to nie kuraki przed wielkanocą. to ja i stado zaskakiwanych, nieprzygotowanych do zderzenia z rzeczywistością, oszołomionych realem. boć to co się dzieje to nie maligna a prawda. prawda inaczej ale jednak. tylko ta prawda mimo wszystko lata mi kole, o ile nie podstawia mi nóżki. a podstawia.
praca szukana odpowiada echem lub zwrotem- młodszych, młodszych, młodszych chcemy.
cóż, potrzeba matką wynalazków i w końcu coś wymyślę, nie ma tak, żeby nic. tylko ten czas się kurczy a doopa nie młodnieje.
dopsz, jest postanowienie poprawy a tymczasem czy ktoś wie, gdzie położyłam książkę do jogi. bo wicie, moja przyjaciółka...
wieczorem wyspacerowałam kumpla z podstawówki. stał skitwaszony, więc naciągnęłam na pogaduchy. fak! w świetle tego co usłyszałam to miał prawo zalać nie tylko robaka ale całe stado tasiemców. ojciec kona. w domu. bezpomocowy. guzy wszędzie, zablokowane jelita. nic nie przxyjmuje. nic. to kwestia godzin, max dni. coś jak z wujaszkiem.
i pragnienie, żeby choć raz jeszcze usłyszeć sensowne słowo od ojca. zwrot jaki osobisty. hm... dziecię w wieku mocno popoborowym czasu miało w chooj.
spotykamy się znów po kilku dniach. koleś z ręką na temblaku. pryszcz... gorzej, że ojciec zajmował się wszystkim. w głowie miał numery kont, gdzie i co w jakim banku. huuuu.... grubo.
raczkę boroczek uteracił w pracy. straciłby życie, gdyby się nie uchylił. paleta mu na głowę się desantowała. nic to by było, gdyby pracował jak biały człowiek wg zasad. pracował jak czarny. na czarno. bo przeca w wieku 50+ to tylko ludź na złom. bez świadczeń i innych atrakcji dostępnych w najgorszym z możliwych systemów. w syjocyjalizmie.
w oko mi wpadły wybory supra i miss. i jak niegdyś na palicach jednej ręki można było wybrać ładną pannę, to tym razem zawrót głowy. co jedna to fajniejsza. w tle pałętają sie texty o zimnej wojnie, master gar, hary portiet, kryminalne różne, petru, Duda, Toruń z Rydzykiem i piraci. kto to uniesie, ja się pytam?
czy ja sobą to oglądam? chatynka metrażem nie powala i chcieć lub nie, słyszę wszystko.
grubooo
jedno co pikne i warte ócz mych lazuru to jubileuszowe występy Śląska. w Toruniu oczywiście.
praca szukana odpowiada echem lub zwrotem- młodszych, młodszych, młodszych chcemy.
cóż, potrzeba matką wynalazków i w końcu coś wymyślę, nie ma tak, żeby nic. tylko ten czas się kurczy a doopa nie młodnieje.
dopsz, jest postanowienie poprawy a tymczasem czy ktoś wie, gdzie położyłam książkę do jogi. bo wicie, moja przyjaciółka...
wieczorem wyspacerowałam kumpla z podstawówki. stał skitwaszony, więc naciągnęłam na pogaduchy. fak! w świetle tego co usłyszałam to miał prawo zalać nie tylko robaka ale całe stado tasiemców. ojciec kona. w domu. bezpomocowy. guzy wszędzie, zablokowane jelita. nic nie przxyjmuje. nic. to kwestia godzin, max dni. coś jak z wujaszkiem.
i pragnienie, żeby choć raz jeszcze usłyszeć sensowne słowo od ojca. zwrot jaki osobisty. hm... dziecię w wieku mocno popoborowym czasu miało w chooj.
spotykamy się znów po kilku dniach. koleś z ręką na temblaku. pryszcz... gorzej, że ojciec zajmował się wszystkim. w głowie miał numery kont, gdzie i co w jakim banku. huuuu.... grubo.
raczkę boroczek uteracił w pracy. straciłby życie, gdyby się nie uchylił. paleta mu na głowę się desantowała. nic to by było, gdyby pracował jak biały człowiek wg zasad. pracował jak czarny. na czarno. bo przeca w wieku 50+ to tylko ludź na złom. bez świadczeń i innych atrakcji dostępnych w najgorszym z możliwych systemów. w syjocyjalizmie.
w oko mi wpadły wybory supra i miss. i jak niegdyś na palicach jednej ręki można było wybrać ładną pannę, to tym razem zawrót głowy. co jedna to fajniejsza. w tle pałętają sie texty o zimnej wojnie, master gar, hary portiet, kryminalne różne, petru, Duda, Toruń z Rydzykiem i piraci. kto to uniesie, ja się pytam?
czy ja sobą to oglądam? chatynka metrażem nie powala i chcieć lub nie, słyszę wszystko.
grubooo
jedno co pikne i warte ócz mych lazuru to jubileuszowe występy Śląska. w Toruniu oczywiście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz