Zastanawiam się czy poziom zidiocenia w tym kraju sięgnął zenitu czy jeszcze mu trochę zostało!
Rano polazłam do przychodni by honorowo oddać mocz i krew. Oczywiście o poranku wykonałam skuchę, czyli działając na właściwie wyrobionych odruchach siknęłam do dna. W kibel a nie w słoiczek. Bo rano mój mózg przed wypiciem kawy nie pracuje. Może gdybym spała z pojemnikiem przyczepionym do czoła wykonałabym wszystko jak należy. A tak...
Jedna kawa, druga kawa i gitara. Pojemniczek pełen - możemy iść. A że nie zupełnie na czczo? Nie moja wina...
Zadowolona z zaliczenia 1 punktu programu popętałam się po mieście dokonując małych zakupków spożywczych. 2 buraki i prawie kg słoniny. I to słoniny nie byle jakiej. Nie unijnej a zagrodowej. Matko moja, jak ona cudnie się wytapia :)
Potem był grany barszczyk i oczekiwanie na wypad. Do stomatologa. Czekałam równo miesiąc. Doczekałam się. Telefonu od doktorka własną osobą. Że się PUNKTY na ten rok były skończyły i że zaprasza po nowym roku i uprzejmie informuje, że w związku z powyższym nawet zmiana opatrunku i w ogóle najmniejsza duperela jest płatna i że za pół godziny zadzwoni do mnie jego asystentka coby się umówić na po nowym roku. Jak dobrze że nie boli paszcza. Bo wtedy...do kowala...
Czyli że co? Limit=punkty? Hyyyy?
No i niech mi nikt nie mówi, że mamy wściekły, początkujący kapitalizm, demokrację i inne duperszwance. Bo PUNKTY jako żywo kojarzą mi się z przyjęciami na studia w okresie PRL-u. I widać choćby w tym systemie kto rządzi. Kuźwa! Nic się nie zmieniło! W PUNKTACJI. Bo dostęp do lekarzy jakby duuużo gorszy. I zaczyna mnie powoli wkurzać ta możliwość wyboru przychodni, lekarza. Ja chcę rejonizacji tak jak kiedyś!!!! Nie było pieprzonych kolejek, nie było limitów. No heloł!!! Wracać do dawnego, było lepsze!
Mamy wściekły, rozpasany burdel nad którym nikt nie potrafi zapanować. Żadna ekipa nie jest w stanie tego ogarnąć - powiedzmy sobie w końcu prosto w oczy. Żaden cud się nie zdarzy. Będzie źle i jeszcze gorzej. Piżgnie to w końcu w WIELKIM BUUUM!!!
Władza będzie w bardzo głębokim poważaniu, raczej zwiną dupę w troki i tyle ich będziemy widzieli. A nas ludzików czeka wielki głód. Tylko że to nie Leningrad i nie II wojna. A może? Jakoś tak ciągle pęta mi się Sun Tzu. "Najważniejsze w TAO ataku na drugie państwo jest podbicie serc jego obywateli".A jak czytam niektórych na Twitterze, jak to cudnie w kraju nad Wisłą i jak przemysł szaleje, to zastanawiam się czy żyjemy w tym samym kraju? Bo mój na razie zatrzymał się na PUNKTACH!
:)) Milego weekendu
OdpowiedzUsuńDzięki :DDD Nawzajem :DD
OdpowiedzUsuńNo bo co tu można dodać bądź ująć. Miłego ;)
OdpowiedzUsuń