niedziela, 20 maja 2012

Taka tam sobota

  Rozpoczynajacy się słońcem dzień - jak od lat - pogonił mnie na wyraj. Niedaleki bo Kabacki. Zaopatrzone w buły i kiełbachę dotarłyśmy na polanę. Ludzi w opór. Każdy resetuje się na swój sposób. Nam przypadło w udziale towarzystwo integracyjne. Poziom alkoholu we krwi u osobników płci obu średni z tendencją wzrostową. Urwy i urwy latały z predkością swiatła. Więc po obsmaleniu, podwędzeniu kiełbachy czmychnęłyśmy w miejsce nieco spokojniejsze. Okoliczności przyrody - nice :) Zielona trawka, brzozy, dęby A PONAD NAMI NIEBO z kłębuszkami chmur pobudzajacymi wyobrażnię. Było słodko. Leniwie przerzucałyśmy się z Dzieciatkiem myślami, chichrałyśmy się jak norki, momentami drzemałyśmy. Sennie odkrzykiwałam na porykiwania dochodzące z okolic integrantów - Polonia! Boć towarzystwo osiągnęło juz poziom - cała sala śpiewa z nami :))) Przeboje Niemena i Krawczyka przerywali gromkim - Legia,Legia Warszawa! Ewrybadowanie niosło się po całej polanie. Spłoszone dzieci umykały jak króliki pod opiekuńcze skrzydła rodziców, psy z odrazą omijały szerokim łukiem towarzystwo. Grupa rajdowców konnych po krótkim popasie okulbaczyła konie i kłusikiem oddaliła się.

  Zaraziwszy się nieco klimatem biesiadnym stworzyłam swoją play listę. Chyba nie były to pienia najwyższych lotów. Niewątpliwie budziłam zaniepokojenie u spacerowiczów. Dzieciątko trenowało stanie na głowie. A co? Nie wolno?

  Miłą niespodziankę sprawiły mi dwie lasie. Widząc, palącą nastolatkę ( VAT-u nie zuważyły - hurrrrra!), podeszły i spytały :  Hej dziewczyny :) Poczęstujecie nas papierosem?  
Ech... miód na me serce :)))

  Pod wpływem zatrucia tlenowego postanowiłam zmienić trasę powrotną. Trafiłśmy na ścieżkę zdrowia. Ławeczki do ćwiczenia brzuszków, drabinki i inne. A wszystkow wykonane z drewna w stylu dzieciowych placów zabaw. Dzieciątko poległo przy podnoszeniu cięzarów, czyli krewnianej kłody. Mać, czyli ja stanowczo stwierdziłam, że zanocujemy póki nie zaliczy choć jednego sprzętu. Wybrała drabinę w poziomie. No, takie ustrojstwo, na którym wisząc przemieszczasz się chwytając pręty drabinki. Dla zaawansowanych - świetne do podciągania się i innych wygibasów. Muskulatura niektórych - nie powiem - owszem, owszem - pychotka :)
  Problem objawił się od razu. Pręty były za wysoko. Młoda nie kangur nie podskoczy do 2 m. Znikła mi z oczu nawet nie wiem kiedy ( zapatrzyłam się na te muskuły ). Po chwili słyszę - łup, pac, łup, łup. To Dzieciątko dzielnie walczyło z półklocem.
Wymyśliła podnóżek. Dotaszczyła z lasu, doturlała, wlazła! Za nisko ! Plecak na kłodę i jest!!! Udało się! :)   I teraz mam problem jak jednym słowem określić czynność, którą wykonała. Bo wisiała i przemieszczała się stosując nachwyt. Czekam na propozycje nowych neologizmów :)

W drodze powrotnej trafiłyśmy na niedotrupa alkoholowego. Ambitnego i wysokiej kultury. Przystojny, starszy pan ( a ja niby taka młódka! :)), z fajką w dłoni,  poprosił o poczęstowanie papierosem. Ok. Duży jesteś, sam susiasz - proszsz.. Masz..
Pan ucieszył się bardzo i ambitnie stwierdził - " za wszystko trzeba płacić. Ja zapłacę dowcipem :)"

Jedzie Szkot w pociągu. Współtowarzysz grzecznie pyta - A dokąd pan jedzie?
                                                                            Szkot - W podróż poślubną
                                                                                      - A gdzie żona?
                                           Szkot nachyla się do gościa - Powiem panu w zaufaniu. Poslubiłem wdowę. Ona juz była :)))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz