czwartek, 27 grudnia 2012

Myśli uwiązane

Wstaję i pierwsza myśl leci do Wujaszka.

Jakby nic innego nie istniało. Przywiązane te myśli. Plączą wszystko. Nic nie ważne.

Przyszły wyniki - w końcu.

Łatwiej powiedzieć gdzie nie ma zmian niż gdzie są.

W zasadzie całym człowiekiem chory.

 Przygnębiająco to wszystko wygląda. Przygnębiająco :(

Wątroba w całości metastatycznie zmieniona. Do wymiany w zasadzie.
Żołądek do wychlastania.

Wujek Google na forach onkologicznych i medycznych mówi, że na ten typ nowotworu zwiększone "szanse" mają osoby, które miały Helicobacteri - 3x. Osoby po częściowej resekcji żołądka - 6x. A zapada na to ok 5% całej populacji.
Czynnikami patogennymi są min. pokarmy konserwowane oraz alkohol i tytoń. Nawet setka tygodniowo zwiększa ryzyko o 10%.
I po co ja pale?????

Torbiel na nerce, nadnerczu, płyn w miednicy, zmiany na linii żołądek-trzustka, żołądek-wątroba. Zwłóknienia w płucach to pikuś, Wole tarczycy guzowate, gruczoł krokowy też powiększony.

Jakiś czas temu w badaniu pracy mózgu wyszło, że Wujcio nie ma jednej półkuli. Nie wiadomo z jakiego powodu. Czy boks i wstrząsy były przyczyną czy też co innego. Ale w niczym Mu to nie przeszkadzało. Żył pełnia życia, sprawny intelektualnie, bystry.

A ja mobilizuję, krzyczę, przekonuję bo nie można się poddać. Trzeba walczyć. Nie myślę o przyszłości. Tym zajęła się Ciocia. Ma przyjść notariusz. Ciemno to widzę, bo On nie ma już siły się podpisać.

Ciocia ma w planach sprowadzenie księdza z ostatnim namaszczeniem... Była w ZUS-ie w sprawie związanej z pogrzebem, lata, robi wszystko by tylko nie myśleć... organizuje grób....schudła...

A ja dowiozłam im wczoraj zupę grzybową. Pal licho, co ma być to będzie i zapodałam Wujaszkowi michę. Zjadł z apetytem. W końcu. Bo na wszystko kręci nosem, nic mu nie pasuje. Szczególnie kleiki i zupki mleczne wykręcają Go na drugą stronę.

Siedzieliśmy sobie wczoraj i gadałam Mu o pani łosiowej, o żyjatkach spotkanych w lesie. I wątek rwał mi się co chwilę. Trzymałam Go za łapkę a On chłonął każde słowo.

Większość czasu przesypia...wstaje z łóżka na chwilunię, na fajeczkę...i znów się kładzie.

Mam przymus wewnętrzny bycia z Nimi. Nie mogę inaczej. Nic nie jest ważne.


Wybaczcie, ale jest mi strasznie smutno. Staram się trzymać pion. Jeszcze dochodzi Matuleńka, która jest z Nimi. Nic  prawie nie mówi, przeżywa strasznie, łapki coraz mocniej Jej się trzęsą. A ja trzęsę się o Nią. To Babelocik-Bibelocik. Moja Mamunia. Mięciutka, malutka....

Od kilkunastu dni proszę poTomka, żeby pojechał do Niego. Choć na chwilunię, na momencik. Nie ma czasu. Wszystko inne ważniejsze.

2 komentarze:

  1. To najlepsze, co możesz Mu dać - bycie z Nim. Ściskam Was wirtualnie:*

    OdpowiedzUsuń
  2. :( takie chwile są trudne a gdy jest wszystko ważniejsze to gdy już nastanie cisza będzie żal do siebie miał i ciężko będzie mu się pogodzić z tym w jaki sposób postępował.Co do Wujka współczuję ale czasem natura lub choroba są silniejsze :( a my tac bezradni....

    OdpowiedzUsuń