piątek, 30 października 2015

piękna

staruszką była a wyczesała wszystko w klasie weteranów. jedyna, niepowtarzalna. kto czyta bloga ten pewnie pamięta moją focię z niufkiem na łące. onaż.
wczoraj odeszła a ja powracam myślami do naszych wspólnych chwil. szczególnie tych ostatnich, gdy już choróbsko odebrało siły i leżała w domu otoczona miłością.
popołudnia były ciężkie, ale wieczorem powracała do siebie. siedziałam przy niej, smyrałam czuprynę, wygłaskiwałam. syciłyśmy się sobą. wiedziałam, choć to trudno przyjąć, że każda chwila może być ostatnią.
smyrałam, drapałam a gdy przestawałam zaczepiała mnie łapą prosząc o jeszcze. do zmęczenia. bo nawet to ją wyczerpywało.
chcę pamiętać aksamitną buzię, fafle, z których kapiąca woda moczyła mi portki. tak długo chorowała, że w pamięci zapisała się w powolnym ruchu. piękna. a przecież znam ją od pampersa. jedyna. bezproblemowa. serdeczna, czuła.
odeszła a ja mam spokój w sercu i jakąś radość, że już nie cierpi, i pogodzenie, wewnętrzny spokój, że tak jest dobrze.
gdyby nie wet, który tłumaczył jak trzeba, miotała bym się. że może coś zostało zaniedbane, że może jeszcze można coś zrobić. nic. tylko być do ostatniej chwili.
tyle mojego.

o właścicielach trudno pisać. choć byli przygotowani na najgorsze, przeżywają strasznie. nestorka rodu, oczko w sercach i duma. kochana i kochajaca. kochani...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz