piątek, 25 stycznia 2013

W drodze

Jutro ma zadzwonić wraczowa. A dziś przebieram niecierpliwie nóżkami i trochę mam boja.

Namówiłam do Mamy Jej Siostrę cioteczną. Takie spotkania zawsze sprawiały Jej przyjemność.

A Ciotka otwocka jakoś daje radę. Samotna, a ja się nie rozdwoję. Maci tam nie poślę i wogóle. Sami rozumicie.

Coś ostatnio mówiła Starowince, że wybiera się ze znajomymi nach Reich. Szerokiej drogi...sory...

Jak by tu została - i pewnie zostanie - to takie gadanie, testowanie, badanie gruntu, z którego nic dobrego nie wyjdzie, bo trudno coś doradzić - to będziemy dalej jechać.

Życie życiem i różne żale i osobiste krzywdy są i nie zdechną, ale, że tak powiem do apelu trzeba stanąć.

Bo choćbym chciała te urazy skitrać nie wiem jak głęboko. to zawsze jakaś zaraza, przy możliwej okazji bokiem wylezie i drze japę - " pamiętaj:..... " i wyskakują różne takie.

Mam nadzieję, że tak nie macie. Pamięć jest okrutna. Bezlitosna.

A na tazie Matula dała się przekonać - nie, nie mi - tylko Siostrze, do sporządzenia testamentu.
Przynajniej to będzie z głowy, nie będzie cyrku z sądami itp. Choć z Ciotką nigdy nic nie wiadomo :/

czwartek, 24 stycznia 2013

Pustka

Echem niesie w mojej głowie. Siedzę, przed kompem, wpisuje Gumtree, i inne Gratki w poszukiwaniu pracy i pustka, pustka, pustka...
Nie moge sie ogarnąć, nie mogę myśli ogarnąć, nie wiem co jest?

Jakaś taka wypadnięta jestem :/
Plan dnia przezornie wczoraj zrobiłam, bo mam czasem takie przebiegi na pusto i odbijam się same od siebie.
Nie ma letko, muszę d... sobie skopać i coś wymyślić. Alibo znów w marsze ruszać tym razem zimowe.

Ile moge wytrzymać?
Przetestuję :)
Jak dzieciaki były małe z akwizycją per-pedes śmigałam po 20-30 km dziennie na -20C.
Ale to było w innej epoce...
Motywacja teraz jakby mniejsza i wydolność takoż ...

Stawiam na marsze a po drodze zasilanie swoim CV każdej napotkanej instytucji.

Krzyżyka na sobie nie dam postawić i do końca JA będę rozdawać karty.

Mówiłam, że dam sobie radę!
Tak kochane dzieci.... mamunia nie pęka.... na czterech a dojdę tam gdzie chcę!!!!

Bez łaski i obrazy!!!!



środa, 23 stycznia 2013

NIe nauczysz słonia latać...

Na dziś czekamy na "konsultacje" na szczycie lekarskim. Do piątku. Może się coś wyklaruje?

Sąsiad szczelił focha :)... Bywa...

A ja na miście dopadłam siec i smaruję.
Plany mam rozległe ale staram się nie wybiegać myślą za daleko, bo zycie płata niespodzianki.

Starsze dzieciaki poza domem. W chatynce babiniec jak zwykle. Nawet żółw jest pci pięknej :)

Żyjemy, ogarniamy się. A ja ogarniam się i odpędzam od cudzych emocji i takich tam.

Czekam na feria Młodzizny - w planach prace remontowo-aranzacyjne. Na ile się da.

Jedno łóżko zniknie.

Taki live...nie ma na co czekać...realia dopadają boleśnie...

Na razie nic nadzwyczajnego się nie dzieję. Porządkujemy swoje sprawy, ustawiamy się dziobem do wiatru by jak najmniej boleśnie przepłynąć przez rafy.

sobota, 19 stycznia 2013

Panięta, wstrząsnięta i zmieszana

Wczorajszy dzień to jeden hardkor. Rano pognałam do przychodnipo skierowanie do szpitala. Wpadłam do domu ogarnąć Mamę, tj dopolnować by coś zjadła i pognałam do szpitala-bo dodzwonić sie nie sposob, a netu nie mam-żeby dowiedziec się czy ja przyjma. I pierwsze zderzenie ze ścianą. Skierowanie od rodzinnego mozna sobie w buty włozyc, o przyjęciu decyduje lekkarz na Izbie. A był właśnie ostry dyżur.
Wróciłam do domu i pognałam do rodzinnego po zlecenie na trznsport sanitarny bo Mać ledwo łazi. I zderzenie nr2. Ona nie może dać i wuj!
W związku z brakiem kasy i ogólna dupa spakowałam Mac w sak i poszłysmy do szpitala. Odcinek 1 kilometra szłyśmy 45 minut.
Na Izbie spędziłysmy TYLKO 6 godzin. O suchym pysku. Ale przynajmniej zrobili Mamie USG, RTG, krew. W zasadzie powinna zostać w Klinice, ale, co podsłuchałam przypadkiem, jedno piętro jest wyłączone zupełnie. rezerwacja z powodu EPIDEMII. Wszystkich wykopuja do domu albo odsyłają do innych szpitali.
Na koniec, przed przewozem do rejonowego, krótka rozmowa i lekarzem dyżurnym.
Cos chciał sciemniać i mataczył. Przycisniety do muru, powiedział w końcu, ze na podstawie samych badań , nie widząc pacjenta, stwierdził by, że to albo białaczka, albo chłoniak, albo ch... wie co jeszcze.

Wylądowałyśmy w rejonie i to zderzenie nr 3. W zwiazku, ze to SOR znalazła się znów na końcu kolejki oczekujacych. Minęla godzina, 2, 3 i nic. Cos mi już zaczęło puszczać. Bo to 9 godzin dla starowinki. Bez jedzenia, picia, odpoczynku i bez nas. Bo był potomek. dojechał do rejonu. Wszelkie pytania kidy zostanie przyjęta i jak długo będzie czekac były totalnie olewane. W końcu syn dopadł lekarza kochajacego w pupę i grzecznie pyta : co? jak? itd. ten Go zlewa tradycyjnie i wychodzzi. Syn przytrzymał stopa drzwi, w ten ch.... japę drze, że to atak na niego, ze utrudnia mu się pracę, dostęp do chorych i rejestratorce kazał wezwać policję.
Ręce mi opadły i jebły. Syn odpuscił i wyszedł, bo był na skraju wytrzymałości. Ja po kolejnej godzinie czy więcej zabrałam mamę i jest w domu.
O innych rzeczach jakie się działy tam pisać nie będę, bo mozna zwalać na ministra, na system, ale jeśli na dole, na poziomie podstawowym w spotkaniu z lekarzem zderzasz się ze sciana to juz nie ma bata. Przegrywasz.

Wniosek wypływa jedem. Jeśli chcesz trafic do szpitala na leczenie, to wzywaj karetkę do zapasci, zawału, stanów zagrożenia zycia. weź nawet pińcet aspiryn, żeby Ci pikawka poszalała. Walcz o siebie bo inaczej zdechniesz.

Ja dzis padam na pysk. jestem w totalnym roztelepie.

Dobrze, że choc te młodsza dwójka jest z nami. PoTomek mnie coraz milej zaskakuje.

środa, 16 stycznia 2013

Zamiatam


Poprztykałam się z Macią. O Wujka, o mnie i takie tam. Świnia jestem, wiem. Powinnam
zamknąć się w sobie, żeby starowinki nie urazić, nie denerwować ale mam w pewnych sytuacjach wk****.
Bo Jej się należy: skakanie dokoła niej, pielęgnacja, obchodzenie z delikatnością, bo we własnym Jej mniemaniu już jest taka bidulka, że tylko chuchać i dmuchać, patrzenie w oczęta i spijanie z Jej ust każdego słowa jak miodu i wyroczni.
A WAŁA!!!! A ja wredna sucz jestem. Nie łamię rączek i nie leję śloz. Tylko mówię jak białemu człowiekowi - masz ropień od zasyfionych zębów.
Lekarz namówiony do domu bo nie doszła by do przychodni. Już oczami wyobraźni widzę szopkę u stomatologa. Wiele jeszcze przede mną.

A teraz stoi nade mną i żąda ostatnich wyników lotka, bo wicie-rozumicie, czymś trzeba się zająć.

Pierworodna z lekka powraca do siebie. I bardzo dobrze. Trza być twardym nie miętkim, choć poTomek lubi wersję odwrotną. 

Powiem Wam, że nie jest lepiej. Jest zdecydowanie lepiej. Jakby mi kto sił dodał i nawet domyślam się kto. Dzięki.

W planach rewolucja czyli przemeblowanie, pucowanie i wywalanie zbędnych rzeczy. Galopem muszę Ją postawić do pionu i do Ciotki odstawić bo : 1. pozagryzamy się. Ja nie mam cierpliwości. Zdechła mi z rozpęku. Mogę opiekować się jak chora, jak coś konkretnie wiadomo, ale w pierdach odpadam. 2. Jak Rejtan będzie broniła syfku. I nic nie zmieni Jej podejścia.
A ja w końcu mam dosyć oddawania po kawałku swojej własnej przestrzeni w każdej dziedzinie. Ma talent kobita do zawłaszczania.
I urodę do rzucania kłód pod nogi.
Krótko-nic nie mogę Jej powiedzieć na temat mojego życia, bo wszystko, ale to dokładnie wszystko mi się pieprzy. Robi się labiryntem bez wyjścia.
I mimo, że to moja Matka, zastanawiam się jakie uczucia we mnie wzbudza. Na dziś-przewaga negatywnych. I nie mam moralniaka. No może ciut, ciut.

Rzut na taśmę. Ma przyjść fachowiec do drugiego staruszka-kompa i zreanimować go. Chłopak jest miszczem. Mówię Mu, że nic nie działa-On na to _ nie szkodzi. Mówię mu, że masakra- nie szkodzi- damy radę. Bo ja poczebuję kompa co to odtwarza DVD. Dla Heroes. Bo jak zabierze mi Pierworodna modem do netu to kicha. A tak lizaka będę miała na pocieszenie. I doprawdy mam głęboko w d***, że wydaję ostatnią kasę na to. :/

wtorek, 15 stycznia 2013

Po


Jak w takich razach bywa nastąpiło spotkanie familijne. Wszyscy pochowali urazy w kieszeń nad kawą i kruchymi ciasteczkami. Było prawie sielsko.

Ciotka z wizgiem lata i ogarnia i co chwila coś robi, żeby nie myśleć, nie zastanawiać się, nie rozkminiać. Ich małżeństwo było z rodzaju HOT. Jak mocno się kochali to z równą mocą się żarli. Chyba z upodobaniem i dla rozrywki. Głównie Ona. Lekko nie mieli ze sobą a Wujo... prze*****, choć i Jemu nic nie brakowało.
W każdym razie komentarze koleżków Wujaszka brzmiały tak
-Ona pewnie krzyżem leży pod trumną i błaga o wybaczenie. Charrakter to Ona ma, oj ma. Ale to może przy innej okazji...

Wracam do codzienności. Dziurawiec też powrócił w podwójnych ilościach i już lepiej.Przy okazji wyszła po raz kolejny wyrodna mać ze mnie. Że nie przyjęłam Pierworodnej po raz kolejny na swoje hektary. Że nie ogarniam Jej rozpiździaju emocjonalnego.Że uważam:- jak się powiedziało A to i reszta musi być. Ma małża itp... i tego się trzymajmy. Albo prosto z mostu mówmy co i jak, a nie to, sro, owo. Bo ja nie wyrabiam. Nie mam dystansu, nie jestem terapeutą i nie będę jechała na poczuciu winy. I ma być konkretnie TAK-TAK, NIE-NIE. A nie chuśtawka i może :/
W każdym razie na ten moment jest u brata a potem u koleżanki pokój będzie wynajmować.

Powrót do Warszawy z poTomkiem na wesoło. Ani Mru Mru to smutni panowie przy Nim. Zaczynając od tego, że jestem wizytówką dobranocek, Teletubisiów i Ulica Sezamkowa to moje miejsce. Z powodu czapki. Najcieplejsza ale urody raczej rasta :) Tęcza na głowie :)
Nie będę cytować Młodego bo to humor sytuacyjny. Się nie da.Mój synuś mocno stawia mnie do pionu. Mówi, żebym z większym dystansem podchodziła do wszystkiego, nie angażowała się tak mocno emocjonalnie. Nie to, żeby być obojętnym ale raczej myśleć o sobie. Wypracował sobie metodę, odcina się od zbędnych rzeczy. Słuchawki na uszy i pierdziu!

Babulindka siedzi w domu u Ciotki. Cóś Ją dopadło. Urodę okołodomową zaczęła poprawiać czyli odśnieżać z lekka. I jest efekt :( Węzeł chłonny pod uchem wielkości cytryny :( Gorączka, dziś ma przyjechać lekarz. Zobaczymy co wymyśli.Jest a jakoby Jej nie było. Czasem coś Ją zainspiruje, wciągnie a wtedy się ożywia. Ale głównie siedzi, leży, obserwuje lub zastanawia się nad różnymi sprawami a ścieżki jej myśli są niezbadane.

Na ten przykład wymyśliła, że ja z Dzieciną przeniosę się do Nich a mieszkanie przepisze się na poTomka, bo On nie ma gdzie mieszkać.Oczami wyobraźni zobaczyłam siebie pod mostem, albo w kanałach. W ŻYCIU!!!! NIGDY!!!! Nie ma takiej możliwości!!!Dwa razy ćwiczyłam mieszkanie w Otwocku. Póki Ciotka żyje nie zamieszkam tam!!! Potem też nie, nie ma opcji!!!!

( Transfer dziś tak nędzny, że wszystko mi opada. Niby pokazuje, jak się rozbuja, że jest 2 i coś mB, ale faktycznie z powodu słabych możliwości przerobowych kompa jest na styku łączenia - MASAKRA)

piątek, 11 stycznia 2013

Stało się...

Już nie ma cierpienia...

Nie będzie słów...

Tylko ostatnie pożegnanie...

czwartek, 10 stycznia 2013

Kolęda inaczej

Dotarłam i jakimś cudem nie padłam. Mobilizacja mnie w takich chwilach dopada. Ale uwierzcie, te obrazy będą ze mną do końca :(
Wujek na środku pokoju na podłodze. Do połowy okryty kołdrą. O reszcie nie napiszę bo...
Po kilku godzinach mam ochotę upier... komuś łeb przy samej dupie.
Ja rozumiem - nie wniosą same na łóżko, ale można podusię podłożyć pod głowę, otulić by nie marzł :/

Dobra... galopem pościeliłam, prześcieliłam łóżko, zmieniłam pościel. poTomek ułożył Go. I pognałam po podkłady a po drodze coś mnie podkusiło zajść do Kościoła.
Poprosiłam Siostrę o Księdza z Ostatnim Namaszczeniem. Nie wiem skąd ta myśl.  I kolejny traf - ksiądz był kilkanaście metrów od Kościoła i pojawił się natychmiast. Bo chodził po kolędzie.
Tylko chwilkę zajęło zabranie olejów i jechaliśmy  do Wujka.

Powiem krótko - ksiądz płakał. Płakał na widok Wujka, płakał przy namaszczaniu, płakał przy odmawianiu Różańca i nie był w stanie dotrwać do końca. Uciekł..... Współczuję Mu. To naprawdę duża rzecz taki przeskok. Z czołobitności na kolędzie do konania.

Jutro znów jedziemy. Ja i poTomek. A telefonem zadzwonię do hospicjum otwockiego, bo te moje baby nic nie załatwiły. Nawet ust mu nie zwilżają a ma tak sucho w buzi.

I znów nie rozumiem....[*]

Jadę

Z poTomkiem. Do Otwocka
Może uda nam się ułozyć Wujka i unieruchomić na tyle by nie spadał więcej.
Może uda prześcielić łóżko
Może jeszcze Go zobaczę, potrzymam za łapkę...
Może....

A Wy trzymajcie za mnie kciuki.

Za nas...

Akcja

Pt " Miej serce człowieku" dalej trwa. Może znacie kogoś kto z Częstochowy jedzie do Warszawy i w ramach serducha miłościwego odebrałby niufka ze schronu i podwiózł do mnie.

Nikt? Nic? 

No nie wierzę :(

Miłośników zwierząt ci u nas dostatek.

Ślijcie wieści dalej w świat. Mam maila w profilu jak co :D

Kontynuacja z gratisem

Gratisem są chore koty Pierworodnej. Podobno na koci katar zapadają tylko kocięta a tu suprise. Obie koteczki zasmarkane. Kichaja tak, że mało im się głowiny nie urwą. A moje szczęściem nic. 
Choraski od wczoraj na antybiotyku. Szczęściem znam Kocią Mamę i ona podpowiedziała jaki lek podać. Szczęściem znam weta i on nieodpłatnie wypisał receptę. I szczęściem jest, że lek jest tani więc żyć będą.

Jakaś magia jest w tym wszystkim. Coś niebywałego. 8zł ratuje życie.

A w Otwocku - Wujek na podłodze. Wczoraj spadł, przeniesiony na łóżko znajomymi po jakimś czasie znów się zsunął i już tak został. Otulany , nieprzytomny wędruje po podłodze wołając Mamę i Babcię.
Szpital nie przyjmie, w domu nie ma jak go unieruchomić więc radzą sobie Obie jak mogą.

Ciocia już staje do apelu, Mama trzyma się mocno ale przeżywają Obie strasznie.

Ja się w końcu wyspałam. Tylko nocą Pampuszek kichusiał mi w ucho.

Przyszła wieczorem do mnie , popatrzyła, dostała zaproszenie i zaległa stutonowym kotem przesłaniając ekran telewizora. I włączyła mruczenie. Zadowolony był kot :)

Mała Kotka znikła. Znaczy się rano nie było jej w szafie na półce. Znaczy się antybiotyk działa i ma się lepiej. Spała na krześle.

A cały wczorajszy dzień obie chore okupowały 2 półki w szafie.

W domu spokojnie. Młoda jeszcze śpi. A ja będę brykać po południu do Wujostwa.  Taki live.

Może PO przeniesiemy się tam z Anią a mieszkanie wynajmiemy? Może. Bo Ciotka sama nie da rady. A kasa się przyda. I "radośnie" będę kwitła z dwiema staruszkami i Dzieciną. Ciemność wiedzę, ciemność :(



środa, 9 stycznia 2013

Co to jest ja się pytam????!!!!


Pierworodna w końcu zdecydowała się na wizytę u lekarza. Lewa łapka drętwieje i ogólnie coś nie tak. Potuptała do .... kardiologa. Tak z buta. Bo objęta opieka medyczna w prywatnej lecznicy. Nazwy nie podam ba nie chodzi o to by ją reklamować ani nic z tych rzeczy. Generalnie cieszę się, że bez problemu się dostała. Cieszę się, że będzie miała niemal od reki założony holter czy cóś. Cieszę się, że ma taką możliwość.

I tylko jedna rzecz mnie wstrząsnęła ( a broń buk nie dotyczy to mojego dziecka ). Chodzi o dostępność do lekarza specjalisty.

Nie tak dawno siedziałam w poczekalni i czekałam na wizytę u lekarza. Przypadkiem doszła mnie rozmowa z rejestracji. Kobitka potrzebowała dostać się do jakiegoś wracza. I tu niespodzianka. NFZ zaprasza ją na 2014 rok. Jak dożyjesz to żyć będziesz.

Więc co???!!!!

Pracujesz w korporacji, jesteś pracownikiem resortowym wyższego rzędu, gościem/gościówą z wypchanym portfelem, o sori, z pokaźnym kontem - żyjesz!!!
Skazany na NFZ możesz spokojnie zdychać.

Czy to nie jest podział na lepszych i gorszych? Czy to nie jest forma faszyzmu ustanowiona przez państwo.
Żeby nie było, nie mam za złe istnienia prywatnych klinik, lecznic, szpitali. Żadnych ośrodków leczniczych. Mam za złe, że nie są one równie dostępne dla każdego. Że przy leczeniu z państwowym dofinansowaniem musisz mieć skierowanie do specjalisty. A prywatnym NIE. No NIE!!!!! Dzwonisz, idziesz, jedziesz i zgłaszasz chęć spotkania z kardiologiem, onkologiem i kim tam chcesz!!!! Płacisz i masz !!!!Żeby nie było, że z tym faszyzmem wyskoczyłam jak Filip z konopi. Znamy sprawy odbierania dzieci ubogim rodzinom. I przekazywania ich tym które" zawodowo" się tym zajmują, żyją z tego, czy adopcjom przez dobrze finansowo  ustawionych ludzi. Czy to nie forma faszyzmu??? Przecież oni to samo robili z dzieciakami. Odbierali rodzicom.

Lepsi i gorsi. Coraz bardziej się ta granica powiększa. Coraz większa dyskryminacja. Swego rodzaju prześladowanie.

Bo co powiedzieć człowiekowi ciężko choremu, który MUSI być leczony by móc żyć  a nie może tego zrobić, a zza szyby wygląda piękna, wypasiona klinika do której nie ma dostępu.

Że śmiesznie dla mnie jest gdy w prywatnej klinice dostaje się receptę na leki refundowane przez NFZ. Że to biznes, bezwzględny biznes w którym liczą się tylko pieniądze.

Nie masz kasy - czekaj, zdychaj.

Masz kasę - żyjesz i kwitniesz.

Eksterminacja i podział. Coraz bardziej widoczny za rządów PO. Ale w tym układzie, który aktualnie panuje w UE jest to i było do przewidzenia. Nic tego by nie zmieniło. To jedna sitwa. Czy PO, czy PiS, czy SLD czy PSL. Towarzystwo wzajemnej adoracji. Wilcze stado zagryzające słabszych i udających zbawców narodu.

Wprowadzające pewne udogodnienia dla ludzi pod naciskiem, buahahahahahaha.... PE. I przepisów Unijnych.

Moi kochani :) Czy sięgneliśmy dna podziału? Bardzo wątpię. Teraz dopiero zacznie się cyrk. Bo już zaczynają przebąkiwać, że te "oszczędności" narzucone przez Reich i UE były dużym błędem. Co jak dla mnie i dla wszystkich logicznie myślących było oczywistą oczywistością. Ale .... szukać inteligencji w rządzie czy parlamencie jest dużym błędem. A JVR bryluje na ich tle :/

Kolejnym tematem, który jest na " tapecie " z oczywistych u mnie względów jest "epidemia" raka. Nowotworów różnej maści.

84 rok był przełomowy i nie ma co gwizdać. Rząd oczywiście uspokajał społeczeństwo, że to nic, że płyn Lugola nas zbawi, że to pikuś i nic ważnego.
Mądrzy ludzie proroczo przepowiadali, że: nastąpi epidemia raka, gdzie tam epidemia!-pandemia-pogrom rakowy, że kobiety i mężczyźni będą mieli problemy z płodnością. Ha!
Statystyki i inne badania POTWIERDZAJĄ to w całej rozciągłości. Rządy, które doskonale wiedziały o tym, nie przygotowały PL do tego problemu. Napier...nas się poganianiem do szczepień p/grypie, pieprzy o  świńskich, ptasich i innych pierdach.
O tym, że w wyniku napromieniowania wszystko mutuje nie ma żadnych informacji.
Oglądałam ci ja któregoś wieczora dokument - a w zasadzie zlepek różnych informacji dotyczących różności ze świata. Między innymi było  Bikini. Tym archipelagu, gdzie prowadzili próby czy wybuchy atomowe. Pokazywali setki tysięcy jaj złożonych przez ptaki - wszystkie jałowe. Ryby, które uciekały z radioaktywnej wody, ptaki, które zmieniły obyczaje i zakopywały się w głębokich norach by uciec przed promieniowaniem. A my dajemy sobie wmawiać takie kocopoły.
Powinniśmy wymagać informacji o faktycznym stanie zdrowia społeczeństwa w PL. Jak przyrasta zachorowalność. Jakie są perspektywy przetrwania Polaków i narodu.

Pamiętam gdy na początku lat 90-tych pokotem leżały na ziemi ptaki. Różnych gatunków. Oczywiście te największe - gawrony, sroki, wrony były najbardziej widoczne.
Tak same ze siebie popełniały zbiorowe samobójstwo?

Czy wiecie, że warstwa promieniotwórczego opadu wchałaniana jest w glebę na 1 cm w ciągu roku? Czyli w tej chwili cały syf jest na głębokości 28 cm. Przez te prawie 30 lat, wszystko cokolwiek zostało posiane "żywiło" się także i tym. W związku z tym, to całe pitolenie o EKO i BIO żywności jest o kant Doopy potłuc.
Wniosek wypływa przerażający. Całe to pokolenie i następne będą się karmić strontem, czy inną malarią. Bo I woda jest systematycznie zatruwana. Ciągle to paskudztwo jest wypłukiwane z gleby.

Jakie mamy perspektywy MY ludzie. Ano kiepskie. Czy możemy coś zmienić, na coś mamy wpływ?
NIKT NIC NIE ZROBI< BO NIKOMU SIĘ NIE CHCE> Tak został ustawiony system. Tak jesteśmy kierowani i manipulowani.

I znów wychodzi na to, że banda oszołomów zadecydowała o losach świata :/

Wczytując się w Apokalipsę św. Jana widzimy dokładnie, że liczba 666 jest liczbą BESTII, liczbą Człowieka.

O czy mmyślę? Jak to widzę?
Wymrze z w/w powodów znaczna część populacji. Będzie podział na strefy własności. Nie kraje a strefy. A finalnie kolejne mega wojny z użyciem już innych technologi i znów zabawa zacznie się od nowa. Tylko w innej konfiguracji. Jeden właściciel Ziemi z Family i miliony zdalnie sterowanych niewolników.

Cieszę się, że tego nie dożyję.

wtorek, 8 stycznia 2013

Zalegam

Pierwsze co przychodzi mi do głowy, to fakt, że mam zupełny chaos w głowie. Zupełnie wątki i tematy mi się poplątały. Rutyna, rutyna, rutyna... żadnego wyjścia poza i to mnie wkurza. Nie potrafię określić CO bym chciała, CZEGO mi potrzeba. Głupie to zupełnie!!!!

I nie ma na to wpływu ani sytuacja gospodarcza czy polityczna. Głównie rozwala mnie brak stabilizacji w domu.  Generalnie okazuje się, że nie panuję nad niczym.  To znaczy, chciałabym, żeby moje rady były wysłuchane i żeby ktoś choć przez chwilę zechciał się zastanowić nad tym co powiedziałam. Bez histerii czy odrzucania na zasadzie NIE bo NIE czy z powodu, ze wymaga to wysiłku. Grrr....Żeby zechciał porozmawiać, starał się zrozumieć w perspektywie czasu. Ruszył troszkę głowiną. Ale to chyba zbyt trudne.

Co sobie na dziś zapodałam? Ech... zdjąć pranie, powiesić nowe, pozmywać sagany, zrobić obiadek i jak się da :DDDDD dorwać do Heroes.
To moja ukochana gra. Wędrowanie przez różne krainy, budowanie własnych miast, siekanie się z wrogami :DDDD
Polecam III z głębi serca i od razu mówię, że wciąga jak żadna gra. Przynajmniej mnie :DDD

I pozwala oderwać się od rzeczywistości. Daje dystans

Korzystam z łapka już nie na palec ale myszą kierowany. Pierworodna nabyła na Giełdzie Komputerowej, rzut beretem od nas, taką śmiszną. Malutka i sprytna. Ma rowek dokoła, w który nawija się kabelek i dziurkę na wtyczkę usb. Spakowana wygląda bardzo apetycznie :DDD

Nic specjalnego mi się nie śniło. A szkoda. Bo ostatnio 2 białe księgi czarno grawerowane.
Miałam od razu nieprzyjemne wrażenie, że rzecz dotyczy Wujka i mojej Mamy. Bo Ona ....coraz mniejsza ma chęć życia i przygotowuje się coraz bardziej do przejścia.

Mam u siebie w czytelni bloga o Alpakach. Tam jest bardzo ciekawy artykuł na temat dysleksji. Czym jest. Jak odbierają świat dyslektycy. Hmm...
Lektura zmuszająca do zastanowienia. I zmienia bardzo spojrzenie na świat i innych ludzi. Odkrywa ich i uczy szacunku. Po raz kolejny. Spojrzenie z innej perspektywy. Bardzo twórcze.


To było kilka dni temu.
A dziś padaczka totalna. Cały dzień przespałam, przeleżałam. Nie byłam w stanie nic robić. Zawaliłam jedną sprawę. Świat się nie wali ale...

Wujek ledwo już kontaktuje. Nie z powodu, że  coś ale nie ma siły mówić. Wszystko jest ogromnym wysiłkiem. Już nie mówi normalnie. Szepce prawie niedosłyszalnie. Z człowieka zostały tylko wielkie, wyraziste oczy.
Jeszcze  mówi, że spać mu się bardzo chce.
Powiedział mi, że niedługo umrze :(((

 A Ciocię dopadło zapalenie oskrzeli. Wieczorem gnałam do Otwocka by wykupić Jej leki bo ani siły ani pieniędzy nie miała. A w aptece cyrk. Bo antybiotyku nie ma. Tzn tego przepisanego, najtańszego. W hurtowni też go brak. Oczyma wyobraźni widziałam, że czeka mnie ganianie po wszystkich aptekach ale na szczęście w kolejnej był . Ufffff

Ciężko mi wyjeżdżać stamtąd. Naprawdę. Troje starych samotnych ludzi.

Mama się trzyma. Ale wiem, że ciężko odchoruje to wszystko. Na razie się trzyma. Siłą i mocą ducha.

Ciocia prosi bym się Nią zaopiekowała. Zostałam Jej tylko ja.

Będzie co ma być.


Na szczęście poTomek uspokoił się trochę. Dziecina też się ogarnia. O tyle jest dobrze.

Ale wyć mi się chce. Tak bardzo boli w środku.

Dlaczego????

czwartek, 3 stycznia 2013

Szczękościsk

Dziś podjęłam kolejne postanowienie poprawy, sprowokowana.

Nienawidzę kłamstwa, fałszu, obłudy, "tolerancji", zakłamania i syfu. Nie znoszę. Obrzydzenie mnie bierze.

Koniec wieńczy dzieło. Czy nie tak????

wtorek, 1 stycznia 2013

Wariactwo :D

Koniec Starego Roku Warszawa zaczęła świętować już zaraz po Świętach. Już wtedy odpalano pierwsze sztuczne ognie. Ale to co było wczoraj przechodzi każde pojęcie.
Race, rakiety i wszystko co leci do nieba zaczęło śmigać od 19-tej. I to broń boszsz pojedynczo i nieśmiało. Nic z tych rzeczy. Hurtowo. I jakieś nieodparte miałam wrażenie w związku z przyspieszeniem  wszystkiego, że to albo burza z potężnymi grzmotami albo kanonada. Ten mój kadłubek zaprogramowany jest na północ...
A o północy.... szaleństwo.
Jak długo mieszkam w Warszawie tak intensywnie i tak długo nie strzelano.
W domu własnych myśli nie słyszałam. :D

A Sylwuś spokojnie z Dzieciną. Ja filmiki, Ona swoje rysowanie. Spoko...

A z linii otwockiej:
Ciotkę dopadł jakiś wirus, ma za złe mojej Matce, że nic nie pomaga. W związku  z tym zabieram Babulindę z powrotem do domu. Zresztą na Jej dramatyczną prośbe: _ Zabierz mnie, przyjedź po mnie bo ja sama nie dam rady.
Wujo po tym jak usłyszał - wbrew prośbie Ciotki - od lekarza, że ma raka, w zasadzie przestał jeść, zrobił Jej awanturę, że nie mówiła Mu prawdy. Kanał jednym słowem.

Z nowofundlandem chyba nic nie wyjdzie. Brak transportu. Cóż, nic dziwnego. W końcu sam przejazd autkiem to prawie 4 stówy. A do pociągu nikt smrodka nie wpuści :( Zięciunio mnie olał... choć ma paliwo za free... Taki live....

Buziam i tulan noworocznie wszystkie Dziewczyny i Chłopaki blogowe. Oby było lepiej...