wtorek, 22 maja 2012

Nowofundlandy

  Moim pierwszym niufem był BOM. :))) Rodzice pochodzili z Radzieckiej -jeszcze-hodowli. W starym kontynentalnym typie. Charakterek miał ci on, oj miał. Przypuszczam, ze jakiś kaukaz zaplątał się " przypadkiem " wśród jego przodków. Dlatego wylądował w końcu na działce u rodziny.
   Druga była DUMKA-z Olsztyna, po BEI. Miła, zrównoważona suczka. Dzięki niej i wystawom ( których fanką nigdy nie byłam ), poznałam grupę fantastycznych ludzi pozytywnie spsiałych :))
   Po DUMCE była CHERRI-z odzysku. Właściciele po roku oddali ją hodowczyni bo nie spełniała ich oczekiwań. Najcudowniejszy, najsłodszy, najmądrzejszy pies jakiego kiedykolwiek miałam. A dostałam ją w pakiecie z cała masą lęków i fobii, które powolutku likwidowałyśmy. Świetny towarzysz na wyprawy jak i na czas choroby. Niestety odeszła mając 3,5 roku.
   Potem była BIRMA I PINIO. BIRMA-córka DOMINA. Z taką samą zwisającą wargą jak tatuś. Z jedwabistym włosem, łaciata krówka. Indycząca jak INDI. Której wyrazem najwyższej czułości było delikatne obwąchanie ucha. Która łakocie zbierała z ręki samymi wargami. Delikatna, dyskretna. Księżniczka, którą trawa uwierała w poduszki i preferowała chodniki. Która cieszyła się całą swoją osobą. Sunia z rodowodem. Złota medalistka. Z najsłodszym, pluszowym pysiem. Nadzwyczajna, kochająca dzieci, bardzo delikatna i uważna w stosunku do nich.
  BIRMA wycągnięta z pomorsko-kujawskiego kojca. W kondycji charta. Sama, bez specjalnego wysiłku wkładałam ją do samochodu. Sunia z kołtunami na szyi w formie indyczych korali. Niektóre wielkości dużej pomarańczy. Mega filce na krawędziach ud. Odparzenia skóry, ropa lejąca się z uszu do kolan. Obraz nędzy i rozpaczy. Z uszami była walka do końca. Ostatecznie okazało się, że jest uczulona na drób, marchewkę i jeszcze parę innych rzeczy.
I ta kupka nieszczęścia, po odkarmieniu dała pierwszy i jedyny miot w mojej hodowli.
I odmówiła przyjmowania jedzenia na 2 tygodnie przed porodem. Więc zachęcanie, karmienie, zapraszanie by się czegoś napiła. A wszystko z powodu, że zachciało mi się pojechać na 2 dni do Kielc, by wystawić PINIA.
Pomijam ogrom radości i satysfakcji z posiadania szczeniąt. Cała reszta to morze pracy i ból przy rozstawaniu ze szczeniakami. Zastanawia mnie po tym doświadczeniu, jak " hoduja i rozmnażają " swoje suki nawet renomowani hodowcy. Przecież nie da się , po prostu fizycznie nie da, odchować kilku miotów rocznie i zapewnić nim właściwą opiekę. Prze pierwsze 2 tygodnie trzeba spać z suką i dzieciakami by mieć kontrolę nad tym co się dzieje w kojcu. By suka przypadkiem nie przygniotła szczeniaka. Potem jest karmienie kilka razy dziennie i wymiana zabrudzonych gazet. Kontrola wagi. Obserwacja szczeniąt, czy wszystko jest ok. Trzeba reagować natychmiast, przy jakichkolwiek zaburzeniach, choćby bólu brzuszka. Powolne wyprowadzanie na spacery. Socjalizacja - nauka czesania, właściwych zachowań itp. Ech, tak naprawdę to krew, pot i łzy.Schudłam ponad 10 kilo.
Pewnie gdyby nie właściciele reproduktora byłabym " szczęśliwą posiadaczką 8 nowofundlandów, bo w tamtym okresie był też z nami PINIO.
   PINIO-przyjechał z Kielc. Roczniak :) Zamulacz jak żaden. Z upodobaniem wpatrywał się w niebo, obserwując przepływające samoloty i chmury. Reagował klasycznie po niufiemu, z dużym opóźnieniem. Każda informacja wędrowała z mózgu do ogona i z powrotem w sobie właściwym tempie. Podejmował samodzielne decyzje, nie konsultując ich ze mną. :))) I śmiesznie i strasznie było.
   No i MERAK. Córka BIRMY. Nakręcone szczęście. ADHD do kwadratu. Rozdarte, rozbrykane. Miałam powyrywane ręce ze stawów po spacerach. Ech... kiepski to był wybór...
Zastanawiam się od jakiegoś czasu ile w nowofundlandzie pozostało nowofundlanda. Opis rasy przedstawia go jako potężnego, zrównoważonego, przyjaznego ludziom i zwierzętom psa. Psa ratowniczego.
A cóż teraz mamy? Ześwirowane, nakręcone ADHD-owce, nieprzeciętnie uparte. Strzyżone aby miały odpowiednią długość włosa. Traktowane jak duże przytulanki. Z fobiami, alergiami, zachowaniami zupełnie odbiegającymi od wzorca. Wadami skrzętnie ukrywanymi przez hodowców i właścicieli, by pies dostał odpowiednią ocenę na wystawie. By był źródłem dochodów i podsycał pychę właściciela i zawiść konkurentów. Walory użytkowe tych psów nie są wykorzystywane w jakikolwiek sposób. Jedynie garstka zapaleńców pracuje nad użytkowością tej rasy.
   Dlaczego o tym piszę? Ze względów osobistych. Od ponad 20-lat należałam do niufów. I na tym koniec. Powody są różne. Powoli zbliżający się uwiąd starczy :))) i brak sił na szarpanie się ze świrem. Bo niestety tak już jest z " nowymi " niufkami. Różnica pomiędzy populacjami jest druzgocząca. To już nie są zrównoważone misie.
  Powód? Ok 10-ciu lat temu, może ciut mniej wprowadzono do hodowli psa z USA, który krył w Danii. Dawał psy piękne eksterierowo. Ale cóż z tego. To właśnie on wprowadził gen " świra ". Miałam sukę, wnuczkę tegoż. Proszę wyobrazić sobie sucz, tak ok 60 kilo żywej wagi, która zachowuje się jak foxterrier. Sucz niewiele mniejszą od doga. Powiecie, szczególnie behawioryści, złe wychowanie! Dobre sobie :/ Znana i ceniona hodowczyni i sędzina międzynarodowa, też " nacięła się " na to cudo. Starzy hodowcy rwą włosy z głowy, z rozżewnieniem wspominając spokojne, CICHE mioty szczeniąt. Teraz w kojcach nader często kłębi się banda rozwrzeszczanych, miotających się pampersów.
Zresztą co się będę odwoływać do nieznanego. Osobiście znam matkę i córkę. Matka-stare pokolenie. Zrównoważona, spokojna, cicha, przytulaśna. Pełna wdzięku i klasy. Młoda-ech- upiór. Rozdarta, nakręcona, mordę drze nieustająco, A przy tym eksterierowo śliczna.
I dlatego kończę przygodę z niufami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz