Przyszedł czas by podjąć decyzję. Otwock czy Wawa? Na dwa fronty się nie da. Powoli puszczam Młądą na głębokie wody. Najważniejsze, że zaczyna terapię. Ale wszystko delikatnie i powoli. Bo niefajnie sygnały zaczynają się pojawiać. Niestety. Nierównomierny rozwój to problem. Z jednej strony niezwykle inteligentna, z drugiej duże, niezaradne dziecko o kruchej psychice. Ale damy radę. Mimo, że wszyscy w rodzinie mamy skłonność do depresji.
Więc powrót - Otwock czy Wawa?
Za Otwockiem przemawia spokój. Nie mam tu napadów drgawek ale totalnie ograniczam kontakt z ludźmi. Długotrwałe drgawki skańczą się w końcu padaczką a tego nie chcę.
Kolejna rzecz to utrzymanie się. Nie wiem co dalej będzie. Orzeczenie o niezdolności do pracy to jedno, stan faktyczny jest taki jak wyżej. Finanse będą skromne. A składanie papierów czy o rentę czy o świadczenie rehabilitacyjne mnie przeraża.
A będę musiała to zrobić.
Kolejna rzecz, to że działka z jednej strony zapewnia jakieś dodatkowe jedzenie, ale na dzień dzisiejszy jest to zbyt mało. Wymaga też systematycznego wysiłku. A z siłami u mnie ostatnio słabo. Upał rozkłada na łopatki. Dodatkowo nogi i kręgosłup siadają. Więc póki jeszcze łażę muszę wszystko ustawić tak by wymagało minimum nakładu pracy.
Zapewnienie sobie ogrzewania to kolejne wyzwanie. Wycięte bzy i gałęzie orzecha czekają na pocięcie. Z piłą ręczną nie będę walczyć bo prawy bark powiedział - wystarczy. Zostaje elektryczna piła. A tej się boję.
Warszawa - plusy: blisko lekarze. Niestety na otwockiej służbie zdrowia nie będę polegać bo opinie o niej są fatalne.
Czyli jednoznacznie Otwock.
Mam kilka pomysłów żeby zwiększyć produkcję jedzenia nawet na tak małej powierzchni, ale wymaga to środków z którymi jest słabo.
To tak na dziś. Może za jakiś czas coś się nowego pojawi, jakaś myśl, pomysł, zdarzenie, które przekonfiguruje wszystko.
Suszę pokrywę, liście chrzanu, liście czarnej porzeczki.
Czas na wyprawę do lasku i na łąki po zioła.
W tym roku nic z herbatki z bzu, soku z akcji. Bywa. Trzeba nadrobić czym innym.
Nie pamiętam już kiedy ostatnio piłam czarną herbatę.
Oglądam vlogi na yt i douczam się. Jednocześnie mnie to mobilizuje. Na krótko, bo pamięć fatalna. Co się da notuję i na tym opieram swoje życie.
Taki codzienny mały grafik do wykonania.
Upał dobija, w nocy lipa ze spaniem. Trochę nadganiam w ciągu dnia. Ale to nie to.
I tak jest lepiej niż w Wawie. Tam gorąco, duszno, hałas z ulicy, pubów, nocne pijaczków rozmowy pod oknami. Koszmar.
Chwilowo to tyle.
Może pojadę do lasku po zielsko ale....?
Więc powrót - Otwock czy Wawa?
Za Otwockiem przemawia spokój. Nie mam tu napadów drgawek ale totalnie ograniczam kontakt z ludźmi. Długotrwałe drgawki skańczą się w końcu padaczką a tego nie chcę.
Kolejna rzecz to utrzymanie się. Nie wiem co dalej będzie. Orzeczenie o niezdolności do pracy to jedno, stan faktyczny jest taki jak wyżej. Finanse będą skromne. A składanie papierów czy o rentę czy o świadczenie rehabilitacyjne mnie przeraża.
A będę musiała to zrobić.
Kolejna rzecz, to że działka z jednej strony zapewnia jakieś dodatkowe jedzenie, ale na dzień dzisiejszy jest to zbyt mało. Wymaga też systematycznego wysiłku. A z siłami u mnie ostatnio słabo. Upał rozkłada na łopatki. Dodatkowo nogi i kręgosłup siadają. Więc póki jeszcze łażę muszę wszystko ustawić tak by wymagało minimum nakładu pracy.
Zapewnienie sobie ogrzewania to kolejne wyzwanie. Wycięte bzy i gałęzie orzecha czekają na pocięcie. Z piłą ręczną nie będę walczyć bo prawy bark powiedział - wystarczy. Zostaje elektryczna piła. A tej się boję.
Warszawa - plusy: blisko lekarze. Niestety na otwockiej służbie zdrowia nie będę polegać bo opinie o niej są fatalne.
Czyli jednoznacznie Otwock.
Mam kilka pomysłów żeby zwiększyć produkcję jedzenia nawet na tak małej powierzchni, ale wymaga to środków z którymi jest słabo.
To tak na dziś. Może za jakiś czas coś się nowego pojawi, jakaś myśl, pomysł, zdarzenie, które przekonfiguruje wszystko.
Suszę pokrywę, liście chrzanu, liście czarnej porzeczki.
Czas na wyprawę do lasku i na łąki po zioła.
W tym roku nic z herbatki z bzu, soku z akcji. Bywa. Trzeba nadrobić czym innym.
Nie pamiętam już kiedy ostatnio piłam czarną herbatę.
Oglądam vlogi na yt i douczam się. Jednocześnie mnie to mobilizuje. Na krótko, bo pamięć fatalna. Co się da notuję i na tym opieram swoje życie.
Taki codzienny mały grafik do wykonania.
Upał dobija, w nocy lipa ze spaniem. Trochę nadganiam w ciągu dnia. Ale to nie to.
I tak jest lepiej niż w Wawie. Tam gorąco, duszno, hałas z ulicy, pubów, nocne pijaczków rozmowy pod oknami. Koszmar.
Chwilowo to tyle.
Może pojadę do lasku po zielsko ale....?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz