niedziela, 5 sierpnia 2012

Zaspałam

dzisiaj szpetnie, bo wstanie o 8 z czymś jest czystym marnotrawstwem. Czasu.

Wczoraj od rana kręciłam się i śmondziłam czekając aż towarzystwo nabierze chęci do życia. Produkowałam posty przeglądając net na okoliczność wakacyjnych przejazdów. Opcja autostopu jest wyborna. A podpowiedziany Pierworodną "Szukacz" wprawił mnie w euforię.

Ten wczorajszy dzień był jakiś inny. Czas się zawiesił. W chwili wyjścia z domu, gdy święcie przekonana byłam, że to już mocne popołudnie, okazało się, że dopiero 11 z cósiem. Najs :D
Jakoś tak się porobiło, że dojazd na wstępnie upatrzone pozycje, był bezproblemowy. Przemknęła myśl - wszystko się układa pomyślnie, znakiem tego będzie dobrze. Przemknęła i uleciała jako sen złoty.

Z mapą w głowie wedrowałam z Młodą bocznymi drogami metodą na azymut. Ja przodem, ona w odwodzie - cykała co i rusz fotki.

Nagabnięty w celu potwierdzenia właściwego kierunku marszruty obcy zaprzeczył swoim wywodem zeznaniom indagowanej wcześniej niewiasty. Mapa pokazywała na lewo, kobita mówiła na lewo, on wręcz przeciwnie.

Krzyżówka dawała 3 opcje do wyboru. Niemal fucząc ze złości dałam się pociągnąć we wskazanym przez gościa kierunku. No bo miało być na lewo i piaskiem i w dół. A było na prawo!
Kurcze, wszedzie był piasek ino pokryty igliwiem i szyszkami. I w dół też po chwili było, ale miejsca docelowego ni.
Kolejna krzyżówka i - my już Panu podziękujemy. Wymuszony uśmiech a w środku - wrrr! wpuścił nas w maliny, ale jak już jesteśmy to sprawdzimy jego wersję. Leziemy.

BINGO! Jest! Babie pomyliły się kierunki, a może chroniąc miejsce źle kierowała. Facet miał rację, nie był świnia.

Miejsce jest prześliczne, sielskie jak z Chełmońskiego. Dodatkowo wyposażone w jadłodajnię wysokiego-cenowego lotu jak się potem okazało. Dziś nastąpi jego eksploracja. Wczoraj, na pokuciu i na skrusze odłożyłam te urocze okoliczności przyrody na później, i żeby jakoś odpracować brak zaufania, ruszyłam tropem Życzliwego.

Droga wiła się wśród chaszczy. Szłyśmy coraz bardziej wyciszone z zachwytem odnotowując brak jakichkolwiek dźwięków cywilizacji. Na lewo drzewa, krzaczory i pnącza, na prawo wyrośnięte łąki z tunelami i ścieżkami różnej szerokości wydeptane przez zwierzynę.

Trafiłysmy w punkt. Opis miejsca popełniłam wczoraj.

Prócz nas i psa w najbliższej okolicy był Życzliwy, który baardzo był zaskoczony naszym widokiem, bo to niby trudno trafić.

W żadnym stopniu nie byłam przygotowana na to co zastanę. Nie miałam pojęcia, że istnieją takie miejsca. "Jacy głupi ci rzymianie" nadzwyczaj pasuje do Polaków, którzy stadami wyjeżdżają za granicę, żeby uwalić doopsko na obcych plażach.

Mega binduga, gdzie woda nie zakrywała stopy a w najgłebszym miejscu sięgała do pasa, to raj dla rodzin z dzieciakami. Ale na szczęście nie było ani bachorków, ani grillowiczów. Co kilkadziesiąt, kilkaset metrów odkrywałam jakieś ciało leżące lub leniwie przemieszczające się. Nie będę świnia, nie skrzywdzę miejsca i ludzi, którzy tam bywają i nie powiem gdzie to jest. W każdym razie sporo wysiłku włożyłam w odkrycie tego Raju.

Szubko zrzuciłam ciuchy i położyłam się w wodzie. Namaczałam się turlając. :D Zajęta rozmową z Obcym nie miałam okazji popływać. W końcu jakoś trzeba odpracować krzywdę zrobioną człowiekowi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz