Stara matka przy kawie zaczęła lekturę od Grafitowych oceanów. No i super. Nareszcie
zaskoczyło i zaiskrzyło.
Bo prawda jest taka, że zgrzybiona i wiecznie marudząca matka jest do dupy. Wiem to po sobie. I trudno wtedy opanować dzieciątko, które nie wie czemu mać się nie cieszy życiem, tylko ma za złe. I samo zaczyna wierzgać.
Na szczęście gdy moje były szczeniakami, warhlakami, kociakami i potworami ja z wizgiem śmigałam wokół towarzystwa. A oni wzajemnie wokół mnie. Nawet jak były małe. Ale absolwętnie nie znaczy to, że zawsze była sielanka i wyjadanie z dziubków. Były powroty na syrenie do domu, gdyż albowiem dzieciątko nie żądało posiłków a żądało zabawy. Wracało różnie. Pod pachą w formie zasmarkanego z rozpaczy gluta, jako tobołek niesiony za szelki portek - ta wersja była dobra - jakoś cieszyła Pierworodną, tudzież jako wijący się piskorz, i żadne tłumaczenia i straszenie Babą Jagą nie pomagały. Ale to było potem. Bo przed, w okresie wózkowym, mimo szelek było gorrąco. Wyślizgiwała się z nich, wychodziła poza wózek, zwieszała się i używała go dowolnie i nieprzystojnie. Wózkiem nobliwie poruszał się poTomek. Grzecznie siedział i przyswajał świat. Najwyżej wykręcał go jak paralityka widok super panny. Już od pampersa kręciły go ładne buzie, zgrabne sylwetki :D poTomek był ogólnie dziecinką śliczną, grzeczną do zachwytu i obrzydliwości. I wygadaną. Spokojnie się bawił w piaskownicy, nie lejąc nikogo łopatką, nie sypiąc w oczy piaskiem. Używał właściwie zabawek, społecznie był użyteczny. W porównaniu z innym bachorstwem był aż nudny. I wzorowo chodził za łapkę. Żadnego wyrywania się.
No najmłodsza, Dziecina, dała popalić! Wzorcowo wybiegała przed pędzące samochody, genialnie śmigała na długie dystanse - bez zadyszki :/ I gadała w suahili. Z Boga Jedynego nikt nie rozumiał co nawija. Poza poTomkiem. W doganianiu tego cuda wyspecjalizował się synuś podpuszczony matką, która juz zdrowia do wariatki nie miała. Dopadał uciekinierki i fachowo obalał na glebę. Mać dołączała po chwili do towarzystwa i zgarniała w 1/2 ryczące towarzystwo, w 1/2 dumne i zadowolone z siebie.
Dom z dzieciami zmieniał się z normalnego w wariatkowo. Takie rzeczy jak baje, piosenki, twórczość kasztanowa, klockowa to pikuś. Wyobraźcie sobie, że moja Mamunia a Babunia Pierworodnej w ramach miłości do Niej- i to muszę uwiecznić - zrobiła na balkonie piaskownicę. Co o tym myślałam zgarniając tony piasku z podłogi i jakie słowa radości cisnęły mi się na usta- możecie sobie wyobrazić. Szczytowała sprowadzając do centrum Warszawy drób. Kurę i koguta, coby dziecko miało zabawę. Tu już nie zdzieeżyłam. Oczami wyobraźni widząc na ten przykład trzodę chlewną w wannie i wykonałam popisową awanturę. Kogut znikł, kura jakoś chwilę egzystowała na balkonie. Uwierzcie mi, że furorę na osiedlu wzbudzałam wyprowadzając Klarę na spacer.
Osobny temat to posiłki. Przy Pierworodnej to krew, pot i łzy. Czego ja nie robiłam żeby jadła? Kto ma niejadka ten doskonale wie, że wszystkie chwyty dozwolone. Od "za mamusię", do karmienia parapetowego. A przy tym zdrowa była, wyniki miała jak byk. Zbyszek Nowak - ten od "Ręce które leczą" po prostu stwierdził, że dziecinka żywi się energią ogólnie dostępną, tj z powietrza. Wolałam żeby pochłaniała konkrety :|
Z serii co dzieci potrafią;
-poTomek wybił czołem koleżance 2 jedynki, sam stając się właścicielem dziurawego czoła
-w ramach rozrywki, na żądanie zwracał co zjadł
-Pierworodna (5lat) czytała dzieciom bajki w przedszkolu, bo pani się nie chciało
-2-3 letnia córcia do mojego przyjaciela - Wujku, ja lubię takich mężczyzn jak ty ( flirciara od małego)
-Dziecinka- piosenka, którą przyniosła z przedszkola:
gaz barburka i kapturka srypnie zmyli, raz pułapkę, babkę w łapkę i po chwili
gdy w brzuchu burczy, trzyma się skurczy, że a skurczy, to a kurczy,
taki z niego wilk!
Może ktoś zna wersję prawidłową. Bo ta jest tak intrygująca, że zapamiętałam. WYBITNA :DDDD
-Młody w geście zerwał z siebie bluzeczkę, pozbawiając ją wszystkich guzików. 5lat. Po czym grzecznie siedział i przyszywał je z powrotem. Wyszło doskonale :D
-ogólnie poTomek po okresie anielskiej grzeczności - w domu i pójściu do przedszkola zmienił konfiguracje i podejście do życia. To już nie była aniołek a mały dyjabełek. Czemu szczególnie się nie dziwię, gdy po latach poznała zacne metody mojej teściowej. Ale to już inna bajka :/ Zbyt za dobrym był obserwatorem. Szybko zajarzył, że zrzucanie na innych winy jest korzystne. Że kłamstwo popłaca. Adrenalina szybko zaczęła go kręcić. I na ten przykład z kolegą przyjacielem z jednej sali zamiast grzecznie myć łapki w łazience, wyszli sobie na parapet po drugiej stronie okna. Pierwsze piętro. A pani przedszkolanka mnie zrobiła z tego powodu awanturę. Taka metoda. O_O
A w szkole, gdzie było nudno, rozwalał każdą lekcję. Śmiechem. Pajacował tak, że nikt nie był w stanie pracować. Nauczyciele ciężkiej nerwicy się przy nim nabawili. On przy nich też :/