Wstaję i pierwsza myśl leci do Wujaszka.
Jakby nic innego nie istniało. Przywiązane te myśli. Plączą wszystko. Nic nie ważne.
Przyszły wyniki - w końcu.
Łatwiej powiedzieć gdzie nie ma zmian niż gdzie są.
W zasadzie całym człowiekiem chory.
Przygnębiająco to wszystko wygląda. Przygnębiająco :(
Wątroba w całości metastatycznie zmieniona. Do wymiany w zasadzie.
Żołądek do wychlastania.
Wujek Google na forach onkologicznych i medycznych mówi, że na ten typ nowotworu zwiększone "szanse" mają osoby, które miały Helicobacteri - 3x. Osoby po częściowej resekcji żołądka - 6x. A zapada na to ok 5% całej populacji.
Czynnikami patogennymi są min. pokarmy konserwowane oraz alkohol i tytoń. Nawet setka tygodniowo zwiększa ryzyko o 10%.
I po co ja pale?????
Torbiel na nerce, nadnerczu, płyn w miednicy, zmiany na linii żołądek-trzustka, żołądek-wątroba. Zwłóknienia w płucach to pikuś, Wole tarczycy guzowate, gruczoł krokowy też powiększony.
Jakiś czas temu w badaniu pracy mózgu wyszło, że Wujcio nie ma jednej półkuli. Nie wiadomo z jakiego powodu. Czy boks i wstrząsy były przyczyną czy też co innego. Ale w niczym Mu to nie przeszkadzało. Żył pełnia życia, sprawny intelektualnie, bystry.
A ja mobilizuję, krzyczę, przekonuję bo nie można się poddać. Trzeba walczyć. Nie myślę o przyszłości. Tym zajęła się Ciocia. Ma przyjść notariusz. Ciemno to widzę, bo On nie ma już siły się podpisać.
Ciocia ma w planach sprowadzenie księdza z ostatnim namaszczeniem... Była w ZUS-ie w sprawie związanej z pogrzebem, lata, robi wszystko by tylko nie myśleć... organizuje grób....schudła...
A ja dowiozłam im wczoraj zupę grzybową. Pal licho, co ma być to będzie i zapodałam Wujaszkowi michę. Zjadł z apetytem. W końcu. Bo na wszystko kręci nosem, nic mu nie pasuje. Szczególnie kleiki i zupki mleczne wykręcają Go na drugą stronę.
Siedzieliśmy sobie wczoraj i gadałam Mu o pani łosiowej, o żyjatkach spotkanych w lesie. I wątek rwał mi się co chwilę. Trzymałam Go za łapkę a On chłonął każde słowo.
Większość czasu przesypia...wstaje z łóżka na chwilunię, na fajeczkę...i znów się kładzie.
Mam przymus wewnętrzny bycia z Nimi. Nie mogę inaczej. Nic nie jest ważne.
Wybaczcie, ale jest mi strasznie smutno. Staram się trzymać pion. Jeszcze dochodzi Matuleńka, która jest z Nimi. Nic prawie nie mówi, przeżywa strasznie, łapki coraz mocniej Jej się trzęsą. A ja trzęsę się o Nią. To Babelocik-Bibelocik. Moja Mamunia. Mięciutka, malutka....
Od kilkunastu dni proszę poTomka, żeby pojechał do Niego. Choć na chwilunię, na momencik. Nie ma czasu. Wszystko inne ważniejsze.
Jakby nic innego nie istniało. Przywiązane te myśli. Plączą wszystko. Nic nie ważne.
Przyszły wyniki - w końcu.
Łatwiej powiedzieć gdzie nie ma zmian niż gdzie są.
W zasadzie całym człowiekiem chory.
Przygnębiająco to wszystko wygląda. Przygnębiająco :(
Wątroba w całości metastatycznie zmieniona. Do wymiany w zasadzie.
Żołądek do wychlastania.
Wujek Google na forach onkologicznych i medycznych mówi, że na ten typ nowotworu zwiększone "szanse" mają osoby, które miały Helicobacteri - 3x. Osoby po częściowej resekcji żołądka - 6x. A zapada na to ok 5% całej populacji.
Czynnikami patogennymi są min. pokarmy konserwowane oraz alkohol i tytoń. Nawet setka tygodniowo zwiększa ryzyko o 10%.
I po co ja pale?????
Torbiel na nerce, nadnerczu, płyn w miednicy, zmiany na linii żołądek-trzustka, żołądek-wątroba. Zwłóknienia w płucach to pikuś, Wole tarczycy guzowate, gruczoł krokowy też powiększony.
Jakiś czas temu w badaniu pracy mózgu wyszło, że Wujcio nie ma jednej półkuli. Nie wiadomo z jakiego powodu. Czy boks i wstrząsy były przyczyną czy też co innego. Ale w niczym Mu to nie przeszkadzało. Żył pełnia życia, sprawny intelektualnie, bystry.
A ja mobilizuję, krzyczę, przekonuję bo nie można się poddać. Trzeba walczyć. Nie myślę o przyszłości. Tym zajęła się Ciocia. Ma przyjść notariusz. Ciemno to widzę, bo On nie ma już siły się podpisać.
Ciocia ma w planach sprowadzenie księdza z ostatnim namaszczeniem... Była w ZUS-ie w sprawie związanej z pogrzebem, lata, robi wszystko by tylko nie myśleć... organizuje grób....schudła...
A ja dowiozłam im wczoraj zupę grzybową. Pal licho, co ma być to będzie i zapodałam Wujaszkowi michę. Zjadł z apetytem. W końcu. Bo na wszystko kręci nosem, nic mu nie pasuje. Szczególnie kleiki i zupki mleczne wykręcają Go na drugą stronę.
Siedzieliśmy sobie wczoraj i gadałam Mu o pani łosiowej, o żyjatkach spotkanych w lesie. I wątek rwał mi się co chwilę. Trzymałam Go za łapkę a On chłonął każde słowo.
Większość czasu przesypia...wstaje z łóżka na chwilunię, na fajeczkę...i znów się kładzie.
Mam przymus wewnętrzny bycia z Nimi. Nie mogę inaczej. Nic nie jest ważne.
Wybaczcie, ale jest mi strasznie smutno. Staram się trzymać pion. Jeszcze dochodzi Matuleńka, która jest z Nimi. Nic prawie nie mówi, przeżywa strasznie, łapki coraz mocniej Jej się trzęsą. A ja trzęsę się o Nią. To Babelocik-Bibelocik. Moja Mamunia. Mięciutka, malutka....
Od kilkunastu dni proszę poTomka, żeby pojechał do Niego. Choć na chwilunię, na momencik. Nie ma czasu. Wszystko inne ważniejsze.
To najlepsze, co możesz Mu dać - bycie z Nim. Ściskam Was wirtualnie:*
OdpowiedzUsuń:( takie chwile są trudne a gdy jest wszystko ważniejsze to gdy już nastanie cisza będzie żal do siebie miał i ciężko będzie mu się pogodzić z tym w jaki sposób postępował.Co do Wujka współczuję ale czasem natura lub choroba są silniejsze :( a my tac bezradni....
OdpowiedzUsuń