piątek, 9 października 2015

krótki loncik

ten zwrot to Luca podebrany ale jakże pasuje do moich stanow.
nie ma to tamto, każdego dnia trafi się osoba, która wyprowadzi mnie z równowagi, podniesie ciśnienie. choć wierzcie mi, staram się dokonywać cudów by nnie reagować toksycznie.
na ten przykład wczorajszy mecz. nosz! czy tak trudno być skoncentrowanym przez kilkadziesiąt minut? dobrze, że był Lewandowski, bo inaczej kiszka. mecz odsłuchiwałam, bo wiedzialam instynktownie jak będą grać, przytomnie odrywajac się od czynności tuż przed ciekawszymi akcjami, w tym bramkami Lewego. ciśnienie mi oczywiście skoczyło, choć przytomnie nie oglądałam kraksy na miszczu. anieli chronią.
piłki kopanej nie znoszę, ale poświęciłam się dla onego.
ciśnienie podniosła pierworodna debilnym demotem na swem profilu. wkurw!
ciśnienie podniosła mi młąda olewactwem. wkurwik!
chciała mać, ale spojrzenie młe wepchło nazad złośliwość i chęć podkręcenia atmosfery. sklęsło!
z uporem maniaka walczę z pierdylionem zapisów na mym dysku. nie zrywam sie jak oszołm bladym świtem i nie miotam sie wewnętrznie, bo powinnam już, natentychmiast. co? praca nie pcha się nachalnie, a i ja sama mam chwilowy przestój przed wyjazdem. pranko, sprzątanko na luxie, bez spinki. lodówkowe echo niesieeeee, niesiee. biel wnętrza oślepiaaaa, waaali po oczach :) wyszło co wyjść miało, zostały smętne resztki dodatków.
meczowego nerwa zakąszałam kompotem morelowym, co to na zimę miał być. i tu znow walka. bo nawyk zostawiania dla dzieci, bo śniega przeca nie ma, bo nie grudzień. uch! kto te warunki tworzył? ziutek z pcimia czy ja wraz z zapisem na dysku. więc paszły chore ograniczenia. szable w dłoń i do dzieła. pożarłam, pyszne było. pierwszy samodzielny przerób młądej. tylko czemu z 10 kg moreli są pono, bo nie sprawdzałam, tylko 4 małe słoiki. ( jej słowa )? z pestkami wraz.
że totalna nędza w domu, to powiedzieć się nie da. psy i koty zaopaczone, przetwory, bezgluteny w formie makaronów i inne mniej przyjazne mi kaszowate. rzecz w tym, że trzeba pichcić.
pięknysyn był nawiedził. pogafaliśmy jak biały z białym. miło było. pięknysyn jest teraz buddystą. no i dopszsz. chyba mać mu się nie widzi, bo dostałam wytyczne dotyczące żywienia. kiepsko wyglądam czy cóś? schudlam. nerw mnie szarpie. a z żarciem to, to co dobre dla niego( oby), niekoniecznie dla mnie. na glutenie wewnętrzne rozbicie i permanentne mdłości. w ciąży tego nie miałam!
kumpela takoż zastanowila się chcilą nad moim żywieniem. że czym ja żyję, na czym jadę. no orzecież wiadomo. bez gluta, bez nabiału, bez gmo. kto powiedział, że łatwo? ale da się. hi hi, łobrazeczek na fb. alejka z oznaczeniem-zdrowa żywność- jedna. a reszta ?
trzy koty pokotem na mojem przewygodnem łóżku. o trzy koty za dużo. u maci tylko 2 psy. ale ona ma łoże dla trzech. szarańcza dopada nas tym bardziej im chłodniej za oknem i w domu.
sucz się goi. spacery na smyczy. zwinięta w kłębek ma za złe i bunt totalny przeciw światu. głodówkę sobie zapodała. mówiłam, że tak będzie! ciumciały nad nią po operacji, dogadzały, podtykały do paszczy smakołyki, to się znarowiła. trzeci dzień odmawia kontaktu z miską. a babsztyle podtykaja jej jakieś drobiazgi. niewystarczające ale rozpaskudzające. jeszcze tylko 3 tygodnie.
procz lali, sodomia i gomoria z drabelem. zainstalował sobie w krtani piszczałkę. zakochał się pierdzielony we własnej córce. siedzi w przedpokoju i piszczy. 18/24. córko mądrzejsze od wapniaka. pokazuje garniturki zębów. gryzie i to wcale niedelikatnie. czas goni, nerw goni. ciać pompony i to szybko.
zrobić usg i to szybko, bo mój nerw wykończy mnie i okolice.  swoją drogą to ciekawa jestem, co będzie, jak jakie goowo wyjdzie w badaniu? i co zaordynuje kolejny, nowy wracz bliskiego kontaktu. bo w przychodni to rotacja na maxa. starzy zaznajomieni odchodzą, przychodza nowi, co człeka nie znają. posłuchają i, daja skierowanie i pytaja czy chcę zwolnienie. nie ma sprawy. mogę brać jeśli uznają, że poczeba. a co mi tam.
zrobiło się chłodniej. czas do punktu poboru krwi się udać. może zasługę jakąś w końcu zaliczę i dobry uczynek popełnię.  a jak z tem nie wyjdzie, to może szpikiem uda się rzucić czy nerką.  jazdy mam takie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz