nic nie zapowiadało wypadu z domu. miało być pranie, ale każdy ruch głową powodował ból. tv odpalona. mama przed tv zaszlochana. omg. no bezradna jestem. dzieciństwo w czasie wojny, strach. okres dojrzewania, mlodość, wchodzenie w dorosłość, strach. to jeden z " uroków" życia w tamtym okresie. a teraz i duda, i 11 listopad i piłsudski tak normalnie. emocje silne. wymiotło mnie na spacer, tłumaczę młądej jak potrafię, bo ona nie ogarnia. powrót, psy wybiegane i nagle piorun trafia mnie: - masz iść na manifestacje, masz iść. przymus wewnętrzny bez możlowości odmowy. zebrałam doopkę i poszłyśmy. młąda średnio zachwycona, ale musi. nie że ja zmuszam, ale ktoś musi opiekować się sierotą taką jak ja. bo przecież:- tylko ja zostałam ci z dzieci.
nie lubię masówek, nie cierpię tłumów, staram się iść bokiem, choć legalny spacer środkiem torowiska i jerozolimskich jest kuszący. pierwsze wrażenie jest przygnębiające. szaro- czarna masa ludzi. większość to chłopaczki, młode byki, dresiki. reszta to mix uliczny. na lekarstwo starszych ludzi, księży, sióstr. ale byli. bo ja w ten patriotyczny tłumek się wbiłam, który kanałem poniatoszczaka płynął pod stadion. dopłynęłam z bólem do powiśla i tyle mojego. marsz sektorowy. poprzekładany jak tort. straż - masa pod wezwaniem i okolicą, straż- masa jw itd itp. sugestie co do prób zamieszek czy przerwanialinii obrońców z doopy chyba wyrwane, bo spokojnie można było dołączyć do pochodu bokiem.
wrażenia: rozczarowana, obolała.
rozczarowana atmosferą. kibicowskie pokrzykiwania: ebać tvn, precz z unia, pl dla polaków, i podobne w klimacie. dilerka, zachlane ryjki i ryje rzucały sie od razu w oczy, choć był ich ułamek procenta. gdyby nie oni pochód szedłby w milczeniu- rozczarowana. żadnych pieśni, żadnych rozmów tematycznych. nic, zero, nul. starszy pan z flagą i misją: kulturalnie bardzo proszę, nie trzeba używać wulgaryzmów. nuuuuda
obolał stopami i lewym barkiem. zachciało mi się nieść prawie pusty plecak. portfel i paczka chipsów. chore, formalnie chore. człapałam jak stara szkapa zaciskając z bólu zęby. dopadłszy krzesło w pierwszej lepszej knajpie przywracałam stan pierwotny kręgosłupa. 6 przystanków, tylko 6 a ja na zgonie. nie ogarniam. inne okoliczności- targam ciężkie rzeczy, grabię, latam po schodach i nic nadzwyczajnego się nie dzieje.
wracając do pochodu. organizacja super. bez zadym.policja pochowana po kątach. nie rzucała się w oczy, nie prowokowała samą swoją obecnością. że była przekonałam się osobiście, gdy chciałam zejść z poniatowszczaka do sklepu by kupić baterie. stali w pełnym rynsztunku pod schodami. ok 15-20. tarcze, kaski, kamizelki. chcesz wyjść - proszę, ale już nie wrócisz. że co? jakim prawem? chore! i jak mi kto powie,że jesteśmy wolni, że w pl jest demokracja, to wyśmieję go kolejny raz. ten fakt jest zaprzeczeniem wolności, możliwości wyrażania siebie itd
jednym słowem kiszka
a czerwone race i flary są baardzo malownicze
nie lubię masówek, nie cierpię tłumów, staram się iść bokiem, choć legalny spacer środkiem torowiska i jerozolimskich jest kuszący. pierwsze wrażenie jest przygnębiające. szaro- czarna masa ludzi. większość to chłopaczki, młode byki, dresiki. reszta to mix uliczny. na lekarstwo starszych ludzi, księży, sióstr. ale byli. bo ja w ten patriotyczny tłumek się wbiłam, który kanałem poniatoszczaka płynął pod stadion. dopłynęłam z bólem do powiśla i tyle mojego. marsz sektorowy. poprzekładany jak tort. straż - masa pod wezwaniem i okolicą, straż- masa jw itd itp. sugestie co do prób zamieszek czy przerwanialinii obrońców z doopy chyba wyrwane, bo spokojnie można było dołączyć do pochodu bokiem.
wrażenia: rozczarowana, obolała.
rozczarowana atmosferą. kibicowskie pokrzykiwania: ebać tvn, precz z unia, pl dla polaków, i podobne w klimacie. dilerka, zachlane ryjki i ryje rzucały sie od razu w oczy, choć był ich ułamek procenta. gdyby nie oni pochód szedłby w milczeniu- rozczarowana. żadnych pieśni, żadnych rozmów tematycznych. nic, zero, nul. starszy pan z flagą i misją: kulturalnie bardzo proszę, nie trzeba używać wulgaryzmów. nuuuuda
obolał stopami i lewym barkiem. zachciało mi się nieść prawie pusty plecak. portfel i paczka chipsów. chore, formalnie chore. człapałam jak stara szkapa zaciskając z bólu zęby. dopadłszy krzesło w pierwszej lepszej knajpie przywracałam stan pierwotny kręgosłupa. 6 przystanków, tylko 6 a ja na zgonie. nie ogarniam. inne okoliczności- targam ciężkie rzeczy, grabię, latam po schodach i nic nadzwyczajnego się nie dzieje.
wracając do pochodu. organizacja super. bez zadym.policja pochowana po kątach. nie rzucała się w oczy, nie prowokowała samą swoją obecnością. że była przekonałam się osobiście, gdy chciałam zejść z poniatowszczaka do sklepu by kupić baterie. stali w pełnym rynsztunku pod schodami. ok 15-20. tarcze, kaski, kamizelki. chcesz wyjść - proszę, ale już nie wrócisz. że co? jakim prawem? chore! i jak mi kto powie,że jesteśmy wolni, że w pl jest demokracja, to wyśmieję go kolejny raz. ten fakt jest zaprzeczeniem wolności, możliwości wyrażania siebie itd
jednym słowem kiszka
a czerwone race i flary są baardzo malownicze
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz