tak to bywa najczęściej. wstaje, coś przegryzie, włącza tv, poogląda i zapada w drzemkę. pilnie obserwujemy stany po. wczoraj trafil sie agresor. stala w kuchni i nadawala. słuchałam póki mogłam, młądej zaleciłam schodzenie z linii strzału, w końcu wyszłam z domu, bo nie do wytrzymania. tak, niektórym na starość zmienia się charakter. lwy zamieniają sie w owieczki, owce we lwy. różna jest starość. alzcheimer, parkinsom, pierdylion chorób. jedni sprawni umysłowo do końca a fizycznie niewydolni. innym pierdzieli sie w łepetynach. myli im sie wszystko. sikaja np do lodówki, chodza po nocach, budząc domowników, inni zapominają drogi do domu. różnie jest. trzeba to przetrwać, bo nie wiadomo co będzie z nami na starość.
u mojej starszej niepogodzenie. ze wszystkim. zadręcza siebie i nas wspomnieniami, na które gdyby spojrzała z innej perspektywy, były by piękne. inne. po prostu. i nic tłumaczenie, nic pokazywanie na przykładach, nic, zupełnie nic nie pomaga. jej życie było straszne, ciężkie i nikt jej nigdy nie pomógł. z tym nie polemizuję bo to kit jakich świat nie widział. rodzice-nic. do 15 roku życia żyła w próżni. potem ciocia wzięła ją do siebie. utrzymywała, ubierała. ale to nic. w wieku 22 lat pognali kwiecie do pracy. nieszczęście. wyszła za mąz, choć nie chciała, urodziła mnie, choć nie chciała, uczyła sie, pracowała. postawila wszystko na prace i szkołe. mnie scedowala na 10 lat innym. skończyla szkołę , pracowała w jednym miejscu. w wieku 55 lat przeszla na emeryturę. 3 lata na emeryturze przeleżała z migrenami. potem się podniosła. bylo różnie, przeważnie znikała z domu, wraz z wujostwem poświecajac dniówki na rozpracowywanie totolotka. 15 lat z okładem rozbijała system. bo przecież się musi udać. tyle czasu musi dać efekt.
mój tata założył książeczkę mieszkaniową, z zakładu pracy dostała bezzwrotne dofinansowanie do wkładu mieszkaniowego - ponad 50%. przez palce patrzyli na jej ciągłe zwolnienia, bo ponoć dużo chorowałam.a zanim co, to znów ciocia przyjęła matke ze mna iojcem. opiekowała się mną latami, odprowadzała i przyprowadzala z przedszkola. karmiła, budziła i układała do snu. śpiewała, opowiadala bajki, dostarczala zajęć i rozrywki. to ona była matką, opoką.
a teraz zionie nienawiścią do wszystkich prócz pierworodnej. a pierworodna ma wyrabane. ma swoje życie, prace, pasje. i dobrze. niech trzyma sie z daleka. ja przetrwam, przetrzymam. moze zdarzy się cud i znajdę dodatkowy dochód by móc wynająć cokolwiek. a jak nie to trudno.
jest młąda. wiecznie poniżana, wiecznie na poczuciu winy. z coraz większym agresorem, z coraz większymi blokadami vs starsza,z coraz większą złośliwościa i jadem. szach i mat. sytuacja bez wyjścia. zero rodziny, strach przed mężczyznami, strach przed ludźmi, zerowe poczucie własnej wartości. to jej świat. a pomiędzy ja. jedna szczęśliwa, że ma choć mnie. druga zazdrosna i pełna fochów. wiecznie skarżąca. jęcząca. niezadowolona. z jednej strony chce żeby młąda poszla do pracy z drugiej ja mam byc w domu dla jej towarzystwa i obsługi. stres związany z brakiem kasy też dobrze nie robi. nic to by było jednak, gdyby było zrozumienie i akceptacja. ech...
u mojej starszej niepogodzenie. ze wszystkim. zadręcza siebie i nas wspomnieniami, na które gdyby spojrzała z innej perspektywy, były by piękne. inne. po prostu. i nic tłumaczenie, nic pokazywanie na przykładach, nic, zupełnie nic nie pomaga. jej życie było straszne, ciężkie i nikt jej nigdy nie pomógł. z tym nie polemizuję bo to kit jakich świat nie widział. rodzice-nic. do 15 roku życia żyła w próżni. potem ciocia wzięła ją do siebie. utrzymywała, ubierała. ale to nic. w wieku 22 lat pognali kwiecie do pracy. nieszczęście. wyszła za mąz, choć nie chciała, urodziła mnie, choć nie chciała, uczyła sie, pracowała. postawila wszystko na prace i szkołe. mnie scedowala na 10 lat innym. skończyla szkołę , pracowała w jednym miejscu. w wieku 55 lat przeszla na emeryturę. 3 lata na emeryturze przeleżała z migrenami. potem się podniosła. bylo różnie, przeważnie znikała z domu, wraz z wujostwem poświecajac dniówki na rozpracowywanie totolotka. 15 lat z okładem rozbijała system. bo przecież się musi udać. tyle czasu musi dać efekt.
mój tata założył książeczkę mieszkaniową, z zakładu pracy dostała bezzwrotne dofinansowanie do wkładu mieszkaniowego - ponad 50%. przez palce patrzyli na jej ciągłe zwolnienia, bo ponoć dużo chorowałam.a zanim co, to znów ciocia przyjęła matke ze mna iojcem. opiekowała się mną latami, odprowadzała i przyprowadzala z przedszkola. karmiła, budziła i układała do snu. śpiewała, opowiadala bajki, dostarczala zajęć i rozrywki. to ona była matką, opoką.
a teraz zionie nienawiścią do wszystkich prócz pierworodnej. a pierworodna ma wyrabane. ma swoje życie, prace, pasje. i dobrze. niech trzyma sie z daleka. ja przetrwam, przetrzymam. moze zdarzy się cud i znajdę dodatkowy dochód by móc wynająć cokolwiek. a jak nie to trudno.
jest młąda. wiecznie poniżana, wiecznie na poczuciu winy. z coraz większym agresorem, z coraz większymi blokadami vs starsza,z coraz większą złośliwościa i jadem. szach i mat. sytuacja bez wyjścia. zero rodziny, strach przed mężczyznami, strach przed ludźmi, zerowe poczucie własnej wartości. to jej świat. a pomiędzy ja. jedna szczęśliwa, że ma choć mnie. druga zazdrosna i pełna fochów. wiecznie skarżąca. jęcząca. niezadowolona. z jednej strony chce żeby młąda poszla do pracy z drugiej ja mam byc w domu dla jej towarzystwa i obsługi. stres związany z brakiem kasy też dobrze nie robi. nic to by było jednak, gdyby było zrozumienie i akceptacja. ech...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz