak demokracja miała być na ich zasadach.
nie zachwyca mnie to co się teraz dzieje. nie zachwycają podpisane ustawy, sojusze, wizyty. mimo wszystko jednak liczę na to, że przynajmniej pewnej grupie się polepszy. Że dzieci nie będą odbierane rodzicom, że emeryci będą mieli leki za free. ciut to już dużo.
nie liczę na rewolucję, ale nie mogę stać jak znak drogowy i nie mieć zdania. wewnętrznie się zmagam z niechęcią do pewnych osób, ich obecnością na arenie politycznej a nadzieją. przy po ona zdechła. teraz powoli odżywa.
ja na nic nie liczę, tu nadziei nie ma. wszak w programie pisu nie ma nic o 50+. żadnej sensownej propozycji. bo to takie ni to ni sio. bo z założenia to grupa aktywna zawodowo, doświadczona itp
tylko jakoś tak się dzieje w wielu przypadkach, że po przekroczeniu pewnego wieku, w wielu sytuacjach oni idą pierwsi do odstrzału. taka sytuacja.

przypadkiem spotykam tego samego sąsiada w windzie, przypadkiem łapię spojrzenie nieznajomego pełne nieskrywanej nienawiści. przypadkiem trafiam na szujstwo różnej maści.
czy ja pępek świata tego? ni. paczę, robię co moje albo i nie. zwlekam się na odmózgu rano i zastanawiam się co rozpocząć z tak chu... rozpoczetym dniem. programowo uśmiecham się do siebie w lustrze,  zakładam kaloszki nadgryzione drabią paszczą i ruszam na obchód psiego rewiru. przeważnie planuję niewykonywalne. bo.. taka sytuacja. i zastanawiam się mad sensem.
pacze bo mogę, robię, bo mogę, czekam bo mogę. czego nie  to próbuję. przebijam się przez ścianę niechęci, sama budując wokół siebie coraz wyższy mur obojętności. wznosze blanki, lukarny, szydzę i naśmiewam. czasem dopada mnie totalny stupor. pomysłowość ludzka nie zna granic. nie ogarniam.
iść, iść byle dajej, byle zniknąć z horyzontu zdarzeń. zejść w niebyt, odpłynąć, zapomnieć. stracić perspektywę, wyzwolić się z uzależnień, odetchnąć na swoich warunkach.
ogarniam inaczej, wbrew

piątek, 18 grudnia 2015

zdrówko

Nic nadzwyczajnego się nie dzieje. czystek jest na wagę złota. żaden katar, kaszel, wirus mi nie straszny. i kiedy ktoś marudzi-ciotka-mówię-kup czystek, pij. nie pije, choruje, ponoć. jej sprawa. duża jest, sama siusia.
kalsycznie teksty o wylogowaniu się z systemu, czyli samobójstwo. to tak na kilka dni przed emeryturą. i groźby niekaralne-po mojej śmierci zaskoczę cię kilkoma niespodziankami. kobito-nic NAS nie zaskoczy. spodziewamy się wszystkiego. a dawać doopy za gruszki na wierzbie to tylko idiota. bez gruszek tyż.

w poszukiwaniu odpowiedzi na istotne pytanie-skąd czysta woda zdatna do picia-sięgłam do wuja gugla. nawet nie grzebałam za głęboko i odpowiedź, sprzeczna z deklaracjami sanepidu i filtrów-sama się pokazała. tak, w warszafce pijemy wodę z fluorem. dawki są różne. i nie ma to specjalnego znaczenia. norm ustawowych przeważnie nie przekraczają. rzecz w tym, że fluor odkłada się w człowieku. ze szczególnym upodobaniem w szyszynce. ale to chyba wiecie.
problemem nr 2 są rury. plastiki,. no poli różne , w sensie plastifikatory w tym fenole też w wodzie w gratisie pływają. czeci to leki. izotopy i chusteczka wie co jeszcze. nie chcę wiedzieć, przestaje mnie to interesować. chcę, żądam czystej wody.

plan pieroński miałam coby nabyć dowolną ilość skrzelowatych, zamarynować odpowiednio i uwędzić dymem. np na legalu w kabaciech. ale mokroć, wszystko drewno wilgotne, no i kiszka.
sylwka można by ogniskiem przetestować, grillem też, nawet na śniegu bo i czemu nie, namiotem uczcić wyścielonym jedlinom. fajna rzecz tylko w groopie najfajniejsza. domówki, dżamprezy lokalowe są pase i nuuudne. no bosz ile można wlewać w siebie %, gibać się do osłuchanych hitów, w tv oglądać wciąż te same ryjki. wieje tu niewyobrażalną nuudą. więc chyba zmodyfikuję plany noworoczne, nastawię się na imprezę plenerową i może wigilię tyż. bo i czemu nie? bum boxa na usi styl posiadam, moce i zasięg ma. oby aura dopisała to będzie dobrze.

generalnie nudy, czyli nic ciekawego

jedynie ssssejm podnosi ciśnienie, ale nawet swetru zmęczony. na wpędzie ulicznem oddał ostatni dech. no bo najpierw bruksela, trzeba odebrać wytyczne, potem agitka, by wyroiło się to i owo i w końcu sklęsł.

młoda pognała między bruzdy w sprawie pracy. fundacją organizowane. rozmowy itp. odpowiedź ma być przed świętami. może w końcu ... prócz tego plik druków do wypełnienia związanych z objęciem patronackim młądej. że niby pomoc wszelka, głównia pasza i te rzeczy. no nie, sory, dziękujemy... czekamy na ofertę pracy a nie darowizny.

bezdech nocny mnie dopadł dubeltowy. raz za razem.
jak zwykle,ha... to już drugi raz, walczyłam we śnie o oddech. jeno tym razem ręce miałam totalnie bezwładne. wisiały mi po bokach takie szmaciankowe łapki. oddech usiłowałam wymusić oderzaniem plecyma w ścianę i tu dupa. senna ja przenikałam ścianę na durch. więc zaszła zmiana. ;) nic to, co ma być to będzie, tylko wrażenie jest nieprzyjemne. kto lubi nie oddychać?
zastanawiam się czy ma to związek ze smogiem, który tego wieczora równym trupem zasnuwał ulice. miazga, masakra, to za małe określenie na to co wisiało na wysokości nosa mego. tłusta, śmierdząca mazista maź ze wszystkim. bleh... przekroczono chyba wszelkie normy Krakowa, Ślunska i co lepszych trucicieli. nie wykluczam. wracam do spania na brzuszku.
wrażenia potwierdziła młąda. wyszła, zaczęła kasłać, wróciła zdegustowana do domu, skontrolowała stan świżego na balkonie. jak zwykle nie był doskonały ale o niebo lepszy niż przy gruncie. w planach nabycie masek p/smogowych.
skądś nieśmiało dochodzą wieści, co ratusz chce wprowadzić darmową komunikację miejską. no już to widzę, jak prezesunio popyla busem, a pani profesor integruje się z palnktonem.  dupokracja ma niestety tendencje samobójcze. dyktator pizdnął by łapką w stół, krzyknął: achooj! i wprowadziłby: 1. zakaz wjazdu pojazdów do warszafki poza uprzywilejowanymi,2. darmową komunikację dla tuziemców, dla nietuziemców x3, 3. parkingi pobudowałby na peryferiach. darmowe oczywiście. ale dyktat się skończył, jest dupokracja, czyli zgłąbienie i lemingoza na maxa, więc zdychamy z lekka i powoli.
nic to. baba wanga przepowiedziała, że w przyszłą wiosnę ma pierdzielnąć wojenka. oczywiście nie u największych zadymiarzy świata. bo oni za górami, za lasami, za siedmioma morzami. daj boszsz, żeby wybrali na prezydenta najgłupszego z głupszych. niech i ich Bozia ukarze. niech cały świat nabija się z durnoty usiech. bosze daj...;)
więc pytanie retoryczne zadam: - pakiety przetrwaniowe przygotowane?

chwilowo dotleniam się podwarszawsko. grzeję doopke w bambetlach, jaram się spokojem, choć wolałabym czem innem. przynajmniej czesem ;)
plany na michę świąteczną są takie: młąda żąda pierogów, barszczu czerwonego i karpia w hurtowych, psiękny-jakiejś rybki, sałatki, a mi tam ryba. pierworodna milczy jak grób. nawet tlf nie odbiera. kurde, raz do roku, no 2 może zrobić łaskę i pojawić się na spędzie rodzinnem? chyba?

wtorek, 15 grudnia 2015

ruskie na czasie

to fakt. z doopy strony i cichaczem, bez statystyk, za to w intensywnem zielonym, ruskie jadą blogiem. a niech tam. na zdrowie.
oglądam tv i latam netem. jedno i drugie w celach porównawczych choć na uj mi to. proporcje i rzeczy miara zachwiane w sposób chamski i orydynarny. a niech tam. i tak na to nie mam wpływu. tylko oglądam.
skupienie na tk merdiami w sposób oczywisty wskazuje na knucie w zaciszach. z pewnościa coś pierdyknie. podejrzewam. ale pożyjemy, zobaczymy.
matematyka usługowa w programach różnej maści się objawiająca, na ten przykład cybernetyka społeczna, na całej linii zawiodła po. bo nic programy, i że tak wychodzi, skoro nie bierze się najprostszego z czynników-wewnętrznej uczciwości człowieka, nawet gdy zewnętrznie świni. to taki paradoks wkodowany w gena.
pewnie kazdy pamięta rosswel i strefe 51. my mamy stowarzyszenie 61 czyli listę chcących, pragnących dorwać sie do koryta. a niech tam. co im będę żałować. udławią się bo polityka jest mocno niestrawna.
granice dupne są i tyle. sito to przy nich szmata gesto tkana. strefa bugiem stojąca przecieka. uchodźcy alias imigranci zarobkowi wsmykają do pl jak chcieć. w warszawie z całą pewnościa pogłowia przybyło. nie ganiają gromadnie o co dopytywał Ścibor ale parami lub solo. uroczy jest widok nocno poro śmigającego allahina w ścislem centrum wawki zakutanego w hustę arafatkę. i z brodziszczem jak cza. młądzież w wersji "europa XXIw" takoż hasa. roześmiani, szczęśliwi. no, bidy ni ma.
a życie dupy nie urywa choć śmieszy i cieszy.

poniedziałek, 7 grudnia 2015

niewykluci

to nie kuraki przed wielkanocą. to ja i stado zaskakiwanych, nieprzygotowanych do zderzenia z rzeczywistością, oszołomionych realem. boć to co się dzieje to nie maligna a prawda. prawda inaczej ale jednak. tylko ta prawda  mimo wszystko lata mi kole, o ile nie podstawia mi nóżki. a podstawia.
praca szukana odpowiada echem lub zwrotem- młodszych, młodszych, młodszych chcemy.
cóż, potrzeba matką wynalazków i w końcu coś wymyślę, nie ma tak, żeby nic. tylko ten czas się kurczy a doopa nie młodnieje.
dopsz, jest postanowienie poprawy a tymczasem czy ktoś wie, gdzie położyłam książkę do jogi. bo wicie, moja przyjaciółka...

wieczorem wyspacerowałam kumpla z podstawówki. stał skitwaszony, więc naciągnęłam na pogaduchy. fak! w świetle tego co usłyszałam to miał prawo zalać nie tylko robaka ale całe stado tasiemców. ojciec kona. w domu. bezpomocowy. guzy wszędzie, zablokowane jelita. nic nie przxyjmuje. nic. to kwestia godzin, max dni. coś jak z wujaszkiem.
i pragnienie, żeby choć raz jeszcze usłyszeć sensowne słowo od ojca. zwrot jaki osobisty. hm... dziecię w wieku mocno popoborowym czasu miało w chooj.
spotykamy się znów po kilku dniach. koleś z ręką na temblaku. pryszcz... gorzej, że ojciec zajmował się wszystkim. w głowie miał numery kont, gdzie i co w jakim banku. huuuu.... grubo.

raczkę boroczek uteracił w pracy. straciłby życie, gdyby się nie uchylił. paleta mu na głowę się desantowała. nic to by było, gdyby pracował jak biały człowiek wg zasad. pracował jak czarny. na czarno. bo przeca w wieku 50+ to tylko ludź na złom. bez świadczeń i innych atrakcji dostępnych w najgorszym z możliwych systemów. w syjocyjalizmie.

w oko mi wpadły wybory supra i miss. i jak niegdyś na palicach jednej ręki można było wybrać ładną pannę, to tym razem zawrót głowy. co jedna to fajniejsza. w tle pałętają sie texty o zimnej wojnie, master gar, hary portiet, kryminalne różne, petru, Duda, Toruń z Rydzykiem i piraci. kto to uniesie, ja się pytam?
czy ja sobą to oglądam? chatynka metrażem nie powala i chcieć lub nie, słyszę wszystko.
grubooo
 jedno co pikne i warte ócz mych lazuru to jubileuszowe występy Śląska. w Toruniu oczywiście.

sobota, 5 grudnia 2015

co gały widziały

temu wierzyły

a rzecz w tym, że powinniśmy mieć wypadkową najlepszych systemów. wszystkie przetestowane na żywych organizmach. nic tylko wybierać. przebierać. a tak, mamy spektaklum za spektaklum, i słuchowiska, i za a nawet przeciw i kołomyję i świrów i co kto chce.

to co gadał Kukiz - referenda. i tyle. i obowiązek głosowania,. a nie pi... bo mi nie zależy, bo po co, itd

jestem roz cza ro wa na

zdechł tablecik

trudno.. choć nerw trochę szarpie, boć pod ręką był i t d
teraz spacerkiem do bn. i dobrze. zasiedziałam się w domu.
z wieści poza tabletowych:
-śmiercia naturalną żółw odszedł w byt innowymiarowy
-panujący nam miłościwie nowy ład pod postacią sejmu ma u mnie karnego kutasa za akcję trybunalską. trudno-darmo. jeśli ktoś jest choojem to ja też muszę? nie muszę. nie podoba mi się to. a orędzie pikne nadzwyczaj, takie sennie uspakajające.
brak tableta to i dobre strony posiada. w ciszy porannej można przemyśleć spraw kilka, np skuteczność akcji- piłeś, nie jedź.
 ni chu, niektórym się wydaje, że wszystko im wolno. póki kogoś nie zabiją.
-pazury prawie tipsiarskie trzymają się super. czas na poprawkę, ale musze się wstrzymacz z oczywistości.
-tradycyjnie jak to o tej porze roku ciotka już umrze. i tak od kilu lat. w końcu ogarnęłam temat. jak i kilka innych przy okazji.
-sulejman doprowadzi mnie do ciężkiej nerwicy.
ciekawam w jakim stanie odnajdzie się hurrem, boć lata w lochu na cudnem obliczu napewno się odbiły ;)
-ręce mnie świeżbią do rewolucji domowej. już bym natentychmiast. chwilowo knuję jak to zrealizować bezkosztowo. np miast farby użyć naturalnych barwników. ech... życie jest pijenkne jak się knuje i kombinuje.
-tych co mnie nie znoszą uprzejmie informują że mam ich głęboko w doopie i żadne smętne knucia mi nie dokopią. to małe szczeniackie zagrywni wskazujące na poziom aśćca. kurtyna

środa, 2 grudnia 2015

fantastycznie

ale nie że życiem, bo cuda to sporadycznie i historycznie.
mam nadzieję, że netowe wieści, że jednak przyjmiemy ludziów, że dokładamy się turcji przy syfie finansowym w kraju okażą się bujdą na resorach. mam nadzieję. Prezyden podpisał goowniana ustawę, robią igrzyska z trybunałem, zamiast wzorem brytanii zakazać zadłużania państwa. zresztą co za różnica. przyjdzie nowa ekipa i swoje ustawy wmontuje. fantastycznie jest papierem. książką. czytam przed snem Dalekie szlaki Sniegowa.
"wy sobie, my sobie, cierpcie, skoro inaczej nie umiecie" czy to aktualne? jak najbardziej.
przedstawiony Sniegowem świat jest skonstruowany doskonale do czasu gdy okazuje sie, że gdzieś w odległej galaktyce istnieje cywilizacja śmierci.
doskonały ład społeczny " społeczeństwo istnieje dla dobra człowieka. każdemu wg jego potrzeb, od każdego wg jego możliwości". " w początkowych latach zasada ta była jedynie pragnieniem. należało dopiero uczynić wielką ideę oczywistym prawem. od tej chwili minęło bez mała pięćset lat i przez te wszystkie lata ludzkość doskonaliła się" głosem każdego człowieka i istoty z zaprzyjaźnionych planet, układów gwiezdnych podejmują trud budowy gigantycznej flotylli gwiezdnej w celu ustalenia kto to i na ile zagraża ładowi znanego świata i form życia. historia fascynujaca. kto zechce to poszuka tej pozycji. ja jednak zachwyciłam się czysto fantastyczną sprawą. głosuje cała ludzkość w sprawach dotyczących ziemii. w sprawach dotyczących wszystkich zaprzyjaźnionych planet-głosowanie przedstawicielami. a nad wszystkim czuwa Wielki Akademicki-komputer, który beznamiętnie ocenia i podpowiada, bez ingerencji w aktywność ludzką.
czy mi się podaba ta bajeczka dla dorosłych. jasne. choć jest bardzo odBożona. role aniołów strużów przejęły opiekunki. osobiste strażniczki dbające o bezpieczeństwo, odpowiadające na każde pytanie. w sprawach spornych odsyłające do Wielkiego. świat jest bezpieczny, syntetyczny, czysty, zmieszkały przez miliardy ludzi i nie tylko. no po prostu raj.
z ciekawszych nacji występujacych na kartach to Aniołowie, Galaktowie, Zływrogi, no i oczywiście rekonstruowane i doskonalone smoki z napędem atomowym.

żółw dalej zasiedla w bezruchu miskę. nie ogarniam. nie śmierdzi, ne rusza sie. nie puszcza bombli. daję mu szansę. jak przezyje to żyć będzie. jak nie żyje to trudno. kolorystycznie gad się nie zmienił. nic sie nie zmienił, poza tym, że jest wiotki. nie unosi się na wodzie. nie ogarniam.

wtorek, 1 grudnia 2015

agencje pracy

szukam pracy. za malo mi gotówki. przeglądam portale, oferty. czasem cos napiszę. np do agencji. na fb. wymienimy krótką korespondencje. nie ogarnęłam tableta na tyle, by umieć ufocić to w formie do udostępnienia.
sytuacja:
stawka 9 zł brutto za godzine. coś mną miotło. bo rozumiecie. wychodzi mniesięcznie mninimum. chwila zgrzytliwej korespondencji przy udziale innych, również na nerwie, i w końcu stanowisko agencji w pełej krasie:
--to my ustalamy stawkę, jak sie komuś nie podoba to niech szuka gdzie indziej pracy.
mi się nie podoba. szukam dalej.
wcześniej-tlf do agencji, stawka x, tlf bezpośrednio do firmy. stawka x.
wniosek z tego jeden, firma korzystajaca z usług agencji ustala z nia stawke za godzinę, reszta, czyli różnica między faktyczną stawka a ustaloną idzie dla agencji. wiadomo. z czegoś muszą żyć. opłaty, pensje no i pobory właściciela.

zaczęłam szukać na prowincji. w rolnictwie. 1800 za pierwszy miesiąc, 3 posiłki dziennie, możliwość zamieszkania. zadzwoniłam, czekam.
takie są oferty rolników.

szukam dalej

poniedziałek, 30 listopada 2015

chcieć

to już kolejny wolny dzień, gdy potomek zmobilizował mnie do ruszenia się z domu. nic piernaty, nic bambetle. karmił mać i młądą. boszsz... odruch pawlowa mi wyrobi i co wtedy :) bardzo, bardzo miło spędzony czas. z przyjemnością patrzyłam jak troszczył sie o młodą, jak był delikatny i taktowny. wow! czapki z głów!

na fb mam kilka ciekawych profili. róznych tematycznie. inspirujących. poradnikowo-zdrowotnych. fajna rzecz. przyłażą też różne reklamy, promocje, cuda-wianki. dzis trafia mi się " okazja". kurs robienia paznokci za  jedyne 1200 z okładem. oczka zrobiłam jak 5 zł, bo za free na you tubie można podejrzeć wszystkie możliwe techniki. może instruktorka daje dyplom? hm... ostatecznie tez tak mogę się nagrodzić :)

poradniki wnętrzarskie z cyklu- zrób to sam mają jedna wadę. prócz inspiracji nie dostarczają nic więcej. paczę na mój trędowaty sufit i lekuchno wzdycham. teorię logistyczna mam opracowaną. co wynieść, co wstawic, jakie czynności wykonać. nic to. może się w końcu odchwaci. a jak nie to nie wyrwę sobie reszty włosia.

a wołsie tradycyjnie o tej porze roku wyłazi mi garściami. wersja standardowa. mniej słońca, zielonego, naczynia na głowę. odbuduje się wiosną. zaszaleje latem, gdy będą brzoskwinie. nie wiem czemu, brzoskwinia srodkiem przekłada się na większy kołtun na zewnątrz.

kołtunem ciągnac wątek, zastanawiam się nad życiem pciowym matek polek kretynek, które z uporem twierdzą, że dzieci posiadaja w wyniku niemal gwałtu, czyli poddania się obowiązkom małżeńskim, wstrętnym, ochydnym, raniacym ich godnośc osobistom itd, tudzież z upodobaniem zohydzające potomstwu tę radosna działalność ludzką. a nawet jeśli nie radosną, to ratujaca związki.

w kwestii ratunku, to upsz informuję, że możluwy jest do nabycia pakiet ratunkowy. czyli ubezpieczenie na wypadek kataklizmów różnej maści. koszt to ponad 1500$ od osobo-człeka. w praktyce wygląda tak - dzwonisz, meldujesz " bomby leca mi na głowę, zabierzcie mnie stąd" i odpowiednia jednostka zabiera twój kadłub. żywy lub martwy. w polsce oczywiście nie do wykupienia.

kupić można wszystko. aktualnie kupujemy pokój od Turcji, a faktycznie od ue tudzież niejakiej Merkel, pacząc dalej od przodowników w walce o pokój ( kładziemy akcent na " walce") USA ( niech Ci będzie Stardust ;)) oczywiście to tylko na chwile, bo turki za chwile wejda do unii i cały problem uchodźczo - imigracyjny znow przytupie do ue. miłościwie nam panująca pani Merkel już zadeklarowała chęć przyjęcia kolejnej rzeszy rozbitków. tego zafiksowania ni w ząb nie rozumiem, ale gupia jestem.

głupota moja sięga dna, bo nie rozumiem jak dorośli ludzie mogą stosować metody z piaskownicy. moje mojsze, tego opluja, tamtemu dokopią, sypna piaskiem w oczy.  z niskosci swej paczę i nie pojmuję. na choooj to komu? ziemia jest ogromna, miliony wolnych hektarów, piwietrza i wody starczy dla wszystkich. a tu nie! moja woda, nawiasem mówiąc wodociągi warszawskie mają być sprzedane jakiejś izraelskiej spółce. mój ten kawałek podłogi! moj miedza! moje, moje, moje. aż do totalnego zasuplania samego siebie,zapętlenia na ja najmojsze. 

niedziela, 29 listopada 2015

w dzień gorącego lata

staliśmy na bazarku w centrum otwocka. wleźliśmy banda wesoła do zoologicznego. potomstwo i ja. rzecz działa się na poczatku transformacji za to w czasie nieograniczonego przemytu, co rzecza istotną jest.
w akwarium wielkosci nocnika zoczyliśmy szmaragdowe cudeńka. napalona wtedy maniaczka feng shui nabyłam czem prędzej 2 okazy . sobie i kumpeli, czy jej nie uszczęsliwiłam, ale że odpowiedzialna była, to nabyła : akwarium, grzałkę, korzeń. wygotowala kamienie, nabyła wołowine, lampe odpowiednią. słowem zaadoptowała gada. gad po krótkim pobycie zszedł. gady wołów nie jadają.
moja gadzina miała inaczej. trafila z rozpędu do miski, karmiona rybą, stynkami, rybą , krewetami, wystawiana w naczyniu w pogodne dni na słońce, pływala do woli w wannie- gdy uczucia nam sie skropliły. wyrosla gadzina solidnie. no i kiszka. nastąpił zgon. wyniosłam zgona na balkon, troskliwie owinietego, zeby zastanowić się nad formą pochówku. leżał z 5 minut, gdy mac narobila rabanu:
-gdzie żółw? wyrzuciłyście go? on żyje?
-jak żyje? przecież nie żyje!?
-żyje, ruszł łapką
-kiedy?
-no, jak byłam w łazience
oki, kopać się z koniem nie będę, przynioslam gada. smyram stiopę. podwija paluchy. smyram ogon, podwija pod skorupę. wymięklam. sru gada w wodę. grzej się gad. zobaczymy sie później. młoda od serca, lecz bez przesady, ociepliła mu ciecz. siedzi nad gadom:
-momo, on nie żyje
pierdole!
założylam, że żyje. i tak ma być. nie wiem jak rozpoznać gadzią śmierć. wujek google podpowie. a tam uj. jeden pisze tak, drugi nic. jeden, że gadzi trupek to pływa wierzchem jak śnięta ryba. inny że żywy, w letargu, leży pod wodą i tylko czasem bombla puszcza. jeden,  ze letarguja, spia, inni, że nie dopuszczać do tego bo może się nie wybudzić. no a jak mu to wypersfadować. budzik mu nastawić na budzenie co 5 minut? znam już wszystkie żółwie choroby, oczkami ma lekki wytrzeszcz, ale przeciez tej śpiącej królewny nie zaniosę do weta. bo wyglada - bardzo śpiąco. ktoś podpowiada, żeby zarazę dokarmiać przez sen, zeby nie zszedł z wyczerpania. kufa, no śmieszne bardzo. weź człeku rurkie miętką, wprowadź w dziób, głęboko-jak głęboko?-i karm strzykawką.
żółwia izolatka/ trupiarnia znajduje się chwilowo w misce. dogrzewany gad lampą. matce się przemieszcza, mi nie. ważne, że nie śmierdzi, nie puchnie. ale jeśli to cholerna sciema, znaczy się letarg, to go przy pierwszej sposobności obedre ze skorupy. 

nie ma mnie

znikłam
okopałam sie na z góry upatrzonej pozycji
zakopałam się w bambetle
kołdry, poduszki, koce
nie ma mnie
znikłam
unikam
tylko niezbedne
nie zauważam, nie słyszę, nie chcę rozmawiać

wylogowalam się z realu

sobota, 28 listopada 2015

niepogodzenie

tak to bywa najczęściej. wstaje, coś przegryzie, włącza tv, poogląda i zapada w drzemkę. pilnie obserwujemy stany po. wczoraj trafil sie agresor. stala w kuchni i nadawala. słuchałam póki mogłam, młądej zaleciłam schodzenie z linii strzału, w końcu wyszłam z domu, bo nie do wytrzymania. tak, niektórym na starość zmienia się charakter. lwy zamieniają sie w owieczki, owce we lwy. różna jest starość. alzcheimer, parkinsom, pierdylion chorób. jedni sprawni umysłowo do końca a fizycznie niewydolni. innym pierdzieli sie w łepetynach. myli im sie wszystko. sikaja np do lodówki, chodza po nocach, budząc domowników, inni zapominają drogi do domu. różnie jest. trzeba to przetrwać, bo nie wiadomo co będzie z nami na starość.
u mojej starszej niepogodzenie. ze wszystkim. zadręcza siebie i nas wspomnieniami, na które gdyby spojrzała z innej perspektywy, były by piękne. inne. po prostu. i nic tłumaczenie, nic pokazywanie na przykładach, nic, zupełnie nic nie pomaga. jej życie było straszne, ciężkie i nikt jej nigdy nie pomógł. z tym nie polemizuję bo to kit jakich świat nie widział. rodzice-nic. do 15 roku życia żyła w próżni. potem ciocia wzięła ją do siebie. utrzymywała, ubierała. ale to nic.  w wieku 22 lat pognali kwiecie do pracy. nieszczęście. wyszła za mąz, choć  nie chciała, urodziła mnie, choć nie chciała, uczyła sie, pracowała. postawila wszystko na prace i szkołe. mnie scedowala na 10 lat innym. skończyla szkołę ,  pracowała w jednym miejscu. w wieku 55 lat przeszla na emeryturę. 3 lata na emeryturze przeleżała z migrenami. potem się podniosła. bylo różnie, przeważnie znikała z domu, wraz z wujostwem poświecajac dniówki na rozpracowywanie totolotka. 15 lat z okładem rozbijała system. bo przecież się musi udać. tyle czasu musi dać efekt.
mój tata założył książeczkę mieszkaniową, z zakładu pracy dostała bezzwrotne dofinansowanie do wkładu mieszkaniowego - ponad 50%. przez palce patrzyli na jej ciągłe zwolnienia, bo ponoć dużo chorowałam.a zanim co, to znów ciocia przyjęła matke ze mna iojcem. opiekowała się mną latami, odprowadzała i przyprowadzala z przedszkola. karmiła, budziła i układała do snu. śpiewała, opowiadala bajki, dostarczala zajęć i rozrywki. to ona była matką, opoką.
a teraz zionie nienawiścią do wszystkich prócz pierworodnej. a pierworodna ma wyrabane. ma swoje życie, prace, pasje. i dobrze. niech trzyma sie z daleka. ja przetrwam, przetrzymam. moze zdarzy się cud i znajdę dodatkowy dochód by móc wynająć cokolwiek. a jak nie to trudno.
jest młąda. wiecznie poniżana, wiecznie na poczuciu winy. z coraz większym agresorem, z coraz większymi blokadami vs starsza,z coraz większą złośliwościa i jadem. szach i mat. sytuacja bez wyjścia. zero rodziny, strach przed mężczyznami, strach przed ludźmi, zerowe poczucie własnej wartości. to jej świat. a pomiędzy ja. jedna szczęśliwa, że ma choć mnie. druga zazdrosna i pełna fochów. wiecznie skarżąca. jęcząca. niezadowolona. z jednej strony chce żeby młąda poszla do pracy z drugiej ja mam byc w domu dla jej towarzystwa i obsługi. stres związany z brakiem kasy też dobrze nie robi. nic to by było jednak, gdyby było zrozumienie i akceptacja. ech...

piątek, 27 listopada 2015

na zakręcie

nie powiem, że wstałam w super nastroju. motyle w brzuchu zdechły. śmierć wszystko czyści. wygasza emocje. nawet tak mała, niepozorna.
odszedł nasz żółw. sprinter mu było. cicho. w milczeniu.
 ponad 15 lat wspólnego życia z małym skrobiącym gadem podplywającym do mnie gdy tylko się zbliżyłam, wystawiającym gadzią główkę z wody. odszedł.
i wszystkie emocje sklęsły. w mgnieniu oka zapanowała cisza.
nie wiem z jakiego powodu. może przyszedł jego czas; odmawiał ostatnio jedzenia, ale tak miał, krótkie okresy zmniejszonej aktywności, może babelotowi cos przypadkiem wpadło do wody, może skutkiem upadków bo miał uszkodzona sorupe, a nikt nie przyznał sie, ze mu wypadł. nie ma gada.
cicho odszedł.
wiem jak jest przy przejściu. świadomość mam nieuniknionego. wiekszość moich zwierzaków odchodziła na moich rękach, gadzinka też. jakby czekały na mnie. chciały sie pożegnać.
tablet na kolanach i przegląd informacji. dwie strony. pis i po. i czegoś nie rozumiem. partia , która skompromitowała się i została odsunięta od rządzenia odstawia szopki miast z godnością odejśc w niebyt. makiawelliczne, a raczej prymitywne działania, mające a celu blokowanie pracy sejmu. nie potrafia pogodzić się z tym, że ich kombinatorstwo zostało zablokowane.
nic to. dalej jesteśmy w dawnych układach i jako plankton faktycznie nie mamy wpływu na politykę. jeśli nie wprowadzą obowiązku głosowania, nie bedę brała udziału w tej szopce. przechodzę na pozycję obserwatora. oczywiście w związku z ostatnimi wydarzeniami.
jako polak powinnam wspierać pracę rządu i prezydenta. nauki kościelne mówią to samo. praktyka życia nakazuje coś zupełnie innego. zajmij się sobą.
wszystko razem jest tak nieracjonalne, sprzeczne z zasadami zdroworozsądkowymi.
kreske postawić jak mazowiecki, czy biała na blacie, żeby odjechać i zapomnieć o tym burdlu.
odejście sprintera to takie przypomnienie. - pamietaj, że umrzesz -
miliony bezsensownych śmierci, żyć przerwanych czyjąs ręką. czy to w usiech, czy syrii, czy we francji, belgii, syberii, w oświęcimiu, czy na polskich drogach.
nie jesteśmy cywilizacją, rasą jako ludzie, jesteśmy samą śmiercią. zabijamy nietolerancją, zachłannością, chcemy więcej, więcej i jeszcze więcej. nasze: -potrzebne mi, wykracza poza granice rozsądku. to nie potrzeba, to chciejstwo. zapełnianie życia rzeczami a nie ludźmi. to odwieczne -mogę-wiec czemu mam sobie odmówić.
tak, reset. nie jestem przystawką do cudzego życia. cudzych planów, potrzeb.

zawsze intrygowali mnie mnisi bez względu na ich religie. ich umiejętność rezygnacji z posiadania. zadawalania się absolutnym minimum. fascynujące.
od ponad tygodnia mam wyłączony telefon. sama soba. testowo- czy dam radę, na ile potrzebny mi jest w życiu. i z potrzeby koncentracji na rzeczach dla mnie istotnych. selekcji zdarzeń. potrzeb moich i ludzkich. czasem to trudne, bo przyjaciółka nóżkę podstawia, w wiekszości emocje i nadmiar informacji. ograniczam się a jednak nie potrafię pogodzić się z bezsilnością. duch kozaczy, duch buntuje sie przeciw manipulacjom, wykorzystywaniu, przeciw niesprawiedliwości, przeciw koniecznosci czytania między wierszami, przeciw-my jednak szukamy młodszych. choć uczciwie przyznaję, czasem mi na reke rzec prawdę-nie dosłyszałam, nie widzę.

w domu na razie cisza. milczenie. odpoczywam od słownych przepychanek. słów raniących, obraźliwych. odpoczywam w domu, w którym nie ma miłości ani zrozumienia.  otrząsam się z : - ty pomiocie alkoholowy. przetrawiam: - nie powinnaś wiązać się z ojcem. szukam w sobie pozytywów żeby nie upaść, bo kto jak nie ja. chwytam się każdej możliwej czynności by nie wchodzić w nienawiść. ręce wiąże brak kasy. myśli w przyszłość wybiegają- co dalej. ale bez strachu, beznamiętnie. niczego nie jestem pewna. w każdej sferze stoję na lotnych piaskach. w każdej chwili może zniknąć i to  co zdaje mi się, że mam.

przyszedł julek. siedzi obok i  i myje się posapujac. dzieki kocie. mogłaś myć doopkę w innym miejscu a jednak przyszłaś tu.  miziana łepetyna wpada w rezonans mruczenia.  miłe. miźnij tak ludzia to ci przyp... taka sytuacja

czwartek, 26 listopada 2015

kochane dzieci

jeśli:
bedę was obrażać
zatruwać życie
szykanować
śmierdzieć jak skunks i odwalać manianę

możecie zneutralizować mnie w dowolnie wybrany sposób

pracy, kasy, własnego kąta chcem!!!


na poczcie

hulaa, hulają po necie ogloszenia o pracę. rzucane na rynek przez agencje.
oferta nie powala, młoda sie zaparła, telefonem wypytala co się da. jadziem.
dojechalim. mila pani przedstawia grafik. 12 godzinna dniówka. przeważnie co drugi dzień.czasem raz w tygodniu. trudno. młoda ma parcie na robotę. pytam o coś innego. lżejszego. po chwili okazuje się, że jest. na komputrze. tyż 12 godzin z 15 minutową przerwa z możliwością przesunięcia przez managera na dowolne stanowisko. hmmm. o co chodzi? pytam dalej, ciągne za język. no i proszsz
stawka za godzinę 8 zł na rękę.
jeśli zawalisz to odpracowujesz.
jeśli nie możesz, bo np jesteś chory, złamałeś kopyto to nie ważne. masz 10-dniowy okres wypowiedzenia a co w tym czasie gdy nie możesz pracować i jestes na zwolnieniu? ano masz naliczane za każdą godzine 26 zł kary.
i tak: 12 godzin pracy to 96 zł.
zarwana dniówka, kara- 312 zł.
czy ktoś to rozumie? poza zabezpieczeniem interesu pracodawcy nic nie jest ważne. kto to wymyśla? dla kogo?

środa, 25 listopada 2015

podążając za

rodziców się nie wybiera tak jak i rodziny.
nie wybiera się dzieci. bierze się, co jest w pakiecie.
okres burz i naporów, który przetrwałam bez siwizny za to ze zrytą psychiką mam w zasadzie za sobą. aktualnie przerabiam fochy z powodu pierdół. bo prowadze psa na smyczy, bo nie rwę się galopem do aktywności, która mnie nie dotyczy.
generalnie relacje z młądą staram się przenieść na inny poziom. różnie z tym jest. z moimi emocjami również, szczególnie, gdy zawraca głowę totalnymi pierdołami. okres tolerancji skończył się. patrzenie przez różową szybkę również. skupianie się wyłącznie na zaletach poszło w pireneje. do niczego poza włażeniem mi na głowę to nie prowadziło. mamunia, mamusia, córciu, niuniu a finał taki, że wszystko ja, wszystko na mojej głowie. z lekka się otrząsam.
widok matki powoduje we mnie natychmiastową alergię. skupiona na sobie, kłamiąca jak recydywista, z zerową tolerancją na kogokolwiek poza soba i pierworodną. ot, uczciwosć. olać! póki jest w stanie samodzielnie dzialać odpadam z obsługi. alergicznie reaguje na bzdety wyssane z palca, na wydumane problemy, na podłość w codzienności, na robienie zsiebie  sieroty. wybucham jak wulkan, jak furiatka , nieparlamentarne fruwaja jak kule karabinowe, ale prawda boli jak s... i tłumione emocje niestety manifestuja się ... nie zawsze zdążę wylecieć z domu. sąsiedzi paczą na mnie jak na raroga, echo po klatce niesie, niesie. no, element jestem. pogoniłam " dobra" sąsiadke co to w ramach miłosierdzia finansowo dokarmiała młądą. -przepraszam, dziękuję. nie! jeśli ma pani dla młądej ofertę pracy to z przyjemnością ją podejmie. ( a w środku - won babo, won!)
wańkowiczowskie - gdy dzieci małe idziemy przed nimi i pokazujemy świat jest bardzo prawdziwe. gdy dorosłe, drepczemy za nimi odkrywając ich. prawda.
dorosle maja swój świat, którego nie przekraczam nie zaproszona. święto miałam ostatnio. pierworodna zrobila mi pazurki. zaprosiła do siebie.doceniam.
pieknysyn porwał mnie na lanczyk, do kina. spędziliśmy razem cały dzień.
przyglądam sie tym moim dzieciakom, widujemy się sporadycznie, i  tak synu, masz pierwsze zmarszczki. nic to ze mną. wspomnij pania z kasy-dla mnie zaproponowala bilet emerycki. miło mi, ze przez całe miasto służyłeś mi swoim ramieniem, że patrzyliśmy sobie w oczy, że mogłam Cię wysłuchać. to był dobry dzień.
dzieciątka mimo wszystko nie ogarniam. i już nawet się nie staram. pamięć wybiórcza, wylegiwanie sie do południa, żadnej konkretnej aktywnosci. tylko psy, tv, i trochę zajęć domowych. pchanie do szukania pracy bezcelowe. jednego dnia chetna, drugiego juz klęsnie. wszystko ze mną, sama nic. zwrócic uwage czy coś nawet żartem skomentować to obraza na długo. opadło mi wszystko. i już nie wiem jak to nazwać i co to jest, bo za jakiś czas wyskoczy z pretensjami jak królik z kapelusza, że z czegoś sie nie wywiązałam. a dorosla ci ona, przynajmniej formalnie, od lat. i mam takiego kfiatka w typie jej ojca rodzonego w domu. jaka jemioła. wleź pod nią i całuj, całuj, kochaj.
przestałam być wyrywna. wolontariat nie interesuje mnie. mój czas, moje zdrowie, moje życie. cenię je sobie. jeśli jestem potrzebna oczekuję rewanżu. sensownego. już nic za darmo. za free jestem dla dzieciaków i przyjaciół. tylko. 

wtorek, 24 listopada 2015

czasem tv dobrze posłuchać

bo nie oglądać :)
co wiem:
turcja: walczy z kurdami, którzy walczą z isis
            wypuściła do europy z obozów setki tysiecy uchodźców, wśród nich terrorystów
           zestrzeliła drona ruskich, którzy walczą z isis, dziś samolot
             kupuje od isis ropę zasilając ich finansowo
unia: współpracuje z turcją
            otworzyła granice dla uchodźców
brytania: dostała zezwolenie na atakowanie ruskich

obraz sie klaruje jeden. tylko ruskie walczą razem z kurdami z isis. europa jest za o czym świadczą otwarte granice i brak współpracy z ruskimi.

czyli kochani, jesteśmy przeciw ruskim a za isis :::::::::)

ja raczej niekoniecznie. raczej bardzo nie. wręcz przeciw. ja protestuję!!!!!


a co w realu?

opcje sa dwie podstawowe:
1. jedni robią zapasy, bo wojna będzie
2. drudzy poważnie zastanawiają sie nad azylem u ruskich.

lemingoza bedzie doopki nadstawiać aaaaaaaaaaa!

niedziela, 22 listopada 2015

znow afera ;)

ja tam niewiele wiem. w teatrze bylam ze 3 lata temu. chamieje na potęgę. ale mam zawsze wybór. na co iść, co chciałabym zobaczyć. ostatecznie są recenzje.
sztuka rządzi się własnymi prawami. demokracja weryfikuje. 
zastęp myślących inaczej zamanifestował swój sprzeciw. natchnienie takie mieli. milicja interweniowala, jakby nie mieli nic innego do roboty. 
dyrektor teatry w związku ze tym oczekuje odwolania ministra zamiast cieszyć się z darmowej reklamy. 
i tak dupa stala się sprawą polityczną. 
jak to mówił mój tatinek- " wszystko zaczyna się od dupy i na dupie kończy ".

sobota, 21 listopada 2015

mrówki

tak sie mówiło o nich. ojciec z matką i trzech braci. trzech zatwardziałych kawalerów zatwardziałych koniarzy.
pętałam się czasem po ich podwórku, gdy z jakiegoś powodu zostałam wyautowana z dzikiej bandy.
szlam od furtki ku domowi ostrożnie stąpając bosymi stopami. dokoła same sosny masztowe. ocalałe cudem z wojny, nawet nie draśnięte.
czy będzie co robić mówiły drzwi. jeśli zamknięte, to powrót. jeśli otwarte to dla mnie zaproszenie. czy ja pytałam czy mogę wejść? nigdy. zawsze było- o jesteś. chyba troche oczekiwana. i zaraz zaglądałam w sagany na kuchni, co też tam się pichci dla zwierzaków. z niecierpliwością czekałam aż dojdą kartofle dla świń, sagan stanie na stopniu, p.mrowkowa przysiądzie na progu i iubijakiem zacznie je rozdrabniać. trenowałam refleks wyciagając pomiędzy jednym a drugim uderzeniem  kartofel. obierałam szybko gorąca kulke parząc sobie ręce by zdążyć capnać kolejny, nienaruszony. obtłuczone to już nie to. asystowałam przy wydawaniu brei świniom. przy robieniu jej, przy dodawaniu poszczególnych składników. były różne w zależności od pory roku. ale podstawa to ziemniaki, mleko i zmiażdżone żyto. latem dochodziło zielone. pokrzywy, trawa, chwasty. mrówkowa zawsze w spódnicy, chustka na głowie, latem boso. stopy zrogowaciałe, pokryte kurzem, ręce pokryte sękami arterii. wiecznie w ruchu. co dzień rano przynosiła nam mleko w bańce. co dzień wyganiała krowy na pastewnik. czasem wg grafika cale dnie spędzała nad rzeką pilnujac krów i gęsi. kiedyś też stado świń wędrowało z bydłem. wszystko razem, w kupie.
mrówka rano zaprzęgał konia do wozu i znikał na całe dnie razem z chłopakami. wracali umordowani, zakurzeni, spaleni słońcem, milczący. czasem pochmurni, zatopieni  w mrocznych myślach otulających ich swym kokonem. bez słów zwlekali się z wozu, wyprzęgali, naciagali wodę, poili, worek z owsem zabierali spod pyska. szli  mroczni, sterani do domu. w ciszy siegali do miski. skrobali z namaszczeniem, nasycali się. czas na resztę bedzie. na ochędożenie się, na papuerosa, na nieśpieszne przerzucanue myśli.tylko raz widziałam ich rozbawionych, gdy jako matka dziecku trafiłam na nich przy odbieraniu mleka. siedzieli we trzech, jak zwykle orzy kuchni i kurzyli, dalej mroczni z wyglądu ale z jakąś iskrą życia. wlazłam swoim zwyczajem. -dobry, jestem lu. błysk w oku i poczułam sie mało komfortowo.. no tak, tak to tak. i to był mój ostatni raz u mrówków. matka jeszcze żyła, ojciec już nie. drobny, spokojny, zakochany w koniach jak i synowie. patrzący nie tylko na pokrój ale charakter. jego były po prostu miłe. synowie kochali wariatow. co jeden to gorszy. gnida kobyla mało mnie nie zabiła. kary ogier to furiat. ojciec z matką nie pidchodzili do niego, tylko chłopaki. krótko był. cudnej urody był. i dobrze, że się skończył, bo to dyjabeł był. szatan nie koń.
no i tak. byli mrówki i nie ma. działka podzielona, nowe domy. została tylko stodoła z tamtych czasów. przyszło nowe

I etap

pierwsze 10 lat
drewniany domek z ogródkiem i jak to się dziś mówi, bez wygód. woda w pompie na dworzu, drewniany kibelek pod płotem, dwie komórki. w jednej węgiel, druga zamknięta na głucho od lat. domek szeregowy jakby. użytkowany nami to pokój z kuchnią, sionka i weranda. w sionce " zagroda" dla węgla z jednej strony, z drugiej szafka na szpargały i nieodzowne, awaryjne wiadro na czas zimy. kuchnia z kredensikiem, miską na stelażu i kuchnia węglowa. pod ścianą metalowe łóżko na sprężynach, szafa. w dużym pokoju tapczan, drewniane łóżko z siennikiem z siana, oktągły stół pokryty obrusem robionym na szydełku, przepastna trzydrzwiowa szafa z lustrem, kredens i piec. to był mój dom. najlepszy, najbezpieczniejszy. latem słońce zalewało światłem najpierw ogromne paprocie, potem stół, by wieczorem, przed zachodem przeciskać sie przez gałęzie i okna ganku i znów przeglądać kąty w pokoju. z tego okresu został nawyk noszenia kapci. dywan nie chronił przed zimnem.
pamiętam ogromne kwiaty malowane mrozem na szybach, obłędne burze, których panicznie bała się mama i ciocia i szeptem, żarliwie odmawiane modlitwy. pamiętam zapach jabłek pieczonych na piecu, i ciasta drożdżowego, ciocine korale, oszczędną sieć kabli elektrycznych puszczonych wierzchem i ściany we wzorkach wałkowych. poranny szczęk fajerek na kuchni, skrobanie szufelki przy wybieraniu popiołu i lekuchny trzask rozpalającego się ognia. ulęgałki, darcie pierza na puch, bo potrzebna była poduszka, rower tatusia, jego ogromniadte buty kurzące się na półce. zacny numer51. kilim wiszący nad tapczanem z obrazkiem św Antoniego i idealnie zaścielone pieżyną łóżko cioci z nieodzowną lalką cyganka w kolorowej kiecce. pamiętam serdak kupiony mi gdzieś na odpuście, wyszywany kolorowymi paciorkami ze wstążkami na ramionach i korale do niego. pranie we frani, tran codzienny łychą podawany. latem trawa do kolan, zimą śnieg po pas, pompowanie wody do wiadra i dzielne taszczenie do domu-pacz ciocia jak ci pomagam, jaka jestem dzielna, noszenie węgla w węglarce i najfajniejsze, rozbijanie młotem wielkich grud, dziwienie sie na coroczny zagonek dratków, wizytu u wujostwa ze płotem i podglądanie świń w chlewiku, tudzież obieranie Asa z pcheł wielkich jak biedronki.straszenie szczurem listonosza, ganianie bez limitu po laskach, pastwisku, chlapanie się w rzece, napychanie czereśniami u dziadków, nieosfojeni choroby babci, szybki krok dziadka zmuszajacy do biegu, maszyna poniemiecka do wyrobu cegieł, wagi szalkowe i ciężarki różnej maści, wielki druciany kosz na ziemniaki i ziemianka z robalami.
samotne życie małej dziewczynki z dwiema wdowami. życie bez zakazów i ograniczeń z ciocią, z mamą już gorzej. manto obowiązkowo, strojenie, wyjazdy do dziadków nr II, gdzie muuuda kosmiczna. czasem rozrywka pt pójdźmy po ciastka na po obiedzie i nigdy takiego, które by mi smakowało. mieszkanie jak małe muzeum. i z takim samym zakazem dotykania eksponatów. i niezaspokojone zdziwienie. powroty nocą, w półśnie drepcząca obok mamy w ciemności rozświetlonej czasem blaskiem księżyca. częściej bez. i bez latarki. bo i po co. znany byl każdy fragment, zakręt, nierówność.
dom bez zwierzaków- do czasu. uratowana mną kocia mama z córką była krótko, wyjechała na wieś. przygarnięta mną suczka też dostała eksmisję. na dłużej, na lata ostał się mruczek. mój  łup. moje zwycięstwo. czarny z niebieskimi ślepiami. dobry, miły, cierpliwy kot. kochany przez wszystkich.
były też kozy. sąsiadów z odali. z metalowymi dzwonkami. ich dźwięk wyganiał mnie z domu. łaziłam z nimi po krzaczorach, podtykałam gałązki, liście chcąc się przypodobać. głaskałam niecierpliwe, twarde głowy, kościste grzbiety, szorstką, sztywną sierść. jedyna wśród dziesiątków dzieci znajdowałam przyjemność w byciu wśród nich. i  i 

piątek, 20 listopada 2015

ściema że coś

w sytuacji mało sympatycznej polazłam z potomstwem na cotygodniowe spotkanie w ramach uzdatniania człowieka na rynku pracy. znaczy się mobilizacji w poszukiwaniach.
miejscówka na podwalu. szumnie brzmiąca- zakład doskonalenia zawodowego. w skrócie -zdz. ok.wchodzimy. na lewo szatnia, gosć na fotelu. na wprost winda, schody, gablotki i sojaczki z informatorami o kursach, szkoleniach, szkołach. wszystko płatne. w bezplatnym, państwowym biurze doradczym. na lewo drzwi do biura aktywizacji. pacjent w środku. siedzi i siedzi. podejrzane- na lapku przegladaja oferty pracy. mija pół godziny i wychodzi. skrzywiony jak środa na piątek. opcje są dwie. albo nic nie znalazł, albo dostał ofertę do doopy za psie pieniądze. wchodzimy.
paniusia, mila stoktotka wita nas uprzejmie. rozmowa sie nie klei. pańcia niewyrywna. przejmuję inicjatywe. że ponieważ znajdujemy się w zdz-cie to czy bylaby tak mila i jakiś kurs byla zaproponowała. czy cóś. doraźnie. w sytuacji gdy z praca cienko, coby młada się doszkoliła. i rzucam lekko przykład podwarszawskiego up, gdzie kumpele na dzień dobry zasypano propozycjami. z dofinansowaniem przez czas trwania kursu. w końcu ma sie te oczekiwania gdy idzie sie do zdz-u!
stokrotka paczy na mnie jak na kosmitkę-" mówi pani o projektach"  achooj, niech beda projekty jakkolwiekby to nie brzmiało. projekt klejenia podpasek , projekt obsługi urządzeń biurowych czy najatrakcyjniejszy projekt obsługi koparek.
projektów proszę państwa nie ma. nie ma i szlus. jak nie ma to znaczy się nie potrzebne. tylko komu nie potrzebne. ja widze że są. ludzie topią masę kasy w kursy i szkolenia.
za haslem nie ma, kryje się nie ma kasy. od początku roku-tak uświadamia nas stokrotka. czyli że ani ratusz, ani ministerstwo czy inna instytucja nie znalazła śmierdzacego grosza na podnoszenie kwalifikacji, za to na pozorowaną działalnosć up i owszem.
siedzimy tak sobie miło i sympatycznie i tak kombinujemy, co by tu jeszcze. w końcu stokrotka rzuca, po krótkiej indagacji mojej osoby-" a po znajomości nie mogłaby pani córce załatwić pracy?" - przepraszam, musze wyjśc na papierosa. wiadomo, nie depcze się stokrotek.
zdz to teraz filia up. a up to jest up. dla tych, którzy tam znaleźli zatrudnienie. ktoś? coś?

kurtyna!

człowieku

kiedy byłam mała chciałam ufać.
kiedy podrosłam szukałam przyjaźni.
kiedy było źle czekałam na miłość.
kiedy kochałam czekałam na wzajemność

dziś nie czekam, nie pragnę, nie szukam.
nikt niczego nie da.
wszystko mam w sobie.
a we mnie pustka

nienawiśc zdusić w sobie

kiedy po obejmowala pl w obroty nóż w kieszeni mi się otwierał. wyobraźnia podsuwała koszmary .lobbing, cwaniactwo, prawo na życzenie. ale jednak nie sięgała do podnóżka ue.achooj! szlag ich trafił dzieki Bogu, bo jeszcze chwila i zrobiło by się goraco.
nienawidze minionego rzadu. nienawiścią czystą, nieskalana, pełną pogardy.
nienawidzę za odebrane dzieci, nienawidzę, za wynaradawianie, nienawidze, za biedę, bezprawne, nieludzkie prawo. nienawidze za butę, bezczelnosć, pychę. za nakłanianie do łamania prawa naturalnego, wręcz zmuszanie do tego. jeśli ktoś kocha gówno jak mucha to niech tam siedzi. ( mucha- owad, nie ministra).
nienawidzę za wynaradawianie. ojczyzna to ten kawałek ziemi na którym się rodzisz, o który walczysz gdy trzeba. my zostaliśmy. walczyliśmy jak prawo pozwalało. wygraliśmy. tu i teraz u siebie. my w kontrze do szlamu. z tej perspektywy kuklińskie i inne dla mnie są niczem. niczem.
nienawidzę, za biede, brak troski o ludzi, o brak szacunku dla polaków i traktowaanie ich jak bezrozumnego bydła. nie jesteśmy nim. nie damy się zaprowadzić na rzeź!
tak kochani. pamiętam te wasze spojrzenia, prześmiewcze, upokarzające teksty za plecami, spojrzenia pełne politowania. szydzenie z pisu, dudy, szydł. czy teraz tez będziecie tak dzielni inaczej?  w zaciszu gabinetów zadufani w sobie byliście pewni, że moc jest z wami. że to będzie trwać. że dla was autoastady, dla nas błoto i wykluczenie. goniliście do roboty jak kapo w obozie. nie dając szans na życie, oddech.
co teraz?
mamy nowy rząd. tak, głosowałam na nich. tak, jestem katolem. tak, głosowalam głównie przeciw po, kukizowi-wyszło w wotum zaufania kim jest, przeciw psl- gdzie na szczycie nie uświadczysz rolnika.
nie wszystko mi sie podoba ale jestem niecierpliwa. chciałabym już, natychmiast.
jestem zachwycona energia z jaka działaja. to nie pierdzielenie smutnych kawałków do własnego elektoratu, to konkrety. oni faktycznie maja plan. dają pozytywną energie. dają nadzieję.
idzie nowe i nawet przyroda to odczuwa. burza, ozon, zdrowa energia.

nie jestem naiwna.


wtorek, 17 listopada 2015

pikawa

taka sytuacja:
dwoje. kaleka z kulamu i pies.
bezdomni. siedzą na krawężniku, na kartonach.
oboje w paltocikach.
widok poruszający każdy kawałek jestestwa.

zrozumienie, że nie prawo daje życie a człowiek człowiekowi.
ludź zwierzowi.
że bez miłości wzajemnej nic nie ma sensu.

czasem potrzeba właśnie czasu, by ktoś powiedział, jestem bezbronny-potrzebuję pomocy. czasem trzeba to uświadomić.

są różni. piękni i mniej. zaradni i bezbronni. są agresorzy i wiecznie zdziwieni. cwaniaczki, z defektami. jedni mają defekt w kadłubie inni w głowie. czym się różnią? jednych poznasz od razu. mają atrybuty: wózki, kule. tych drugich nie zauważysz. wyśmiejesz, wyszydzisz, nawrzucasz od głupków bo nie wysławiają się jak trzeba, bo wyglądają inaczej, bo są słabsi, mniej dynamiczni. taka sytuacja.
ogarniamy zespół downa, dorosłego w łachmanach na ulicy nie. dorisłego z patykiem-nie. dorosłego zamkniętego - nie. każdą inność -nie wytłumaczona jak krowie na rowie odrzucamy. cwelimy. taka sytuacja.

kołtun XX i XXI wieku ukrywa skrzętnie inność w domu. lepiej, znęca się odrzuca, ignoruje. w rodzinie. taka sytuacja.

oburza nas okrucieństwo wobec zwierząt, dzieci, przemoc domowa. a czym jest brak akceotacji. to największe okrucieństwo. taka sytuacja

serce mom ale ci nie dom. mam na wynos

polowanie

telefon do agencji w sprawie pracy:
miła panienka odpowiada: -umowa o dzieło na miesiąc i co miesiąc pisana od nowa
pierdolę!
telefon do pracy nr 2
miła panienka opowiada: 12 godzin pracy za 7 brutto
pierdolę!

i jak tu się śmiać/ nie śmiać

heh.. merdialna tv, każda, uszczęsliwia filmami, dokumentami i innymi sieczko-miotnymi produkcjami. internet przoduje. aczkolwiek filtry działaja skutecznie.
z tv wiemy że: największym mocarstwem są usiech, najwięcej katastryf w usiech, najwięcej wymordowanych ludzi w aktach terrorystycznych w usiech, najlepszy rząd w usiech, i najlepsze prawo czego efektem są największe więzienia na świecie, największa patologia, zdemoralizowanie, najwspanialsza armia, najdoskonalsze techniki, najlepsza polityka azylowa, wszystko naj...
ruskie- no ten putin to śmieszny lanser, wozi sie z tygrysami, lata z łabądkami, agresor, tyran, a wogle to tej rosji najlepiej żeby nie było. zróbmy kolejny stan usiech
pl- dla większości świata leży za kołem podbiegunowym, na równi z ruskimi chla sie spiryt szklankami, i z tej zachlanej zmarzliny przez wrota wymiarów pojawili sie i skłodowska i miłosz, i rey i wałęsa. szczepionki i kaganek łukasińskiego. taki kościuszko to chyba przez pomyłke. a dokonama naukowe w wielu dziedzinach to bardzo przez pomyłkę więc od razusą eksportowane. dumnie niesiemy sztandar przodownika ue we wszystkim
niemcy- niby niewiele a jednak
francja-tolerancja, elegancja

a jednak wole ruskich, słowian i bliżej mi terytorialnie i moim zaściankowym pragnieniem spokoju i luzu.

nic na to nie poradzę, że w obliczu ostatnich zdarzeń mam pierdolnik w głowie. bo i jak nie mieć. wszystko co sie dzieje niewiele ma wspólnego z logiką.
bo logiczne było by zamknąc granice-niewykonalne
logiczne by było zapewnienie ludzi, że nasi muzułmanie sa ok. przedstawić kilka rodzin i ich historii w tv, żeby ludzie zrozumieli, że nie nasi są sagrożeniem. ale atakowani w końcu zaczną się bronić.
klasyk na info o dokarmianiu płn afryki i ogólnemy finansowaniu stwierdził-to tak jak karmić żmiję. i tak w końcu użre.
ja mam pierdolnik w głowie. ja tam uczucia mam zmieszane i wstrząśnięte. bo kobiety? bo dzieci? bo starców? e, to nie po mojemu.
z drugiej strony historia różnych nacji mówi, że likwidowane były całe rody, klany, nacje, narody, by wyeliminować element zemsty, zapewnić spokój.
tej logiki i takich działań nie jestem w stanie przyjąć. matka jestem i w każdym berbeciu widze jakby swoje, córka jestem i matka to matka, ojciec to ojciec. nietykalni.
nie potrafię wymazać myszka gumką cierpienia i tragedii innych. przeniesienie, nie wprost ale jednak, z czasów byłych pl.

ziemia jest planetą śmierci, jej uroda nieco łagodzi pierwotny wymiar. ziemia jest poligonem doświadczalnym, egzaminem w lekcji przetrwania. cokolwiek by nie mówić, w jakiekolwiek pozłotko by nie ubrać idei, taka jest prawda, na którą wszyscy zamykają oczy. teoria miłości nie sprawdza się nawet w rodzinie. więcej, jak wszelkie dane wskazuja, najwięcej przestepstw jest właśnie wśród krewnych.

tia... rodzina... ministerstwo ds rodziny. nowy tfur nowego rządu. niechby powstała choć jedna instytucja- instytut zgodności z logiką. gdzie weryfikacji podlegało by wszystko. ot z podstawowym programem 10_ przykazań. ok, już widzę tych prychających na 3 pierwsze.  cóż,  taka jest logika tego świata.

niedziela, 15 listopada 2015

jak mi powiesz

powoli merdialna sieczka zaczyna doprowadzać mnie do mdłości. przed kamerami zasiadają mędrcy tego świata. deklaracje, oceny, wyrazy, zdania zgrabne, przemyślane na okoliczność. prawda lewa, prawa. argumenty i kontr. szachisty życia mas. 
już jestem umęczona, chce chwili oddechu, czasu na własne myśli. 
zginęło wielu ludzi, wielu walczy o życie, setki rannych.  
nie potrafię tego ogarnąć. jestem totalnie bezradna. i tylko po głowie telepie mi się - dlaczego? kto ponosi za to odpowiedzialność. atak w paryżu to efekt. tak jak ból jest objawem choroby. na, dlaczego merkel otworzyła granice unii nie mam odpowiedzi. co takiego się stało, że to zrobiła. złamała wszelkie zasady. dlaczego?
o ile kretyńskie zapędy usiech nie powoduja  żadnych wątpliwości, bo ten typ tak ma, wszędzie robi dym, o tyle merkel jest przedziwnym zjawiskiem. kobieta pragmatyczna, praktyczna, zorientowana w niuansach polityki, majaca świadomość, pełną, co to spowoduje, robi właśnie to! dlaczego????? 
otwierajac granice unii dla jej członków zapełniała rynek pracy. budowala sobie pkb i pierdylion innych wskaźników. a to!? czy pomroczność jasna ją dopadła? 

nie ogarniam. może ktoś mi wytłumaczy?

piątek, 13 listopada 2015

dzieckiem być

że niby dziecko w nas jest niezależnie od wieku.
że masz 100 czy ileś tam lat i myślisz sobie- jeszcze tyle do poznania więc jestem dzieckiem. że mam pragnienia wiec jestem dzieckiem
nic podobnego, masz świadomość, ciekawość, doświadczenie, wiedzę. to nie ma nic wspólnego z dzieckiem w tobie.
dziecko nie kombinuje. ono wchodzi w sytuacje, poznaje, dostosowuje się. ciągle eksploruje świat, odkrywa. bez kosztów.
a ty?
a ja?

olej-srolej

nerwa mam i tyle
na mojem profilu fb mam rózności. i ziółka i leczenie i inszszsze cudaki, w związku z tym co dzień uszczęśliwiają mnie informacje na tłusto.
przyswoiłam, że olej jest be, przyswoiłam, że wszystko całściowo powinno się żreć. rzepaki, sraki, słneczniki omijam. odchwaciłam się. może to chwilowe w związku z niższymi temperaturami, ale w zupełności wystarcza mi masło do chleba i smalec własną ręką robiony do smażenia. resztki oliwki ze wstrętem, bo szkoda wyrzucić, stosuję do masażu stóp. pokrowne i świńskie mi odpowiada. masło może do najtańszych nie należy, ale dobra słonina, topliwa, jak to mawiało moje Dziadostwo, i owszem, ujdzie. bo Dziadostwo najlepszy smalec robiło, i do smażenia i na chleb. babcie się nie dotykały. zresztą gdy patrzę wstecz to dziadków miałam całkiem gender. gotowali, robili zakupy, uczestniczyli w wychowywaniu dzieci. i byli facetami z jajami. nie wyfiokowanymi piczami z fiutem.
paczę na pogłowie młodych penisów i słabo. niunie z fiutkiem, mamusiowe pieszczoszki, wszystko na jedno kopyto. no rusałko-ameby. zapach mężczyzny poszedł w pizdu!, została woda, perfuma, markowe ciuszki lub nie, pieczołowicie wymodlone żelazkiem i mamunią. do czego toto się nada?
do lasu gamonia na grzyby nie zawleczesz. z plecakiem i namiotem w plener też nie. na szlaku kopyta sobie poskręca. robaka na wędkę nie założy. na widok szerszenia odstawi taniec św wita. łopaty nawet z obrazka nie zna , czajkowskiego od viwaldiego nie odróżni. teatr kojarzy mu się z przedszkolem.
a panny? która nastolatka jest dziewicą? skromność? hm.. pomyślmy... a cóż to? we wszystkim.

 emocje, te moje emocje

jakby kto pytał, to wszystko z doopki mi zaczyna spadać. na wagę nie wchodzę, widze po ciuchach. fajne sztruksiki potrzebują na cito paska, wszystkie portki w zasadzie.
jem to na co mam chęć. nic wg reguł, że śniadanie to mleczko, pieczywko. tak robiłam przez większość życia i źle się czułam. ociężała, wzdęta, odmóżdżona. temu prze wiele lat nie jadłam śniadań bo źle się czułam. nawet moja mama staruszka pilnuje tego co jem, bo widzi rezultaty. a ja przestałam ją uszczęśliwiać swoimi mądrościami-głupota. chce masło-proszę, chce śmietanę-proszę. róbta generalnie co chceta, jedzta co chceta.
po odpoczynku nie chodzę tylko śmigam jak nówka sztuka. po masażu skrzydła u ramion. jak dzieciak zbiegam ze schodów. znaczy się jest dobrze. dobry kierunek obrałam.
zero słodkości poza czekoladą 90% kakao, czasem cola, w ramach reanimacji, miód i cukier trzcinowy. no i owoce, nieprzesadnie.
mam chęć na spacery z psem, na zajęcia domowe, pracę wszelka. w miarę możliwości, bo 11- ty dał mi solidnie w kość. 2 dni resetu. oby tak dalej. jest postęp

horyzont zdarzeń

do napisania tego postu nachęcił mnie jeden z komentatorów p.Jacka.
dojrzałość jest czymś co pozwala oddzielić, rozróżnić mądrość od głupoty. prawdę od plotki. czymś co nie daje się wkręcić w chore emocje. człwiek mądry również popełnia błędy gdy styka się z czymś zupełnie nieznanym. ale to numer na raz. umie wyciągać wnioski.
życie wbrew temu co mówią stało się pełniejsze. zniknęły granice poznania jednak ograniczenie ludzkie już nie koniecznie. uwarunkowania i schematyczność myślenia zubożają właściwy odbiór zdarzeń.
weźmy nagonkę na dobra kk. zero przemyśleń skąd one. zero refleksji, że te dobra, to darowizny królewskie, więc wpisujące się jak najbardziej w naszą historię, że kościoły są wyrazami wdzięczności pojedynczych ludzi, wota-darami dziękczynnymi za otrzymane łaski  a więc także zapisem historii pojedynczych ludzi. niedouki i prymitywy, lenie i zwykli konformiści, którzy nie zadają sobie trudu sprawdzenia prawa, plotą głupoty o finansowych , podatkowych sprawach dotyczących kk.
ponieważ nie chce mi się, bo nie odczuwam takiej potrzeby, a może powinnam, nie grzebię z zapisach konkordatu, ale i nie wypowiadam się w tej dziedzinie bo nie mam wiedzy. mogę.
w odniesieniu do rewelacji fb to poza nielicznymi przypadkami są to plotki, pomówienia i bzdury, więc jakby poza moim zasięgiem zainteresowań. kryteria odbioru informacji mam proste: czy byłam tam, czy znam kogoś, czy to mnie interesuje. wśród znajomych mam i oszołomów i sprzedających cudze idee dla kasy. nawiedzonych i jedynie sprawiedliwych czy z patentem na mądrość wszelką.
w życiu mamy plan pierwszy, drugi i pozostałe. czasem okazuje się, że ci z pierwszego są spychani w tło, a na scenie pozwalamy grać w naszym życiu postaciom z cienia czy statystom. nieracjonalne? nie wiem, po prostu nie wiem. być może udział tych graczy pozwala nam zrozumieć, że tak naprawdę to my jesteśmy naszym światem.
w dzieciństwie lubiłam przyglądać się jak ciocia przesiewała mąkę na sicie. otwierała pełną mąki torbę, systematycznie dosypując ją oddzielała paprochy. prosta czynność koduje w podświadomości konieczność oddzielania. tak jak i rybak, który zarzuca sieć oddziela, wyrzuca nie potrzebne śmieci, za małe, niestrawne. czasem się natnie na potwora, który zniszczy sieć, pogrąży łódkę, zatopi. czasem wyjdzie zakalec, nieplanowana inna struktura ale do zjedzenia.
człowiek mądry nie odrzuca ot tak, nie odrzuca niczego. uważnie wybiera drogę poznania, nie walczy z innością, oswaja ją, uczy się jej.
mądrość to rozumna akceptacja zdarzeń, ludzi. 

czwartek, 12 listopada 2015

w zwiazku z

nierozerwalnym kadłubem mym, samopoczuciem po wczorajszem, jak urobek po odpaleniu, zebanej nocy- młąda do czeciej rechotala się tv, obudziła starszą, starsza w ramach zemsty, jako że młoda raczyła spcząć, łomotała czym się da - od trzeciej nie śpię. izastanawiam sie czy spoczywac w ciszy na laurach, bo obie nadrabiają noc, czy po prostu się dobic i je też przy okazji.
pranie wisi nade mną, żebra czekaja na obróbkę, cena całkiem atrakcyjna-9 zeta, grasica, tania jak woda. tylko jak oną?
nic tylko cipieć z zachwytu. podłogi do umycia. piekielne pieski!
zamówiony grunt i farba. bo chatynka woła, kwiczy, wyje- zrób coś ze mną. kable poszły w zapomnienie. potem, potem.
pacze na ogłoszenia o pracę. młodych, studentów, uczniów. extra specjalistów. odpadam. młąda dostała z zdz-u tlf do firmy. oki. zadzwoniła. 12 godzin po 7 zł. rewelka : ) młąda baba po byku -50 kg w kaloszkach. da radę. :/
kumłąda w rozkroku. i chciała by pójść do pracy i boi się, że za ciężko. za długo. no nie wiem. nie chcę nic doradzać. sama musi podjąć decyzję. wolałabym, żeby jednak coś sensowniejszego dostała. a tu doopa.

z czerwienią jej do twarzy

nic nie zapowiadało wypadu z domu. miało być pranie, ale każdy ruch głową powodował ból. tv odpalona. mama przed tv zaszlochana. omg. no bezradna jestem. dzieciństwo w czasie wojny, strach. okres dojrzewania, mlodość, wchodzenie w dorosłość, strach. to jeden z " uroków" życia w tamtym okresie. a teraz i duda, i 11 listopad i piłsudski tak normalnie. emocje silne. wymiotło mnie na spacer, tłumaczę młądej jak potrafię, bo ona nie ogarnia. powrót, psy wybiegane i nagle piorun trafia mnie: - masz iść na manifestacje, masz iść. przymus wewnętrzny bez możlowości odmowy. zebrałam doopkę i poszłyśmy. młąda średnio zachwycona, ale musi. nie że ja zmuszam, ale ktoś musi opiekować się sierotą taką jak ja. bo przecież:- tylko ja zostałam ci z dzieci.
nie lubię masówek, nie cierpię tłumów, staram się iść bokiem, choć legalny spacer środkiem torowiska i jerozolimskich jest kuszący. pierwsze wrażenie jest przygnębiające. szaro- czarna masa ludzi. większość to chłopaczki, młode byki, dresiki. reszta to mix uliczny. na lekarstwo starszych ludzi, księży, sióstr. ale byli. bo ja w ten patriotyczny tłumek się wbiłam, który kanałem poniatoszczaka płynął pod stadion. dopłynęłam z bólem do powiśla i tyle mojego. marsz sektorowy. poprzekładany jak tort. straż - masa pod wezwaniem i okolicą, straż- masa jw itd itp. sugestie co do prób zamieszek czy przerwanialinii obrońców z doopy chyba wyrwane, bo spokojnie można było dołączyć do pochodu bokiem.
wrażenia: rozczarowana, obolała.
rozczarowana atmosferą. kibicowskie pokrzykiwania: ebać tvn, precz z unia, pl dla polaków, i podobne w klimacie. dilerka, zachlane ryjki i ryje rzucały sie od razu w oczy, choć był ich ułamek procenta. gdyby nie oni pochód szedłby w milczeniu- rozczarowana. żadnych pieśni, żadnych rozmów tematycznych. nic, zero, nul. starszy pan z flagą i misją: kulturalnie bardzo proszę, nie trzeba używać wulgaryzmów. nuuuuda
obolał stopami i lewym barkiem. zachciało mi się nieść prawie pusty plecak. portfel i paczka chipsów. chore, formalnie chore. człapałam jak stara szkapa zaciskając z bólu zęby. dopadłszy krzesło w pierwszej lepszej knajpie przywracałam stan pierwotny kręgosłupa. 6 przystanków, tylko 6 a ja na zgonie. nie ogarniam. inne okoliczności- targam ciężkie rzeczy, grabię, latam po schodach i nic nadzwyczajnego się nie dzieje.
wracając do pochodu. organizacja super. bez zadym.policja pochowana po kątach. nie rzucała się w oczy, nie prowokowała samą swoją obecnością. że była przekonałam się osobiście, gdy chciałam zejść z poniatowszczaka do sklepu by kupić baterie. stali w pełnym rynsztunku pod schodami. ok 15-20. tarcze, kaski, kamizelki. chcesz wyjść - proszę, ale już nie wrócisz. że co? jakim prawem? chore! i jak mi kto powie,że jesteśmy wolni, że w pl jest demokracja, to wyśmieję go kolejny raz. ten fakt jest zaprzeczeniem wolności, możliwości wyrażania siebie itd
jednym słowem kiszka
a czerwone race i flary są baardzo malownicze

środa, 11 listopada 2015

bede prać

od przedwczoraj 6 dzwonów, dzwoneczków. od wieczora bezustanne wycie policyjnych suk. kufa,czuje się jak w niu jorku. no heloł! miał być paździeż, satelita i względny spokój.
pamęć ludzka to dziwne zwierze. przekazanie władzy było 7.11, czyli tego dnia już niepodległa. zrobili 11- tygo. bo tak fajniej?  11.11- imieniny miesiąca. i czy się tu cieszyć. juzek ciężko pracował, żebyśmy byli satelitom. propaganda ówczesnych papierowych merdiów szalała. a huk! wiwat Dmowski, bez Ciebie byłoby jeszcze gorzej!

tak jakoś z czapy przypomniało mi się, bo nie harrego portiera miałam na lekturę:
-artyleryi ruskiej ciągną się szeregi
 prosto, długo, daleko
 jako morza brzegi
i przypomina mi się samozwańcowa i jej wspomnienia z dzieciństwa, szał ciał i maligna, orgazmy końskie i wąsate, wszelki stwór wielbi pana swego, piłsudskiego. bleh..

w kokoniku wyrkowym otulona kordełką siedzę i zastanawiam się czy będzie dym, w sensie awantur, na ulicach, a z tyłu głowy coś przypomina mi o wyjściu z sukiem. potem

święcę jajka nie święte i nie świętem jest to co nie prawdziwe. ot, umowa i tyle.
będę prać, to nie metafora, będę masować, bo trenuję nowe umiejętności.
peogenitura sztuk jeden, stiopę użyczyła, druga z wizgiem odmówiła, bo co jej kto będzie smyrał duży paluch u nogi? no! kuś, krzydłę zrobię, zdrowie zrujnuję i wogle spierdalaj stara, ja słodki żywot wiede, won!
pięknysyn nawet się ucieszył i po treningu zaanonsował bytność. stiopę obiecał. no, zobaczymy jak to wyjdzie.
kolejną osobę ciągnę ku i znów doopa. nie, bo ma bardzo chore stiopy. kufa, logika nie do pobicia.
czaję się na kurs. bo szmatławy papir trza mieć. będę uczyć się tego co już wiem, choć nie wykluczam niespodzianek.

przemyślenia i pragmatyzm nakazują siedzieć na dupie i rozwijać się w dziedzinach, które nawet kret może robić. po ciemnu i bez większego wysiłku.
widzę światełko w tunelu i możliwości. teraz tylko uczyć się i ćwiczyć do bólu.
plany odkładam na czas finansowego dobrobytu.

ufffff... przetrwałam lepiej.gorzej kilka lat tyfusu, kiły, szmatławców, szalbierzy, grabierzców. dałam radę. zaparłam się, że ten pasożyt nic nie dostanie i już.
czas na nowe, na otwarcie się.
pomysł jest, realizacja w toku, potem będzie dłubanie w torcie w poszukiwaniu rodzynek:)


wtorek, 10 listopada 2015

pada

mamut wyjrzał za okno i odmówł współpracy. więc zakupki mną. po drodze spadek cukru. tak to, jak się śniadania nie zjada. coli, ble fuj, łyk i znów działam.
okrawki dla psów, zielone z rzodkiewki, trochę gulaszowego na zupę i czajnik.

czajnik to osobna story. przypalany pierdylion razy stracił wyjściowy kolor dawno temu. jakiś czas temu odpadła rączka. zaczęła się zabawa w poszukiwanie czajnika, a nie skarbonki na wodę. ceny z księżyca.  od 50 zł do ponad 100. nigdy! nigdy! nigdy! i taram. upolowałam za 40zł. chyba ok?

śmierdzące stęchlizną cytryny ze sklepu zastąpiłam sokiem cytrynowym. so-kiem!

a za oknem kolejny dzwon :)
5-ty. ludzie zmuleni, nieprzytomni czy aura ich zasoczyła?
rano, przy 4- tym, przyjechał zestaw 911. karetka, straż i policja.
latarnia do wymiany!
ratownik w akcji.

zakręt samobójców czy co?
juz bez emocji pada stwierdzenie:
 - znów dzwon

niedziela, 8 listopada 2015

plany do kąta

plany, planami a życie swoje, więc otwieram się na nowe:)

idzie nowe. ćwiczę, trenuję na królikach ;)

uczę się.

kretem też dam radę :)

sobota, 7 listopada 2015

płynę

płynę, poddaję się życiu, nie walczę

żyję rytmem ziemi, jej oddechem

wzrasta magnetyzm i ja się podnoszę
spada, więdnę jak kwiatek bez wody, cierpię

żyję na fali przypływów i odpływów
żyję porą i całością

nic nie poradzę, bezbronna jestem
na ziemię, jej moc i czerń

bezbronna czerni soku
ufna w ciemności, ślepa światłem


czysta teoria

jedyne co mogę teraz zrobić, to planować z nadzieją, że kiedyś się spełni. marzyć nie potrafię już, obrazów środkiem nie chce, bo to u mnie działa, jakby już się zdarzyło.
zastanawiam się ile ziemi będę w stanie obrobić, w sensie ogród i warzywniak. kilka kur, gęsi, kaczek, może koza-mleczna, kilka królików.. ile tego ma być, by zaoewnić sobie pokarm a zwierzętom utrzymanie.
być samowystarczalną i jeszcze troszkę dorobić.
czytam przedruki starych książek kucharskich i ręce mi opadają. pularda-słyszał ktoś o tym? kurdesz, jakie 150 lat temu dieta człecza w 100% oparta była na naturalnych produktach. wieś dostarczała wszystko, co miadtu było potrzebne. a dziś kicha. patrząc na lady sklepowe to w pl hoduje się kury, indyki, świnie i krowy. ryby, to jakieś barachło po terminie przydatności.
cielęcina-okazjonalnie i w kosmicznych cenach, baranina to samo, o dzikim ptactwie zapomnij, a wspomnijcie Wańkowicza, Nelę Rubinstein. kto widział na swoim stole raki, stynki. czytam Ćwierciakiewiczową: kuropatwy, jarząbki, perliczki, gęsi, a chrapy łosie czy szczupaka, jesiotra, płotke chociaż.
jesteśmy tak zaganiani, że o jedzeniu w zasadzie nie myślimy. wrzucamy do koszyka promocje, obniżki, przekąski, byle co. byle szybciej, taniej. modnie. batat-sratat,, cypitrynkę, avokado, tahini i inne cuda. mi też się zdarza. tahini jako lekarstwo. mnóstwo wapnia.
czytam kucharkę litewską:
    " indyk z sosem, zraz z bigosem dawniej jedli pany.
      dzisiaj żaby i ślimaki jedzą jak bociany"
i cos w tym jest. tyle, że ślimaki zastąpiły krewetki.
co jedli-już tego na stole nie zobaczysz-:
-kalarepa nadziewana, budyń ze szpinaku, wymię opiekane, krezki cielęce, perduty
-strudel wołowy, sztufada w galarecie, kołduny
-frykadelki cielęce, wereszczaka, zając z rożna, głowa dzika
-kapłon, cietrzew, bekasy, jemiołuszki, drobne ptaki: kwiczoły, wróble, słonki, głuszec, o zwykłym gołębiu nie wspomnę.
-sandacz, jesiotr, stokfisz, sardela,
-pierigi z: wiazigi, z siemgą,
-szpekuchy
-auszpik, melszpejz, flant, leguminy, sago,
-kiszki, kołdunki, szałtanosy
-mnichy, kreple, oładki
- a ciasta, baby, zefiry, granito, blanc-mangery, marcepany, pastyle, konfitury np z berberysu
--marynaty, np z fasoli, trufle na konserwę,

żywiło nas pole, las, rzeka. wszystko świeże, czyste. a tera? przemysłówka, gówno w pozłotku.
doprawdy, lepiej pójść w pole, las. nazbierać dobroci, zamarynować, zasolić, nasuszyć niż szprucować się toksyną. ale jak zwykle odbiegłam od tematu.

prócz warzyw i owoców również zioła. ale nasze. bez bazylii, choć z kolendrą, która u nas od wieków. mnięta i to co niby chwastem jest. krzewy owocowe, stare szczepy jabłonek, gruszy, ulegałek. co się da :

piątek, 6 listopada 2015

program na życie

wersja standardowa:
czyli kody zachowań.
budzik, bo wewnętrzny budzik nie działa, łazienka, toaleta, makijaż, golenie, odpowiedni ubiór, bilet, komunikacja, 8> godzin pracy, zakupy, spotkania, sprzątanie, gotowanie, tv, net, jedzenie, dupcenie, spanie, prokreacja, rodzenie, wychowywanie. i tak mija większość 11/12 życia.

z tego 1/3 > praca, 1/4> sen, reszta dla ciebie człeku. ups... ile czasu jest dla ciebie?
sen, nawet w dupceniu starasz się dla innych. więc ile dla ciebie? czy to jest potrzebne?

czemu koniecznie musisz iść na konkretną godzinę do pracy? czemu, wbrew fizjologii, tyrasz  tyle czasu ciurkiem? czy twój szef tak pracuje? a szef szefa? a szef szefów? gdzie przerwa faktycznie pozwalająca na odpoczynek, na relax?
francja-1-2 godziny lunch.
usiech-relaksacyjne, krótkie pogawędki. nie mówie o stojących na taśmie.

czemu mundurek, który krępuje ruchy? niewygodą bezustannie przypomina-jesteś w pracy, jesteś w pracy...

prokreacja- tia... temat rzeka. zaczyna sie zazwyczaj fajnie, a od 2 kresek zaczyna się ból dupy trwający do końca życia.

praca i mieszkanie. wow, temat na pierdylion rozpraw doktoranckich.
ekonomia pracy-dla kogo?- praca zarobkowa jako środek do utrzymania się przy życiu. to to średnio widzę. zdrowemu człeku w realiach pl bez kredytów da się wyżyć. nnawet przy tym minimum. gdy chcesz więcej, to więcej pracujesz, bierzesz kredyt, zaczynasz chorować, stajesz się niewydolny, zwalniają cię, zostajesz z kredytem i chorą dupa.
wersja dla samodzielnych i niezależnych. masz biznes, tyrasz, chorujesz, masz dobre ubezpieczenie, prywatna klinika, leczenie za uciułane oszczędności. i tak znow znajdujesz się w punkcie wyjścia, tyle tylko, że starszy i chory.
nie da się ukryć, że w tej wersji trochę pojeździsz, pozwiedzasz, poznasz paru fajnych ludzi i milion kutasów. życie wersja2

życie z pasji i pasją. najfajniejsze, najciekawsze. robisz to co chcesz. nawet jeśli czasem boli, nie zauważasz tego. nie jesteś sfrustrowanym korpo, chyba, że to kochasz. nie jesteś cytrynką do wyciśnięcia. ty decydujesz kiedy masz dość, potrzebujesz przerwy.
w tej pracy spotykasz samych fajnych ludzi, nawet jeśli nie są. ale kręcą twoją maszynke i to jest the best.

ja stoje w rozkroku. między tym co było i kręciło mnie latami, a czego mam już dość, a punktem docelowym. mam kilka planów do finału.

zapomniane

zakochałam się w brukwi.
z pewną nieśmiałością nabyłam tę bulwę. z tyłu głowy siedziały wspomnienia grzesiuka, teksty o paiaku. masakra obozów koncentracyjnych. wszyscy autorzy wspominali brukiew jako paskudztwo.
ja się zakochałam.
oszczędnie dodana do jednogarnkowego, na łeb bije inne warzywa. kremowo-maślana w konsystencji, lecz nie rozpadająca się. delikatna, pyszna. testowana raz.reszta do zrobienia.

będę szukać, wydłubywać takie perełki pokarmowe.
odrzuca mnie kupowanie wynalazków, choć one od zawsze niemal istniały w kuchni polskiej.
myśl, że moje jedzenie, swoim transportem, przyczynia sie do zasyfiania powietrza, mórz, dobrze mi nie robi.
zrezygnowałam do niezbędnego minimum użycie oleju kokosowego. moda na niego skutkuje wycinaniem dżungli, zabieraniem naturalnych siedlisk zwierzakom, niszczenie unikatowych roślin.
ryby morskie to osobny temat. połów, selekcja, transpotr i te rzeczy. + skażenie żyjątek. + "rewelacyjna" sól morska w której znaleziono miktocząseczki plastiku. pyśne nadzwyczajnie.

prośbę mam, jeśli znacie, pamiętacie stare warzywa to napiszcie.

kupony, rodzynki i rybki

mówi się, że po pijanemu wychodzi z człowieka to, co w nim ukryte. jedni dostają głupawki, inni agresora u innych włącza się tryb gorzkich żali. w każdej z tych sytuacji artykuowane są pewne rzeczy.
na trzeźwo też, mimo usilnych chęci czasem ktoś coś palnie i ukazuje się drugie dno. ukryta , utajona, w cieniu i mroku osoba. ten typ tak ma. gra całe życie. bezustanna orka i kontrola.
siedzę se na fejsie i czytam różności. niektóre profile trzymają poziom, inne, które zdawało by się, pasują do mnie, ni z gruchy, ni z pietruchy zaczynają kadzić tak potwornie, że szkoda mi czasu i mojej osobistej uwagi na nie. ida won.
są i ludzie, którzy żyją w totalnym zakłamaniu, tworząc swój obraz, dla własnych korzyści, jako jedynie nieomylny, głównie dla siebie. z zerem konfrontacji, czy refleksji nad tym co zewnętrzne. ich przekonanie o własnej doskonałości jest żenujące.
znam ludzi, w kontrze do tych wymienionych wyżej. z odwagą odrzucaja to, co im wadzi i wchodzą w nowe relacje, w nowe życie. cicho i skrycie realizują swoje plany.
są i tacy, którzy otwarcie mówią o swoich porażkach, oczekiwaniach, zmianach. twardo stawiaja swoje warunki. i to dobrze.
są dzielniaki i konformiści. drudzy dla własnej wygody. pierwsi biorą na klatę, porażki i sukcesy.
nie chcę oceniać, tylko odcinam jak kupon, pewne kategorie.

siedzę we własnym bajorku, czasem dalej wypłynę, nie za daleko. to błąd. powinnam dalej, więcej. jestem gotowa.
ja jestem tylko czy uda znaleźć mi się swoje miejsce. 

środa, 4 listopada 2015

pierdole!
a niech zarośnie mchem i paprocią.
na uj mi histeria starej  i łzy młądej!

z cyklu: życie

-mamo, zmień gacie
-co, co! znów się czepiasz? policje mam wzywać?

gacie noszone miesiac.
zmieniła.
dręczę i tak męczę

takie życie

od kilku lat, nie to, że namiętnie, udzielałam się na kilku forach. jakis grosik, w sensie wiedzy, wrzucałam.
teraz wszystko dostępne, po uiszczeniu opłaty. albo z góry określonej albo dobrowolnej. co najśmieszniejsze i w sumie podłe, wiedza na tych forach, obserwacje, wyniki badań, informacje konkretne są za darmo. ogólnie dostępne w necie lub wrzucane poszczególnymi ludziami. i szlaban. szlus. nie że reklamy utrzymają. nic z tych rzeczy. tylko płać.
a ja kretynka reklamowałam ich, polecałam. durna ja, durna :/

poniedziałek, 2 listopada 2015

może to minie?

kilka dni robótek z przerwami i znów wraca zaszłe. trzy razy wychodziłam z domu, wracałam, bo jeszcze to i tamto. blech...
najlepiej mi się robi, gdy panny domowe śpią jeszcze. z przytupem śmigam i tu i tam. robota pali mi się w łapach. niech no jeno ćhoć jedna ślipie otworzy to mam od razu zupę w głowie. szlag...
tak se myślę, że może nasze żywoty to tak trochę jak ruska laleczka. jeden w drugim? to teraz to okres płodowy do następnego. siedzimy sobie a całe to życie to jakiś test na nienarodzonych. i w zależności od wyników trafi się do fajnych rodziców, albo sadystów.
a co przed było idąc tym śladem?
trochę bredzę, bo czuję się raczej wujowo. trochę mnie zarzuca. głownie zalegam.
szczyt odmóżdżenia popełniłam wieczorkiem. na kakaowe cósie nałożyłam serek czosnkowy. nosz pyśne :/
 i czego się dziwić, że zbiera mi się na torsje.

żałosną żabą się czuję, takim kleksem z pampersa. .. witaj klo!

łakomstwo nie popłaca

pojadłam sobie i owszem na gościnnych występach. dobre było, zdrowe, jeno w nadmiarze, cho z talerza nie wypływało na wzór amerykański. tyle tylko, że w jednej potrawie za dużo składników a i przystawek pierdylion. co jedna to lepsza. a to ukochane kalamari, a to karczochi, a to surówka z awokado i inszości. samo pyszne, a dziś na bembenku można grać. sama se też dokopałam.
pizzy mi się zachciało. bezgluta oczywiście. ciasto wykonałam, sos też, sięgam do lodówki po sra a tam nic. zżymłam się trochę , nic to. do ciasta dałam pokruszony biały ser, placek posmarowałam sosem. dobre mi to :) ale tu mać i wogle więc zupę trzeba zrobić. kapustowa jakaś z przecierem. dobra :)
siłą rozpędu skroiłam mięsiwo, na smalec, cebula w ćwiartki, dynia w grubą kostkę razem ze skórką, no i kilka jabłek na dokładkę. wszystko eksperymeny. posypane mariankiem.całkiem ujdzie :) dyni w tym zestawie nie przerabiałam. po prostu wrzuciłam to co mi pod ręką poza mięsem na blacie zalegało.
już wiem, że ryba i grzyby to nie jest mój ulubiony zestaw. jedno i drugie w tym składzie traci swój aromat a co za tym idzie smak. dobre ale nie powala.

zaraz do sagana wrzucam buraki, bo chodzą za mną i tupią i zaparzę prócz czystka pokrzywę. potwornie mnie muli po tym miksie pokarmowym. w zestawie tylko 3-4 i to mi służy.

może jaki rozpustny deserek w rodzaju zapiekango kogla mogla z kakao? duuuużo kakao, duuużo magnezu...flap 

lampka na grób

pisałam, że swąd cmentarny mnie odrzuca? pisałam. nie paniętam tego z czasów dzieciństwa. na dysku zapisały mi się tysiące płonących lampek, zniczy. bez smrodu. cmentarze okryte łuną światła. nastrój. cisza. szelest liści pod stopami, pańska skórka i obowiązkowo przemarznięte stopy.
dawno temu, ale już w okresie III rp wpadła mi w oko informacja, o zmianie, urzędowe przepisy, składu światełek nahrobnych. że niby te stare to dramat a nowe będą super. cokolwiek by to nie znaczyło. no i nastał smród. taki detal. nastały też plastiki. psiękne kufa. kolorowe, jarmarczne. tylko czy ktoś się zastanawia stawiając TO na grobie, co wydziela się do atmosfery pod wpływem temperatury? dodatkowo jakie reakcje zachodzą między produktem spalania a plastikiem? śmiem twierdzić, że to bomba toksyczna, coś na miarę cyklonu, z opóżnionym zapłonem.
chemikiem nie jestem, ale ftalany to rzecz niefajna. plastifikatory bez atestów, boć tu nie potrzebne, również.
cóż jeszcze mnie " zachwyca"? plastikowe kwiecia i  " cuda" wianki. estetyka  z głębokiej doopy.
i tabuny ludzi. tłumy, tysiące. bo tylko teraz i tylko tu. jak na promocji.
że co? wredna jestem? no jestem!
że jak co, to nikt nie przyjdzie? a po co? żywi mają żyć, a ci co odeszli niech spoczywają w spokoju.
i skąd ja mogę wiedzieć co mi się uroi czy co dzieciaki wymyślą? pudełko na człowieka takie ważne?
szkoda, że nie ma takiej tradycji jak w tybecie. na kawałki i na karmę. ekonomiczne i ekologiczne. ale nie tu. tu nawet na pudełku trzeba zarobić.
dzieciaki. najmniejszym kosztem proszę. po co ta szopka. przecież i tak za kilkadziesiąt lat nikt doopy nie powlecze na grób jakiejś tam nieznanej pra, pra szczurzycy. żałoba do pochówku a potem nosy w górę i skaczemy jak kangury. serio! szkoda życia na smęty :)