poniedziałek, 30 września 2019

Powoli i do celu.

Robią się kolejne grządki. Plan jest taki, żeby były podwyższone ale będzie co będzie.
Z czego? Na dno idą kawałki drewna. Wybieram z lasku - prywatny, nie państwowy - zbutwiałe, zagrzybione kawałki. Na to idzie cienka warstwa ziemi i koopy psie. Na nie z kolei darń odwrócona korzeniami do góry. Kolejne warstwy zależą od tego czym dysponuję - zielsko działkowe, liście wyrzucone do lasu i pięknie już przekompostowane i znów ziemia.
Kompostownik prawie pełen. Więc teraz tylko kuchenne odpady posypywane trocinami lub ziemią.
Pierwsza zrobiona grządka to prawie próchnica. Jestem w szoku że tak szybko. Kilka miesięcy i już gotowa. A przecież była na niej uprawa pomidorów.
Ziemniaki zebrane. Pomidory zebrane. Czeka mnie zbiór miniaturowych marchewek. Takie lipne porosły.
Dynią dostała świra i dopiero we wrześniu zaczęła owocować. Po prostu szaleje 😁 aż 10cm średnicy.
Co spieprzyłam? A nową pilarkę. Nie wiem jak? Ale nie działa.

Co nowego?
Po 5 dniach pobytu w Warszawie pogo takie, że rzucało mną po łóżku. Głowa pizgała na wszystkie strony. Wypad na biegu do Otwocka. I po 4 dniach dopiero normalizacjia. Ale wizyta w sklepie i już na nowo się zaczynało. Wk... Mnie to okropnie. Szukam pozytywów. Są takie - pracują wszystkie mięśnie - aerobik z free i chudnę. Wszystkie ciuchy zaczynają na mnie wisieć. Gacie z tyłka spadają.
Podobno gdy ugotuje się portki to się kurczą. Ugotowałam i nic. Dalej wiszą na doopie.
Nastąpiła zmiana także z mieszkańcami. Babelot w Wawie. Młądą zgarnęłam do Otwocka. Jest na rozkurczowych. Czeka na wizytę u psychiatry i psychologa. Trzeba Jej zrobić badanie pod kątem toksoplazmozy i parę innych. Psychicznie zaczyna dochodzić do siebie. Fizycznie - długa robota by odkarmić. Zagłodziła się i odwodniła. Taka to Jej samodzielność.
Po 4 dniach dopiero nabrała sił żeby wstać z łóżka. Pierwsze małe zajęcia i krótki wypad na rowerze na wycieczkę.
A w okolicy chyba mam opinię totalnej alkoholiczki. Z powodu pogo. Że niby delirka. 😂😂😂 Na ulicy drą ryja na mnie z samochodów, żebym nachlana nie włóczyła się po mieście. 🤣🤣 Taki lajf.
We wtorek odbieram wyniki po badaniach pod kątem cukrzycy. Mam pietra.

Przepalam w piecu. Jest genialnie. Chwila- moment i cieplusio. W domu pociotkowym arktyka.

Taki jest chwilowo stan drzwi. I ściany. Okazało się że pomiędzy futryną a ścianą jako wypełnienie dano watę 😂😂😂😂 po raz kolejny jestem w szoku.
Nic to, od podwórka na drzwiach jest solidna blacha. W środku jak widać będzie pianka a na wierzch sklejka czy cóś równie akrakcyjnego. Będzie git! Drewno jest twarde, jeno kroniki trochę nadżarły. Trzeba wymienić zamek i jeszcze podciągnąć w górę próg i będzie ok. A potem krok po kroku reszta.
Czekają kominy na swoją kolej. Trzeba będzie przed zimą wybrać szambo.
Szukam kuchni węglowej. Tanio!
Co dalej?
Dłubaninek i poważniejszych robót do ciula. Będę miała zajęcie
Okoliczne pogłowie ptaków jest stałe. Acz cykliczne. Teraz wizytują nas sroki i sikorki. Latem sójki i wróblaki. Wrony oblatują sąsiednie dachy. Synogarlice to standard.
Owies co to miał robić za nawóz rośnie na potęgę. Gorczyca też.
Kupione paliwo do piły, tylko mocium panie, kto będzie ciął drewno na opał i po przycina drzewa? Zagwozdka.
Na co nie spojrzę to potrzebna męska pomoc a tu chłopa na lekarstwo. Ech...
Na co nie spojrzę potrzebna kasa a skąd ją brać gdy Młąda na moim garnuszku.
Babelotu też trzeba pomóc.
A ja wszystko na wolnych obrotach. Bo pogo. Bo serce. Już nie chcę jazd jakie miałam. Strach, pogotowie. Więc powoli i delikatnie.
I znów pada.
Codzienny zbiór orzechów. Schylanie po nie i ból lędźwi niemal do płaczu.
Ale nareperujemy. I tyle. Zepsuło się to zreperujemy.
Byle do przodu i nie dawać się złu co pizga. 

środa, 25 września 2019

Działkowatość

 Tu było klepisko, piaskownica i konwalie.
Ogórki na zejściu. 

 Pomidory - już - bywsze.
 Kabaczki w kfiotach.
 Giełorginia jak z dzieciństwa.
Bez po przycięciu liście miał wielkości talerza obiadowego. Te brązy na nich to wypalenia słoneczne o zachodzie. Czyli i po 16-tej słońce daje ostro czadu. 

Radosnym krokiem czyli...

... Tańczyć z Bogiem. ( o tym tytule napisałam kiedyś posta).
I jak to w życiu bywa, człowiek strzela, pan Bóg kule nosi. 😁
I tyle w tym temacie.
Dziś po kwiodaniu w kwestii badań na cukrzycę.
Młąda zaliczyła ostatnio klinikę - ma skierowanie do lekarza. I dalej czekamy na terapię. Potem SOR z Młądą. Bo kłuje, uciska. Ostatecznie już w domu określiła to jako przejmujący ból. Na razie na zwolnieniu. No i ma się oszczędzać.

A ja coraz częściej gębę z uśmiechem mam, ale prócz pogo, nocnom porom, pizganie całym człowiekiem. Ostatecznie po co spać? 😉

piątek, 20 września 2019

Zmiany w codzienności.

No tak. Jesień wstępnie przytuptała. Lejeee... Kominy pilnie trzeba zrobić a majster-sąsiad mówi, że kontowniki metalowe trzeba na kanty dać. Żeby pierony przyciągać?
Nic to. Jakoś damy radę.
Zaczął się sezon grzewczy. Na Otwocku płaczą, że zimno w blokach, a ja mam w miarę ciepło. Ba! Ciepło. Palę na razie drewnem w piecu. Gdy plecki przewieje przytulam się do kafelków i grzeję się, grzeję. Buty w trymiga wysychają. Herbacina zawsze ciepła. Ot zalety takiego grzania.
Wstępne porządkowe robótki jesienne na grządkach zrobione. Teraz tylko budowa grządek na przyszły rok, uzupełnianie kompostu i przesadzanie truskawek.
Na pierwszej perma nam już w całości próchnicę. Szok 😲 że tak szybko. I na razie nic więcej na działce nie planuję.
Teraz czas się wziąć za domy. pomyć okna i jakoś ucywilizować ten zasób, bo latem ani czasowo ani siłowo nie dałam rady.
Było tuptanie po lekarzach, żeby ustalić plan zniszczeń w pudełku na człowieka.
W przyszłym tygodniu konkretne badania pod kontem cukrzycy.
Lekarz pierwszego kontaktu jest urażony, że tylko skierowania od niego chcę i leczę się u specjalistów. Chce mi ewentualną cukrzycę prowadzić 🤣🤣🤣 omg! A to kolejny artysta po neurologu, który przepisał mi coś co raczej szkodziło. Mocno szkodziło.

A teraz hiobowo. Odpaliłam pilarkę tarczową na próbę. Ona wgryzła się ładnie w drzewo po czym poleciał dymek. I koniec. Kurcze! Nówka - sztuka. A na dodatek, podpięta do prądu w kuchni cosik w korkach porobiła no i w gniazdkach ni ma prundu.
Tak, wiem - sprawdź korki. Tylko to nie prosta sprawa. To antyki przedwieczne. A ja tego nie ogarniam.
Ku mojej konfuzji zmarła że starości pralka. 30 lat to zacny wiek. No i jest pranie ręczne.
Ciekawe co jeszcze padnie? Została terma i pompa do wody. Wtedy będzie komplet 🤣🤣🤣🤣
O Kopciuchu nie wspominam bo korzystać z niego nie chcę. Żre węgiel nieprzytomnie. Trzeba siedzieć i pilnować żeby nie przekroczył danej temperatury. No i te tony kurzu, pyłów. Przepraszam ale nie dla mnie.
No i kolejna wpadka. Na bazarze kupiłam kawałek świni i wołu. Mięso przedziwne w wyglądzie i smaku po ugotowaniu. Zwyczajnie niesmaczne.
Podsumowanie jest jedno - wychodzi mi jako-tako ogródek. O reszcie mogę zapomnieć 😒
Czyli pomoc męska niezbędna. No i jakieś ogarnięcie się. Tylko jakie gdy w głowie pustka?


piątek, 13 września 2019

Dzień rekordów 😁

Tia... Wstałam wyspana - tritico. Wciągnęłam concor. Ok. Jeszcze ok.
I nagle ni z gruszki ni z pietruszki zaczęło mną rzucać. Pogo.
Zrobiłam co mogłam. Vivaldi. Koncentracja na innych rzeczach. Oddech spokojny. I doopa.
Trzymało mnie przez cały dzień. Do nocy. Nie do opanowania.
Wrrróć! Pogo się skończyło po huśtaniu się w hamaku.

Poranny pomiar cukru 128. Lipa. Potem 155. Większa lipa. A wieczorem spadek do 100. Ufff... Rano poniżej 100. Ale to oczywiste. Na kolację kanapka i równa jej wielkości ilościowo surówka. Zero cukru. Tylko sok pomidorowy i woda.
Papa słodka herbato, żegnajcie ciastuszka. Żegnajcie czekolady, krówki. O kukurydzy mogę zapomnieć. Po niej taki skok do 155.

Hardkorowe wariacje serca, rano, w nocy si~ skończyły. Po ustaleniu i systematycznym braniu leków.
Wdzięczność dla ich twórców i lekarzy mega.
Nie życzę tych wrażeń nikomu.

A tymczasem czeka mnie zbieranie psiego paskudztwa. Wypad na bazar po mleko kozie. A potem po żarcie dla psów.

Ogrodzenie warzywniaka w powijakach. Na perma grządkach że słomy owsianej wyrasta owies. Śmieszne. 🙂

Głośna rozmowa o niby skarbach na strychu do którego nie mogłam się dostać bo klucza do kłódki nie ma, zaowocowała jakimiś gośćmi. Nieproszonymi. Zgrabnie przecięli oną. Jupi 😁 teraz bez przeszkód i piłowania kłódki mogę tam zajrzeć. Fajnych mam sąsiadów. 🤣 Uczynnych. 😁

No to tymczasem. Borem lasem.

PS. Nagroda za dobre dupne i tarczycowe wyniki oraz naprawione ząbki.



Tu jeszcze była cola. Ale i z nią się pożegnałam 😒

środa, 11 września 2019

kasa..kasa...kasa

tak. jest istotna, gdy chorujesz czy masz podejrzenia. możesz wykonać badania za worek monet lub nabyć testy czy inne rzeczy. w moim przypadku to recepta na paski do glukometru, który udało mi się dostać za free w aptece. czemu badanie poziomu cukru? bo nie wierzę, że przy praktycznie dobrym, mam nadzieję, że na stałe, stanie psychicznym, oczywiście na lekach, wieczne "niedorobienie", osłabienie czy senność jest normą.
informacje przesyłane lekarzowi pt piję hektolitry cieczy nic dla niego nie znaczą bo lato bo depresja a co za tym idzie oczywiste dla niego zaburzenia psychiczne, choć w każdym badaniu, opinii psychiatrów, jestem logiczna. stąd glukometr.
zwłaszcza, że w badaniach mam cukier w okolicach 110. i to nie raz. i znów powtórzę, dla lekarza to żaden problem. dla mnie jednak to niewiadoma, którą postanowiłam rozwiać.
no i glukometr nie kłamie. ciągle cukier zawyżony i to nie mało.
pomimo tego, że doktor już chyba ma mnie dość znów pójdę do niego a byłam wczoraj, po skierowanie do diabetologa.
pooglądałam sobie vloga - Nie słodzę. i tu upsss....o 60% wzrasta możliwosć zachorowania na cukrzycę gdy w ciąży była cukrzyca ciążowa. a ja miałam.  kolejnym punktem jest nadciśnienie. najczęsciej powoduje je właśnie cukrzyca.
gdy dodałam to wszystko do siebie decyzja jest jedna.
jednak nie same niefajne rzeczy mi się przydarzają.
zrobione mam 2 ząbki, sprawy babskie mam w 100% zdrowe, więc w nagrodę poszłam na dobre jadło. do Jeffsa.
leki na depresję mam ustawione, na nadciśnienie też, więc jakoś funkcjonuję. bo pogo jednak trwa i rozwija się. niestety.
z jakiejś przyczyny cholernie słabną mi nogi. normalnie wata. ale i to sprawdzę.
a wogle to najlepiej mi na działce. tam nie mam pogo, chyba, że wyjdę do sklepu czy na bazar. to standard. no i jak wychodzę ataki paniki, które objawiają się duszeniem się.
zresztą to samo mam w Wawie. ja za próg i płuca się zamykają. niefajne.
a co jest na teraz fajne? kompetentni lekarze, jestem im mega wdzięczna. raz, że podarowali mi życie, dwa, że dzięki ich wiedzy żyję dalej. dotyczy to i depresji i nadciśnienia. bo uwierzcie, gdy serce nawala, to uczucie jest raczej koszmarne.
ale jest już na razie ok. opanowane.
co w domu?
Warszawski w standardzie.otwocki do wymiany :) a to niemożliwe.więc jest jak jest. będzie lepiej. byle tylko przetrwać zimę, reszta do ogarnięcia.
zaczęłam robić ogrodzenie warzywniaka. zaczęłam. mam plan. powolutku, spokojnie. bo inaczej serce nie wyrabia.
chodzę na krótkie spacery. dużo śpię, leżę.
staram się być bardziej aktywna ale tylko szkodzę sobie więc odpuszczam.
byle do przodu.
dzień po dniu.
jest ok.

środa, 4 września 2019

Od przybytku itd

Jest pewna i to nie mała jak się okazuje różnica pomiędzy rtg za worek monet a na NFZ.. Dziwne! Powinny pokazywać to samo. Takie miałam przeświadczenie a tu ryms na ziemię.
Rtg nfz-towski mówił jedno, rtg za monety dał pełen obraz i opis. Tego co było, jest. A co będzie to się zobaczy.
Echo serca se zrobiłam wg zaleceń. Opis jest, powiększenie wiedzy googlem i zrozumienie słów pani kardiolog : - powoli, delikatnie, bez pośpiechu. Tak czy siak serducho do remontu.
Miałam jechać do Otwocka ale chyba kicnę do lekarza z wynikami.
Zawaliłam wczoraj stomatologa - zasnęłam.
U pulmonologa ok. Nowe leki. Jest ok.
Generalnie psychicznie czuję się bardzo dobrze co jest dla mnie samej miłym zaskoczeniem. Uśmiecham się! Jestem spokojna.
Tylko to pogo i inszości trońkę dołuje.