Resztka kawy rozpuszczalnej opuściła słoik. Sypana-ulubiona już dawno wyszła. Zacznę pełzać bo o życiu nie ma co marzyć.
Ciśnienie jak zwykle bardzo light. Siłą i mocą woli :D przeć ku jasnemu końcu bede :D
Na kolację odsmażany chlebek. Nie wybrzydzam, bo lubię. Wczorajszy obiad to makaron z sosem z resztówek. Dobre. Dziś do wszamania mięsko Babcią przytargane. Dobre, choć na wyrzucie sumienia. Bo to JA powinnam zapewnić michę!
Miła pani w kiosku na kredyt dała tytoń. Bóg zapłać dobra kobieto. Dziś pewnie od rana bym marsze uskuteczniała. Tak mam bez fajek. Zaczyna mnie nosić. Zupełnie nieracjonalnie i bez sensu. To etap pierwszy. Do drugiego jeszcze nie dotarłam i wolę nie!
A w lodówce - kapusta, czosnek, grzyby marynowane, resztka oleju, marchew, kabaczek i słoikowe dodatki. Musztarda i te rzeczy. Źle nie jest. W szafkach też da się wyszperać kasze, makarony. Przeżyjemy, ale Babcia w ciężką panikę wpadła i pognała w Polskę.
Choć miałam duże opory, wykonałam kilka telefonów podesłanych kumpelom w sprawie opieki nad dzieciami. Opory nie z powodu pracy jako takiej, ale z powodu dzieci. Jakoś tak mi się porobiło, że nie wprawiają mnie w zachwyt. Szczególnie cudze.
Telefon 1,2,3,4 i karta empty. Mogę se podzwonić w rynnę :/
Teraz tylko czekanie. Może ktoś się odezwie? Może!
Do nadziei to ja mam bardzo seksualny stosunek! Wolę sama wszystko kontrolować. A tu duuupa i nie powiem co! Do dobrych chęci też jestem odpowiednio nastawiona. Wolę konkrety. Dlatego wkurza mnie, że muszę tu siedzieć. Uwiązana mieszkaniem, bez możliwości ruchu i rozwoju. I pierońsko zazdroszczę, choć z całego serca życzę wszystkiego co najlepsze, wszystkim tym, którzy mieszkają na wsi. Nawet przy braku pracy na etacie jakieś zajęcie zawsze jest, i mając 2 ręce i powietrze w płucach można zapewnić sobie byt.
Usłyszałam kiedyś na ulicy jak małż do żony miał pretensję, że przyjechał do nich jej ojciec i przywiózł 2 paczki lodów.
- No i bedziesz miała teraz problem co z tymi lodami zrobić!
No ja pitolę! Tym to się już w dupach naprawdę poprzewracało!
Nie wiedzieć czemu przypomniały mi się czasy gdy poTomek mieszkał w akademiku. Jakoś przez znajomości kolegi udało im się wynajac pokój nie będąc żakami. Z opowiesci Młodego życie studenta wyglada tak:
Początek miesiąca-wizyta u rodziny, zaopatrzenie się w kasę i produkty żywnościowe. Za otrzymane pieniądze niezbędne opłaty a reszta idzie na C2H5OH (?) o różnym stopniu stężenia. I nie tylko na alkohol. Młodzież zaradna jest i organizuje sobie dodatkowy zarobek, bo to co z domu rodzinnego wyszarpane od rodziców z założenia nie ma prawa wystarczyć.
Chodzi się tylko na zajęcia obowiązkowe.
Cisza panuje w akademiku jedynie na tydzień przed sesją. Pod koniec miesiąca, brać studencka jedzie na oparach i butelkach.
Umęczeni ciężkimi studiami jadą do domu by odespać co swoje i od nowa Polsko Ludowa :D
A potem mamy specjalistów jakich mamy :/
PS. Od 3 dni remont w mieszkaniu obok. Celma, wiertarka, przebijak, gruz - wszystkie dźwięki im przypisane znam dokładnie :D
PS. Nie wiem co mam w zasadzie zrobić. Na cuda nie liczę a idiotycznie czekam na wysyp telefonów. I każdy żeby zaczynał się
od:
- Błagam, niech Pani szybciutko przyjedzie, bo już nie dajemy sobie rady.
- Hej Mamuśka :D Co tam? Wpadniemy do Ciebie :D
- Wiszę Ci trochę kasy. Może się spotkamy
- Umówmy się. Znamy się już tyle lat. Coś Ci załatwię.
A tu głucho, cicho! :DDDDD Buahahahahahahaha!!!!!!!!!
PS. Ja jestem dorosła i moje dzieci też. Ale co mają zrobić bezrobotni z małymi dziećmi. Masakra!