na profilu mam pudziana. ot tak, z ciekawości. swego czasu z wypiekami na twarzy oglądałam strong menów. tylko ze względu na niego. ( osobiśxie nie znam gościa )). matko i córko! zawziętosć i parcie do celu, a po drodze katorżnicza praca w zaciszu garażu porażają, powalają. teraz chyba ksw. nie wiem na pewno. znik z tv ogólnodostępnej. trudno. wspomnienie mam zabójczo skutecznego faceta. punkt wyjścia- garaż. dla wielu to miejsce było blokami startowymi do sukcesu.
dla mnie posiadanie dzieci. nic tak nie przewartościowuje świata, nie ma lepszego dopalacza niż małe, nieporadne człowieki. zaczyna się burza mózgu. bo potrzeby rosna i rosną. i człek rosnie i wspina się coraz wyżej. z klapkami na oczach. jak kuń prze przed siebie dokonując cudów ekwilibrystyki życia, logistyki dnia codziennego.
młoda mać spalająca sie na początku bieżni zechciała skorzystać z porady i porzuciła nieletnie progenitury w tym jedną cycatą. znikła, wybyła na kilkadziesią godzin. wróciła na resecie, pełnomleczna. szybki udój był wskazany. wróciła wypoczęta, odświeżona. świat się nie zawalił. okazało się, że w wielu dziedzinach dzieci funkcjonują lepiej bez mamy niż z nią. mamowe przyssanie do dzieci jest jak widać mamowym i warto przemyśleć tę kwestię. jak i odrębnosć potrzeb dziecka od rodziców.
zawsze miałam wyrzuta, że jestem mega szcześliwa, gdy maci nie ma. odsypiałam zarwane noce, szlajałam się nieprzytomnie bez gderania, pucowałam mieszkanie do stanu totalnej sterylki. wolna, w końcu wolna. wyrzut se rósł wraz ze mną. im starsza tym wiekszy kloc na plecach. skąd ta cholera?
no tak! poniedziałkowe wyjście. mac zaczyna dziarsko dzionek. w chwili gdy orientuje się, że wychodzę, pół leżąc zalega na krześle. na moje " cześć" omdlewająco odpowiada_ pa. i kiszka. wychodzisz czleku z domu i zastanawiasz sie czy dożyje do twojego powrotu. dożywa. zawsze. i zawsze cyrk przed wyjściem- nie porzucaj mnie samotnej, nieszczęśliwej. zawsze. otrzącam się jak mogę, czasem pytam, czy cóś jej się nie pomyliło? bleh...
króliczek, zajączek. jak go zwał, tak zwał. goni sie coś. gonienie żeby nie dogonić sensu ni mo. niby gonisz, uchetasz się. rozprasza cie pierdylion rzeczy matko, nie tylko polko. po drodze tracisz kołtun od darcia włsia, zęby, wysychasz jak ulęgałka, nieremontowana zaczynasz się sypać. jeśli sie starasz być matką. co nie zawsze wychodzi idealnie. przeważnie nie. więc z założenia nie należy się spinać. i zanim co szczerze odpowiedzieć sobie czy warto gonić tę zarazę.
w jakim celu sobie robię dzieci? dla szklanki herbaty na starosć? młodość ci odpowie : jest zus, opieka społeczna, domy spokojnej starości, hospicja. my gonimy króliczka.
więc tę herbate z rączek wymanicurowanych odpuść sobie. rób to co daje ci napęd, zapewni dobre środki na starość. a jak masz nadmiar dóbr to spraw sobie baby, żeby mieć spatkobiercę. wychowuj, kochaj ale na twoich zasadach, na twojej ścieżce życia. nie rezugnuj z siebie. bo i tak nigdy niee będziesz kochać tak, jakby druga osoba chciała.
dla mnie posiadanie dzieci. nic tak nie przewartościowuje świata, nie ma lepszego dopalacza niż małe, nieporadne człowieki. zaczyna się burza mózgu. bo potrzeby rosna i rosną. i człek rosnie i wspina się coraz wyżej. z klapkami na oczach. jak kuń prze przed siebie dokonując cudów ekwilibrystyki życia, logistyki dnia codziennego.
młoda mać spalająca sie na początku bieżni zechciała skorzystać z porady i porzuciła nieletnie progenitury w tym jedną cycatą. znikła, wybyła na kilkadziesią godzin. wróciła na resecie, pełnomleczna. szybki udój był wskazany. wróciła wypoczęta, odświeżona. świat się nie zawalił. okazało się, że w wielu dziedzinach dzieci funkcjonują lepiej bez mamy niż z nią. mamowe przyssanie do dzieci jest jak widać mamowym i warto przemyśleć tę kwestię. jak i odrębnosć potrzeb dziecka od rodziców.
zawsze miałam wyrzuta, że jestem mega szcześliwa, gdy maci nie ma. odsypiałam zarwane noce, szlajałam się nieprzytomnie bez gderania, pucowałam mieszkanie do stanu totalnej sterylki. wolna, w końcu wolna. wyrzut se rósł wraz ze mną. im starsza tym wiekszy kloc na plecach. skąd ta cholera?
no tak! poniedziałkowe wyjście. mac zaczyna dziarsko dzionek. w chwili gdy orientuje się, że wychodzę, pół leżąc zalega na krześle. na moje " cześć" omdlewająco odpowiada_ pa. i kiszka. wychodzisz czleku z domu i zastanawiasz sie czy dożyje do twojego powrotu. dożywa. zawsze. i zawsze cyrk przed wyjściem- nie porzucaj mnie samotnej, nieszczęśliwej. zawsze. otrzącam się jak mogę, czasem pytam, czy cóś jej się nie pomyliło? bleh...
króliczek, zajączek. jak go zwał, tak zwał. goni sie coś. gonienie żeby nie dogonić sensu ni mo. niby gonisz, uchetasz się. rozprasza cie pierdylion rzeczy matko, nie tylko polko. po drodze tracisz kołtun od darcia włsia, zęby, wysychasz jak ulęgałka, nieremontowana zaczynasz się sypać. jeśli sie starasz być matką. co nie zawsze wychodzi idealnie. przeważnie nie. więc z założenia nie należy się spinać. i zanim co szczerze odpowiedzieć sobie czy warto gonić tę zarazę.
w jakim celu sobie robię dzieci? dla szklanki herbaty na starosć? młodość ci odpowie : jest zus, opieka społeczna, domy spokojnej starości, hospicja. my gonimy króliczka.
więc tę herbate z rączek wymanicurowanych odpuść sobie. rób to co daje ci napęd, zapewni dobre środki na starość. a jak masz nadmiar dóbr to spraw sobie baby, żeby mieć spatkobiercę. wychowuj, kochaj ale na twoich zasadach, na twojej ścieżce życia. nie rezugnuj z siebie. bo i tak nigdy niee będziesz kochać tak, jakby druga osoba chciała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz