środa, 28 października 2015

promyczek

tak sie czasem składa, że mimochodem angażuję się w sytuacje, które nie dotyczą mnie ani mojej rodziny. tak mam od kilku dni. wsoarcie, może nie chciane, w ratowaniu życia. skuteczność medycyny jest powszechnie znana, szczególnie tej, którą cytował korwin. kolejności zdarzeń  przytaczać nie będę w każdym razie akcja dalej trwa. początkiem w oparciu o medycynę akademicką, co nie zawsze jest happy. skutki uboczne. zatrucie organizmu. te rzeczy.
w desperacji, drogą niecałkiem prostą, poprosiłam o wsparcie kumpelę. niby lepiej, ale są dołki i to pogarsza stan. kumpela wahadełkowa. przeleciała oczyszczaniem, odtruwaniem, regeneracją. zharmonizowała ciało. i zastopowało. a rzecz prócz tego miała ruszyć nerki. atu nic. skleroza odpuściła na chwilę:
-kobieto, zrobiłaś kursa reiki
więc machnęłam czokurejka i w sekundzie poszłoooooooooo, 5 razy. od przedwczoraj.
z radości paszczu rozdarłam. wstrząs spowodowałam u domowników. a co tam!
fakt faktem, że nic by nie wyszło bez kumpeli, ew trwało by dłużej.
motylki, skowronki i promyczki radości niosły mnie do domu :)
zmeczonam 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz