Rano odkryłam, że mam do odebrania wypłatę w lotku. Ucieszyłam się, bo wiadomo pieniądz nie śmierdzi. Oblazłam wszystkie 4 kolektury w promieniu 200m od domu i nic. W każdej pokazywali słonika. Życie. Lepka od potu jak lep wróciłam do domu i zajęłam się pierółkami. A to pranie a to obiadek.
Za czas jakiś Młoda wyszła z psem na dwór. Wróciła po 10 minutach czerwona jak upiór i błyszcząca potem. Łypnęła na mnie okiem i
-Mama, a gdzie Ty byłaś tak długo?
-Przy kurczakach, w obu końcach metra-przełaziłam górą, znaczy się w pełnym słońcu i wróciłam do domu. Ale już w cieniu
-I dałaś radę?
No dałam. W końcu motywacja rzecz najważniejsza.
Dalej Babulina zaskoczona stanem Młodej dopytuje
-A jak tam na dworzu?
Widać nie widać tego co widać :/
-Matka, jak Ci się chce to sprawdź. Otworzysz drzwi z klatki na podwórko i szybciutko je zamkniesz.
Nie chciała sprawdzać.
Potworne, parzące cóś wiszące w powietrzu zniechęcało do jakiejkolwiek aktywności. Gotowanie odbywałam zdalaczynnie. wrzuciłam co miało być w saganie go niego, podlałam wodą, zapaliłam gaz i tyle mnie widzieli. Po dwóch godzinach wyłączyłam, nakarmiłam rodzinę i z głowy. Obowiązek obywatelski wykonany. Następny czyn społeczny za 3 dni.
Jak trońkę słońce się pochyliło nad zachodem znów ruszyłam w okoliczne marsze. Bingo! Mam kasiorkę. Lekko zużyta klapnełam na ławeczce, poTomek wysnuł się od ojca i narzeka
-nic mi się nie chce, życie jest do dupy itd, itp.
Widać stracił wigor na wygnaniu :)
Siedzę i komtempluję okoliczności przyrody. Młody komentuje i zaczepia każdego lachona. Boszsz...
Głośno myślę
-Pójdę do sklepu i kupię co dobrego na okoliczność wygranej.
-A po co? - Młody pyta
-Jadą po tobie jak chcą a Ty chcesz im jeszcze dogadzać?
No fakt. Trochę dziś mnie obie zaskoczyły. Zrobiłam obiad, nałożyłam na talerze i mówię:
-Dziewczyny, obiad nałożony - brać bo wystygnie
O Cecylio Śniegocko, jaka obraza majestatu! Że tak do Matki nie należy się zwracać, że nie równa ....( Matka ), że ja nie jestem żadną dziewczyną dla ciebie, tylko córką ( Dzieciątko ). Ups...trochę mi wszystko opadło...
No i dobrego nie będzie :)
Wieczorem na zgonie leżę na mem łożu. Nogi rozwalone, jak nie powiem kto, na boki. Ręce - każda byle dalej od kadłuba, a wiatrak wieje na najwyższych obrotach.
23-z minutami na termometrze 30C. Leże i czekam aż trochę odpuści. Nie odpuściło, ja padłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz