niedziela, 25 października 2015

śledziem w nich, śledziem

no dobra. miało być o wątku sufich, czyli wirowaniu, ale skończę śledzia. śledź to ryba i śledżżź to trop. śledź, idź po śladzie. rybą zacznę, bo oskoma mnie najszła na cd psatelli. śledź ryba i ser i cebulka i inszości. ssak nie pozwolił wymoczyć onych i takie z beki sru w ser. prawdę mówiąc wątpia śledzie a dokładnie mlecz i ikra. słone wyszło, że włos z głowy darło. potraktowane limonką znikło w sekundę. młąda podłączyła się.
śledź będzie współistotny z temi wyborami. bo znów szwindle a przekręty. karty po podwójne w niektórych okręgach. pisowskich nul. sracja-dymokracja. nic tylko śledziem prać po rjach. co tam śledziem. kiszką onego i to sfermentowaną. po jak zwykle pokazuje klasę. a dokładniej pojedyncze wszy rzutują po całości. fak... jaki kraj tacy terroryści.
śledzie namoczone. w cebuli bendom pod teoretyczną setuchnę. w kwestii paszy to czekają resztki zagrodowego. kadłub i reszta czyli skrzydełka i inne farfocle robią krupnik. odmówiła dobrania ziemniaków. no to ma bez. wolna wola.
ok. śledzia mamy za sobą czas na wywijasy.
oną telewizją emitowany był cham-pionat w lacinie. najlepsi przedstawiciele tańców i wywijasów prężyli swe nadobne ciała na parkiecie bydgoskim. przypadkiem trafiłam w punkt i śledziłam dzień cały momentami pragnąc miski przed obliczem. przez onych mój błędnik zakotwiczony na karku, spoczywajacym na pleckach, plecki na dupie, dupa na fotelu, wariował. do pożygania. nic to przetrwalim. i się skutecznie zapisało na dysku. tylko po kie licho. oko poranne otwieram a tam -cha cha - paso, i inne wygibasy.
ponieważ w młodości durnej i ulotnej trochę tańczyłam. wstep do baletu i tańce towarzyskie. to upodobanie zostało. porównuję. sylwetki, stroje, technikę, dynamikę ruchu. nie ma porównania jeśli chodzi o sylwetki tancerek. te dzieści lat temu, większość była pokroju enerdowskiej lekkoatletki. zwiewna la-firynda, była zjawiskiem. dziś sztuka w sztuke to elfice karmione paliwem rakietowym. jedno co nie uległo zmianie to " serdeczność " we wzajemnych relacjach. to " złam nóżkę" jest życzeniem serio-serio.
w domu atmosfera pełna dystansu. po radości z powrotu matki, znów ring wolny i punktowanie. kufasz, szlag mnie trafia. choć zaczynam nabierać dystansu i sama czekam, cóż tragicznie niewybaczalnego popełnię, co będzie skutkowało pełnym nagany spojrzeniem i naganą ustną. jestem w fazie buntu, jak nastolatek. nie to nie. bez łaski. mam sama. ok. ty też rób se sama. micha zabrana. relacje zwinięte. zaczyna się łamać. szloch do babci, że ona tak nie może. że musi z kimś pogadać, być w kontakcie. okrutnam?
babelot ma dużo uciechy, choć i w niej widzę wyrwy i szczeliny. chwila moment i zacznie się nadawanie. za wnusią.
monolog niknie po moim monotonnym potakiwaniu.
-tak, masz rację
-tak
-ok
-dobrze
stosunkowo szybko załapała. nie ma przeciwnika, nie ma z kim się żreć. wiec cichnie. z młądą jest inaczej. po-tak-nąć to znaczy przyznać rację, oddać pole i weeeedy się zaczyna. ta kobieta na jakimś turbodoładowaniu zaczyna nadawać. godzinami. jak nieskończona lokomotywa, co wagonik to inny temat. przelatuje po wszystkim. życiu podłem i okrutnem, ludziach jak potfory, zimnie w domu, psach, przodkach, alienach, nefilim, słonej zupie, robaczku, ... wene ma. ale nie do szukania pracy, nie do zajęć domowych, nie do ogarnięcia siebie. przy tym niegłupia, sprytna, rzekła bym cwana. chyba postanowiła iść w ślady, mimowolnie, ojca swego rodzonego, zwanego z jedynej funkcji jaką zaistniał w jej życiu, płodzicielem. pierdolonym z mego punktu widzenia i uczuć.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz