To niestety nie ja :) |
A było to tak:
Jakieś dwa dni przed urodzeniem Córci zaczęło mnie już pobolewać. Takie mini skurcze. Nie były zbyt dokuczliwe, wiec olewałam je totalnie. 29 czerwca siedzieliśmy ja i Trzech Króli w tym Ten Najważniejszy i jak zwylke słuchaliśmy muzyki, wygłupialiśmy się. Dokładnie nie pamietam czy graliśmy w karty czy robilismy coś innego, w każdym razie dostałam pierwszych solidnych skurczy. Przy każdym darłam dziób nie z bólu, choc bolało, ale pieśń radosna na me usta wypływała :) Jaki miałam repertuar nie pomnę, ale nie wylkuczam, że trochę mi się na głowę rzuciło i repertuar był dziwny. Im mocniejszy był skurcz, tym pienia były głośniejsze. Nie wiem jak Oni mogli to wytrzymać, ale dzielni byli. Na pewno mój ówczesny Małż ze swoim absolutnym słuchem przeżywał męki piekielne. I tak trwali ze mną do czasu wyjazdu do szpitala. Biedacy :DDDD
Nie wiecie, że miałam krótka przygodę z KENDO :)
Zasługa w tym teściowej. Jakoś załatwiła poTomkowi te zajęcia w Klubie Garnizonowym. Na miejscu okazało się, że jest bardzo mało uczestników i bez problemu przyjęli także mnie. O moim zachwycie mówić nie bedę, bo to oczywista oczywistość. Na początku 2 godziny rozgrzewki w tym bieganie dokoła sali. Miałam mocne obawy, że padnę bo to papierosy, brak kondycji itd
Żle nie było - dawałam radę bez problemu. A na koniec było ganianie z kijem zakończone okrzykami i atakiem. Hmmm... Panowie ryczeli zgodnie z zasadami, a ja piskoliłam jak ta .... Rozrywkę mieli w każdym razie przednią ale ja postanowiłam, że nie poddam się. Od czego wyobraźnia. Zobaczyłam mego byłego już nie ukochanego. Tup, tup, tup, tup...ryk i atak. I tak po wielekroć. Już nikt się nie rechotał za moimi plecami :/ Szkoda, że jego tam nie było :///
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz