piątek, 31 sierpnia 2012

Kobieta domowa

Picasso z netu, tak mniej więcej się czuję po ryciu w kicie :/
Z uzupełnianiem ubytków w ścianie nie miałam problemu. Uwinęłam się szybciutko i głupio mi się zrobiło. Bo to co miało mi zająć dużo czasu zajęło chwilunię. Jeszcze dodatkowo zrobiłam przecierkę miejscową do przetarcia jak wyschnie. Miejscowo będę miała gładź :DD

Usiadłam i od niechcenia rzuciłam wzrokiem na okno. Dreszcz obrzydzenia mną wstrząsnął. Okno był mało obrzydliwe ale pozbawione szyby, która się mną rozpękła i wymagało katorżniczej pracy związanej z zeskrobywaniem 44-letniego kitu. Kto to robił, wie o czym mówię, a kto nie - może współczuć awansem.

Najpierw w ruch poszedł młotek i dłuto do drewna. Stępiłam jedno, stępiłam drugie. W końcu wzięłam drapak do stali żeby usunąć resztki kitoszczaka. Cholernik twardszy od drewna. Mogę powiedzieć, że pokonałam gada. Teraz tylko czeka mnie

przetarcie papierem ściernym, ale bez drewnianego klocka nie podejmę się tego. Wystarczająco mam skasowane ręce.
I tak się - jeśli chodzi o pracę - skończył dzień szósty.

W tzw. międzyczasie popełniłam flaki.

A w domu trwa rewia mody w związku z początkiem roku szkolnego.

Swoja drogą, czy ja nie jestem czasem zbyt samodzielna jak na kobietę? Hmmmm...?


Głupawka

z netu

Zrozumieć siebie nie jest trudno, w moim przypadku to niemożliwe.

Całe lata jęczałam i marudziłam, że żadnego urlopu, wypoczynku nie miałam, a teraz jak to mam, znów marudzę, że brak kasy i szukam dziury w całym.

Nawet po ludzku w medytacji posiedzieć nie potrafię, bo jakiś owsik mnie od razu podrywa. Zupełnie bez sensu!

Lecę jak nie kadłubem to myślami. Ciągle coś mi się pod czaszką wije. Żeby choć coś sensownego, ale gdzie tam! Żeby twórczego?

Muszę przestać się trzepać po łapach i sensownie zaplanować rzeczy, które mogę zrobić. Ruszyć kilka tematów, które są zakopane gdzieś głęboko i mają cudowną właściwość znikania z widnokręgu. Czy to już demencja? Czy inne licho?

Nie ma co udawać, że nagle nastąpi jakiś niezwykły splot zdarzeń. Żyję tu i teraz i muszę to garnąć.

A prawda jest taka, że choć coś w domu robię, mniejszego lub większego, to mam niechcieja do dłubaniny remontowo-upiększającej.

Powinnam - zdjąć w końcu resztki szuszarki podsufitowej w łazience. Kilka prób spaliło na panewce. Śruby są strrrrasznie mocno przykręcone i jak na razie nie dałam rady ich odkręcić. Trudno, będę musiała wyłamać plastik a potem się zobaczy.
         - dziury w ścianach po moim radosnym zawieszaniu półek czekają na zagipsowanie. Te dziurska, jak leje po bombach straszą już od jakiegoś czasu. I zioną po drugiej stronie ściany, bo wiertarka była z udarem i tak jakoś sama przelatywała niemal na durch :D
         - czeka wanna do obudowania i szafka w kuchni do wklejenia materiału i okna do wyniesienia ( ale to wieczorem, bo za każdy gabaryt wstawiony do śmietnika trzeba zapłacić spółdzielni 5 zł )
         - może w końcu zrobię stolik na balkon. kręcę się wokół tego tematu jak pies za własnym ogonem.

Reszta to te niby mało znaczące pierdółki, jak gotowanie, odkurzanie itp, które zabierają najwięcej czasu i podstępnie wysysają siły jak wampióry.

Więc " Młoty do roboty, niebieskie ptaki do paki, i niech wre robota, co tam wolna sobota " ;p

czwartek, 30 sierpnia 2012

Pies na robotę jestem ;p

z netu
Kobieta domowa to ja dziś nie byłam. Potuptałam jak zwykle z ulotkami. Gorąco, słonecznie i miło. Akcja odbywała się w jednym z większych parków warszawskich. To już kolejny dzień tuptania. Kolejne kilka godzin na nogach i na koniec niespodzianka :)
Bąble na stopach. :D Nic nie bolą a są. Tylko po co? :D

Na 300 ulotek jeden kapryśny telefon. Niezły wynik. :/

Nic to, nie odpuszczę bo coś trzeba robić. Daję sobie czas do wiosny przyszłego roku. Jak nie ruszy się solidnie to muszę już teraz opracować inne opcje. Tylko jakoś nie mam pomysłu.

Przydałby mi się rower, ale... ni ma :D

Wymyśliłam, że przy ładnej pogodzie będę ulotkować. Jak brzydka - to ogarniać chałupę.

Chudnę proporcjonalnie do czasu spędzonego w ruchu. Powoli zaczyna spadać ze mnie przydziałowy zestaw spodni. I dobrze!

Kolana już nie bolą :D
Matka patrzy spod oka i mamroli, że niedługo jak nastolatka będę wyglądała. Coś w tym złego?
Ona to wynalazek jest nie z tej planety.
Gdy mój ulubiony sąsiad wczoraj walczył z oknem pitoliła jak najęta że się przedźwiga, zmeczy. A ja mogę zasuwać cały dzień i zawsze coś w gratisie wymyśli. Ja się niby nie męczę, ja wszystko mogę :/ Co prawda ostatnio coraz mniej wymyśla bo warczę niecenzuralnie.

Radykalnie

z sieci.
Są takie momenty w życiu, gdy pęka cienka nitka.  Pęka cichutko, bezdźwięcznie. Pekają więzi międzyludzkie, wszelkie przywiązanie do miejsc, zdarzeń.

Mnie pękało wiele rzeczy. Małżeństwo pierwsze jakoś tak pykło i już go nie było. Bolało, szczeki bolały, pięści same się zaciskały i poczucie krzywdy przez lata obijało dokładnie. Że jakże to - zostawić, wrócić do mamusi, nie próbować ratować, wypiąć się na dziecko? Takie masochistyczne rozdrapywanie ran. W zasadzie po nic.
Pękło i drugie. Tu małż starał się jak mógł. Wybrzydzał na jedzenie, znalazł kobietę swojego życia gdy w ciąży byłam, kontrolował czy kurz został należycie starty. W końcu pękło tuż przed wariatkowem. Nastał czas menażek i obiadów ze stołówki szkolnej. Nie podobało się.

Pękła mi wszelka tolerancja na wyzyskiwanie kogokolwiek. Jak czytam, że czyjś małż zabiera d*** w troki i jedzie się zrelaksować zostawiając żonę z dzieciakami to mi się nóż w kieszeni otwiera. Zostawiłabym gada na przynajmniej 2 tygodnie z potomstwem i sama oddaliła się na zasłużony odpoczynek :/ Pod warunkiem, że miałabym własne pieniądze. Ale tu taka opcja nie zachodzi. Krześcijańska rodzina!

Pękło mmi wielkie przywiązanie do osoby bardzo bliskiej. Wbrew moim delikatnym sugestiom i wyraźnej dezaprobacie konsekwentnie drąży temat mogący z dużym prawdopodobieństwem skończyć się kalectwem lub śmiercią.

Pęka mi coraz częściej i coraz więcej. Nic już nie jest takie samo. Wieczna zmiana.

Lać, prać i patrzeć czy równo puchnie!

z sieci
Na bezrybiu i rak ryba. Znów ganianie od rana. I znów nogi w uszach. Na razie najwiekszy pożytek ma z tego pies. 5-godzinny spacer to jest to!

A potem mój ulubiony sąsiad wymieniał mi okna. Moje stare strucle na jego lepsze i jak to zwykle bywa zabawy jest z tym do licha i ciut ciut.. Tu coś trzeba podpiłować, tu przytrzeć, gdzie indziej młotkiem postukać a i tak idealnie nie jest.

Jeszcze sporo do poprawki. Przynajmniej jakieś zajęcie będę miała. :D
Miałam dostać farbę, ale .... nie dostałam, wiec robota w lesie.

Pierworodna wpadła na 2 godzinki. Luzik zupełny. Szczupła, śliczna i starająca się o pracę. Trzymie kciuki.

A wieczorem znów ulubiony sąsiad. Tym razem podziwiałam, jak zawsze zresztą, jego umiejętności remontowe. Teraz szeleje w kuchni. Wywala ścianę między balkonem a kuchnią. Niby niewiele ale przestrzeń od razu większa.

A ja padam już na twarz.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Popylałam wczoraj Racławicką. Lala zachwycona spacerem, ja na nadziei na lepsze. Idziemy, każda z innymi intencjami, ale razem. Przsiadłam na podmurówce na fajka, rzucam suce piłeczkę. Podeszła nieznajoma, zaczynamy rozmowę. Na poczatku takie pitu, pitu: - śliczny piesek, a czy ze schroniska, a można pogłaskać? Siedzę i czekam, bo wiem, że to wstęp. Coś musi jej na wątrobie zalegać. I rzeczywiście.
Zaczyna zrzucać z siebie to co ją boli. W skrócie rzecz ujmując, zamiast przydłużenia umowy o pracę dostała wymówienie, a jest krok przed okresem przedemerytalnym/ochronnym. Nawet specjalnie nie była roztrzęsiona. Pewnie jeszcze do niej nie dotało. Jeszcze nie boli.

A u mnie jak co rano cisza i spokój. Babulinda drzemie, Młoda śpi, reszta też.

A we mnie rośnie i narasta BEDZIE TEGO!!!!!!

Bo żesz ile można wytrzymać i zaciskać pasa. Już nawet nie pamiętam kiedy jadłam przez jeden dzień normalne posiłki. Z głodu nie umieram, co zresztą widać, ale nie o to chodzi, żeby wiecznie jechać na oparach, ograniczać się ze wszystkim bo wiadomo, że i tak nie styknie.

Boszsz, żeby choć przez tydzień dupy wszyscy zacisnęli i zrobili sobie Wielki POst od JOBA. Hurtem. A jak by to nie pomogło, to 2 i tak do skutku. Przecież musi być jakaś metoda na ten bandytyzm.

Ja w każdym razie, mimo gorszych dni nie poddaję się. Na nikogo nie liczę. Moje życie jest w moich rękach. Plan Warszawy wędruje na ścianę i robimy mazy. Od razu bądzie wiadomo co jeszcze do zaliczenia.

Coś trzeba robić, trzeba podliczyć, rozliczyć i nie chować głowy w piasek i ryzykować. Kto nie ryzykuje, ten nie gra, nie żyje! I nie mówić, ze nie ma kogo. Czasem niszowe opcje są najlepsze. A w torcie każdy znajdzie swój rodzynek.

środa, 29 sierpnia 2012

Proza życia

Słoń  na szczęście. Mocy! Pomocy! :DDD
Przedwczoraj 5 godzin ganiania ciurkiem po miescie. Efekt na chwilę obecną - żaden. Wczoraj wydzwanianie do mam w potrzebie.

No namówiłam się z jedną, potem odmówiłam i tak dokoła i w kółko Macieju. Zaraz ruszam dalej w te moje pielgrzymkie.
Polazłabym na grzyby ale nie polezę, są ważniejsze sprawy!

Wczoraj z kumpelą przegadałyśmy przedwieczerze. Pracuje ( ona ) u żyda. I tu wcale nie chodzi o nację, a o charakter.

Zatrudniona oczywiście na najniższą możliwą stawkę - 1200 zł - ma w perspektywie obniżkę pensji i zmniejszenie etatu. W zasadzie mówi, że jest Jej już wszystko jedno. Ma małe szanse na wypracowanie urzędowego wieku do emerytury.

I tak sie pierniczy wszystko dokoła mnie. Czy to tylko dokoła mnie? Bo już sama nie wiem! Czy może ja w takim kręgu się obracam?

Pierdzielony początek roku szkolnego! Wchodzę na stronę szkoły coby zobaczyć co tam i jak tam. Ok, wiemy o której rozpoczęcie. Klikam na podręczniki, wyskakuje Adobe, którego mój staruszek nie przyswaja. Bedzie musiała się przejść do Biblioteki Narodowej na kompa do czytelni. Szczęście, że to rzut beretem i za darmo. Ciekawa jestem jak długo to jeszcze potrwa.

A wogóle to jakoś mi tak smętnie, mimo, że Pierworodna na dziś się zapowiedziała.

Pewnie ma to związek z pustym dnem sakiewki :(

wtorek, 28 sierpnia 2012

No nie wierzę!

Kotolota w oczekiwaniu :). JPG
Psiąca Kota :D. JPG
Za oknem błękitne niebo, bez żadnej chmurki! I zimniocha-8C na balkonie, a przy gruncie jeszcze zimniej. A ja jak zwykle zostawiłam na noc okna otwarte na całą szerokość.
I po co mi rozum? Przecież jak WÓŁ Sat24 pokazywał na wczoraj rano - popaduchy w PL, potem przejaśnienia, a wogóle to napływ zimnego od północy. Dziś ma być piknie, może po południu trochę się zachmurzy.

A w nocy oczywiście zmarzłam na kość. Obudziłam sie skulona w supełek, obok Kota wklejona we mnie a nie jak zwykle śpiąca obok. I sen mi się od razu przypomniał. Taki z serii yntelygientnych. We śnie było ziiimno, Kotolota marzła a ja ją otulałam, uszczelniałam kolorowymi czasopismami i książkami. Dalibóg nie wiem skąd to się wzięło. Może jakieś coś związane ze szkołą Młodej?

A sny to już zupełnie inna bajka. W zasadzie ich brak. Bo niczego rano nie pamiętam. Tak mam od jakiegoś czasu i prawdę mówiąc wolę to niż koszmary senne, które bywało dopadały mnie. Kurcze. Nawet seriale miałam i takie co to na wciąz to samo pokazywały. Jak Scarlett z Przemineło z Wiatrem. Uch..!
     
W rodzinie ustaliło się, że są pewne zdarzenia, symbole odnoszące sie do przyszłości. Np ząb-w zależności od stanu i co się z nim dzieje i u kogo-choroba; woda-podobnie, z pewnymi modyfikacjami; przejście przez drzwi, otwór-odejście, porzucenie; cięte kwiaty-w zależności od koloru-śmierć; i na końcu wcale nie tak krótkim, bo symboli jest mnóstwo a walczyć z nimi nie będę - wszy! Jak się śnią to będzie kasa. 

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Wybaczcie

z sieci
ale nożeszjapierdolę. Jakąś kretyńską misję podjęło w obronie czci i godności Kory tudzież i działaniu wbrew prawu i zdrowemu rozsądkowi stado baranów. Może się trochę zapętliłam, ale mam to w nosie. Bo coś mnie trafia!

Jak można walczyć ( pomijam sprawę solystki Maanamu i niejakiego Sipowicza ) o legalizację marychujany.

Zalegalizujmy wszystkie narkotyki, obłóżmy je 100% akcyzą i wszystkie dziury w budżecie od razu załatamy. A że znacząca część młodzieży przeniesie się na tamten świat? Nic to... wszystko zgodnie z programem!

Przy okazji dokonamy miłosiernego dzieła wspierając narkokraje i zwiększając ich PKB.

Idąc tym tropem zlikwidujmy wszystkie ośrodki leczenia uzależnień, ośrodki terapeutyczne każdej maćsi. Po co inwestować pieniądze w coś co z góry skazane jest na porażkę! A ogłupiały debil będzie głosował na coraz większych durni. Powiem więcej, można będzie legalnie hodować to zielsko. I bezrobocie nam spadnie. I będzie słitaśnie. Stada roboli za minimalną stawkę i miliarderzy dorabiajacy sie na głupocie. I widzę w tym przodownika - Palikota.

Czy po to Kotan walczył o młodych, zakładał Monar? Przecież legalizacja marichuany spowoduje lawinowy wzrost TRWALE uzależnionych.

Mam wieści z pierwszej ręki, że tak się wyrażę, wiem i widzę co narkotyki robią z ludźmi. Wielu pewnie się zastanawia co maryśka ma z nimi współnego? Ano ma! Do niej jak i do wszystkiego dodawane są polepszacze, które potrafią po jednym joincie uzależnić. Poza wszystkim większość trwale uzależnionych zaczynała właśnie od tego.

A sprawa dopalacz?. Całkiem niedawno to było. Ile dzieciaków zeszło z ich powodu?

Dziś nie widać na ulicach narkomanów, a jeśli są to w minimalnych ilościach. A ja pamiętam czasy, gdy na Centralny przy wejściu do WKD strach było chodzić. Niemal na zgonie pokotem leżeli młodzi, naćpani do nieprzytomności ludzie. Pamiętam młodych głupków wąchających klej. Dzis są "madrzejsi". Na początki piją hurtowo Pini. Z czasem znajdują drogę do mocniejszych rzeczy. Lawina się toczy...

niedziela, 26 sierpnia 2012

Rozwój

........JPG
Metodą małych kroków oswajam bloggera. Przyszedł czas na dodatkowe strony i uporządkowanie całości. Oczywiście bez szleństw i kroczek po kroczku.
Dziś o wiele lepiej sie czuję. Wczorajsza padaczka miała zwiazek z dzisiejszą pogodą. Każdy ruch powodował zawroty i bóle głowy.

A dziś czekam na miłe spotkanie o 19-tej. :DDD

piątek, 24 sierpnia 2012

W drodze

Mijamy się na ulicy, mijamy w necie. Ja i moje dzieci. Poznają gdy cóś potrzebują, gdy mogą się pochwalić. Dobre i to. Inni mają gorzej.

-Matka, potrzebuję medalik Matki Bożej z Niepokalanowa!
-?
-No, potrzebuję już!
-A co się stało?
-Potrzebuję!!! Jak miałem było dobrze, wszystko się układało. Oddałem P i wszystko się wali!!! Potrzebuję!!! Już!!!

Cóż zrobić :), jedziemy z poTomkiem do Niepokalanowa.

Moje włóczęgi zaniosły mnie kiedyś za Lasek. Tak na grzyby i miłe okolicznosci przyrody. Po drodze jakoś przypadkiem wyszła nam pielgrzymka po kościołach. Kiedy na ostatnich nogach dotarłyśmy do ostatniego przeżyłam niemałe zaskoczenie. To czego szukałam od dawna miałam przed sobą. Wizerunek Matki Bożej z Gwadelupe i kościół pod Jej wezwaniem. Żeby było ciekawiej, to akurat było święto...?, w każdym razie plony pól, lasów i ogrodów były przed ołtarzem.
     



Usiadłyśmy cichutko, a we mnie coś znów się kręci i kusi. Polazłam do zakrystii i pytam baaardzo przystojnego wikarego, czy jakiś obrazek z wizerunkiem mogłabym dostać? A upszsz proszsz ... prosto z Gwadelupy :) Miałam 10 bo zachłanna jestem :)

Trzeba trafu, że tego samego dnia poTomek dostarczył hiobową wieść. Na dwuletnią córeczkę kolegi spadł kobylasty telewizor. Babcia na chwilkę spuściła ją z oczu i ściągneła na siebie grzmota. Pęknięta czaszka, jakieś wgniecenie, krwiak .... rokowania kiepskie.

Wieczorem wyszłam z psem przed blok, usiadłam na ławce i tak medytuję jak dostarczyć obrazek kolesiowi. Trochę mi głupio, bo ciacho z niego jak się patrzy, a ja średzinka na zejściu ale co tam! Dziecko ważniejsze! A na razie siedzę jak ta kwoka i cieszę sie ciepłym wieczorem. Nie mija kwadrans idzie koleś! Dopadam, nakazuję chwilę cierpliwości, dzida do domu i znów schodami w dół. Anonim z lekka oszołomiony grzecznie czeka a ja z jęzorem do pięt wręczam mu Wizerunek dla malutkiej. Żegnamy się szybko. On lekko rozbawiony, ja piorąca się po pysku, że znów wyskoczyłam przed szereg.
Mija kilka tygodni. Spotykamy się przypadkiem. Mała zdrowa, obrazek przez cały Jej pobyt w szpitalu miała pod poduszką a u Anonima już większa podobizna Matki Bożej z Gwadelupe wisi w centralnym punkcie mieszkania.

Spełnione marzenia :)

Mamusia z córecko, czyli Birma i Mania na spacerze z pańcią. JPG


Pod mostem w Pomiechówku. JPG
Kiedy ten pociąg w końcu przyjedzie? JPG
Małe wpadki. Od lewej-Olusia, Kulka, mała kalapeta Joe i ?. JPG
W dzień gorącego lata nawet taki brodzik jest dobry :). JPG
        

Wieczorową porą

Przyzwoite niebo :DDD. JPG
   Tak sobie szłyśmy z Młodą i gadałyśmy o pierdołach. Śmiałyśmy się z totalnych głupot i skojarzeń. Totalna beztroska. Jakoś tak zeszło na temat nieporozumień miedzyludzkich, szczególnie w rodzinie.

Dla mnie stało się oczywiste w pewnym momencie, że kłótnie i jakieś przepychanki słowne są częścią codzienności. Przestałam się tym nadmiernie przejmować i nadymać urazą, szczególnie, że oczyszczają atmosfere i wiadomo, że mieszkając razem przedłużający się foch wyrządza więcej krzywdy niż pożytku. Pracujemy nad wyrażaniem swojego zdania w mniej burzliwy sposób.

Prawdziwy problem powstaje wtedy gdy ktoś w rodzinie przekracza granice zwykłej ludzkiej przyzwoitości. Nie wiadomo jak potraktować  stryja ciotecznego wujka ( postać fikcyjna jak najbardziej ), który z pełną premedytacja zaciukał w szale małżonkę swą. Jedno i drugie się lubi/lubiło a teraz co? Jakoś tak trudno emocjonalnie się oderwać, fizycznie zresztą też. I poczucie krzywdy w człowieku narasta. Bo zawiódł, bo nie tak miało byc i wogóle.

Jak potraktować bliską osobę, która nie liczy się z naszym zdaniem i często brew logice, na fali emocji realizuje swoje zachcianki?
Kotolota-bardzo przyzwoity kot :). JPG
  
     Mam problem z rozróżnieniem, czy to egoizm, głupota czy brak przyzwoitości. A może wszystko razem do kupy.

Zresztą nie tylko z tym mam problem. Bo czy przyzwoity człowiek odwróci sie od potrzebujacego i będzie go oceniał? Czy coś takiego jak przyzwoitość istnieje? Czy jest wytłumaczenie dla jej braku? Czy przyzwoity człowiek buduje swoje dobre samopoczucie na kpinie i szyderstwie z innych?

Co takiego może powtrzymywac młoda gropę/gropa(:)) przed złożeniem wizyty babci. Czy tak bardzo jest przyspawana do swojego życia, że nie potrafi dostrzec tęsknoty starego człowika, któremu już naprawdę nie za wiele życia zostało? Czy szlachetne odruchy serca są totalnym deficytem? Czy ojciec, który zawiódł na każdej płaszczyźnie ma moralne prawo i czy wogóle ma prawo i czy to jest przyzwoite oceniać innych i szumnie obnosić się ze swoją "przyzwoitością"?

Jakos mnie to przeraża, ciarki chodzą mi po plecach i zadaję sobie pytanie: - kogo wyhodowalismy? Czy dobre uczynki przypisane są jedynie fundacjom, działaczom KK i klerowi? Czy zwykły człowiek został już pozbawiony jakiejkolwiek wrażliwości?
Julka-nieprzyzwoity kot. JPG
 W nie tak odległej przeszłości były znienawidzone przez wszystkich czyny społeczne ale i zwyczajna ludzka życzliwość i współczucie. Gdzie i kiedy te cechy zostały zgubione? Kto dziś uczy dzieci, żeby pomogły starszej osobie zanieść zakupy do domu? Kto ustępuje kobietom w ciąży, przepuszcza je w kolejce? Kto starca dostrzega w tłumie?  

Z życia wzięte: - Dwie starsze panie wybrały sie po spacerze do centrum handlowego na herbatkę. Spokojnie i powoli szły do kawiarni, gdy dwie młode bździągwy biegnąc przewróciły jedną z nich. Pognały dalej, nawet się nie obejrzały. Staruszkę zabrało pogotowie, wylądowała w szpitalu. Po tygodniu zmarła. A kretynki nawet nie wiedzą, że zabiły człowieka!

Powiem Wam, że nie mam litości dla cymbałów. Zawsze wyrzucam ich z siedzących miejsc w autobusie czy innym środku komunikacji
na rzecz ciężarówek i staruszków. Tak mam i gotowa jestem prać po pyskach. Chyba widać moją determinację, bo jeszcze nikt mi nie odmówił!

Przyzwoitości też zabrakło wielu mediom, które z uporem godnym lepszej sprawy reklamowały Amber Gold, tym samym wprowadzając w błąd klientów tegoż.


    

czwartek, 23 sierpnia 2012

Gówniana sprawa

Gówniane torebusie
Czytam właśnie, że ratusz, czyli miasto, czyli płatnicy/podatnicy, czyli my warszawiacy wydał prawie 100.000złPLN na gówniane torebusie. Takie z napisem "Psie sprawy Warszawy". Może powinnam się ucieszyć jako właścicielka psa, ale..
I minimum 350.000 na stojaki na torebusie, zwane szumnie Psimi Stacjami. Stojaków w Warszawie jest podobno 350 a każda za minimum 1000zł.

Jak zwylke muszę się czepnąć. Torebusie nie są na wciąż dostępne to pierwsze primo. Drugie - mieszkam przy Polu Mokotowskim, którym zajmuje się prywatna firma i w ona dostarcza gównianych torebeczek do stojaczków, a że dostarcza fanaberyjnie to już inna sprawa.

Ponadto papierowy wynalazek ma potężną wadę. Drze się a z trawy tego co i owszem wydłubać się nie da. Posiada co prawda tekturową wkładkę, która może sprawdza się na chodniku, ale który właściciel czworonoga pozwala mu się tu załatwiać? Żaden!

Zastanawiam się nad sensem tego przedsięwzięcia. Miasto podobno tonie w długach a tu torebusie, stojaczki - a wszystko dla wygody mieszkańców. Tylko po co? Każdy robi zakupy i MA zakupowe torebusie, które równie dobrze o ile nie lepiej w przypadku dużych psów spełniają swoją funkcję.

To jest psia stacja. To naprawdę psia stacja!
    Każdy czytuje prasę i spokojnie można ją wykorzystać do tego szczytnego celu. A jak kto oszczędny i nie czyta, to makulatury i tak ma pod dostatkiem.

Ile takich genialnych pomysłów Ratusz wysmażył to nie mam pojęcia. W każdym razie grzebać się w tym nie będę. Z czystego lenistwa.

    

Idzie rak, nieborak

4.30 a ja już nie śpię. Obudziłam się i koniec. A Kotolota swoim zwyczajem lata. Od balkonu do przedpokoju. Ja jestem kawałkiem jej trasy. Szczególnym upodobaniem darzy moje plecy. Fajna trampolina :)
Chwilowo zajęła się piórkiem, nie wykluczam, że za moment przyjdzie do mnie na kolana.

Ptaki już nie śpiewaja rano. Warczą tylko autobusy i gdzieś z oddali słychać krakanie wron.
Lalka jak co rano dosypia w moim łóżku.

Niebo błękitne. A ja siedzę i myślę nad wydajnością z człowieka. Jego terminem przydatności :/

Wszystkim dokoła Macieju dostarczane są informacje o wszechobecnym niemal raku. Mądrzy ludzie obliczyli, że 1/4 populacji Ziemi już go posiada a w najbliższych latach dotknie on prawie połowę ludzkości.
Podobno najbardziej odpowiedzialny za raka płuc jest zgubny nałóg palenia tytoniu. Lektura wielu artykułów wnioski nasuwa zgoła odmienne.

Głównym i najważniejszym czynnikiem róznej maści nowotworów jest wirus HPV w różnych odmianach, dla ułatwienia ponumerowanych różnie. HPV16, HPV 22 itd. Żeby było ciekawiej jednym z HPV-łów jest wirus odry, która u nas nie występuje, a dostarczany jest w formie szczepionki :/ Masowe szczepienia przeciw malarii w jednym z afrykańskich krajów potwierdziły kancerogenność wirusów. Po szczepieniach masowo występujący na tamtych terenach rak praktycznie znikł.

"Z najnowszej pracy dr Preeta M. Chaudhary"ego z Uniwersytetu w Pittsburgu wynika, że wirusy mogą się również przyczyniać do raka w bardziej pośredni sposób. Zdaniem badacza, wirus może nadmiernie niszczyć zdrowe komórki, a oszczędzać istniejące w organizmie klony komórek zmutowanych, posiadających cechy nowotworowe" Znaczy sie wirus jest inteligentny, posiada przynajmniej jedną szarą komórkę, która umożliwia mu rozróżnianie :/

Cokolwiek by nie było, wirusy są dostosowane do naszego DNA i finisz.

Ciekawym jest natomiast konkluzja do jakiej doszli medycy/analitycy. Otóż często rak płuc jest powodowany wirusem HPV szyjki macicy. Prześledzić drogę w jaki sposób on się tam fizycznie znalazł dla jednostek aktywnych seksualnie nie jest trudno :)

Czasem dochodzą do mnie wieści o masowych zachorowaniach na różnej maści wirusówki u osób mieszkajacych na wsiach. Najpierw chorują dzieci a potem pokotem kładzie sie cała rodzina.

Jakim cudem? I jakim cudem ja, która mieszkam w metropoli od lat nie choruję, a z założenia powinnam, narażona przez kontakt z tysiącami ludzi.

Tym co mnie różni to brak dzieci w wieku szczepiennym. Pewnie pomyślicie - co ma piernik do wiatraka? Ano ma! Nielotom są dostarczane wirusy w różnych kombinacjach. Ich organizm musi je jakoś przyswoić a przez ten czas, wbrew temu co plotą koncerny farmaceutyczne, wirus jest aktywny i atakuje osoby mające kontakt z dzieciątkiem. Jeśli się zastanowicie dojdziecie do podobnego wniosku.
Są oczywiście wyjątki. Ale one tylko potwierdzają regułę.

Na pytanie co powoduje podatność na wirusy każdy może sobie odpowiedzieć. Na ten przykład stres.( spadek odporności)

Śmiesznie i strasznie przedstawia sie program obowiązkowych szczepień. Bo strasznym jest, że w przynajmniej połowie szczepionek konserwantem jest związek rtęci. Obliczono, że w wieku ok. 2 lat dziecko ma ponad 120-krotnie przekroczoną dawkę dopuszczalną - czyli obojetną dla zdrowia(?). Śmieszne nie?

Pocieszył mnie lekko jeden ze znalezionych kiedyś w sieci artykuł jakiejś sławy naukowej z Rosiji. Pierwsze pokolenie ssaków odradzające się na terenach wyklętych, czyli okolicach Czarnobyla było zmutowane. Kolejne - zdrowe. A u myszy powiększył się mózg o 10%.

I tego sie trzymajmy. Kilka Czarnobyli i bedziemy jeszcze mądrzejsi

środa, 22 sierpnia 2012

Kryzys w saganach. Dziadostwo

Resztka kawy rozpuszczalnej opuściła słoik. Sypana-ulubiona już dawno wyszła. Zacznę pełzać bo o życiu nie ma co marzyć.

Ciśnienie jak zwykle bardzo light. Siłą i mocą woli :D przeć ku jasnemu końcu bede :D

Na kolację odsmażany chlebek. Nie wybrzydzam, bo lubię. Wczorajszy obiad to makaron z sosem z resztówek. Dobre. Dziś do wszamania mięsko Babcią przytargane. Dobre, choć na wyrzucie sumienia. Bo to JA powinnam zapewnić michę!

Miła pani w kiosku na kredyt dała tytoń. Bóg zapłać dobra kobieto. Dziś pewnie od rana bym marsze uskuteczniała. Tak mam bez fajek. Zaczyna mnie nosić. Zupełnie nieracjonalnie i bez sensu. To etap pierwszy. Do drugiego jeszcze nie dotarłam i wolę nie!

A w lodówce - kapusta, czosnek, grzyby marynowane, resztka oleju, marchew, kabaczek i słoikowe dodatki. Musztarda i te rzeczy. Źle nie jest. W szafkach też da się wyszperać kasze, makarony. Przeżyjemy, ale Babcia w ciężką panikę wpadła i pognała w Polskę.

Choć miałam duże opory, wykonałam kilka telefonów podesłanych kumpelom w sprawie opieki nad dzieciami. Opory nie z powodu pracy jako takiej, ale z powodu dzieci. Jakoś tak mi się porobiło, że nie wprawiają mnie w zachwyt. Szczególnie cudze.

Telefon 1,2,3,4 i karta empty. Mogę se podzwonić w rynnę :/

Teraz tylko czekanie. Może ktoś się odezwie? Może!

Do nadziei to ja mam bardzo seksualny stosunek! Wolę sama wszystko kontrolować. A tu duuupa i nie powiem co! Do dobrych chęci też jestem odpowiednio nastawiona. Wolę konkrety. Dlatego wkurza mnie, że muszę tu siedzieć. Uwiązana mieszkaniem, bez możliwości ruchu i rozwoju. I pierońsko zazdroszczę, choć z całego serca życzę wszystkiego co najlepsze, wszystkim tym, którzy mieszkają na wsi. Nawet przy braku pracy na etacie jakieś zajęcie zawsze jest, i mając 2 ręce i powietrze w płucach można zapewnić sobie byt.

Usłyszałam kiedyś na ulicy jak małż do żony miał pretensję, że przyjechał do nich jej ojciec i przywiózł 2 paczki lodów.
- No i bedziesz miała teraz problem co z tymi lodami zrobić!

No ja pitolę! Tym to się już w dupach naprawdę poprzewracało!

Nie wiedzieć czemu przypomniały mi się czasy gdy poTomek mieszkał w akademiku. Jakoś przez znajomości kolegi udało im się wynajac pokój nie będąc żakami. Z opowiesci Młodego życie studenta wyglada tak:

 Początek miesiąca-wizyta u rodziny, zaopatrzenie się w kasę i produkty żywnościowe. Za otrzymane pieniądze niezbędne opłaty a reszta idzie na C2H5OH (?) o różnym stopniu stężenia. I nie tylko na alkohol. Młodzież zaradna jest i organizuje sobie dodatkowy zarobek, bo to co z domu rodzinnego wyszarpane od rodziców z założenia nie ma prawa wystarczyć.
 Chodzi się tylko na zajęcia obowiązkowe.
 Cisza panuje w akademiku jedynie na tydzień przed sesją. Pod koniec miesiąca, brać studencka jedzie na oparach i butelkach.

Umęczeni ciężkimi studiami jadą do domu by odespać co swoje i od nowa Polsko Ludowa :D

A potem mamy specjalistów jakich mamy :/

PS. Od 3 dni remont w mieszkaniu obok. Celma, wiertarka, przebijak, gruz - wszystkie dźwięki im przypisane znam dokładnie :D
PS. Nie wiem co mam w zasadzie zrobić. Na cuda nie liczę a idiotycznie czekam na wysyp telefonów. I każdy żeby zaczynał się

od:
- Błagam, niech Pani szybciutko przyjedzie, bo już nie dajemy sobie rady.
- Hej Mamuśka :D Co tam? Wpadniemy do Ciebie :D
- Wiszę Ci trochę kasy. Może się spotkamy
- Umówmy się. Znamy się już tyle lat. Coś Ci załatwię.

A tu głucho, cicho! :DDDDD Buahahahahahahaha!!!!!!!!!
PS. Ja jestem dorosła i moje dzieci też. Ale co mają zrobić bezrobotni z małymi dziećmi. Masakra!

Samotność

   Niedaleko mnie mieszka młody człowiek. Zupełnie niezawinienie wyrzucony poza nawias. Najpierw mamusia w depresji poporodowaj wykonała skok z dachu, potem tatuś zabrał dupę w troki.  Został z dziadkami. Oboje pedagodzy z kilkudziesięcioletnim stażem. Kochali, dbali, nauczali. Zaliczył podstawówkę.
Czasem widywałam Go na podwórku. Nie wiem czy to wina dziadków, nie potrafię i nie chcę kogokolwiek obwiniać w każdym razie młody zawsze był sam. Nikt się do niego nie pchał w celu nawiązywania kontaktów, on też chodził własnymi ścieżkami. Może to kwestia ubrań bo zestrojony był niekiedy od czapy.
Przyszło gimnazjum i piekło dla dzieciaka. Podpalanie włosów na lekcjach (nauczyciel oczywiście niczego nie widział), gnębienie, szyderstwa. Nie wykluczam przemocy fizycznej.
Babcia, bo dziadek już nie żył, walczyła jak lwica o młodego, co oczywiście nie wyszło jej na zdrowie. Ledwo skończył szkołę i  ona odeszła. Został sam. Czasem objawia się tatuś.

Chłopina żyje na jakimś totalnym marginesie, wygnaniu. Jest inny. Podobno ma jakąś rentę socjalną. Przyglądam mu się z dala i zastanawiam się co dalej z nim będzie?
Próba zagajenia rozmowy spaliła na panewce. To co miał w oczach to - nie oczekuję nic od nikogo. Już dosyć mnie skrzywdziliście. Prosze o spokój. Mam swój świat.

Straszne!

wtorek, 21 sierpnia 2012

Ktoś kłamie

z netu
  KK mówi od lat, że On jest jedyną drogą do zbawienia. To samo rzecze islam i judaizm. Wszyscy o tym wiedzą bo tak i już. Ale co jest zbawieniem. Wersje są różne oczywiście w zależności od religii a przynajmniej droga do niego. W finale wszyscy święci lądują w raju - miejscu cudnem i pełnym Łaski Bożej. Przed finałem wg NT i słów Jezusa i nie tylko, jest dusz zmartwychwstanie. Ciała powstaną z martwych i staną przed sądem Bożym.

Wersja dowolna usłyszana ostatnio dotycząca zmartwychwstania przez osobę skadinąd wierzącą - Św. Piotr czy Paweł ( nie dosłyszałam dokładnie) będzie czymś w rodzaju pompki do roweru dmuchał duszą szkieletor. Taka hardkorowa wersja :D A co z tymi, którzy truchła materialnego już nie posiadają? Rozsypały się w proch i pył?
Dajmy sobie z tym spokój bo i tak nie dojdziemy. Mają wstać ciała - pytanie czy się pomieszczą na tem łez padole?

Miłosiernie nam panujący KK jak lew walczył, popiera i popierał demokrację. A przynajmniej wyzwolenie od ruskiej zarazy. A co mówi sam św. Paweł? Ano, że wspólnota ma być materialna. Wszyscy po równo. No to jak to? KK tak wbrew swojemu nauczycielowi działa, działał.( patrz walka z niegodziwym socjalizmem ). I co za przewrotność. Bolszewicy wcielili w życie jedną za świętych prawd KK. :D
Koszt tych prawd jedynych w sowieckim wydaniu był przerażający. Setki tysięcy dorosłych zamkniętych w łagrach i równie duzo a moze i więcej osieroconych dzieci. Nie mozna tego określic i nazwać, bo serce się kraje. A dziś? Dziesiątki miast i metropoli na całym świecie jest domem dla milionów osieroconych dzieci. Czy robi to na kims wrażenie? Więc o co chodzi???



      
          
   Czepnę się tak ciutkę i delikatnie islamu. Ja uprzejmie proszę, żeby czytelnicy mojego bloga przeczytali Koran wraz z tłumaczeniem. Osoba Mahometa czy jak mu tam jak dla mnie jest mocno kontrowersyjna. Pisać dalej nie będę, bo jak juz wcześniej deklarowałam, nie zamierzam popełnić samobójstwa.

Państwo zdjęło ze swych ramion obowiązek troski o obywateli. Jego aktualna rola to doić ludziska ile wlezie. A jak zdjęło, to w zasadzie wisi mu, czy ja lub Ty żyjesz. Jesteś potrzebny tak długo, jak długo da się z Ciebie coś wycisnąć. Bo Państwo to Rząd i nie dajcie sobie wmówić, że jest inaczej. Tak jak i KK to nie zbiór osób święcie wierzących, a cała wierchuszka Prawie/omal Świętych. Czy młodego Tuseka woziliby i zastanawiali się nad chichopterem? Jasne że nie. Pół eskadry by się biło o zasługi dla Rudzielca :/

W czasach gdy jeszcze bywałam w K na mszach, aż głupio mi nieraz było patrzeć na księdza, który miał przykazane wieści pewne przekazać. Widać było, że całą duszą jest przeciw temu co mówi, ale posłuszeństwo nader wszystko. Generalnie, to tak w tym KK cudnie nie ma. Jak wszędzie są kliki i układziki. Osoby oporne są odsuwane na bocznicę. Nie żeby im się jakaś krzywda działa.  Maja długie, długie wakacje :D Znający Ojca PIO znają pewnie jego wypowiedzi, że przy ołtarzu łączy się z Jezusem, stają się Jednym - i tu następuje prawdziwe uświęcenie. Cała reszta jest drogą do...ludzką drogą ubezwłasnowolnionego człowieka. Z jego własnego wyboru i myślę, że dużej nieświadomości.

Nie wiem czemu "Ambrozja europejska.." tak szczegółowo opisuje stan finansów Lisa. Przecież to żadna nowina, że reklama zawsze jest dobrze opłacana. Wystarczy przypomnieć sobie Wańkowiczowe - "Cukier krzepi". Nie można człowiekowi tak zasłużonemu od ust odejmować bo chyba nie ma większego dupoLISA niż on. Należy mu się. "Każdemu co się należy od mafii" bardzo tu pasuje. 300.000 za jeden odcinek to chyba właściwa kwota, każdy się ze mną zgodzi. Chcecie go finansować? To go dalej oglądajcie :D   

Życie :/. z netu



           
      I abarot wracamy do sprawy bieda-PL na co dzień. Nie tak dawno blogowa koleżanka pisała o staruszce proszacej o wsparcie, generalnie chodziło chyba o pieniądze. Ja specjalnie się nie dziwię. Taka osoba gdzieś mieszka i jeśli nie ma środków na życie to tym bardziej na czynsz. I stąd pewnie ta prośba. Nikt nie pragnie wylądować na ulicy.
W ostatnich dwóch tygodniach było 2 mężczyzn u mnie w bloku. Obaj smutni, zrezygnowani. Prosili o cokolwiek i odbijali się od drzwi. Nikt nie otwierał, nie udzielał wsparcia.

Wywieszone dziesiątki ulotek moją osobą - zero odzewu. Nie tak miało być, nie tak.
Jakiś czas temu czytałam info dotyczące upadających firm. Nie liwidowanych, ale ogłaszających upadłość. Były ich setki w jednym mieście. Czy Polacy są tak mało zaradni? Przecież nie dawaliśmy się niemcom, ruskim, rządowi powojennemu a teraz? Nic, żadnej możliwości ruchu? Jak bydło na rzeź prowadzone pokornie drepczemy w wyznaczonym kierunku.
Znów obcięto kasę na leczenie. Kolejne tysiące ludzi dostały wyrok śmierci. Równo - dzieci, młodzież, dorośli, starcy.
"O takie Polskie żeśmy walczyli" :/
Mnóstwo jest ludzi bez jakichkolwiek środków do życia. Czy wiecie, że tereny miast są podzielone wśród bezdomnych zbieraczy na rewiry? Że wkroczenie na cudzy teren najczęściej kończy się ciężkim pobiciem a niejednokrotnie śmiercią? Już mafia ewoluowała. Oni przestali się wybijać nawzajem. "Pracują ręka w rękę" dla własnego dobra.

W jednym wszak przodownicy duchowi wszelkiej maści się zgadzają. Że wszystko to jest ułudą, która przeminie. I tego się trzymajmy :D

                  

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Dzień gorącego lata

To wszystko moje :D. JPG

Niebo o zachodzie. Też moje :D. JPG
A to chyba moja metamorfoza :). JPG
Łazienki mną focone. JPG
Moja plaża. JPG
      To jest zwalnianie miejsca na dyzku jakby kto pytał, bo Młoda zakłada swojego bloga fotograficznego i wszystko się nie zmiesci :D 

Mła

Mizianie kota. JPG
Z upodobaniem latamy z Młodą wykorzystując ostatnie dni wakacji i udając przed samymi sobą, że wszystko jest OK. W zasadzie wszystko jest Ok poza kasą. A że zbliża się rok szkolny to trochę dupsko mi cierpnie na samą myśl o wydatkach. Będzie jak w roku ubiegłym. Kupowane w ramach spływających środków, a że w pewnym momencie brak już było książek na rynku, to zostawał internet i wola boska, czyli łaska profesorów. I dało się!

Jak widać na zdjęciach fryzury chwilowo nie zmieniłam, choć nieodwołalnie idzie pod kosiarkę, znaczy się Młoda będzie je skracać. Co chwila w nocy budzę się i odklejam od spoconej twarzy kłaki, ściągam z szyi. Mam już dość.

Kaczka Łazienkowa :). JPG
   Maluję twarz i całkiem szybko mi to idzie. 5 minut i po zawodach. Oczy, róż i błyszczyk. Opcja minimum a efekt zadawalacjacy.
Choć nie wszystkie mankamenty da się zaszpachlować. Na ten przykład podbródek ( stąd moje zdjęcie ze łbem zadartym do góry, żeby fałd nie pokazywać - pracuję nad odpowiednim ustawieniem :D) jakoś stracił jędrność. Może ktoś ma patent jak go unieśc w górę. Cycki idą w górę. I psychicznie i fizycznie. Masaże skuteczne są. Tylko jakoś nie mogę zmobilizować się do brzuszków.

Jakieś leniwe ćwiczenia by mi się przydały.

Do odpracowania zostały szpony. Smród acetonu mnie dobija ale dam radę, dam radę!

Przed konkursem. JPG

No i marsze wieczorne. Odpadaja kopyta ale reklama dźwignią handlu więc nie ma zmiłuj się i nie ma że boli. Głupie serce chyba zrozumiało, że ze mną nie wygra. Jak zaczyna coś pobolewać to ja dzida - galop, szybki marsz i spokój! Albo ja albo ono. Ktoś musi tu rządzić!

Papierowa wilkina ma się dobrze. Na razie ładna pogoda więc musi poczekać. Chwilowo poszłam na łatwiznę i oklejamy pudełko. W planach pokrycie kawałka ściany mało reprezentacyjnej. Będzie robić za tepetę :)

Kawa się skończyła - buuu
Tytoń zaraz wyjdzie-buuu
Echo w ludówce-buuu

I dobrze :) Co nas nie zabije, to nas wzmocni :DDDD

PS. Ledwo usadowiłyśmy się przy hipodromie, cyknęłyśmy ze 2 fotki a aparat mówi, że bateria empty. Szarpnęlo mnie trochę ze złości choć spodziewałam się tego. Ale nie ma problema, przecież my ludzie to chodzące bateryjki i tego się trzymam. Wzięłam w ręce oba wyczerpane życiem paluchy i kazałam im się ładować mną. Efekty widoczne w postaci zdjęć. :DDD

Bamsik w realu. JPG
Bamsik niebiański. JPG
  
    

Ciężarówki

    
Koleżanka na FB i z Forum Groomerskiego podzieliła się swoją fotką USG. Maleństwo siedzi sobie w gniazdku i Mu dobrze.

Dziecina z lat odległych, pasowana swego czasu na mężatkę takoż na łonie targa potomka. Delfinka znaczy sie :D Z racji długoletniej acz nienachalnej znajomości zaangażowana jestem zdalaczynnie i pilnie śledzę losy X2.

Jakby z automatu cofnęłam się do swoich ciąż. I bić się będę jak o niepodległość, że w bardzo wczesnej ciąży, 4 tygodnie, czułam już ruchy Pierworodnej. Może dlatego, że nigdy nie miałam problemów zwiazanych z tym kawałkiem kadłuba wyczuwałam najmniejsze zmiany. A że intensywnie wczuwałam się w tamte rejony to wiedziałam co się dzieje. Nie był ty kop z rodzaju jakie  fundował mi mniej więcej od 6 miesiąca synuś, ale delikatne, jedwabne miźnięcie.

He! Waga wyjściowa 48 kilosów a zejściowa, znaczy się przed porodem 80. Łatwiej było przeskoczyć niż obejść. Posiadałam 2

namioty do okrycia. Nie wiedzieć czemu nikt, chyba żeby się nie narazić, nie mówił mi jak wyglądam. Cycek w każdym razie był zadawalający. Gdybym kogoś nim walnęła - zabiłabym na miejscu. Górna strefa stanów wysokich :/ Dziecię się urodziło a ja naiwna postanowiłam wrócić do dawnych ciuchów. I dooopa. W nogawkę spodni to nawet łydka mi nie wchodziła. Boszsz... rozpacz w ciapki. Jakieś szmaty do założenia miałam, ale wyglądałam w nich jak nie powiem co. Wogole to nie wyglądałam. Pierwsze co zrobiłam, to zwinęłam teściowej gorset, bo mimo porodu dalej wyglądałam jak w zaawansowanej ciąży. Ok! Brzuch zdechł :) Na chwilę, bo na chwilę, ale miejscowo poczułam się lżej. Nabrałam odwagi i sote stanęłam przed lustrem. Cecylio Sniegocko! Dupa jak zlewozmywak, uda jak u słonia o biuście nawet nie wspominam bo to nie był mankament. Duuuży był.
Podjęłam głębokie postanowienie poprawy zwłaszcza, że dziecię przeszło na flaszkę. Ćwiczyłam, ograniczyłam drastycznie michę i po pół roku w zasadzie wróciłam do punktu wyjścia. Było 50kg.
Z poTomkiem nauczona doświadczeniem jadłam normalnie, ruszałam się nawet zbyt dużo a i tak po 3 miesiącach byłam 15 kilo do przodu. Końcówka +30. Końcówka na hardkorze. Już na miesiąc przed porodem dziecię spać nie dawało. Aktywne w dzień, aktywne nocą. Kopało jak najęte. Wynik wierzgania - urodził się z sińcem na stopie!
W trzeciej zaganiana, bo to i 2 dzieci, i własna działalność, i praca w sklepie i problemy z miłym jeszcze wtedy sercu memu mężczyźnie mego życia spowodowały, że w 6 miesiącu prawie nie było widać ciąży. Polazłam na USG a tam suprajs. Wracz mówi, że dziecko jest wielkości trzymiesięcznego. Przyłamałam się trochę ale nie poddałam. Zaczęłam jeść jak człowiek, odpuściłam sobie wiele rzeczy i w efekcie Młoda urodziła się z wagą 2500g, a ja z dupą +28kg.

I może wszystkie przyszłe mamuśki będą mi miały za złe to co napiszę, ale uważam, że rozkliwiają się nad sobą. Nie znam ani jednej samotnej matki, która by miała problemy w ciąży. Bo one najzwyczajniej w świecie nie mogą sobie na nie pozwolić!

I jeszcze jedna rzecz w którą wierzyłam i wierzę całą swoją osobą. Od początku jest to człowiek. Nie ameba, nie kijanka jak to niektórzy nazywają. Zdjęcie kilkutygodniowego maleństwa najdobitniej o tym świadczy.


Ostatnia fota z Łazienek.  JPG
      

niedziela, 19 sierpnia 2012

Łazienki 2

Na hipodromie. Młody 5-letni wałach. JPG
Chińska aleja w Łazienkach. JPG
Od 11-tej w Łazienkach. Na początku był konkurs ujeżdżania, który rozpoczął się z poślizgiem. Nie zachwycił mnie nadzwyczajnie. Konie owszem tak.  

Upał gonił w cień, więc spacerowałyśmy alejkami i deptałyśmy trawniki obserwując zwierzęta. Nie ma ich tu znów tak dużo.
         
Pawie w ilościach 2 samców na dodatek z wyskubanymi ogonami wyglądały mało reprezentacyjnie. Stadka kaczek i gromady nornic.
Zmęczone dzieci pokwikujące w wózkach. Oblężone kawiarnie i lodziarnie.

Coś z Asteriksa :). JPG
               

Grafomańska Mła

Lala-zupełnie nie wsiowy pies
    Helka rano wstała, przemyła wodą twarz i powlokła się na podwórko. Dzień jak co dzień. Najpierw to co najłatwiejsze.

Wypusciła kury, sypnęła trochę ziarna. Rano nawet nie musiała cipać, same wiedziały, że śniadanie zaraz bedzie i nie rozłaziły się po krzakach. W owczarni matki z młodymi  pchały się jedna przez drugą do drzwi. Duchota w srodku panowała okropna. Najchętniej zostawiłaby je na łące, ale pełno złodziei dokoła. Wracając zgarnęła wiaderko na mleko. Jeszcze tylko przemyje wymiona i zdoi wariatkę. Melania ma nierówny charakter. Raz stoi spokojnie, raz miota się jak wściekła. Trzeba dokupić jeszcze ze dwie kozy i jakiegoś fajnego chłopaka. Tylko co? Jaką rasę? Przydałaby się mleczna i mięsna. Sentymeny i ckliwość trzeba odłożyć na bok, micha jest pierwsza.
Zaniosła mleko do ziemianki, na chwilę przystanęłą prostując plecy. Jeszcze mnóstwo pracy przed nią, żeby podwórko wyglądało tak jak chce. Wiadomo, nie od razu Kraków zbudowano.
Miszka patrzy na nią jak na kretynkę. Zapomniała o mnie baba, czy co? Nie zapomniała, tylko pamiętliwa jest.
Koniu w dupie się poprzewracało. Zagonić zarazy do stajni nie było sposobu. Zabawę w berka se urządził.
Ok myszaty. Nabzdyczona trochę na konia sypneła mu trońkę owsa i zabrała się za zgrzebło. Pył wirujący w promieniach słońca uświadomił jej, że nie jest to coś czym chce oddychać. Zostawiła otwarte drzwi i poszła do domu na śniadanie.
Chwilę się zastanowiła co zjeść, czy coś na ciepło czy na chybcika wrzucić w siebie cokolwiek. Wybór był szybki. Mleko, wczorajsze jajka na twardo.
Z kawą przeszła do niewykończonego jeszcze pokoju. W przyszłosci ma być tu biblioteczka i miejsce pracy i spotkań towarzyskich a na razie soi tylko stół, krzesło, komputer i dziesiątki kartonów z książkami. Na razie w domu z robotą nie szaleje. Przyjdzie na to czas zimą jak skończa się zajęcia na dworzu.
Musi poszukac dobrej hodowli. Najpierw kozy. Rasa najlepiej pierwotna odporna na trudne warunki atmosferyczne i mało wymagajaca pod wzgledem pokarmowym. Sprawdziła to już na owcach. wrzosówki to jest to! A teraz psy. Jest Lalka, ale ona dobrze się sprawdza na łańcuchu. Bojowa wtedy jak rotwailer, ale po pierwsze nie ma zamiaru ja tak trzymać po drugie potrzebna jest na pastwisku. A tam średnio sie sprawdza. Życie na wsi bardzo wszystko ułatwia. Nie ma śmędzenia i wymyślania cudów-wianków. Tu jest swoista walka o przetrwanie więc i pies musi być odpowiedni. Będzie PON-ica i podhalanka.
Dziś jeszcze musi wykończyć brog. Niech będzie uwielbiony ten co wymyślił wkrętarkę. Bzyt i już, co trzeba przymocowane.
Wyczesać, oczyścić Miszkę i zaprowadzić dzieciaka na pastwisko.
Załatwić siano, słomę, owies i pszenicę. Przelecieć się po ogródku. Wyzbierać spady w sadzie.

sobota, 18 sierpnia 2012

Popołudniówka

Dziś po południu. JPG

]

    Na spacerze w Łazienkach udało mi się  zrobić tekie zdjęcie. Andaluz z Lusitiano. Tak se cuknęłam. I wyszło takie cudo    

Dokad idziemy, czego szukamy

Lato 1983.JPG

Wiek nastoletni jest najgłupszym z możliwych. Szaleją hormony - tak nam mówi nauka, choć nie wiedzieć czemu, z relacji starszych oni jakoś tego nie doświadczyli. W głowie się burzy a jednocześnie trzeba podejmować decyzje stanowiące o całym życiu. Trochę to głupie, ale taka jest zasada. Model amerykański zakłada różne opcje od samodzielności po przekroczeniu 18 roku życia, do wsparcia aż do osiągnięcia pierwszych znaczących sukcesów. To opcja dla finansowo zaawansowanych. A jak to w PL wyglada? Starzy po trupach ciągną dzieci w górę. Dzieci z uporem godnym lepszej sprawy w przeważającej większości ciągną w dół. Model pierwotny grup rówieśniczych jest bardziej atrakcyjny od świetlanej przyszłości. Z czego to wynika? Po pierwsze z braku komunikacji w rodzinie, czyli zwyczajnych rozmów. A także brak autorytetu, nadmierna opiekuńczość i pobłażanie.

Pamietam gdy Pierworodna kończyła podstawówkę. Żebrałam, żeby choc na 5 minut przysiadła nad chemią. To 5 minut wystarczyłoby. Zdolna nieprzeciętnie chwytała wszystko w lot. No i oczywiście pośliznęła sie na chemii. Zabrakło Jej punktu czy dwóch. Nie było dramatu bo i tak dostała się do dobrego LO. Ale... mogła być w jednym z 5 najlepszych w Warszawie.

Młody - klasa informatyczna - " Mamo, czy ty wyobrażasz sobie, żebym siedział w jednym miejscu i pisał programy komputerowe?" Ja tak, on nie. W efekcie pracuje na budowie i choć nie narzeka, wiem, że żałuje. No cóż, pociag odjechał.

Ja kilkakrotnie próbowałam nadrobić zaległości edukacyjne. Nie wyszło. Były ważniejsze rzeczy do ogarnięcia a teraz nie wiem czy jest sens. Niewątpliwie brakuje mi jakiegoś uporządkowania w tym co wiem. Dalej jest we mnie ogromna ciekawość i chęć poznania. Ale ciągle na plan pierwszy wychodzi praca, której brak, choć krok po kroku staram się odbudować finansowe podstawy. Wiem z doświadczenia, że potrzebuję na to przynajmniej dwóch lat. Szybciej się nie da. Może nawet dłużej to potrwać. Kryzys, bezrobocie.

Wiek średni też nie należy do najlepszych. Nie wiem jak tam z facetami, ale odnoszę wrażenie, że też im lekko nie jest. Kobiety przekwitają. Skoki hormonalne - uderzenia zimna i gorąca, huśtawki nastrojów. Zaczyna się sypać coś co zawsze dobrze funkcjonowało. Dzieciaki wyfruwają z domu i robi się coraz puściej dokoła. Z jednej strony przyjmowałam to z ulgą, bo miałam coraz mniej sił na ogarnianie wszystkiego, z drugiej ogromna tęsknota. I faza nr1. Idealizowanie przeszłości. Chore. Wiem. Faza nr2 to akceptacja faktów a przynajmniej bardziej realne spojrzenie wstecz i tu zaczyna boleć. Bo wcale tak pięknie to wszystko nie wyglądało. Wiecznie w pędzie w sezonie, nadrabianie jakiś zaległości a poza sezonem walka o przetrwanie i poukładanie tego co się rozsypało. Wyrzuty sumienia, że nie dostrzegałam, mijałam pewne znaki, zdarzenia. I próba wytłumaczenia przed samą sobą. Różnie to bywa.

Co chciałam osiągnąć? Przede wszystkim zapewnić wszystko co możliwe dzieciakom. Jeśli powiedziałm A to i B też musi być jako naturalna i oczywista konsekwencja. Dwa małżeństwa, dwa rozwody, dziadowskie alimenty, trójka dzieci+babcia i sama do ogarniania. Nie moge powiedzieć, że Mama nie pomagała. Owszem, na swój sposób. Tak jak uważała za słuszne. Próby ustalenia pewnych zasad zawsze spalały na panewce. A, że byłam zależna mieszkaniowo od Niej, uważała, że ma prawo do ingerencji na każdej płaszczyźnie. Mój autorytet jako rodzica zdechł w związku z tym zanim miał okazję się narodzić. Gównianie, bo najbardziej odbiło się to na dzieciakach.

Do czego doszłam? Do narożnika. Nie poddaję się. Czeka mnie kolejna walka, tym razem o sibebie.

Co moge podpowiedzieć tym, którzy są młodymi rodzicami? Nie opowiadać bajek i bzdur. Przedstawiać świat taki jaki jest we wszystkich jego odcieniach, oczywiście odpowiednio do wieku. Surowo karać za przewinienia i pozwalać ponosić konsekwenje a jednocześnie kochać całym sercem. Odpowiednio motywować. Co do tego ostatniego mam bardzo mieszane uczucia, bo tak naprawdę w przeważającej większości wypadków sprowadza się to do przekupstwa. Zrobisz maturę - dostaniesz samochód. Zdasz z dobrymi wynikami do LO - wyjedziesz tam gdzie chcesz, choćby miał to być drugi koniec świata. Z perspektywy młodego jest to uczciwe, bo przecież ciężko pracował w szkole. Nie dociera do niego, że jakby łaski nie robił, bo to jego obowiązek.
  

Sierpień 2012. JPG
  

A poza wszystkim omijać wszystkie rafy i z uśmiechem podchodzić do życia.

piątek, 17 sierpnia 2012

Potter


mi brzęczy za uchem i nie sposób się skupić. Trudno!

Pojawił się Bigpop - tak jak królik z kapelusza wyskoczył dla ludu. Posłaniec Supermena.
Pono nie z nagła i nie z przypadku - sprawę obgadywano od 2010.

W każdym razie, mimo przyjemnej dla ucha barwy głosu, jak dla mnie jest persona non grata, szczególnie, że nawet na milimetr nie rozdziawił pyska w obronie dziewczyn.

Pachnie kawa

Fota z netu
bez mleka i cukru. Bo ja tania kobieta jestem :)

Od kilku lat nie piję mleka. Posłuchałam mądrego człowieka i odstawiłam. I skończyły się katary, kaszle, infekcje. Nic mnie nie chwyta.
Mleko krowie zawiera kazeinę i inne składniki, które są korzystne dla cieląt. Nadmiar tego dobra odkłada się w różnych miejscach człowieka a potem musi być usuniety z organizmu. I tak powstaje katarek, kaszelek.

Żebym tak mądra była i potrafiła odstawić fajki byłoby jeszcze lepiej.

Słucham wieści o problemach z budową 2 linii metra i zastanawiam się czy Oni wogóle coś myśleli. Kuźważ! Zaskoczeni kurzawkami, ciekami wodnymi. Przecież to jakby oczywiste gdy buduje się na skarpie i w starorzeczu. Ciekawa jestem, czy miszczowie zapoznali się z jakimikolwiek archiwaliami.

Przez ostatnie 2 dni w domu było cicho jak w rodzinnym grobowcu. Panienki, znaczy się ja i Dziecię wymieniły kilka cierpkich uwag na swój temat i zrobiło sie gorzej. Sytuacja się już normuje, bo nie da się mieszkać razem i nie rozmawiać. Oczywiście jak zwylke ja zaczynam, bo dzieciny mają charakterki po byku! Cała trójka. Jak się zatną, to Boszsz... Krowa to przy nich bardzo elastyczna istota :/ Matka to samo ZŁOOOOOOO :D

Tak mi się trońkę smutno zrobiło gdy oglądałam dzieciowe zdjęcia z wyjazdu na Mazury. Przypomniało się lato we Wierzbie nad Bełdanem. Wypady na drugą stronę jeziora po konwalie, łowienie raków, kajaki, mecze siatkówki.

Wczoraj robiłam papierową wiklinę. Strasznie się nakręciłam na koszyczki własnego wyrobu, zwłaszcza, że surowca jest wszędzie pełno. Ale to nie takie proste. Dziś dalszy ciąg walki z materią :D

Fotka z netu