niedziela, 12 sierpnia 2012

Wędrowali rypcium, pypcium

  i koń ich podeptał. Znaczy się dziecie niewinne jak podaje p. Jacek za mendiami.

Założę się o wszystkie pieniądze świata, że dziecię wychowywane było metodą "non stres" :/  Kolejny miastowy głupek, co to wszystko mu się należy, bo ma kasę, wybrał się na wyraj, tylko nie nauczył młodego matołka zasad chodzenia po szlakach i drogach.

Taki wóz konny nie porusza się z szybkością bliską światła, więc żeby dostać się pod kopyta, trzeba wykazać się dużą, dobrą wolą. Najlepszym przykładem jestem ja.

Gospodyni do mnie święte słowa a ja na to - swoje! Lepiej wiem. Otworzyłam stajnię, kobyła pogoniła, ledwo udało mi się schować pod gołębnikiem, bo wzięła by mnie pod kopyta. Ten typ tak miał. A gdybym przyswoiła -" Nie otwieraj stajni" - nie byłoby problemu i urazu do koni, który mam do dziś. Koń to dla mnie drapieżnik :D Składa się głównie z zebów i kopyt. Co nie zmienia faktu, że w ich urodzie jestem zakochana po uszy, że przeczytałam od deski do deski "Hodowlę koni". Że do dziś zachwyca mnie Bandola. Że araby to miód dla mej duszy. Uroda koni cygańskich dostrzeżona u Kamphory powala. Achałtekiny oswajam i poznaję :D Zimnokrwiste - potężne i mocarne - onieśmielają.

Świrem wykazuję się przy każdej nadażającej się okazji. Najlepiej na wycieczkach na Wyścigi. Łażę po stajniach, oglądam te kaleki psychiczne i coś mi się robi :/ Najchętniej tym wszystkim trenerom i dżokejom rozżażony pręt bym w dupę wsadziła, żeby już więcej nie mogli dosiąść konia. Znając porytą psychikę  tych koni wespół ze swoim świrem  jestem w stanie pogłaskać jedynie kawałek szyi.

Wejście Dzieciny do boksu i mizianie się ze znerwicowanymi i nieprzewidywalnymi ślicznotami przyprawia mnie o mega histerię.

Zatykam uszy-żeby nie słyszeć wrzasków rozdeptywanej Dzieciny, zamykam czy, żeby nie widzieć krwi pryskającej na ściany, uciekam ze stajni, żeby nie zemdleć. OCZYWIŚCIE nic z tego co w mojej wyobraźni szaleje się nie zdarza. Maleństwo całe i zdrowe patrzy na mnie  z wyrzutem i wymownie puka się w czoło. Stajenny widząc tak denną kretynkę zaczyna snuć coraz bardziej krwawe opowieści. Kończy się tym, że przyspawana do podłoża, tak ze 2 metry od wejścia do stajni, histerycznie drę paszczę w kierunku dziecięcia by w końcu opuściło te straszne rewiry.

Solidnej terapii potrzebuję-wiem :DDD

Propozycję wycofania transportu konnego do Morskiego Oka uważam za zupełnie kretyńską. Ludzie zawsze będą chcieli dupy wozić bo kopyta już mają w zaniku, a trudno wymagac od babci-pimpci, żeby sama sobą tam dotarła. Busik? Autobusik wpuścić do Parku?  Kretyństwo! Raczej zmniejszyć te kolumbryny i ograniczyć dostępność ze względu na wiek i inwalidztwo. Ale tak się nie da! A poza wszystkim ileż to dzieci wpada rocznie pod końskie kopyta?

Sezon ogórkowy mamy, posłowie wyjechali na wakacje, nie ma żadnych super newsów, więc bije się pianę z tego co jest!

A na warszawskiej Starówce konie się mają dobrze.

2 komentarze:

  1. Mam takie samo zdanie , będąc w Zakopanem oczywiście jak nie odwiedzić Morskiego Oka?? ale tyłek ruszyłam i szłam pieszo nie wsiadłam na furmankę gdzie konie dyszały ze zmęczenia i co jakiś czas słychać było świst bata. Tyle już się wcześniej naczytałam w necie o złym traktowaniu koni u nich. Szkoda że ludzie jadąc pod ta górę nie zastanawiają się że to np. 10 dziś jego ( konia) marsz.... Chłopiec pewnie rozwydrzony, rozpieszczony i nie upilnowany... A chłopina ( przewoźnik czy jak on tam się nazywa) pewnie odpowie za nie swoje winy....

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem jak ludzie wychowuja dzieci, ale mam wrazenie, ze w ogole nie wychowuja tylko chowaja. Fakt, ze mialam/mam tylko jedno dziecko, ale nigdy nigdzie nie wpadlo, nic sobie nie zlamalo, nic nie wybilo (zeby, oczy), nie wypadlo z balkonu. No do jasnej cholery, jak sie jest rodzicem to sie bierze chyba na siebie jakas odpowiedzialnosc.

    OdpowiedzUsuń