jedyne co mogę teraz zrobić, to planować z nadzieją, że kiedyś się spełni. marzyć nie potrafię już, obrazów środkiem nie chce, bo to u mnie działa, jakby już się zdarzyło.
zastanawiam się ile ziemi będę w stanie obrobić, w sensie ogród i warzywniak. kilka kur, gęsi, kaczek, może koza-mleczna, kilka królików.. ile tego ma być, by zaoewnić sobie pokarm a zwierzętom utrzymanie.
być samowystarczalną i jeszcze troszkę dorobić.
czytam przedruki starych książek kucharskich i ręce mi opadają. pularda-słyszał ktoś o tym? kurdesz, jakie 150 lat temu dieta człecza w 100% oparta była na naturalnych produktach. wieś dostarczała wszystko, co miadtu było potrzebne. a dziś kicha. patrząc na lady sklepowe to w pl hoduje się kury, indyki, świnie i krowy. ryby, to jakieś barachło po terminie przydatności.
cielęcina-okazjonalnie i w kosmicznych cenach, baranina to samo, o dzikim ptactwie zapomnij, a wspomnijcie Wańkowicza, Nelę Rubinstein. kto widział na swoim stole raki, stynki. czytam Ćwierciakiewiczową: kuropatwy, jarząbki, perliczki, gęsi, a chrapy łosie czy szczupaka, jesiotra, płotke chociaż.
jesteśmy tak zaganiani, że o jedzeniu w zasadzie nie myślimy. wrzucamy do koszyka promocje, obniżki, przekąski, byle co. byle szybciej, taniej. modnie. batat-sratat,, cypitrynkę, avokado, tahini i inne cuda. mi też się zdarza. tahini jako lekarstwo. mnóstwo wapnia.
czytam kucharkę litewską:
" indyk z sosem, zraz z bigosem dawniej jedli pany.
dzisiaj żaby i ślimaki jedzą jak bociany"
i cos w tym jest. tyle, że ślimaki zastąpiły krewetki.
co jedli-już tego na stole nie zobaczysz-:
-kalarepa nadziewana, budyń ze szpinaku, wymię opiekane, krezki cielęce, perduty
-strudel wołowy, sztufada w galarecie, kołduny
-frykadelki cielęce, wereszczaka, zając z rożna, głowa dzika
-kapłon, cietrzew, bekasy, jemiołuszki, drobne ptaki: kwiczoły, wróble, słonki, głuszec, o zwykłym gołębiu nie wspomnę.
-sandacz, jesiotr, stokfisz, sardela,
-pierigi z: wiazigi, z siemgą,
-szpekuchy
-auszpik, melszpejz, flant, leguminy, sago,
-kiszki, kołdunki, szałtanosy
-mnichy, kreple, oładki
- a ciasta, baby, zefiry, granito, blanc-mangery, marcepany, pastyle, konfitury np z berberysu
--marynaty, np z fasoli, trufle na konserwę,
żywiło nas pole, las, rzeka. wszystko świeże, czyste. a tera? przemysłówka, gówno w pozłotku.
doprawdy, lepiej pójść w pole, las. nazbierać dobroci, zamarynować, zasolić, nasuszyć niż szprucować się toksyną. ale jak zwykle odbiegłam od tematu.
prócz warzyw i owoców również zioła. ale nasze. bez bazylii, choć z kolendrą, która u nas od wieków. mnięta i to co niby chwastem jest. krzewy owocowe, stare szczepy jabłonek, gruszy, ulegałek. co się da :
zastanawiam się ile ziemi będę w stanie obrobić, w sensie ogród i warzywniak. kilka kur, gęsi, kaczek, może koza-mleczna, kilka królików.. ile tego ma być, by zaoewnić sobie pokarm a zwierzętom utrzymanie.
być samowystarczalną i jeszcze troszkę dorobić.
czytam przedruki starych książek kucharskich i ręce mi opadają. pularda-słyszał ktoś o tym? kurdesz, jakie 150 lat temu dieta człecza w 100% oparta była na naturalnych produktach. wieś dostarczała wszystko, co miadtu było potrzebne. a dziś kicha. patrząc na lady sklepowe to w pl hoduje się kury, indyki, świnie i krowy. ryby, to jakieś barachło po terminie przydatności.
cielęcina-okazjonalnie i w kosmicznych cenach, baranina to samo, o dzikim ptactwie zapomnij, a wspomnijcie Wańkowicza, Nelę Rubinstein. kto widział na swoim stole raki, stynki. czytam Ćwierciakiewiczową: kuropatwy, jarząbki, perliczki, gęsi, a chrapy łosie czy szczupaka, jesiotra, płotke chociaż.
jesteśmy tak zaganiani, że o jedzeniu w zasadzie nie myślimy. wrzucamy do koszyka promocje, obniżki, przekąski, byle co. byle szybciej, taniej. modnie. batat-sratat,, cypitrynkę, avokado, tahini i inne cuda. mi też się zdarza. tahini jako lekarstwo. mnóstwo wapnia.
czytam kucharkę litewską:
" indyk z sosem, zraz z bigosem dawniej jedli pany.
dzisiaj żaby i ślimaki jedzą jak bociany"
i cos w tym jest. tyle, że ślimaki zastąpiły krewetki.
co jedli-już tego na stole nie zobaczysz-:
-kalarepa nadziewana, budyń ze szpinaku, wymię opiekane, krezki cielęce, perduty
-strudel wołowy, sztufada w galarecie, kołduny
-frykadelki cielęce, wereszczaka, zając z rożna, głowa dzika
-kapłon, cietrzew, bekasy, jemiołuszki, drobne ptaki: kwiczoły, wróble, słonki, głuszec, o zwykłym gołębiu nie wspomnę.
-sandacz, jesiotr, stokfisz, sardela,
-pierigi z: wiazigi, z siemgą,
-szpekuchy
-auszpik, melszpejz, flant, leguminy, sago,
-kiszki, kołdunki, szałtanosy
-mnichy, kreple, oładki
- a ciasta, baby, zefiry, granito, blanc-mangery, marcepany, pastyle, konfitury np z berberysu
--marynaty, np z fasoli, trufle na konserwę,
żywiło nas pole, las, rzeka. wszystko świeże, czyste. a tera? przemysłówka, gówno w pozłotku.
doprawdy, lepiej pójść w pole, las. nazbierać dobroci, zamarynować, zasolić, nasuszyć niż szprucować się toksyną. ale jak zwykle odbiegłam od tematu.
prócz warzyw i owoców również zioła. ale nasze. bez bazylii, choć z kolendrą, która u nas od wieków. mnięta i to co niby chwastem jest. krzewy owocowe, stare szczepy jabłonek, gruszy, ulegałek. co się da :
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz