czwartek, 30 sierpnia 2012

Lać, prać i patrzeć czy równo puchnie!

z sieci
Na bezrybiu i rak ryba. Znów ganianie od rana. I znów nogi w uszach. Na razie najwiekszy pożytek ma z tego pies. 5-godzinny spacer to jest to!

A potem mój ulubiony sąsiad wymieniał mi okna. Moje stare strucle na jego lepsze i jak to zwykle bywa zabawy jest z tym do licha i ciut ciut.. Tu coś trzeba podpiłować, tu przytrzeć, gdzie indziej młotkiem postukać a i tak idealnie nie jest.

Jeszcze sporo do poprawki. Przynajmniej jakieś zajęcie będę miała. :D
Miałam dostać farbę, ale .... nie dostałam, wiec robota w lesie.

Pierworodna wpadła na 2 godzinki. Luzik zupełny. Szczupła, śliczna i starająca się o pracę. Trzymie kciuki.

A wieczorem znów ulubiony sąsiad. Tym razem podziwiałam, jak zawsze zresztą, jego umiejętności remontowe. Teraz szeleje w kuchni. Wywala ścianę między balkonem a kuchnią. Niby niewiele ale przestrzeń od razu większa.

A ja padam już na twarz.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Popylałam wczoraj Racławicką. Lala zachwycona spacerem, ja na nadziei na lepsze. Idziemy, każda z innymi intencjami, ale razem. Przsiadłam na podmurówce na fajka, rzucam suce piłeczkę. Podeszła nieznajoma, zaczynamy rozmowę. Na poczatku takie pitu, pitu: - śliczny piesek, a czy ze schroniska, a można pogłaskać? Siedzę i czekam, bo wiem, że to wstęp. Coś musi jej na wątrobie zalegać. I rzeczywiście.
Zaczyna zrzucać z siebie to co ją boli. W skrócie rzecz ujmując, zamiast przydłużenia umowy o pracę dostała wymówienie, a jest krok przed okresem przedemerytalnym/ochronnym. Nawet specjalnie nie była roztrzęsiona. Pewnie jeszcze do niej nie dotało. Jeszcze nie boli.

A u mnie jak co rano cisza i spokój. Babulinda drzemie, Młoda śpi, reszta też.

A we mnie rośnie i narasta BEDZIE TEGO!!!!!!

Bo żesz ile można wytrzymać i zaciskać pasa. Już nawet nie pamiętam kiedy jadłam przez jeden dzień normalne posiłki. Z głodu nie umieram, co zresztą widać, ale nie o to chodzi, żeby wiecznie jechać na oparach, ograniczać się ze wszystkim bo wiadomo, że i tak nie styknie.

Boszsz, żeby choć przez tydzień dupy wszyscy zacisnęli i zrobili sobie Wielki POst od JOBA. Hurtem. A jak by to nie pomogło, to 2 i tak do skutku. Przecież musi być jakaś metoda na ten bandytyzm.

Ja w każdym razie, mimo gorszych dni nie poddaję się. Na nikogo nie liczę. Moje życie jest w moich rękach. Plan Warszawy wędruje na ścianę i robimy mazy. Od razu bądzie wiadomo co jeszcze do zaliczenia.

Coś trzeba robić, trzeba podliczyć, rozliczyć i nie chować głowy w piasek i ryzykować. Kto nie ryzykuje, ten nie gra, nie żyje! I nie mówić, ze nie ma kogo. Czasem niszowe opcje są najlepsze. A w torcie każdy znajdzie swój rodzynek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz