Zdarzyło się, nie tylko mnie, że z przyczyn różnych byłam bez pracy przynoszącej konkretne dochody. Aż wreszcie pewnego dnia, jest, znalazłam, mam pracę.
Rozpoczęłam ją faktycznie 12.04., podpisałam umowę sztuk dwie ( z datą rozpoczęcia pracy i bez końca !), powiadomiłam drogą elektroniczną UP, ze dziękuję za ich pomoc, troskę i opiekę. Teraz sama sobie dam radę. Umowy jak juz wcześniej pisałam do łapki nie dostałam.
Pracuję. Zgodnie z informacjami dochodzącymi od kolegów firma faktycznie jest wypłacalna. 30.04. otrzymałam pierwsze pobory. Ok. Pracuję dalej. O kwitach z odprowadzonymi składkami zdrowotnymi mowy nie ma. Głucha cisza!
I oczom mym nie wierzę gdy w piątkowe popołudnie, tj przedwczoraj otrzymuję 2 umowy ( słownie : dwie )
Zakręcona jak śmigło, popędzana przez manaGARKĘ i Puchatka podpisałam co wskazali.
W domu, na spokojnie zaczęłam przeglądać te umowy. I samopoczucie od razu mi się poprawiło. A oczy wyszły w słup ... i po słupie.
Umowa nr1 - dotyczy okresu od 01.04-czyli okresu gdy w tej firmie jeszcze nie pracowałam i nie miałam pojecia, że istnieje, do 30.04- ta data zgodna jest ze stanem faktycznym. A wynagrodzenie jest w przybliżeniu zgodne z tym, jakie otrzymałam.
Umowa nr2 - dotyczy okresu od 11.04-czyli jw do nieskończoności. Wynagrodzenia z tytułu tej drugiej nie dostałam. Poczekam do 31.05 czyli wypłaty i zobaczę jak to będzie wyglądać.
Aby było śmieszniej umowy mam z dwiema różnymi firmami, których nie znam a faktycznie pracuję w innej. Dodatkowo do każdej umowy na zadniej stronie wklepany jest rachunek do umowy zlecenia.
I radość ogarnęła mnie niesłychana, gdy przeczytałam jeden z punktów umowy - wynagrodzenie za przepracowaną godzinę wynosi xxx lub proporcjonalnie mniej ;DDD
To się nazywa kreatywna księgowość. :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz