niedziela, 2 czerwca 2019

Kapie nałeb

Niedzielny poranek spędzony zgodnie z sumieniem a niezgodnie z panującymi dokoła zwyczajami i kodem.
Czyli najpierw ciecz zwana kawą i ciecz zwana emirem, a potem czyszczenie małego zagonka i wyciskanie weń kiełkującego czochu.
Albowiem grzech zaniedbania jest wielki, a słżba człeku i światu jest zawsze 🤣 więc niezaniedbywam i nauczam albowiem nic co stworzone nie jest zue. Wszystko zaiste jest dziełem przedwiecznego w Jego planie i nic nie jest zue.
Sąsiady nadstawiały ucha - hi hi - poranne kazanie mieli o roślinach. 😁
Ponieważ nauka relaksu kiepsko mi idzie i np reset na leżaku w dzień pracujący jest wśród okolicznych pase' to dziś wybrałam się nad otwockie rzekie Świder.
Zbiory som.


Opcje są różne. Co wyjdzie, to zależy od chwili. 
Generalnie podpadłam wczoraj wszystkim, albowiem wydarłam ryja na pół ulicy w kwestii katolików prawilnych a kradnących co się nadarzy. 
Generalnie jak wszędzie, część to bydło. I tyle. Achooje myją auta w rzece, wpierdalają co się da do lasu. W tym obce gatunki roślin. Co to robi to widać. Znikły łąki. 
A teraz czekam na solidny deszcz. Ktoś musi podlać czocha. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz