niedziela, 26 sierpnia 2018

Się było 😊

Tuż przed wyjściem przestało wiać. I dobrze.
Przestało padać.
Na wszelki wypadek wzięłyśmy jednak parasol. i lornią do dali.
Buro i ponuro było.
Na Wyścigi dotarłyśmy autobusikiem albowiem obiecana naprawa roweru Młądej stoi w miejscu.
Duuużo przed czasem zameldowałyśmy się.
Przyzedł czarny, wredny kurdupel. I jak zwykle, co mordę tworzy to kłamie. Standard ogółu świeckich  nas.
Przyszła koleżanka.
Nie pcha się przywitać - no to huk! W zasadzie na nic mi ona. Ale wypadało by. Taka klasa sama w sobie.

 wieczorem poprzedniego dnia klapnęłam przed kompem i nieco rozjaśniłam sobie w głowie. Sytuację co do koni.
Obstawiłam na sucho co chciałam. Pierwsze cztery gonitwy i pierwsze miejsca, trafione w punkt.
Nie wszystko grałam. Młąda chciała obstawić swoje no i lipia. Łaziła potem i jęczała - jestem pechowa, jestem pechowa :).
Nie pechowa, tylko nieprzygotowana.
Przygotowana ja wygrałam 2 konie, resztę przeputała Młąda.


Potem zaczął się bałagan. niektóre konie z listy ne biegły, zmiany dżokejów.

No i kasa wyszła, więc tylko oglądałyśmy konie i biegi. Uczyłyśmy się.
Gdyby nie Młąda byłabym wygrana.
Nic to.
Dziś idziem znów. Wczoaj obstawiłam już jednego. Faworyt. Pewnie dużo nie dadzą, ale...
Na osłodę, jak się wydwało, spotkałam znajomego z Wytwórni. Znasz Go córko. Wąsaty rekwizytor. Teraz u Pasikowskieg robi. Ze Smarzowskim kręcił " kler".

Doopki nam przemarzły. Głodne byłyśmy ale wytrwałyśmy do końca.
W drodze do domu zasiliłyśmy się miętą. Pogadałyśmy z hodowcami ;), pomiziałyśmy koniki i tyle.
W domu amciu, spacer z piesami i zgon. Padłam jak neptek.

Dziś rowerem. zamiast nóg. Młąda piechtą.
Nie inaczej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz