jedynie ssssejm podnosi ciśnienie, ale nawet swetru zmęczony. na wpędzie ulicznem oddał ostatni dech. no bo najpierw bruksela, trzeba odebrać wytyczne, potem agitka, by wyroiło się to i owo i w końcu sklęsł.
młoda pognała między bruzdy w sprawie pracy. fundacją organizowane. rozmowy itp. odpowiedź ma być przed świętami. może w końcu ... prócz tego plik druków do wypełnienia związanych z objęciem patronackim młądej. że niby pomoc wszelka, głównia pasza i te rzeczy. no nie, sory, dziękujemy... czekamy na ofertę pracy a nie darowizny.
bezdech nocny mnie dopadł dubeltowy. raz za razem.
jak zwykle,ha... to już drugi raz, walczyłam we śnie o oddech. jeno tym razem ręce miałam totalnie bezwładne. wisiały mi po bokach takie szmaciankowe łapki. oddech usiłowałam wymusić oderzaniem plecyma w ścianę i tu dupa. senna ja przenikałam ścianę na durch. więc zaszła zmiana. ;) nic to, co ma być to będzie, tylko wrażenie jest nieprzyjemne. kto lubi nie oddychać?
zastanawiam się czy ma to związek ze smogiem, który tego wieczora równym trupem zasnuwał ulice. miazga, masakra, to za małe określenie na to co wisiało na wysokości nosa mego. tłusta, śmierdząca mazista maź ze wszystkim. bleh... przekroczono chyba wszelkie normy Krakowa, Ślunska i co lepszych trucicieli. nie wykluczam. wracam do spania na brzuszku.
wrażenia potwierdziła młąda. wyszła, zaczęła kasłać, wróciła zdegustowana do domu, skontrolowała stan świżego na balkonie. jak zwykle nie był doskonały ale o niebo lepszy niż przy gruncie. w planach nabycie masek p/smogowych.
skądś nieśmiało dochodzą wieści, co ratusz chce wprowadzić darmową komunikację miejską. no już to widzę, jak prezesunio popyla busem, a pani profesor integruje się z palnktonem. dupokracja ma niestety tendencje samobójcze. dyktator pizdnął by łapką w stół, krzyknął: achooj! i wprowadziłby: 1. zakaz wjazdu pojazdów do warszafki poza uprzywilejowanymi,2. darmową komunikację dla tuziemców, dla nietuziemców x3, 3. parkingi pobudowałby na peryferiach. darmowe oczywiście. ale dyktat się skończył, jest dupokracja, czyli zgłąbienie i lemingoza na maxa, więc zdychamy z lekka i powoli.
nic to. baba wanga przepowiedziała, że w przyszłą wiosnę ma pierdzielnąć wojenka. oczywiście nie u największych zadymiarzy świata. bo oni za górami, za lasami, za siedmioma morzami. daj boszsz, żeby wybrali na prezydenta najgłupszego z głupszych. niech i ich Bozia ukarze. niech cały świat nabija się z durnoty usiech. bosze daj...;)
więc pytanie retoryczne zadam: - pakiety przetrwaniowe przygotowane?
chwilowo dotleniam się podwarszawsko. grzeję doopke w bambetlach, jaram się spokojem, choć wolałabym czem innem. przynajmniej czesem ;)
plany na michę świąteczną są takie: młąda żąda pierogów, barszczu czerwonego i karpia w hurtowych, psiękny-jakiejś rybki, sałatki, a mi tam ryba. pierworodna milczy jak grób. nawet tlf nie odbiera. kurde, raz do roku, no 2 może zrobić łaskę i pojawić się na spędzie rodzinnem? chyba?
młoda pognała między bruzdy w sprawie pracy. fundacją organizowane. rozmowy itp. odpowiedź ma być przed świętami. może w końcu ... prócz tego plik druków do wypełnienia związanych z objęciem patronackim młądej. że niby pomoc wszelka, głównia pasza i te rzeczy. no nie, sory, dziękujemy... czekamy na ofertę pracy a nie darowizny.
bezdech nocny mnie dopadł dubeltowy. raz za razem.
jak zwykle,ha... to już drugi raz, walczyłam we śnie o oddech. jeno tym razem ręce miałam totalnie bezwładne. wisiały mi po bokach takie szmaciankowe łapki. oddech usiłowałam wymusić oderzaniem plecyma w ścianę i tu dupa. senna ja przenikałam ścianę na durch. więc zaszła zmiana. ;) nic to, co ma być to będzie, tylko wrażenie jest nieprzyjemne. kto lubi nie oddychać?
zastanawiam się czy ma to związek ze smogiem, który tego wieczora równym trupem zasnuwał ulice. miazga, masakra, to za małe określenie na to co wisiało na wysokości nosa mego. tłusta, śmierdząca mazista maź ze wszystkim. bleh... przekroczono chyba wszelkie normy Krakowa, Ślunska i co lepszych trucicieli. nie wykluczam. wracam do spania na brzuszku.
wrażenia potwierdziła młąda. wyszła, zaczęła kasłać, wróciła zdegustowana do domu, skontrolowała stan świżego na balkonie. jak zwykle nie był doskonały ale o niebo lepszy niż przy gruncie. w planach nabycie masek p/smogowych.
skądś nieśmiało dochodzą wieści, co ratusz chce wprowadzić darmową komunikację miejską. no już to widzę, jak prezesunio popyla busem, a pani profesor integruje się z palnktonem. dupokracja ma niestety tendencje samobójcze. dyktator pizdnął by łapką w stół, krzyknął: achooj! i wprowadziłby: 1. zakaz wjazdu pojazdów do warszafki poza uprzywilejowanymi,2. darmową komunikację dla tuziemców, dla nietuziemców x3, 3. parkingi pobudowałby na peryferiach. darmowe oczywiście. ale dyktat się skończył, jest dupokracja, czyli zgłąbienie i lemingoza na maxa, więc zdychamy z lekka i powoli.
nic to. baba wanga przepowiedziała, że w przyszłą wiosnę ma pierdzielnąć wojenka. oczywiście nie u największych zadymiarzy świata. bo oni za górami, za lasami, za siedmioma morzami. daj boszsz, żeby wybrali na prezydenta najgłupszego z głupszych. niech i ich Bozia ukarze. niech cały świat nabija się z durnoty usiech. bosze daj...;)
więc pytanie retoryczne zadam: - pakiety przetrwaniowe przygotowane?
chwilowo dotleniam się podwarszawsko. grzeję doopke w bambetlach, jaram się spokojem, choć wolałabym czem innem. przynajmniej czesem ;)
plany na michę świąteczną są takie: młąda żąda pierogów, barszczu czerwonego i karpia w hurtowych, psiękny-jakiejś rybki, sałatki, a mi tam ryba. pierworodna milczy jak grób. nawet tlf nie odbiera. kurde, raz do roku, no 2 może zrobić łaskę i pojawić się na spędzie rodzinnem? chyba?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz